Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Prezentacje z królem fitnessu

30.09.2008 00:00
W Domu Kultury Chwałowice po raz siódmy zaprezentowali filmy twórcy niezależni.
– Nigdy nie ucieknę od komedii, bo wyglądam jak wyglądam. Każdy kto spojrzy na moją gębę zaczyna się śmiać, ale byłoby gorzej, gdyby płakał – mówił Cezary Żak, gość specjalny Rybnickich Prezentacji Filmu Niezależnego (RePeFeNe).
 
Aktor znany z komediowych ról w takich serialach jak „Miodowe lata”, czy „Ranczo” chętnie opowiadał o kulisach tych produkcji. – Początkowo miałem grać tylko księdza. Potem scenarzysta wpadł na pomysł wójta bliźniaka. To było zanim bliźniacy zaczęli rządzić naszym krajem – zdradził Żak. Przyznał też, że postać serialowego wójta wzorował na swoim stryju, zaś przygotowując się do roli księdza, przyglądał się prawdziwym duchownym. – Raz nawet zaczaiłem się w krzakach, żeby podejrzeć jak ksiądz wraca po mszy na plebanię. Niestety, przyłapały mnie dwie panie i usłyszałem: A pan co tu robi? Zacząłem im tłumaczyć, że przygotowuję się do roli, ale nie wiem czy mi uwierzyły – wspominał. Podczas spotkania w Chwałowicach widzowie mogli też poznać nieco inne oblicze aktora, który opowiedział m.in. o swojej przygodzie z kinem niezależnym. Kilka lat temu Cezary Żak wystąpił w filmie „RajUstopy” Roberta Wista. – Przyszedł do mnie facet i powiedział, że nie umie robić filmów, ale ma scenariusz, który uważa za wybitny. Pomyślałem, dlaczego nie spróbować. Na planie zdjęciowym okazało się, że naprawdę nie potrafi robić filmów. Ale już nie mogłem się wycofać – wspominał ze śmiechem.
 
Czekam na skoki z Wielkiej Krokwi
 
Gościa także rozbawił tytuł, jaki przyznał mu jeden z portali internetowych, który ochrzcił go: Królem Polskiego Fitnessu. – To fakt, że w ciągu trzech lat, od czasu zakończenia „Miodowych lat”, schudłem 30 kg. Nie chciałem do końca życia zostać Karolem Krawczykiem, więc musiałem się zmienić, ale to akurat lubię w tym zawodzie – przyznał. Zdradził też, że nigdy nie żałował, że został aktorem. Jednak nie chciałby, żeby jego córki poszły w ślady jego i jego żony, która też jest aktorką. Wyznał, że marzy o dramatycznej roli, a od pracy i popularności najchętniej odpoczywa w Rzymie. Wiele wskazuje też na to, że nie zobaczymy Cezarego Żaka w „Tańcu z gwiazdami”, ani innym, tego typu programie, choć otrzymywał takie propozycje. – Czekam na skoki z Wielkiej Krokwi, oczywiście bez nart – żartował. O wiele poważniej zrobiło się podczas prezentacji konkursowych, w których znalazło się 29 filmów z ponad stu zgłoszonych. W wielu fabułach dominował dramatyczny ton. – Takie filmy najłatwiej się robi. Trudniej jest zrobić komedię, czy film z pozytywnym przesłaniem. Wyrzucić z siebie pewną nieakceptację czegoś jest łatwiej i w życiu, i w kinie – komentował po projekcjach historyk kina i krytyk filmowy – Jan F. Lewandowski, który przewodniczył jury.
 
Najlepsza była sekcja dokumentów
 
W tym roku udało się uzgodnić jednomyślny werdykt (przed rokiem jeden z jurorów nie podpisał się pod protokołem z obrad jury). Choć nieco trudności z wyborem sprawiły dokumenty. – Tym razem najlepsza była sekcja dokumentów. Było dużo dobrych filmów i w takiej sytuacji jurorom jest trudniej wybierać – przyznał szef jury. Ostatecznie nagrody otrzymali: Aleksandra Ząb z Wrocławia za fabułę „Raz, dwa, trzy”, Michał Mróz z Warszawy za „Drzewo” (eksperyment) i Przemysław Filipowicz z Bolesławca za dokument „Pięknie jest żyć”. Natomiast publiczność najwyżej oceniła film „Umbra” Agnieszki Kostyry z Warszawy, która jako jedyna osobiście odebrała nagrodę. – Nad filmem pracowałam dwa lata. Zagrało w nim 15 aktorów, miałam też sporą ekipę techniczną. To było duże wyzwanie producenckie – przyznała Kostyra, która była reżyserką, autorką scenariusza i kierownikiem produkcji. Warszawianka jest absolwentką Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych, ukończyła też produkcję filmową. „Umbra” to jej pierwszy, niemal autorski film, który zdobył także nagrodę publiczności na festiwalu w Zgierzu. Jego autorka zajmuje się obecnie produkcją etiud studentów szkół filmowych. Rybnickie prezentacje zakończył premierowy pokaz czwartej już, śląskiej produkcji Eugeniusza Klucznioka zatytułowanej „Byzuch, czyli odwiedziny”. – To była fantastyczna przygoda i świetna zabawa. Jak będziecie mieli okazję zagrać w takim offowym filmie, to z niej skorzystajcie – zachęcali widzów po projekcji aktorzy Klucznioka, nazywanego śląskim człowiekiem renesansu, bo sam wymyśla scenariusze swoich filmów, jest ich reżyserem, autorem muzyki, dba także o scenografię, no i występuje w nich jako aktor. „Tygodnik Rybnicki” był patronem medialnym RePeFeNe.
 
Beata Mońka
  • Numer: 40 (99)
  • Data wydania: 30.09.08