Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

To już jest koniec...

03.06.2008 00:00
Piłkarze Energetyka ROW Rybnik przedwcześnie zakończyli sezon.

W ostatnią sobotę miało być wielkie piłkarskie święto zakończone fetą z okazji awansu do baraży o II ligę. Niestety skończyło się na tym, że nie było ani święta na trybunach, ani tym bardziej fety wśród piłkarzy po meczu.

Musieli wygrać

Przed ostatnią kolejką rozgrywek ligowych IV ligi nasi piłkarze byli liderami w tabeli. Nad zajmującym drugie miejsce Pniówkiem Pawłowice mieli jednak tylko punkt przewagi. Chcąc więc utrzymać tę lokatę, rybniczanie musieli wygrać swój ostatni ligowy mecz. Do Rybnika przyjeżdżała jednak bardzo silna drużyna ze Skoczowa, która w listopadowym meczu na własnym stadionie rozgromiła ROW 3:0. Tym razem faworytem był nasz zespół, ale rywale z pewnością dodatkowo motywowani przez Pniówek, nie zamierzali poddawać się bez walki.

Doping zza bramy

Początek tego jakże ważnego dla naszej drużyny spotkania oglądało zaledwie około 200 widzów. Co najmniej drugie tyle zostało przed bramami protestując przeciwko wysokim cenom biletów, które były efektem połączenia tego spotkania z żużlowym memoriałem im. Łukasza Romanka. Rybniccy działacze chyba liczyli, że taki „dwumecz” przyciągnie na pojedynek piłkarzy większą liczbę kibiców, jednak srogo się zawiedli. Kibice żużla w znacznej większości pojawili się bowiem na stadionie dopiero po meczu piłkarzy, a ci nieliczni, którzy zjawili się w jego trakcie (w sumie może maksymalnie 400 osób), nie byli w stanie stworzyć takiej atmosfery, jaką zwykle tworzyli piłkarscy fani. W efekcie piłkarze ROW–u dopingowani byli jedynie przez kibiców stojących pod stadionem, a ci będący na nim, ograniczali się tylko do sporadycznych oklasków.

Główka najmniejszego

Pierwsze minuty tego spotkania były spokojne. Oba zespoły badały swoje możliwości. Pierwszą dobrą sytuację do strzelenia gola mieli goście, jednak strzegący bramki ROW–u – Andrzej Skrocki zdołał odbić strzał Arkadiusza Ihasa, a biegnącego do dobitki Roberta Tkocza uprzedził Tomasz Starowicz. W odpowiedzi cztery minuty później po ładnym rajdzie Kamil Kostecki znalazł się sam na sam z bramkarzem Beskidu – Joachimem Miklerem. Niestety przegrał ten pojedynek, a jak się później okazało – nie był to ostatni tego dnia taki przypadek. W 28. minucie było już jednak 1:0 dla ROW–u. Rzut wolny wykonywał Marek Kubisz, wrzucił piłkę w pole karne, gdzie celną główką do siatki posłał ją, chyba najmniejszy na boisku, Grzegorz Dzięgielowski. W tej części meczu rybniczanie mogli jeszcze dwa razy podwyższyć prowadzenie, ale najpierw w 35. minucie po podaniu Piotra Pacholskiego Kostecki strzałem głową z kilku metrów nie trafił do bramki, a później w 43. minucie po podaniu Gabriela Nowaka uprzedził go golkiper Beskidu. Te sytuacje to jednak nic w porównaniu z tym, co marnowali rybniczanie w drugiej połowie meczu.

Grom z jasnego nieba

Po zmianie stron po dziesięciu minutach gry powinno już być 3:0. Najpierw jednak w 50. minucie po raz kolejny Kostecki przegrał pojedynek sam na sam z Miklerem, a w 54. minucie Tomasz Kuś w podobnej sytuacji strzelił nad poprzeczką. Chwilę później szczęście dopisało tym razem rybnickiej drużynie, kiedy Skrocki instynktownie obronił nogami strzał z bliska Ihasa. Tego szczęścia gospodarzom zabrakło jednak w 66. minucie. Wtedy to po rzucie rożnym w zamieszaniu podbramkowym najlepiej znalazł się właśnie Ihas i zrobiło się 1:1. Nie mający nic do stracenia piłkarze ROW–u rzucili się do frontalnych ataków, jednak nadal dawali prawdziwy popis nieskuteczności. W 68. minucie w sytuacji sam na sam Kostecki trafił w słupek. Cztery minuty później po jego kolejnym uderzeniu bramkarz przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Z kolei w 79. minucie zrezygnowany już chyba popularny Kostek zamiast strzelać, podał piłkę na środek pola karnego do... nikogo. W końcu klasyczną kontrę wyprowadzili przyjezdni, po której precyzyjnym lobem z prawej strony popisał się Tomasz Gredka i Skrocki po raz drugi musiał tego dnia wyjmować piłkę z siatki. To było jak grom z jasnego nieba. Dosłownie i w przenośni, bo chwilę później nad rybnickim stadionem rozpętała się ulewa w akompaniamencie piorunów... Nasi piłkarze nadal próbowali zmienić losy tego meczu. Atakowali, strzelali, starali się, ale nic z tego nie wychodziło. Czym bliżej było do końca meczu, tym jaśniejsze stawało się, że wygrać już go się po prostu nie uda. W końcu sędzia zakończył spotkanie, skoczowianie rozpoczęli swój taniec radości, a nasi piłkarze długo nie schodzili z murawy nie potrafiąc się pogodzić z myślą o straconej niesamowitej szansie. Szansie na ciekawe mecze barażowe, a być może i na pokazanie się w nowej II lidze. W równolegle bowiem rozgrywanym meczu, Pniówek pokonał Polonię Łaziska 3:1 i to oni zagrają w barażach o II ligę. Tymczasem dla ROW–u już w maju zakończył się sezon. Cztery dni wcześniej bowiem po bardzo słabym meczu przegrał on 1:3 w ćwierćfinale wojewódzkiego Pucharu Polski w Kromołowie z miejscowym IV–ligowym Źródłem. Wprawdzie w spotkaniu tym rybniczanie zagrali w rezerwowym składzie, ale właśnie w takowym dwa tygodnie wcześniej po fantastycznym widowisku pokonali III–ligowy Raków Częstochowa...

W III lidze z Opolszczyzną

Czy zakończony w ten sposób sezon można zaliczyć więc po stronie plusów? Na podsumowanie chyba przyjdzie czas dopiero wtedy, gdy wszyscy ochłoną. Póki co w sercu każdego piłkarza, trenera i kibica rybnickiego ROW–u przeważa żal i smutek. W sezonie 2008/2009 rybniczanie występować więc będą w nowej III lidze. Wprawdzie jest ona tak naprawdę jedynie czwartą ligą, ale z drugiej strony zagrają w niej mocniejsze zespoły niż te, z jakimi dotychczas nasza drużyna musiała się potykać w II grupie śląskiej IV ligi. Będą to bowiem ekipy zarówno z województwa śląskiego, jak i opolskiego. Czy ROW włączy się w walkę o awans do II ligi? Na dzień dzisiejszy trudno cokolwiek przewidzieć. Nie wiadomo bowiem kompletnie nic: ani kto w tej drużynie będzie występował, ani kto ją będzie trenował, ani nawet to, kto nią będzie zarządzał...

Po meczu trener ROW–u Franciszek Krótki powiedział:
To jest tylko sport, a w nim zawsze wygrywają ci, co mają pieniądze. Uważam, że myśmy nie rozegrali dzisiaj słabego meczu. Piłkarze na pewno bardzo chcieli go wygrać. Zabrakło im jednak zimnej krwi w sytuacjach, jakie stworzyli. To nie jest jednak pierwszy taki mecz. Zdobyliśmy w tych rozgrywkach najwięcej bramek, ale przy najniższej skuteczności. Marnujemy niesamowicie dużą liczbę sytuacji stuprocentowych. Beskid dzisiaj nie miał ani jednej takiej, a strzelił dwie bramki. Przed tym meczem starałem się zawodników nastawić tak, aby ich stres był jak najmniejszy. Ale to się nie da, bo to był ostatni mecz i każdy wiedział w podświadomości, że musi go wygrać. Dodatkowo, jeśli się marnuje kolejne sytuacje, to zawsze istnieje zagrożenie, że tak dobry przeciwnik może strzelić jakąś bramkę...

Łukasz Kozik

  • Numer: 23 (82)
  • Data wydania: 03.06.08