Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Jerzy Luks z Garlanda

16.09.2008 00:00
Jerzy Luks – syn Antoniego i  Pauliny z domu Zimoń – urodził się w Rybniku  w gospodarstwie przy ulicy Dworek 18 września 1925 roku. Jego ojciec, jak wynika  z opowiadania pana Jerzego, zajmował się przede wszystkim gospodarką.

Miał pola na Zielonej i przy Piowniku. Rodzeństwo pana Jerzego to brat i dwie siostry.  Szkołę powszechną ukończył jeszcze przed wojną. Chodził do szkoły w dzielnicy Smolna czyli tej przy ul. Wodzisławskiej. Nie miał jeszcze 18 lat , gdy w 1943 r. został wcielony do Wehrmachtu. Znalazł się we Francji.

Wojenna zawierucha

Pewnego dnia w 1944 r. czekali na wysyłkę na front. W pobliżu pojawili się alianci. Cicho zlikwidowano wartownika i Jerzy Luks znalazł się wśród Kanadyjczyków. Jak się potem okazało do domu w Rybniku przyszła kartka z niemieckiej jednostki, że znalazł się w angielskiej niewoli. Początkowo przeznaczony do armii lądowej odbywał szkolenia. W barakach obozowych zaprzyjaźnił się z dwoma rodakami, którzy także mieli na imię Jurek. Kiedy jednak zdecydowano o przydzieleniu ich na bojowe jednostki pływające, rozdzielono ich niestety, przydzielając do załóg trzech polskich okrętów wojennych: Błyskawicy, Pioruna i Garlanda.

ORP Garland

Jerzy Luks znalazł się na ORP „Garland”. Była to jednostka, która podobnie jak „Piorun” została Polakom wypożyczona na okres wojny przez Anglików w 1940 r. na Malcie (oddany w 1946, w 1947 Anglicy sprzedali go Holendrom). Wielu Anglików zdawało sobie sprawę z roli, jaką odegrali Polacy w obronie Wysp. Po wojnie niegdysiejsi oficerowie pisali książki i nieraz z wielkim uznaniem wyrażali się o polskiej marynarce. Przynajmniej tyle ze strony tych, którzy swe Imperium zbudowali mądrze inwestując w morza i oceany.

W jednej z portowych, angielskich miejscowości rok w rok obchodzi się uroczyście dni obrony przed inwazją niemiecką. Wielką rolę odegrał tu ORP „Błyskawica”. Trudno dziś, aby okręt muzeum przepłynął do Anglii. Jednak Anglicy bardzo chcieliby go widzieć na jubileuszowych uroczystościach. Zaproponowali, by przetransportować okręt do Anglii...

Polska marynarka wojenna

Naczelnik Państwa 28 listopada 1918 r. swym dekretem powołał do życia polską Marynarkę. Jak napisał po wojnie M. Ołdakowski „...powołana wówczas do życia Marynarka Wojenna w czasie ostatniej wojny była jedynym rodzajem w Siłach Zbrojnych RP, który nie przestał istnieć przez całą wojnę ani na chwilę, który udowadniał, że Polska walczy, a pokłady okrętów stały się jedynym niezależnym skrawkiem ziemi polskiej.”

Polska Marynarka Wojenna (PMW) w 1939 r. posiadała cztery niszczyciele i największy polski okręt „Gryf”. Odegrała znaczącą rolę. Warto przytoczyć opinie Anglików. A jest ich doprawdy bardzo wiele. Już 12.10.1939 r. „The Times” donosił o bohaterskiej ucieczce „Orła” pod dowództwem kapitana Jana Grudzińskiego. 11.11.1941 r. to samo pismo: „...the Polish destroyer PIORUN - that shadowed and attacked the BISMARCK...”. Wcześniej pisano o czterech polskich podchorążych, którzy zginęli na krązowniku „Hood”, który był dumą brytyjskiej floty, i którego zatopił „Bismarck”. U nas chyba zupełnie zapomniano, że to „Piorun” jako pierwszy z czterema angielskimi niszczycielami wytropił gonionego „Bismarcka” i mało tego, ryzykując wszystko, nawiązał z nim kontakt ogniowy! Absolutnie adekwatne do określenia walki Dawida z Goliatem.

Polacy w literaturze

Wiele o Polakach we wspomnieniach książkowych brytyjskich oficerów. O walkach okrętów podwodnych Orła, Sokoła, Wilka. O zatopieniu „Rio de Janeiro” i ratowaniu niemieckich rozbitków. O zaginięciu ORP Orzeł. W 1944 r. ukazała się nawet cała książka poświęcona PMW pt. „Navy in Exile” autorstwa A. D. Divine. W tym londyńskim wydaniu jest sporo nieznanych faktów. Czasami były perypetie z wymową np. „Krakowiaka” zwano Crackerjack... Admirał Vian opisując w swej kasiążce „Action this day” akcję swego zespołu niszczycieli opisuje otwarcie ognia do „Bismarcka” ze znajdującego się na lewym skrzydle „Pioruna” i odpowiedź Goliata ze swych głównych dział (381mm!). A później wyraża żal, że odesłał „Pioruna” (kończyło się paliwo) do Plymouth, bo został potem zatakowany z powietrza odnosząc wiele uszkodzeń. Pisze: „...perhaps she had better have stayed” („she” gdyż okręt jest w angielskim rodzaju żeńskiego). Dowódcę okrętu Eugeniusza Pławskiego (1895-1972) określa jako „walecznego kapitana”. O „Piorunie” piszą także w swych książkach R. Grenfell - „the Bismarck Episode” i L. Kennedy - „Pursuit, the Sinking of Bismarck”. T. Gorazdowski wspomina o niebywałym przyjęciu „Orła” w bazie brytyjskiej marynarki Scapa Flow, gdzie stały zakotwiczone liniowce, krążowniki, kontrtorpedowce (niszczyciele). „Załogi na baczność wzdłuż burt, najwyższy honor jaki Marynarka Brytyjska może oddać – Polski Okręt Podwodny wchodzi do portu. Dowódca Jaś Grudziński, mały i taki skromny w kiosku.” Przykłady jak bardzo ceniono polskich marynarzy, które podaje T. Gorazdowski mogą napawać tylko dumą. Restauracja w Edynburgu. Gorazdowski siedzi z żoną. Obok przy stoliku trzech kapitanów statków handlowych. Głosy przyzwyczajone do przekrzykiwania wiatru robią swoje i małżeństwo Gorazdowskich słyszy: „Jak mam tych cholernych Polaków w eskorcie, to w nocy śpię rozebrany”.

Michał Palica

  • Numer: 38 (97)
  • Data wydania: 16.09.08