Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Po prostu Zenek

26.02.2008 00:00
Do księgarń trafił album fotograficzny o Rybniku, którego autorem jest Zenon Keller, jeden z najbardziej znanych miejscowych fotoreporterów.
– Towarzyszył mi wielki niepokój. Nie byłem pewien, czy się uda. Bo każde następne zdjęcie można zrobić lepiej – mówi o pracy nad albumem „Rybnik w fotografii Zenona Kellera” jego autor. Dla wielu po prostu Zenek.
 
Jako fotoreporter przemierzył cały region wzdłuż i wszerz, pokonując milion kilometrów. Współpracował z „Trybuną Robotniczą”, „Dziennikiem Zachodnim”, „Nowinami Gliwickimi” i wieloma innymi tytułami. Przygotowywał także relacje dla telewizji katowickiej. Robił zdjęcia i opatrywał je komentarzami. – Były wtedy trzy kamery: jedna jeździła z I Sekretarzem PZPR, druga była stacjonarna na miejscu, a trzecia dokręcała wydarzenia sportowe czy społeczne – wspomina. W 1974 zaczął pracę w redakcji rybnickich „Nowin” i został tu ponad 30 lat. – Nikt w „Nowinach” nie pracował tak długo. Chyba jestem rekordzistą – podsumowuje z uśmiechem Keller.
 
Potrafię kadrować rzeczywistość
 
Praca fotoreportera była spełnieniem jego marzeń, ale zawsze pociągało go także fotografowanie przyrody, architektury. Tego typu zdjęcia mógł zamieścić w albumie poświęconym Rybnikowi. Jego fotografie były już wielokrotnie wykorzystywane w najróżniejszych wydawnictwach, gdzie był jednym z kilku fotografików. Teraz powstał drugi, autorski album. – Założenie było takie: album ma pokazywać piękno miasta, a niekoniecznie jak ja potrafię dobrze fotografować – wyjaśnia Keller, który na zbieranie materiału poświęcił cały 2007 rok. Niektóre zdjęcia powstały bardzo szybko, „z biegu”, inne wymagały czasu. – Bywało, że przez godzinę, dwie albo dłużej stałem w jednym miejscu i obserwowałem, jak wędruje słońce i przesuwają się cienie. Wszystko po to, żeby złapać odpowiedni moment. Gdy czekałem, podchodzili do mnie ludzie, żeby pogawędzić o fotografii – wspomina autor albumu. Można w nim znaleźć zdjęcia Rybnika z lotu ptaka zrobione z balonu. Z kolei fotografia „starego” i „nowego” kościoła wymagała zgody straży pożarnej na wejście na ich wieże obserwacyjne. Bywało, że autor pukał do prywatnych mieszkań. Tak powstało zdjęcie ronda Wileńskiego przy ul. Kotucza i Budowlanych, które zrobił z 10 piętra wieżowca na Dwroku. W albumie znalazła się także nieco starsza, ale szczególna fotografia z 2005 roku z mszy żałobnej na rynku, po śmierci Jana Pawła II. – Niebo płakało i ludzie płakali. To było bardzo wzruszające wydarzenie – wyjaśnia Keller. Żadne z zamieszczonych w albumie zdjęć nie jest „podrasowane” komputerowo. – Potrafię kadrować rzeczywistość. Zatrzymuję w głowie obrazy i czasem do nich wracam, a czasem już się to nie udaje. W tym albumie do pewnych rzeczy wróciłem – podsumowuje autor, który zawodowo fotografią zajmuje się już 45 lat.
 
Spoglądanie przez dziurkę od klucza
 
– Kiedyś tam robiłem zdjęcia swojej dziewczynie i nie byłem zadowolony z tego, co z nimi zrobili w zakładzie fotograficznym. Kupiłem sobie powiększalnik i sam zacząłem je wywoływać. Byłem samoukiem – opowiada o początkach przygody z fotografią. Potem trafił do Gliwickiego Towarzystwa Fotograficznego, gdzie poznał m.in. Zofię Rydet i Jerzego Lewczyńskiego. Był to czas eksperymentowania, jak i doskonalenia warsztatu. Z tego okresu pochodzą zdjęcia, jakie zrobił Józkowi Skrzekowi i jego kolegom z legendarnego zespołu SBB. Portrety te znalazły się na ich pierwszej płycie. Wtedy też postanowił rzucić studia na Politechnice Śląskiej i zająć się zawodowo fotografią. Początki nie były łatwe, ale mógł liczyć na pomoc mamy Jadwigi. – Wspierała mnie nie tylko dobrym słowem, ale często też finansowo – przyznaje Keller, który w podziękowaniu zadedykował jej album.
 
Drugą osobą, której go dedykuje jest żona Mirosława. – Podczas pracy nad albumem zdarzało mi się wątpić i mówić: nie dam rady. Żona podtrzymywała mnie na duchu. Nie tylko teraz, ale zawsze mogłem liczyć na jej wsparcie. Jest też krytykiem, który surowo, ale sprawiedliwie ocenia moje zdjęcia – przyznaje Keller, dla którego rodzina był zawsze niezwykle ważna. Jako początkujący fotoreporter wyjeżdżał w celach zarobkowych do Anglii. Do dziś pamięta swój powrót do kraju 13 grudnia 1981. Jednak jak podkreśla, nigdy nie pomyślał o tym, żeby zostać w Anglii. – Moja córka Ewa miała pół roku, syn Adam – trzy i pół. Jak mogłem im pomóc dzwoniąc, pisząc listy czy wysyłając pieniądze? Byłem potrzebny tutaj – kwituje. Dzisiaj Zenon Keller spełnia się jako dziadek czworga wnucząt. – To jak spoglądanie przez dziurkę od klucza na własne dzieciństwo. Człowiek zapomina, jakie miał trudności, żeby wejść na krzesło albo sięgnąć po coś ze stołu. Pomagam więc tym moim brzdącom przezwyciężać te trudności – stwierdza. Dodaje też, że najmłodsze pokolenie Kellerów uwalnia w nim niesamowitą energię. – Chodzę na czworakach, bawię się z nimi, nie czuję, że jestem emerytem. A potem wracam do domu i zastanawiam się, jak dałem radę, jak to przeżyłem – opowiada ze śmiechem. Przyznaje, że nierzadko towarzyszy swoim wnukom z aparatem.
 
Zenon Keller, rocznik 1942
Od 45 lat z aparatem fotograficznym w ręku dokumentuje rzeczywistość. Współpracował z wieloma czasopismami. Przez ponad 30 lat jako fotoreporter pracował w rybnickich „Nowinach”. Oprócz fotografii, w różnych okresach życia uprawiał: gimnastykę, kulturystykę, podnoszenie ciężarów, pływanie, nurkowanie. Jako pilot uczestniczył w rajdach samochodowych. W latach 1982–89 był współorganizatorem transportów z pomocą charytatywną z Holandii, z której skorzystały rybnickie szpitale, parafie, domy dziecka i tysiące rybniczan. Uważa, że świat istnieje dzięki dobru i że dobro czynione innym, prędzej, czy później wraca do człowieka. Ma córkę Ewę i syna Adama, dwie wnuczki: Oliwię i Klaudię oraz dwóch wnuków: Pawła i Mateusza.
 
Beata Mońka
  • Numer: 9 (68)
  • Data wydania: 26.02.08