Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Puszczanie bąków i czarna wołga

05.08.2008 00:00
Rozśmieszanie innych może być sposobem na życie, co udowadnia rybniczanin Krzysztof Czajka z Rybnika.

– Wykonanie makijażu, czyli biały podkład, czarny kontur, czerwone usta zajmuje mi od 12 do 20 sekund. A często lusterko zastępuje mi płyta CD z muzyką do występu. To jest wykonalne. Wiem, bo maluję się częściej niż niejedna kobieta – opowiada rybniczanin Wojciech Czajka, który od 10 lat jako klaun zajmuje się zawodowo rozśmieszaniem innych.

Jestem totalnym naturszczykiem. W naszym kraju nie ma szkoły dla klaunów. Mnie zaraził tą „chorobą” jeden z najlepszych na świecie klaunów, w tej chwili emeryt – Wielki Zowo z Zabrza. To jedyny klaun z Polski, który występował przed obliczem szacha Iranu – wspomina Czajka, czyli Klaun Dyzio. Jest rodowitym rybniczaninem, ukończył LO w Gliwicach i trzyletnią szkołę pomaturalną w Bydgoszczy na kierunku: organizator rozrywki. Gdy zrezygnował z pracy w jednym ze śląskich teatrów, gdzie zajmował się organizacją widowni, zaczął występować jako klaun na domowych przyjęciach dla dzieci.

Żonglują słowem i pochodniami

Przypadek sprawił, że go dostrzeżono i trafił do programu Wielkiego Zowo. Popisowym numerem Klauna Dyzio było robienie zwierzątek z balonów.  – Pewnego dnia mój znajomy szukał kogoś, kto by poprowadził godzinny program dla dzieci. Chwyciłem się za łeb, ale stwierdziłem: ok. wchodzę w to. To było w Domu Kultury w Mikołowie. Pamiętam jak trzęsły mi się nogi – wspomina pierwszy duży występ. Czym wypełnił godzinne show? – Stresem – odpowiada krótko. Jednak okazało się wtedy, że potrafi skupić uwagę dzieci. Dzisiaj ma kilka programów, opierających się na żartach słowno-sytuacyjnych. Ich bohaterami są: oczywiście Klaun Dyzio, ale i Ufoludek Zenek, czy Świnka Balbinka. – Potrafię żonglować słowem, ale mam ludzi w teamie, którzy żonglują nawet płonącymi pochodniami. Ostatnio nauczyłem się też sztuczki iluzjonistycznej. Natomiast wszystkie sceniczne stroje szyje moja mama, która jest emerytowanym lekarzem. Obecnie mam ich około 70 – podsumowuje.

Klaun niczym czarna wołga

Klaun Dyzio dochował się już kilku wychowanków, którzy założyli własne agencje promocyjne i występują w całej Polsce, a nawet za granicą. Sam ma obecnie troje partnerów scenicznych: dwie koleżanki i kolegę. Pod jego okiem pierwsze doświadczenia zawodowe   zdobywała także jego żona Bogusława. Razem z ekipą ustala główny zarys każdego występu, a reszta to w dużej części improwizacja. Jak przyznaje Krzysztof Czajka, reakcje dzieci są nieprzewidywalne.  – Wiele razy się zdarzyło, że mieliśmy publiczność jakby przed chwilą wyszła ze sklepu, gdzie wykupiła kije od szczotek. Dzieci się bały do nas podejść, bo słyszały wcześniej od rodziców: nie podchodź, bo pan cie zabierze. W tej chwili klaun jest synonimem czarnej wołgi. Za komuny straszono dzieci czarną wołgą, teraz klaunem – stwierdza Czajka. Oczywiście stara się zmieniać takie podejście. Służy temu m.in. przedsięwzięcie „Dzień dobrego humoru”.

Czerwone nosy na pamiątkę

On i jego koledzy odwiedzają przedszkola, gdzie przez cały dzień bawią się z dziećmi. Te na pamiątkę otrzymują czerwone nosy. W tym roku gościli także w kilkunastu rybnickich przedszkolach.  Często występują na imprezach firmowych, czy festynach, w których uczestniczą całe rodziny. Ostatnio furorę robi konkurs puszczania bąków. – Niedawno  pewien pan zrobił się czerwony jak burak, gdy mu kazałem puścić na scenie bąka. Nie wiedział o co chodzi, ale potem śmiał sie do rozpuku. Wielu ludzi reaguje z niesmakiem. Myślą: konkurs puszczania bąków, będzie wiocha. A mowa o popularnej kiedyś zabawce, której dzisiaj większość dzieci i wielu rodziców nie potrafi uruchomić – stwierdza Klaun Dyzio. Dodaje, że zdarzały mu się także propozycje występów na wieczorach panieńskich i bynajmniej nie chodziło o striptiz. – Kiedyś jechałem ponad 100 kilometrów do pewnej solenizantki, żeby jej wręczyć prezent – wspomina.

Nie ma nic przyjemniejszego niż brawa

Częste wyjazdy to specyfika tej pracy. Jednak Klaun Dyzio nie zamierza się wyprowadzać z Rybnika, chociaż otrzymuje zlecenia występów z całej Polski. – Może kiedyś doczekam się, że z Gotartowic do Warszawy będzie latała powietrzna taksówka, co skróci czas dojazdów – śmieje się. Ponieważ nie chce się rozstawać z rodzinnym miastem i najbliższymi, nie przyjął wielokrotnie składnej mu propozycji pracy w rosyjskim cyrku. Marzy, żeby mieć swój program w telewizji i otworzyć szkołę przygotowującą do zawodu klauna. No i może w końcu dostanie zaproszenie do udziału w jakiejś większej imprezie w rodzinnym mieście Rybniku.

Radosny jak na basenie

W przyszłości zamierza zostać menedżerem i organizować występy  innych. A może zostanie politykiem? – Ciągnie mnie do polityki, bo mam potrzebę zrobienia czegoś dla ludzi, na przykład mam pomysł na służbę zdrowia – stwierdza. Choć wielu jego znajomych uważa, że jego zajęcie jest niepoważne, rozśmieszanie innych sprawia mu dużą frajdę, a i pozwala zarabiać na życie. – Gdy zaczynam występ, wszystkie problemy zostają za drzwiami. Po godzinie schodzę ze sceny zrelaksowany jak po przepłynięciu kilku długości basenu i to mi sprawia radość. No i nie ma nic przyjemniejszego niż brawa na koniec występu, szczególnie od tak wymagającej publiczności jaką są dzieci – podsumowuje.

Beata Mońka

  • Numer: 32 (91)
  • Data wydania: 05.08.08