Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Cudem wyszliśmy cało!

26.08.2008 00:00
W miniony czwartek obchodziliśmy rocznicę tragedii na Mazurach, w której zginęło 12 osób. Podejmując na naszych łamach temat żeglarstwa – jako sposobu na życie, wyzwania, wypoczynku, dobrej zabawy, pragniemy uczcić pamięć ofiar.
Rybnicki żeglarz wspomina tragedię na Mazurach sprzed roku
 
Mateusz Strużek opowiada o żeglowaniu. Niebezpieczeństwo związane ze swoją pasją uświadomił sobie w pełni dopiero po przeżyciu zeszłorocznej tragedii na Mazurach.
 
– Kiedy zaczęła się twoja przygoda z żeglarstwem?
– Gdy dwa lata temu na Mazurach po raz pierwszy zetknąłem się z żeglarstwem, od razu wiedziałem, że muszę mieć patent. Bardzo mi się spodobało i niedługo potem zapisałem się na kurs. Od tamtego czasu staram się regularnie pływać po Zalewie Rybnickim, zdarzają się też wypady na Mazury. Mówią zresztą, że możesz pływać na Zalewie dziesięć lat, ale pojedziesz dwa razy na Mazury i się o wiele więcej nauczysz. Uczę się więc nieustannie; zdarza się, że i na głupich błędach, które na szczęście nie kończą się kąpielą.
 
– Opowiedz o jednym z takich błędów.
– Pewnego popołudnia pływaliśmy sobie tutaj beztrosko. Było 4 w skali Beauforta. Kolega prowadził łódkę i, zbliżając się do portu, chciał zawrócić przez burtę, ale w naszym ustawieniu względem wiatru był to poważny błąd. Przeskoczyliśmy na podnoszącą się burtę łodzi. W ostatniej chwili, wykorzystując balast naszych ciał, udało nam się nie dopuścić do wywrotki. Kapitan stojący przy bosmanacie chwytał się potem za głowę: – Chłopcy, jak ja was widziałem... jeszcze trochę i bylibyście w wodzie. – Odpowiedzieliśmy tylko jedno: Panie, myśmy tydzień temu przeżyli „biały szkwał” na Mazurach. Po czym dał nam spokój.
 
– No właśnie. 21 sierpnia minęła rocznica tragedii na Mazurach. W ten pamiętny dla wielu wtorek, około godz. 15.00 pojawiła się chmura burzowa, która pozostawiła po sobie 12 ofiar śmiertelnych i wielkie spustoszenie. WOPR w czasie akcji ratowniczej wyłowił ponad sto osób, około sto jachtów się przewróciło, kilka zatonęło. Byłeś tam wtedy na wakacjach.
– Tak, wybrałem się z przyjaciółmi na tydzień. Przepłynęliśmy całe Mazury głównym szlakiem od Giżycka do Mikołajek i z powrotem. Na trasie tej były oczywiście zdarzenia z 21 sierpnia... Rankiem tego dnia była piękna, wakacyjna pogoda. Prognozy zapowiadały jedynie przelotne deszcze. Po południu, tuż przed burzą, przepływaliśmy akurat pod mostem drogowym w okolicach półwyspu Kula, musieliśmy więc złożyć maszt i płynąć na silniku. Jest tam bardzo gęste zalesienie, mało co widzieliśmy, ale zauważyliśmy, że nasze pogodne, czyste niebo połykają w niezwykłym tempie granatowe chmury. Zapanowała kompletna cisza... cisza przed burzą. Nagle woda zaczęła się burzyć. Zbierało się na biały szkwał.
 
– Jak wygląda biały szkwał?
– Po tej przejmującej ciszy zaczęły w nas nagle walić ściany powietrza – byliśmy tym oszołomieni. Wyczytaliśmy potem, że prędkość wiatru dochodziła nawet do 130 km/h! Woprowcy zanotowali 13 stopni w skali Beauforta. Gdy taki nagły i silny wiatr zaczyna podcinać wodę, robi się bardzo siwo. Nad jeziorem wysunęła się wokół nas biała kotara. W literaturze marynistycznej oraz potocznie nazywa się to zjawisko białym szkwałem.
 
– Co zeobiliście w tej sytuacji?
– Nie wiemy, co się będzie działo, płyniemy więc blisko brzegu. Nasza łódź zaczęła tracić sterowność. Płynęliśmy cały czas pod wiatr. Połykaliśmy fale, ale śruba co chwilę wychodziła z wody i silnik zaczynał przerażająco wyć. Nagle zauważyliśmy pomost i człowieka, który machał nam ostrzegawczo rękami. Zrobiłem ostry zwrot i wpłynąłem na pełnym gazie do miejsca naszego azylu. Bałem się, że zniosą nas fale, ale udało się! Przywiązaliśmy łódkę do drzew, weszliśmy do środka i uszczelniliśmy wszystkie dziury, przez które przelewała się teraz strumieniami woda. Chyba udało mi się zachować zimną krew, zdążyłem jeszcze krzyknąć: Zdjęcia róbcie!
 
– Był więc już czas dla fotoreporterów, czy zagrożenie minęło?
– Dla nas tak. Nie wiedzieliśmy, co dalej. Przeżyliśmy chwile grozy, teraz czuliśmy się bezpiecznie. Wyciągnęliśmy piwko, zaczęliśmy grać na gitarze. Po godzinie szkwału zapanowała kompletna cisza. Gdy na drugi dzień dowiedzieliśmy się o ofiarach..., zrobiło nam się strasznie głupio. Dziwne uczucie absurdu życia, losu. Robiliśmy imprezę w środku wielkiej wichury, podczas gdy w tym samym czasie ginęli ludzie.
 
– Mieliście coś w rodzaju kaca moralnego, ale chyba niesłusznie, nie mogliście przecież dla nikogo nic zrobić. Sami cudem wyszliście z tego cało.
– Tak – cudem. Życie to zbieg okoliczności. Mieliśmy szczęście, że szkwał zastał nas akurat w tym miejscu: przepływaliśmy pod mostem, mieliśmy więc zrzucone żagle; wokół nas było spore zalesienie, które trochę hamowało uderzenia wiatru; no i jeszcze ten pomost, który w ostatniej chwili się pojawił, jakby specjalnie dla nas. Gdyby nie te okoliczności, nie wiem, jakby się to skończyło.
 
Rozmawiał: Krystian Szytenhelm
  • Numer: 35 (94)
  • Data wydania: 26.08.08