Elegancka rybniczanka, modny rybniczanin
Było w naszym mieście kilkanaście sklepów odzieżowych, domy towarowe, wpierw Leschczinera, potem Czesława Beygi oraz Pragera na rynku. Zapraszamy naszych Czytelników do lektury pierwszej części wspomnień o modzie w Rybniku.
Przedwojenną modę da się wyraźnie podzielić na lata dwudzieste i lata trzydzieste. Większość rodziców rybniczan, z którymi rozmawiałem, przywiązywała wagę do elegancji.
Szyk i moda stanowiły także niepośledni element życia kilku spośród najstarszych rozmówców, bo większość była jeszcze przed wojną dziećmi. Oczywiście, elementy mody wcześniejszych dekad pozostały w latach trzydziestych. Na wielkie uroczystości panowie chodzili nie tylko w melonikach, ale cylindrach i szapoklakach, a panie w kreacjach, które tylko nieco różniły się od tych z lat dwudziestych. Raz była moda na chłopczycę, innym razem podkreślała wszystko, co jak najbardziej kobiece. Sporo z przedwojennego szyku zostało w garderobach mego domu rodzinnego, coś pozostało w pamięci z opowiadań, ale najlepiej oddać głos rybniczanom. Nie wszyscy jednak moi rozmówcy należą do roczników przedwojennych, jak choćby pani Barbara Dyrbuś – związana jest z domem, który wybudowała około połowy lat 30-tych znana rybnicka modystka Maria Wilkowska. Sporo o przedwojennej modzie można dowiedzieć się od pani Aleksandry Majewskiej, panów Emila Stronczka czy Norberta Haidy, którego ojciec zajmował znaczące stanowisko, więc siłą rzeczy przywiązywał dużą wagę do wyglądu.
Moda codzienna, moda wieczorowa
Moda dotyczyła rzecz jasna nie tylko ubioru. Coś było modne do czytania – książki, prasa. Modne były miejscowości, gdzie się wyjeżdżało, modne rodzaje sztuki etc. Jak wszędzie tak i w Rybniku moda z Paryża czy Warszawy wywierała wpływ na ludzi, a rzecz jasna przede wszystkim na panie. Jak wszędzie przez kolorowe czasopisma i film, a dla światowców także przez wojaże. Inna była moda codzienna, inna wieczorowa. Było w naszym mieście kilkanaście sklepów odzieżowych, domy towarowe – wpierw Leschczinera, potem Czesława Beygi oraz Pragera na rynku. Sporo było krawców i krawczyń. Były sklepy wyspecjalizowane np. w kapeluszach. Kilku znanych fryzjerów, dwóch znanych jubilerów. Robiło się fotografie w domu i na ulicy albo u mistrza fotografii, a nawet zamawiało konterfekt.
Binokle w pięknym etui
Tak jak dziś, zwłaszcza młodzi i piękni, ale niekoniecznie bogaci, chcieli błysnąć na rautach czy choćby kursach tańca, po prostu wyróżnić się. W blasku dnia dziewczyna chciała podkreślić swe walory, a chłopak wpaść tej wymarzonej w oko. A potem może do „Polskiego” czy „Polonii” i shimmy, foxtrot, charleston itp. itd. Najwięcej fotografii z tamtych czasów zostało zrobionych na rynku i tradycyjnym deptaku spacerowym Rybnika, czyli na ulicy Sobieskiego. Właściciele, urzędnicy wyższych szczebli, przedsiebiorcy dbali nie tylko o swój wygląd, ale i image swego otoczenia. Nawet służba czy szofer musieli się odpowiednio prezentować. Panie przywiązywały wagę do tego, co dziś modnie określa się make-upem. A propos – wtedy do dobrego tonu należała znajomość francuskiego. Dziś, nie tylko z tych powodów – języka angielskiego. Panie szczególnie interesowała fryzura i biżuteria. Panów piękny pugilares, spinki z masy perłowej przy krawacie i u mankietów, laseczka, srebrna cygarniczka, złota papierośnica czy etui na cygara ze skóry z wytłaczanymi zdobieniami, kieszonkowy chronometr np. Schaffhausena czy Pateka, elegancki sakwojaż, bo jak i dziś istotne były także szczegóły. No i gustowne binokle w pięknym etui.
Moda dotyczyła stylowych mebli, zastawy stołowej czy płócien na ścianach – a wszystko najlepiej po antenatach, więc srebra czy porcelana były nie tyle modne, co rodowe. Rosenthal po babce, miśnia po prababce, china po prapra... Kossak czy inny mistrz po przodkach lub nabyty (najlepiej od biedniejących niegdysiejszych elit) z mniej czy bardziej zdrowego snobizmu.
Sklep z kapeluszami
Maria Wilkowska (1890–1937) przed wojną miała swój sklep z kapeluszami w kamienicy rynkowej i przylegał on do Hotelu Polskiego Myśliwców. Potem sklep przeniesiono do domu przy ulicy Łony i ten punkt rybniczanie najlepiej zapamiętali. Zresztą przez całe lata aż po dziś znajduje się tu sklep z damskimi kapeluszami. Ojcem Marii był Jan Wilkowski (1860–1935). Jan wraz z żoną Elżbietą (1863–1954) mieli prócz Marii córki Mieczysławę (ur. 1904), Władysławę i Antoninę oraz syna. Losy domu Marii, a po niej Mieczysławy Wilkowskiej bywały niewesołe. W 1945 mieścił się tu szpital polowy (obok znajduje się stara willa doktora Rostka), a potem siedziba KGB (obok w domu prof. Libury, a później jego dzieci, w czasie wojny mieszkali hitlerowscy funkcjonariusze). Pani Barbara Dyrbuś pamięta Mieczysławę Wilkowską: bardzo ładna, elegancka, kulturalna i niekonfliktowa. Obraz jej siostry, przynajmniej jeśli chodzi o aparycję, musiał być przypuszczalnie bardzo podobny. Mieczysława zmarła w 1981 r. Póki żyła, troskliwie opiekowała się matką staruszką i schorowaną siostrą Władysławą. Maria była najstarsza. Zmarła na serce jeszcze przed wojną, a sklep pod starą nazwą prowadziła później siostra.
Przypominała Sophię Loren
Inną znaną modystką i krawcową była w Rybniku Eleonora Kopyciok, która mieszkała w domu Ziebisów przy ulicy Łony.
Miała rudze włosy, zawsze ją można było spotkać z kotem syjamskim. Rzucała się w oczy. U niej szyły panie doktorowe, mecenasowe itp. Ludzie na ogół lubią chodzić do krawców. Sam pamiętam, z jaką przyjemnością chodziłem do pani, która mi szyła „mundurek marynarski” do pierwszej Komunii św. Przypominała mi Sophię Loren... A była to znana nie tylko we władzach cechu mistrzyni krawiectwa damskiego – Maria Sznapkowa.
A la bubikopf
Bez wątpienia sporą renomę miał także „Wiener Schick” w kamienicy Kwiatkowskich przy ulicy Korfantego, prowadzony przez panią Hergerową. Pani Aleksandra Majewska dobrze pamięta zarwóno ją, jak i jej salon. Hergerowa była wysoka i szczupła, włosy nosiła wówczas bardzo modnie a la bubikopf, czyli z grzywką równo ściętą, włosami krótkimi do końca uszu i przedziałkiem na środku. Była to fryzura inna niż „na pazia”, gdzie włosy były dłuższe, z tyłu podwinięte w dół. Salon powstał z dawnego mieszkania i mieścił się na I piętrze. Przy okazji – na II piętrze miał swą siedzibę adwokat – dr Nuzikowski.
Do znanych krawcowych należała również matka pani Cecylii Zachłód – Eleonora Buras (1886–1962), która miała swą pracownię na rybnickim rynku. W tym samym domu, na drugim piętrze, miał swą pracownię krawiec Biliński (wcześniej przy ulicy Piłsudskiego, czyli dzisiejszej Powstańców). Zaś na Paruszowcu szyła pani Filipowska. Były także i inne krawcowe w naszym mieście.
Michał Palica
Najnowsze komentarze