Dramat w barakach
Inne, nieznane oblicze Rybnika? Obywatele drugiej kategorii? Zdjęcia, które publikujemy w tym numerze, są jak jak najbardziej prawdziwe. Janina Kępny i Wojtek Franciszek z baraków przy ulicy Janiego nie są w stanie wypełnić najprostszych druków urzędowych. Nie potrafią nawet złożyć wniosku o rentę dla chorego dziecka. Ona jest niewidoma. On nie potrafi pisać.
Nie są w stanie wypełnić najprostszych druków urzędowych. Nie potrafią nawet złożyć wniosku o rentę dla chorego dziecka.
Choć Janina Kępny wiele by dała za to, by znów zobaczyć swoją rodzinę, teraz ma zupełnie inne problemy na głowie. Od czterech lat mieszka z chorym dzieckiem. Bez prądu i bez renty.
Baraki przy ulicy Janiego wiele osób ironicznie nazywa „apartamentami” albo „leżącymi wieżowcami”. Tutaj przesiedlane są osoby nie płącące czynszu. Są to bez wątpienia lokale o najniższym standardzie wśród zasobów rybnickiego Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Wielu ludzi z baraków przy ulicy Janiego ma również problemy z alkoholem.
Zbierał puszki, było dobrze
Wszystko zaczęło się sypać pięć lat temu, gdy Janina Kępny zaczęła tracić wzrok. – Wcześniej jakoś dawaliśmy sobie radę. Ja zbierałem puszki i żyliśmy sobie skromnie – mówi Wojtek Franciszek, konkubent pani Janiny. Wraz z kalectwem rybniczanki pojawiły się problemy z płaceniem za prąd. Stos niezapłaconych rachunków stale rósł. W końcu zakład energetyczny odciął prąd do lokalu pani Kępny. – Żyjemy bez prądu już pięć lat. Mamy pralkę, ale nie można jej podłączyć – martwi się pani Janina. Najgorzej jest zimą, kiedy robi się szybko ciemno. Pracownicy Vatenfalla nawet nie chcą słyszeć o montowaniu tu liczników na kartę. – Moglibyśmy sobie doładować taki licznik, wtedy kiedy mamy pieniądze i mieć światło jak ludzie. Słyszymy jednak, że boją się nielegalnych podłączeń. Dlatego na rozdzielni wisi wielka kłódka – mówi pan Franciszek.
Co mamy zrobić z formularzami?
Pani Janina nie ma renty. Sama nawet nie wie, czy się jej należy, czy nie. – Urzędnicy dali nam jakieś formularze, ale nie wiemy, co mamy z nimi zrobić. Nikt z nas nie potrafi tego wypełnić. Ja mam zaledwie 150 zł dodatku pielęgnacyjnego, a syn ma 400 zł renty. Z tego żyjemy w piątkę – wylicza kobieta. Pan Wojciech również mógłby się starać o rentę. Przepracował ponad dwadzieścia lat przy odpadach komunalnych, w warunkach szkodliwych dla zdrowia.
Przez dziurę widać niebo
Niestety, nie potrafi przebrnąć przez papierkowe formalności. Jeden z synów pani Janiny ma pierwszą grupę inwalidzką i poważne schorzenie kręgosłupa. On również mógłby dostać dodatek. Pan Franciszek wraz z synem nadal zbiera puszki. Chodzi również po ludziach prosząc o trochę węgla, bo skromny przydział z opieki dawno się skończył, a i tak ogrzewają tylko jedną izbę. W jednej z nich przez dziurę dachu widać niebo.
Trudno się z nimi dogadać
Pracownicy Rybnickiej Opieki Społecznej tłumaczą, że zrobili wszystko, co mogli dla tej rodziny. – Ciężko nam się z nimi współpracuje. Tak, jakby nie chcieli pomocy – mówi Izabela Szewczyk, kierownik punktu terenowego OPS-u, która zajmuje się tą rodziną. – Pani Janina nie może dostać renty, bo nigdy nigdzie nie pracowała. Staramy się jej załatwić stały dodatek, dzięki czemu będzie otrzymywać więcej pieniędzy. To my wezwaliśmy na wizytę domową lekarza, by zbadał jej oczy. Kupiliśmy im również opał. Wiemy o dziurze w dachu, przekazaliśmy tę informację pracownikom ZGM – wyjaśnia kierowniczka.
Gdzie leży prawda?
Lokatorzy ciemnego lokalu twierdzą jednak, że pracowników opieki widują sporadycznie. Nie wiedza nawet jak się nazywa osoba, która się nimi zajmuje. – Może nie chcą wiedzieć. Niestety także i tu jest obecny alkohol – tłumaczy kierowniczka. Jak widać prawda leży pośrodku. Jedno jest pewne, że zagubieni ludzie bez pomocy innych nie poradzą sobie w gąszczu urzędniczych pism.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze