Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Łódka działa jak balsam

26.08.2008 00:00
– Jak odpoczywam? Uciekam z bosmanatu i biorę żaglówkę – mówi Artur Nosiadek.
Artur Nosiadek, bosman na Ośrodku Sportów Wodnych „Pod Żaglami”, opisuje żeglarstwo jako pasjonujący sposób na życie, świetną zabawę i najlepszy wypoczynek. Niebezpieczeństwo czai się jednak za każdym nieodpowiedzialnym podejściem do tego zajęcia!
 
– Jak bezpiecznie żeglować? Czy można się przygotować na takie wydarzenia jak zeszłoroczny biały szkwał na Mazurach?
– Akurat tak się złożyło, że byłem na Mazurach w dwa tygodnie po tych wydarzeniach. Rozmawiałem z ludźmi na Śniardwach, którzy to przeżyli. Ci państwo widzieli potężne czarne chmury od Piszu, co najmniej pół godziny przed burzą. Zwinęli żagle, odpalili silniki, schowali się na wyspie. Przeżyli dramat. Był tak silny wiatr, że drzewa praktycznie kładły się do poziomu. Nic im się nie stało, można więc było uniknąć tragedii. Widzieli jednak, że niektórzy żeglarze stawiali żagle i wypływali. Mówili mi także niektórzy w Giżycku, że ludzie wychodzili z portu mimo ostrzeżeń. Szukali chyba adrenaliny, a kończyło się to potem tragicznie – dwanaście osób, które straciło życie, no i mnóstwo rozbitych jachtów.
 
– Żeglarstwo jest więc bezpieczne, jeśli jest się odpowiedzialnym?
– Tak. To wspaniała forma wypoczynku. Niektórzy niestety nie potrafią odpoczywać bez dużej ilości alkoholu. Najgorsze natomiast, jak wydaje im się, że mają wielkie umiejętności. Gdy zderzają się z rzeczywistością – gdy okazuje się, że brakuje tego wyszkolenia i nie mogą dać sobie rady – są wtedy bezbronni.
 
– Czy nad Zalewem Rybnickim jest bezpiecznie?
– Mamy tutaj dwie motorówki, które zabezpieczają żeglarzy. Oprócz tego jest jeszcze WOPR i policja. Nie jest to wypoczynek bez kontroli. Chodzimy na nabrzeżu i obserwujemy przez lornetki. Jak zaczyna się burza, ściągamy łódki – dajemy znać, żeby ludzie schodzili do brzegu. Zresztą, z tego co pamiętam, w tym roku były jak na razie tylko dwie wywrotki. Nikt się nawet nie skaleczył. Warunki do żeglowania natomiast mogą być tutaj niebezpieczne. Trzy tygodnie temu przeszła taka wichura, że połamało kilka drzew. Była tak wysoka fala, że zatopiło nam nawet motorówkę. Od tego jednak tutaj jesteśmy, żeby nikt w takich warunkach nie wypływał.
 
– Jak zaczęła się pańska przygoda z żeglugą?
– O, to było bardzo dawno temu. Żegluję już 40 lat. Zaczynałem w klubie ROW Rybnik. Przeszedłem wszystkie etapy szkoleniowe od łódek regatowych do turystyki, oraz od Zalewu Rybnickiego, przez Mazury, po morskie wyprawy. Myślę, że to właśnie czyni żeglarstwo bezpiecznym zajęciem. Ludzie z klubu, którzy przeszli te poszczególne etapy i pojawiają się tutaj regularnie, są dobrze wyszkoleni. Wiedzą, jak się zachować w różnych sytuacjach. To jest zresztą także bardzo wesoła ekipa. Organizujemy tutaj często wspólne wypady Dezetą, a potem ognisko, gitara i śpiew. Po prostu fajna zabawa na tle żagla.
 
– Zabawa, a czym jeszcze jest dla pana żeglarstwo?
– To jest jakiś sposób na życie. U mnie w domu żeglują wszyscy. Syn jest właśnie na Mazurach, córka pomaga mi w bosmanacie. My żyjemy i wypoczywamy pod żaglami. Gdy mówię, że idę odpocząć, to znaczy, że uciekam z bosmanatu i biorą żaglówkę.
 
Rozmawiał: Krystian Szytenhelm
  • Numer: 35 (94)
  • Data wydania: 26.08.08