Smaki i smaczki Azji
Młodzi rybniczanie opowiadają o swoich przygodach podczas 7-tygodniowej wyprawy życia.
Rozmowa z Markiem Kaczyńskim oraz Jackiem i Tomkiem Piecha na temat ich wakacyjnej podróży po Azji, podczas której przebyli koleją transsyberyjską ponad 5 tys. km, skosztowali najlepszych kuchni świata oraz zabawiali gdzieniegdzie jako showmeni... kolorem swojej skóry!
– Zaczął się znów rok akademicki, wy jednak z pewnością nadal jesteście myślami gdzieś w Azji.
– Tomek: Lwów–Moskwa–Irkuck – Pekin – Xian – Chengdu – Kanton – Hongkong – Makau – Katmandu – Chitwan – Delhi. To była nasza podróż... wrócić do codzienności nie jest łatwo. A Azja... tam się chce być, tam jest jakiś taki klimat... Nie wolno też zapominać o wspaniałej kuchni, której nam brakuje.
– Jacek: Po tym, czego doświadczyliśmy, jedzenie w Polsce wydaje się trochę niewyraźne, uboższe. W Chinach próbowaliśmy potraw trzech kuchni regionalnych: kantońskiej, mandaryńskiej, no i syczuańskiej oczywiście, która ma w sobie to piekiełko i jest chyba najlepsza na świecie. Muszę powiedzieć, że po przygodzie w Syczuanie nie ma już dla mnie ostrego jedzenia.
– Marek: Jest w tym jedzeniu coś, że chce się go coraz więcej. Zresztą nie tylko jedzenia, ale Azji jako takiej. Nasza wyprawa trwała 7 tygodni, wróciliśmy z niej niedawno, a ja już chciałbym tam wracać.
– Tomek: Lwów–Moskwa–Irkuck – Pekin – Xian – Chengdu – Kanton – Hongkong – Makau – Katmandu – Chitwan – Delhi. To była nasza podróż... wrócić do codzienności nie jest łatwo. A Azja... tam się chce być, tam jest jakiś taki klimat... Nie wolno też zapominać o wspaniałej kuchni, której nam brakuje.
– Jacek: Po tym, czego doświadczyliśmy, jedzenie w Polsce wydaje się trochę niewyraźne, uboższe. W Chinach próbowaliśmy potraw trzech kuchni regionalnych: kantońskiej, mandaryńskiej, no i syczuańskiej oczywiście, która ma w sobie to piekiełko i jest chyba najlepsza na świecie. Muszę powiedzieć, że po przygodzie w Syczuanie nie ma już dla mnie ostrego jedzenia.
– Marek: Jest w tym jedzeniu coś, że chce się go coraz więcej. Zresztą nie tylko jedzenia, ale Azji jako takiej. Nasza wyprawa trwała 7 tygodni, wróciliśmy z niej niedawno, a ja już chciałbym tam wracać.
– Kiedy powstał pomysł na wyprawę do Azji?
– Jacek: Na początku chciałem zobaczyć Mongolię. Powiedziałem o tym Markowi w listopadzie i zaczęliśmy w internecie zbierać informacje.
– Marek: No, ale jak do Mongolii, to od razu można skoczyć do Chin, jak tam, to i do Nepalu... z Nepalu jest blisko do Indii – no i tak się to rozciągnęło, że z Mongolii musieliśmy ostatecznie zrezygnować. W grudniu kupiliśmy pierwszy bilet lotniczy. To była relacja Delhi–Warszawa na 15 sierpnia – był to najtańszy sposób na powrót do Polski.
– Jacek: Na początku chciałem zobaczyć Mongolię. Powiedziałem o tym Markowi w listopadzie i zaczęliśmy w internecie zbierać informacje.
– Marek: No, ale jak do Mongolii, to od razu można skoczyć do Chin, jak tam, to i do Nepalu... z Nepalu jest blisko do Indii – no i tak się to rozciągnęło, że z Mongolii musieliśmy ostatecznie zrezygnować. W grudniu kupiliśmy pierwszy bilet lotniczy. To była relacja Delhi–Warszawa na 15 sierpnia – był to najtańszy sposób na powrót do Polski.
– Jak wyglądało planowanie waszej podróży?
– Jacek: Takich wypraw nie da się dokładnie zaplanować. Wiedzieliśmy, jakie miasta chcemy odwiedzić, reszta zależała od okoliczności i naszych pomysłów. Oprócz tego, 15 sierpnia, takim ograniczeniem był jeszcze tylko 11 lipca. Kończyła nam się wtedy wiza rosyjska.
– Marek: Z dokumentami też była ciekawa historia. Gdy przekraczaliśmy pieszo granicę nepalsko–indyjską okazało się, że jeden z nas zgubił kartę imigracyjną. To nie było nic poważnego, taki świstek papieru, który służy celnikom jako informacja, ilu ludzi przekracza granicę. No i żeby nie było problemów, musieliśmy wręczyć łapówkę... 2 dolary... do podziału na sześciu strażników!
– Tomek: Wracając do Indii... Będąc w tym kraju, można odnieść wrażenie, że miejscami jest tam więcej szczurów niż ludzi. Dla mnie ta podróż mogłaby się odbyć bez Indii, chociaż teraz niechęć do tego kraju powoli przemija. Nawet na samo zakończenie naszej wyprawy czekały nas tam nieprzyjemności. Zamówiliśmy taksówkę, by ta zawiozła nas na lotnisko. Facet wiedział o nas dzień wcześniej, ale i tak musieliśmy tuż przed wylotem stać w półtoragodzinnej kolejce na stację benzynową, bo w taksówce nie było już paliwa.
– Jacek: Był też inny problem z taksówką. Obsługiwały ją aż cztery osoby, które „pomagały” załadować bagaże, a potem ładowały się z nami do środka! Na ulicach widać straszną biedę. Niektórzy rodzice specjalnie okaleczają swoje dzieci, by te mogły skuteczniej żebrać.
– Tomek: Gdy wyjeżdżaliśmy do Azji, jeden z lekarzy powiedział mi, że „Brytyjczycy wytrzymali tam tyle czasu tylko dlatego, że mieli whisky”.
– Jacek: Takich wypraw nie da się dokładnie zaplanować. Wiedzieliśmy, jakie miasta chcemy odwiedzić, reszta zależała od okoliczności i naszych pomysłów. Oprócz tego, 15 sierpnia, takim ograniczeniem był jeszcze tylko 11 lipca. Kończyła nam się wtedy wiza rosyjska.
– Marek: Z dokumentami też była ciekawa historia. Gdy przekraczaliśmy pieszo granicę nepalsko–indyjską okazało się, że jeden z nas zgubił kartę imigracyjną. To nie było nic poważnego, taki świstek papieru, który służy celnikom jako informacja, ilu ludzi przekracza granicę. No i żeby nie było problemów, musieliśmy wręczyć łapówkę... 2 dolary... do podziału na sześciu strażników!
– Tomek: Wracając do Indii... Będąc w tym kraju, można odnieść wrażenie, że miejscami jest tam więcej szczurów niż ludzi. Dla mnie ta podróż mogłaby się odbyć bez Indii, chociaż teraz niechęć do tego kraju powoli przemija. Nawet na samo zakończenie naszej wyprawy czekały nas tam nieprzyjemności. Zamówiliśmy taksówkę, by ta zawiozła nas na lotnisko. Facet wiedział o nas dzień wcześniej, ale i tak musieliśmy tuż przed wylotem stać w półtoragodzinnej kolejce na stację benzynową, bo w taksówce nie było już paliwa.
– Jacek: Był też inny problem z taksówką. Obsługiwały ją aż cztery osoby, które „pomagały” załadować bagaże, a potem ładowały się z nami do środka! Na ulicach widać straszną biedę. Niektórzy rodzice specjalnie okaleczają swoje dzieci, by te mogły skuteczniej żebrać.
– Tomek: Gdy wyjeżdżaliśmy do Azji, jeden z lekarzy powiedział mi, że „Brytyjczycy wytrzymali tam tyle czasu tylko dlatego, że mieli whisky”.
– Czyli milej wspominacie Chiny? Jak byliście tam traktowani?
– Tomek: Wspaniale. Wybraliśmy się z bratem na plac Tiananmen, by zobaczyć wieczorny rytuał opuszczenia flagi narodowej. Zawsze jest tam wielu ludzi, wszyscy chcą sobie zrobić zdjęcia. Nagle zjawia się armia i zabezpiecza teren. Żadnego patyczkowania się. Po prostu wypychają Chińczyków poza obszar ceremonii. Natomiast wobec turystów jest inaczej. Żołnierz podchodzi i grzecznie prosi o odejście. Poza tym jesteśmy tam atrakcją... robili sobie z nami zdjęcia!
– Marek: Dokładnie tak. Pamiętam, że zrobiliśmy swoją obecnością niezłe show w Chengdu. Tam akurat bywa bardzo mało Europejczyków. Gdy nadeszła pora obiadowa... chmara Chińczyków skupiła się wokół nas i obserwowała, jak jemy. Czuliśmy się jak zwierzęta w klatce zoo!
– Jacek: Chińczycy zachwycają się naszym kolorem skóry. Aczkolwiek tamtejsza kultura jest o wiele starsza niż nasza i oni zdają sobie sprawę z jej wartości i długich tradycji. Każdy zabytek jest tam wielkim powodem do dumy. Sama Olimpiada też zresztą była kwestią honoru. Każdy Chińczyk chciał dołożyć swoją cegiełkę.
– Marek: Tam czuć pewną wspólnotę. Zupełnie obcy ludzie wychodzą na ulicę i wspólnie się bawią. Gdy siadasz z nimi w restauracji, jedzenie zamawia się i jada razem; wszystko leży na środku stołu i każdy może po to sięgnąć. Przy całej swojej biedzie, która tak bardzo nas, Europejczyków, uderza, Chińczycy wyglądają na o wiele od nas szczęśliwszych.
– Tomek: Wspaniale. Wybraliśmy się z bratem na plac Tiananmen, by zobaczyć wieczorny rytuał opuszczenia flagi narodowej. Zawsze jest tam wielu ludzi, wszyscy chcą sobie zrobić zdjęcia. Nagle zjawia się armia i zabezpiecza teren. Żadnego patyczkowania się. Po prostu wypychają Chińczyków poza obszar ceremonii. Natomiast wobec turystów jest inaczej. Żołnierz podchodzi i grzecznie prosi o odejście. Poza tym jesteśmy tam atrakcją... robili sobie z nami zdjęcia!
– Marek: Dokładnie tak. Pamiętam, że zrobiliśmy swoją obecnością niezłe show w Chengdu. Tam akurat bywa bardzo mało Europejczyków. Gdy nadeszła pora obiadowa... chmara Chińczyków skupiła się wokół nas i obserwowała, jak jemy. Czuliśmy się jak zwierzęta w klatce zoo!
– Jacek: Chińczycy zachwycają się naszym kolorem skóry. Aczkolwiek tamtejsza kultura jest o wiele starsza niż nasza i oni zdają sobie sprawę z jej wartości i długich tradycji. Każdy zabytek jest tam wielkim powodem do dumy. Sama Olimpiada też zresztą była kwestią honoru. Każdy Chińczyk chciał dołożyć swoją cegiełkę.
– Marek: Tam czuć pewną wspólnotę. Zupełnie obcy ludzie wychodzą na ulicę i wspólnie się bawią. Gdy siadasz z nimi w restauracji, jedzenie zamawia się i jada razem; wszystko leży na środku stołu i każdy może po to sięgnąć. Przy całej swojej biedzie, która tak bardzo nas, Europejczyków, uderza, Chińczycy wyglądają na o wiele od nas szczęśliwszych.
– Zanim jednak dostaliście się do Chin, była podróż koleją transsyberyjską.
– Jacek: Tak, to było ciekawe doświadczenie. Życie w „transsibie” toczy się od stacji do stacji, na które – tak na marginesie – pociąg przyjeżdża punktualnie. Ludzie ustawiają sobie dzień wg przystanków, by na nich zaopatrzyć się w dalszą podróż. Przejechaliśmy tą koleją dokładnie 5120 km. Mamy z tej podróży rosyjskich kolegów. Spotkaliśmy także studentów z Krakowa – Piotrka i Karola – którzy jechali do Irkucka. Serdecznie ich pozdrawiamy.
– Marek: Tam nie da się nie zawiązać znajomości. Po jakimś czasie traktowałem ten pociąg jak dom. Nie ma żadnych przedziałów, wszyscy jadą razem, z różnymi tobołkami i najdziwniejszymi rzeczami. Aż się łezka w oku kręciła, gdy musieliśmy go opuścić. No i teraz nie przerażają nas już żadne dłuższe trasy pociągiem.
– Tomek: Z takich dziwniejszych sytuacji w pociągu to pamiętam, jak poszliśmy poinformować, że w toaletach nie ma wody. Spojrzeli na nas jak na durniów. Okazało się, że kureczki są tylko dla ozdoby, a my przeoczyliśmy mały przycisk umiejscowiony na końcu kranu. Warunki nie były super, ale w granicach szeroko pojętej przyzwoitości. W Chinach zaś szalety publiczne znacznie różnią się od tych europejskich. Nie ma tam ścian, tylko takie niewysokie murki i każdy widzi innych jak wykonują czynności fizjologiczne – zawsze można sobie pogadać z „sąsiadem”.
– Jacek: W Indiach jest jeszcze gorzej. Za ubikacje często robi jakaś podłużna dziura przy chodniku.
– Jacek: Tak, to było ciekawe doświadczenie. Życie w „transsibie” toczy się od stacji do stacji, na które – tak na marginesie – pociąg przyjeżdża punktualnie. Ludzie ustawiają sobie dzień wg przystanków, by na nich zaopatrzyć się w dalszą podróż. Przejechaliśmy tą koleją dokładnie 5120 km. Mamy z tej podróży rosyjskich kolegów. Spotkaliśmy także studentów z Krakowa – Piotrka i Karola – którzy jechali do Irkucka. Serdecznie ich pozdrawiamy.
– Marek: Tam nie da się nie zawiązać znajomości. Po jakimś czasie traktowałem ten pociąg jak dom. Nie ma żadnych przedziałów, wszyscy jadą razem, z różnymi tobołkami i najdziwniejszymi rzeczami. Aż się łezka w oku kręciła, gdy musieliśmy go opuścić. No i teraz nie przerażają nas już żadne dłuższe trasy pociągiem.
– Tomek: Z takich dziwniejszych sytuacji w pociągu to pamiętam, jak poszliśmy poinformować, że w toaletach nie ma wody. Spojrzeli na nas jak na durniów. Okazało się, że kureczki są tylko dla ozdoby, a my przeoczyliśmy mały przycisk umiejscowiony na końcu kranu. Warunki nie były super, ale w granicach szeroko pojętej przyzwoitości. W Chinach zaś szalety publiczne znacznie różnią się od tych europejskich. Nie ma tam ścian, tylko takie niewysokie murki i każdy widzi innych jak wykonują czynności fizjologiczne – zawsze można sobie pogadać z „sąsiadem”.
– Jacek: W Indiach jest jeszcze gorzej. Za ubikacje często robi jakaś podłużna dziura przy chodniku.
– A gdzie planujecie jechać za rok?
– Marek: Ja jeszcze nie wiem, jak z pracą i studiami. Wolę nic nie planować.
– Jacek: Może uda się znów gdzieś pojechać, ale tym razem chciałbym zobaczyć jeden kraj, ale dokładnie.
– Tomek: Zastanawiam się, czy nie wyjechać na dwa miesiące do Uzbekistanu.
– Marek: Ja jeszcze nie wiem, jak z pracą i studiami. Wolę nic nie planować.
– Jacek: Może uda się znów gdzieś pojechać, ale tym razem chciałbym zobaczyć jeden kraj, ale dokładnie.
– Tomek: Zastanawiam się, czy nie wyjechać na dwa miesiące do Uzbekistanu.
– Zdradźcie, ile kosztuje taka podróż życia?
– Jacek: Wszystko, czyli wizy, bilety lotnicze, noclegi, załatwialiśmy na własną rękę, co pozwoliło nam sporo zaoszczędzić na pośrednikach. Jedynie bilety na kolej transsyberyjską kupiliśmy przez biuro podróży. Najwięcej środków z naszego budżetu wyniósł właśnie transport – trzeba liczyć się z kosztami około 3000 tysięcy złotych. Poza tym, Azja jest dla Europejczyków niezwykle tania. Dla przykładu, na noclegi w Chinach (21 dni) w pokojach z łazienką i klimatyzacją w centrach miast wydaliśmy 300 zł (na osobę).
– Marek: Najdrożej to dostać się do Azji. W żadnym razie nie opłaca się wyjechać na 2 tygodnie. Pozostałe wydatki to są śmieszne pieniądze. 20 dolarów to był nasz dzienny budżet. Można się za to i porządnie wyspać, i wszystkiego spróbować.
– Jacek: Wszystko, czyli wizy, bilety lotnicze, noclegi, załatwialiśmy na własną rękę, co pozwoliło nam sporo zaoszczędzić na pośrednikach. Jedynie bilety na kolej transsyberyjską kupiliśmy przez biuro podróży. Najwięcej środków z naszego budżetu wyniósł właśnie transport – trzeba liczyć się z kosztami około 3000 tysięcy złotych. Poza tym, Azja jest dla Europejczyków niezwykle tania. Dla przykładu, na noclegi w Chinach (21 dni) w pokojach z łazienką i klimatyzacją w centrach miast wydaliśmy 300 zł (na osobę).
– Marek: Najdrożej to dostać się do Azji. W żadnym razie nie opłaca się wyjechać na 2 tygodnie. Pozostałe wydatki to są śmieszne pieniądze. 20 dolarów to był nasz dzienny budżet. Można się za to i porządnie wyspać, i wszystkiego spróbować.
Rozmawiał Krystian Szytenhelm
Najnowsze komentarze