Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Jeszcze nie graliśmy w Rybniku

04.03.2008 00:00
Rozmowa z Wojciechem Wojdą, wokalistą zespołu FARBEN LEHRE.
– Jaka była geneza organizowania tej trasy koncertowej?
– Pierwsza edycja nazywała się Punky Reggae Party i używaliśmy skrótu PRP. Później cała organizacja przeszła w nasze ręce (wcześniej robiliśmy to wspólnie z firmą OFFMUSIC, wydawcą naszej płyty „Pozytywka”), więc zmieniliśmy nazwę na Punky Reggae live.
 
– To teraz mamy PRL?
– Nie używam skrótu PRL, bo dotyczy on innej imprezy: Punk Rock Later. My regularnie używamy skrótu PRlive.
 
– Dzięki za wyjaśnienie. Wróćmy więc do pierwszego pytania…
– Z założenia było to łączenie gatunków i szukanie tego, co łączy, a nie dzieli. Natomiast nie jest do końca tak, że skoro trasa nazywa się Punky Reggae live to grają tylko zespoły punk i reggae. Nie jest to wyznacznik doboru artystów, a raczej luźne hasło, które udowadnia, że można tak różniące się gatunki łączyć w jedną spójną i energetyczną całość. Stąd też pomysł zorganizowania takiej trasy. Skoro spotykamy się przy piątej edycji, to oznacza, że trasa jest rozwojowa, a nie schyłkowa.
 
– Ile zagracie koncertów w ramach tegorocznej trasy?
– Dwadzieścia osiem. Nie jest to rekordowa ilość, dwa lata temu było ich trzydzieści dwa. Okazało się to jednak zbyt dużą ilością, bo znaleźć tyle poważnych lokalizacji nie jest takie łatwe. Nie chodzi o miasta, ale o logistykę i organizację. Tegoroczna ilość jest optymalną liczbą i mam nadzieję, że nie będzie żadnych niespodzianek.
 
– Na trasie są trzy stałe zespoły i gość, dlaczego w Pszowie nie gra ktoś z okolic?
– Generalnie zespoły, które są znane lokalnie jak na przykład TABU w Pszowie, wolą grać wszędzie, tylko nie u siebie. Tutaj zagrali już multum koncertów i są mocno rozpoznawalni, a na PRlive pojawią się w Katowicach. Dobór zespołów jest w sumie moją subiektywną decyzją. Dokonując wyboru, kieruję się kilkoma aspektami, które moim zdaniem spowodują, że dany koncert będzie lepszy i atrakcyjniejszy. Zrobiłem wcześniej rozeznanie, że THE BILL nigdy nie grał w Pszowie, a jest duże zainteresowanie tym zespołem, o czym świadczą dochodzące do nas dźwięki – bisują, czyli podobają się...
 
– Jak jest z frekwencją na koncertach?
– Życzyłbym sobie, aby w dużych aglomeracjach przychodziło tyle ludzi, co w Pszowie. Zdaję sobie sprawę, że tutejszy MOK gromadzi publiczność z paru okolicznych miast, takich jak Rybnik, Jastrzębie Zdrój, Wodzisław Śląski, Racibórz. Nie jest tak, że jest tu tylko publiczność miejscowa, bo nie byłoby takich tłumów.
 
– Wiekowo publiczność na waszych koncertach jest bardzo zróżnicowana?
– Średnia wieku jest na trasie mniej więcej stała – 17–18 lat, ale ja nie ubolewam nad tym faktem. Szczerze mówiąc, wolę patrzeć na bawiących się pod sceną chętnych życia nastolatków, którym jeszcze coś się chce, niż na starych zgredów, których nic już nie interesuje poza przełączaniem kanałów i sprawdzaniem co miesiąc stanu swojego konta.
 
– Teraz to pojechałeś, a co z tymi starszymi, którzy tu przyszli?
– Nie powiedziałem, że nie chciałbym, by przychodzili na koncerty. Nie zachwyca mnie natomiast perspektywa średniej wieku: czterdzieści lat. Wiecznie młodzi są jak najbardziej mile widziani, ale stetryczali emeryci po pierwsze nie bawiliby się, a po drugie nam też kiepsko grałoby się dla takiej zmęczonej publiczności. Na koncercie najważniejsza jest muzyka, a nie to, kto ile ma lat. Najbardziej rozśmieszają mnie takie komentarze, które nawet tutaj, stojąc przy kasie, usłyszałem, że tyle dzieciaków, itd. Chciałbym zwrócić uwagę zwłaszcza tym, którzy takich argumentów używają, że jak patrzyłem na osoby wypowiadające te słowa, to mają około dwudziestu pięciu lat. Więc dla mnie – czterdziestolatka – to są szczawie. Na ich miejscu byłbym wstrzemięźliwy w takich sugestiach, bo możemy odwrócić rolę i za chwilę to oni staną się dzieciakami. Z całym szacunkiem, ale aspekt kalendarzowy uważam za zupełnie niepotrzebny.
 
– Istniejecie od 1986 roku, a jeszcze nie graliście w Rybniku? Ciekaw jestem dlaczego?
– Kilka razy graliśmy w Pszowie, a ostatnio w Raciborzu. Pojawiliśmy się także w Jastrzębiu, Kuźni Raciborskiej, a nigdy nie gościliśmy na scenie w Rybniku. Nie wiem, jak to się stało. Nie wynika to z niechęci zagrania w tym mieście. Być może Farben Lehre  bardzo dobrze czułoby się w Rybniku, a Rybnik byłby zadowolony z naszego koncertu, ale do tanga trzeba dwojga i w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz. Chcemy zagrać w Rybniku, ale pierwszy krok należy do Rybnika.
 
– Kończąc już, powiedz parę słów o nowej płycie, która jeszcze jest cieplutka.
– Dwa i pół roku temu wyszła płyta „Farbenheit” i było to ostatnie nasze wydawnictwo studyjne. W międzyczasie ukazał się jubileuszowy, podwójny album „Farben Lehre” – coś na zasadzie The Best Of… Subiektywnie stwierdzam, że płyta „Farbenheit” wyznaczyła wysoki pułap i nie chcieliśmy spaść z deszczu pod rynnę. Do nagrania następnej studyjnej płyty przygotowywaliśmy się wyjątkowo skrupulatnie i dokładnie. W wakacje ubiegłego roku powstała większość kawałków, tych, które osobiście uważam za najlepsze na krążku. Zgraliśmy moment wydania ze startem Punky Reggae live, dzięki czemu trasa jest jednocześnie trasą promocyjną płyty. Później stwierdziliśmy, że skoro jest trasa PRlive to najlepiej, gdyby płyta wyszła w takim momencie, że trasa staje się jednocześnie trasą promocyjną płyty. „Snukraina” ukazała się 15 lutego temu i na pewno jest najlepiej wydaną pozycją w naszej dyskografii, jeżeli chodzi o kwestię edycyjną. Jestem przekonany, że wydawca Mystic.pl w tej kwestii stanął na wysokości zadania. Natomiast reszta – czas pokaże, jak przyjmą tę płytę zwolennicy i przeciwnicy Farben Lehre i jaki będzie wynik końcowy sprzedaży płyty. Dzisiejszy koncert otwiera trasę PRlive a jednocześnie jest pierwszym koncertem promocyjnym „Snukrainy”. Zagramy w większości nowy materiał plus kilka znanych songów dla podtrzymania atmosfery.
 
– Graliście wcześniej nowe numery?
– Graliśmy na jesieni cztery, pięć kawałków na zasadzie testów. Jak wyjdzie dzisiaj, będę wiedział za około dwie godziny…
... i minęło około dziesięciu tysięcy sekund… – Koncert w Pszowie okazał się bardzo udanym (pod każdym względem) startem trasy Punky Reggae live. Publiczność przybyła tłumnie i potrafiła stworzyć niepowtarzalną atmosferę. Zespoły – jak sądzę – stanęły na wysokości zadania. Osobiście jestem zadowolony z reakcji na nowe kawałki, więc jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o ciąg dalszy trasy...
 
Rozmawiał: Marek Miketa
  • Numer: 10 (69)
  • Data wydania: 04.03.08