Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Spisali go na tułaczkę

29.01.2008 00:00
Rosną stosy pism, artykułów w prasie i komentarzy, jednak sytuacja rybnickiego rencisty ani trochę się nie poprawia.
Sprawa ciągnie się od kilku miesięcy i nic się nie zmienia. Tadeusz Dybała, rybnicki społecznik, postanowił pomóc 64–letniemu Henrykowi Stańdurze, renciście z Rybnika. W imieniu starszego mężczyzny zajął się prowadzeniem korespondencji z magistratem i Zakładem Gospodarki Mieszkaniowej. Dla urzędników sześćdziesięcioletni rencista to dzisiaj dziki lokator, który w podstępny sposób zajął mieszkanie. Dla Dybały to chory człowiek, który nie ma się gdzie podziać. Pism nazbierała się już pokaźna teczka. Niestety, głównie z odmowami.
 
Odmowa, odmowa, odmowa
 
Henryk Stańdura wynajmował mieszkanie przy ulicy Janke Waltera od znajomego, który ze względu na wiek przeniósł się domu spokojnej starości przy ul. Żużlowej. Po podpisaniu we wrześniu ubiegłego roku umowy z faktycznym najemcą wprowadził się do mieszkania. Jego radość nie trwała długo. O mieszkaniu przypomniał sobie ZGM. – Powiedzieli mi, że moja umowa jest niezgodna z prawem i mieszkam tu nielegalnie – denerwuje się starszy mężczyzna. – Nie znam prawa i nie wiedziałem, że ZGM musi wydać zgodę na taką umowę. Cieszyłem się, że na starość moja tułaczka po wynajmowanych pokojach wreszcie się skończy – załamuje ręce rencista. Mężczyzna spłacił wszystkie długi, jakie miał jego poprzednik. W Vattenfall–u wydali mu nawet książeczkę na jego nazwisko, z której jest niezwykle dumny. Mimo skromnej renty chciałby płacić również za mieszkanie. – Niestety, w ZGM–ie nie chcą mi podać numeru konta, na które mógłbym wpłacać pieniądze. Niech to się nawet nazywa „opłatą za nielegalnie zajmowany lokal”, chcę płacić. Nigdy nie miałem żadnych długów i tu również chcę być na czysto – mówi Stańdura.
 
Skład owiany tajemnicą
 
Załamany inwalida spotkał w końcu Tadeusza Dybałę, który zaoferował swoją pomoc. Wspólnie napisali pismo z prośbą o przyznanie lokalu komunalnego. Opisali dramatyczny stan zdrowia Stańdury. Urzędnicy obliczyli, że miałby szansę na otrzymanie lokalu zastępczego w 2011 roku. – Ale gdzie mam się podziać do tego czasu? – pyta rencista. Zaś ostatnie pismo zdruzgotało Stańdurę. Społeczna Komisja Mieszkaniowa odroczyła rozpatrzenie jego wniosku do czasu opuszczenia przez niego lokalu. – Poparliśmy nasze pismo zaświadczeniami lekarskimi. Mimo to komisja jest niewzruszona – mówi Tadeusz Dybała. – Jestem człowiekiem dociekliwym i zacząłem zastanawiać się, kto tak naprawdę wchodzi w skład komisji, tak nieczułej na ludzkie problemy – dodaje. Dybała, sam korzystając z mieszkania komunalnego, wysłał zapytanie do ZGM–u. – Interesuje mnie, na ile ta czternastoosobowa komisja jest społeczna, a na ile reprezentuje interesy Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Nie sądzę, aby wiedza o czternastu, takich jak ja społecznikach była tajemna – czyta pismo Tadeusz Dybała.
 
Chcę być w komisji!
 
Pełnomocnik rencisty chciałby się dowiedzieć, ile jest rzeczywiście wolnych mieszkań w zasobach ZGM–u. – Ja na miejscu komisji przeszedłbym się po mieszkaniach, które figurują jako zajęte. W urzędzie usłyszałem, że praca komisji to niełatwy kawałek chleba i z pewnością nie chciałbym być na miejscu członków komisji. Ale ja właśnie bardzo chcę! Nie trzeba mi nic płacić – przekonuje Dybała.
 
Mężczyzna postanowił dowiedzieć się, czy może rzeczywiście dołączyć do komisji. Okazuje się, że to nie takie proste. – Z przykrością informuję, że obowiązujące przepisy prawa nie pozwalają na powołanie pana do składu komisji rozpatrującej wnioski o przydział mieszkania komunalnego – wyjaśnia w piśmie Jan Podleśny, dyrektor ZGM–u. W skład komisji wchodzą między innymi pracownicy ZGM, przedstawiciele Ośrodka Pomocy Społecznej, radni z Komisji Gospodarki Komunalnej oraz przedstawiciele Koła Emerytów i Rencistów w Rybniku.
 
Biała gorączka dyrektora
 
W komisji nie ma miejsca na takich społeczników jak Tadeusz Dybała. – Sprawdziłbym również, kto w przeszłości otrzymał lokale komunalne. Czy rzeczywiście byli to mieszkańcy w potrzebie? Może dlatego mnie tam nie chcą – zastanawia się Dybała. Sprawa Henryka Stańdury skończy się najprawdopodobniej w sądzie. To niejedyna osoba, której pomaga Dybała. W ZGM–ie jest częstym gościem – Dyrektor Podleśny, mówi, że jak mnie widzi to dostaje białej gorączki i pyta, co z tego pomagania mam. Odpowiadam, że nic. Człowiek wierzący zbiera na strychu drobne uczynki, by dostać się do nieba – kończy sentencjonalnie.
 
Przepisów nie da się przeskoczyć
 
Joanna Kryszczyszyn, zastępca Prezydenta Miasta Rybnika: Pan Dybała nie jest jedyną osobą, która chce pomóc innym. Takich osób jest więcej. Chcą przeskoczyć przepisy dla dobra jakiejś osoby, która jest w potrzebie. Niestety, nie jest to takie proste. Tu, niestety, nie można kierować się sercem czy współczuciem dla innej osoby. To zawsze budzi wątpliwości. Dlaczego mam się kierować emocjami, widząc starszą osobę, czy matkę z dzieckiem, która również nie ma się gdzie podziać. Radziłam panu Dybale, by ten spotkał się z radą dzielnicy, bo wszystko, co robimy, opiera się na uchwałach rady miasta. Jeśli uważa, że jakiś przepis źle funkcjonuje, zawsze można to zmienić. Trzeba tylko wejść w kontakt z radnymi i ich przekonać. To oni podejmują decyzję. Pan Stańdura przebywa w mieszkaniu nielegalnie i o jego losie zadecyduje sąd. Nie wyrzucimy go z dnia na dzień na ulicę.
 
Adrian Czarnota
  • Numer: 5 (64)
  • Data wydania: 29.01.08