Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Dyżurny plastyk Rybnika

30.09.2008 00:00
Rozmowa z Krzysztofem Dublewskim, autorem wzoru prezydenckiego łańcucha, który stanie się wkrótce nowym insygnium Rybnika.
– Media podchwyciły ostatnio nazwisko Dublewski w związku z łańcuchem prezydenckim. W jaki sposób stał się pan autorem wzoru tego nowego insygnium miejskiego?
– Pewnego dnia przyszedł do mnie Lech Gęborski. Wykonałem ten projekt na jego prośbę. Znamy się z Lechem nie od dziś, a i współpracowaliśmy już wcześniej, bo zaprojektowałem także sztandar dla Bractwa Kurkowego. Co do łańcucha... przyznam się, że popełniłem coś takiego po raz pierwszy. Ciekaw jestem, jaka będzie opinia komisji heraldycznej, do której trafił ten wzór. Ze względu na estetykę, odstąpiłem trochę od zasad heraldyki. Otóż na sercu łańcucha znajduje się herb Rybnika. Opatrzyłem go łacińskim napisem „Civitas Rybnik”. Natomiast w zatwierdzonym wzorze naszego herbu nie widnieje taki napis. To może być problem. Wtedy będzie trzeba wyrzucić ten napis poza obręb herbu. Jeśli tylko jednak przyjdzie pozytywna odpowiedź, wzór trafi najprawdopodobniej do warsztatu naszego rybnickiego złotnika, Kłosoka, i już wkrótce będziemy w Rybniku mieli nowy, piękny symbol władzy.
 
– Wprawdzie wykonał pan ten wzór na prośbę Gęborskiego, ale w zasadzie służyć on będzie miastu, tak samo zresztą jak medal Beneficii Grata Civitas Rybnik czy logo naszego muzeum. Jakie były natomiast początki artysty Dublewskiego?
– No jestem chyba jedynym plastykiem, który wykonuje prace dla miasta. A moje początki... od szóstego roku życia chodziłem na zajęcia z plastyki, prowadzone przez wybitnego rybnickiego artystę, Mariana Raka. To tam właśnie wykonałem swoją pierwszą pracę: przy pomocy zerwanego z podłogi linoleum oraz dłutka ze starego parasola powstał linoryt, przedstawiający kota w butach. Jeszcze z tych pierwszych kroków... nie zapomnę oczywiście mojej pierwszej wygranej w konkursie. Miałem wtedy 7 lat.
 
– A później była już Akademia Sztuk Pięknych we Wrocławiu.
– Tak, pasje z dzieciństwa przekułem w poważniejsze zainteresowania artystyczne. Ukończyłem wrocławską Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych (dzisiejsza ASP) na wydziale malarstwa, grafiki i rzeźby w 1972 r. Następnie była praca na kopalni, a potem jako projektant dekorator w Teatrze Ziemi Rybnickiej. W muzeum natomiast pracuję już chyba z 15 lat. Pełnię tutaj funkcję starszego renowatora dzieł sztuki. Odnawiam różne eksponaty ze zbiorów własnych. Do muzeum trafiają jednak także zlecenia z zewnątrz. Jednym z takich cenniejszych był obraz Józefa Brandta. Co ciekawe, gdy jego właściciel przyniósł nam go do odnowienia, nie zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy z jego wartości.
 
– Do jakiej szkoły można pana przyporządkować?
– Moi koledzy dziwią się czasem, że nie zajmuje mnie abstrakcja czy inne tego typu współczesne nurty. Moją domeną jest realizm, który zresztą bardzo pomaga mi w mojej pracy zawodowej. Czy wyobraża pan sobie, że potrafiłbym dokonać odpowiedniej renowacji jakiegoś obrazu, jeśli moim ulubionym stylem byłyby instalacje? Realizm więc sprzyja moim obowiązkom w muzeum. Natomiast poza pracą zawodową, sztuka przenika moje życie prywatne. Także w wolnych chwilach zajmuję się malarstwem, rysunkiem i projektowaniem graficznym. Moją ulubioną techniką jest akwarela, najczęstszym motywem: pejzaż. Namalowałem już chyba z niecałe dwa tysiące obrazów. Większość jest gdzieś w świecie, niektóre ofiarowałem... na przykład przekazałem ostatnio dwie z moich prac na obchody 80-lecia Ekonomika.
 
Krystian Szytenhelm
  • Numer: 40 (99)
  • Data wydania: 30.09.08