Sobota, 4 maja 2024

imieniny: Floriana, Moniki, Grzegorza

RSS

Jak dźwięk był soczysty aż do końca

01.01.2008 00:00
Przedstawiamy drugą część wspomnień profesora Juliusza Malika o niezapomnianym Antonim Szafranku.

Dyrektor rybnickiej szkoły muzycznej był niezwykle opanowany. Juliusz Malik pamięta, że tylko raz podniósł głos, gdy zaawansowany uczeń „piłował” Chopina.

Nasza młodzież w przeróżnych dziedzinach zdobywa laury na świecie. Potem jednak, gdy na dalszy rozwój potrzeba pieniędzy i sponsorów, kariera zaczyna się sypać. Podobnie było z Adamem Górskim – wybitnym uczniem Antoniego Szafranka. Już jako mały Adaś okrzyknięy został cudownym dzieckiem. Wyjechał z kraju i trafił nastęnie do jednego z najwybitniejszych skrzypków w Stanach – Jashy Heifetza w Los Angeles. Sam Antoni Szafranek miał jako pedagog propozycje pracy w Japonii i w Austrii. Wolał zostać i dobrze zrobił, bo odnalazł się w dyrygenturze i stworzył potem fenomen na skalę co najmniej Polski – Rybnicką Filharmonię. Profesor Malik podkreśla, że prócz Szafranków, Rybnik zawdzięcza to także takim ludziom, jak Jerzy Kucharczyk – ówczesny szef RZPW. Zresztą mecenasem się jest bez względu na ustrój.

Wielkie serce Antoniego

Antoni był szczęśliwy w małżeństwie. Mieli z Dorą dwójkę dzieci. Syn Stefan miał wielki talent w dziedzinie techniki. Niestety, zmarł przedwcześnie z powodu choroby nowotworowej. Drugim dzieckiem Dory i Antoniego była Ewa – wybitny realizator dźwięku w warszawskich studiach nagraniowych. Szafrankowie i Malikowie kochali nasze Beskidy. Antoni kupił sobie w rejonie Skrzycznego chatkę od starej góralki. Powolutku zaczął ją rozbudowywać. Związana jest z tym wzruszająca historia. Otóż córka owej góralki postawiła sobie w pobliżu dom, ale stara matka jednak nie była tam mile widziana. I starą góralkę przygarnął nie kto inny, jak przyjaciel pana Juliusza – Antoni. Kiedy zmarła przyjechał na pogrzeb, a górale nie mogli się nadziwić, że taki pan a przybył z wieńcem na pogrzeb zwykłej kobieciny. Potrafił od malarza, któremu nie schodził towar, kupować obrazy w więszych ilościach.Odpoczywając u siebie w górach lubił malować Sam jestem szczęśliwym posiadaczem jednego z obrazów – pejzażu z okolic Szczyrku.

Nie podnosił głosu

Dyrektor rybnickiej szkoły muzycznej był niezwykle opanowany. Pan Malik pamięta, że tylko raz podniósł głos, gdy zaawansowany uczeń „piłował” Chopina. Przed wojną koncertowano w Hotelu Polskim bądź w auli gimnazjum. Po wojnie chodziliśmy na koncerty z udziałem m.in. Bogny Sokorskiej, Bernarda Ładysza czy młodziutkiego Palecznego do auli Technikum Górniczego. Potem wybudowano m.in. z naszych składek Teatr Ziemi Rybnickiej i miasto doczekało się wreszcie prawdziwej, choć niewielkiej sali. Słuchało się w niej Grychnika, Ptaka , Hiolskiego, ale głównie naszych filharmoników.

Profesor Malik z rozrzewnieniem opowiada o zaraniu rybnickiej orkiestry. Począkowo brakowało ludzi po szkołach muzycznych. Śiągać więc zaczęto bardziej utalentowanych członków górniczych orkiestr dętych. Orkiestra się rozrastała, dojrzewała. W końcu grała świetnie. W prasie było coraz więej entuzjastycznych recenzji.

Wciąż żyją wspomnienia

Szafrankowie zapragnęli mieć także solistów na najwyższym poziomie. Zwrócili się do Pagartu. Z Warszawy przyjeżdżali posłuchać i wszyscy byli zdumieni. Z orkiestrą zaczęli występować wspaniali soliści. Faktycznie, gdy się patrzy na ich listę można się zadziwić. Mimo że były to indywidualności, Antoni Szafranek doskonale wyczuwał ich intencje. Później bardzo wielu z nich podkreśało, jak świetnie się im współracowało z orkiestrą pod taką batutą. Wielu wyrażało chęć ponownego przyjazdu do naszego miasta i grania z Szafrankiem.

To dzięki Szafrankom artyści z Paryża, Moskwy, Tokio, Rio czy Nowego Jorku znają nie tak duże przecież polskie miasto, jak Rybnik. Pamięają o nim, polecają innym. Profesor Juliusz Malik, który sam po Antonim Szafranku został dyrektorem naszej szkoły muzycznej, opowiedział mi o ostatnich chwilach jednego z dwóch animatorow rybnickiego życia muzycznego. Czuwała przy nim dzień i noc jego żona Dora. Pan Malik przyjeżdżał i zdawał mu relację ze swego dyrektorowania. Zawsze pytało o radę. Był przy śmierci. Antoni Szafranek zmarł w szpitalu, w katowickiej Ligocie, 20 marca 1979. Miał 70 lat. Jeszcze dziś profesor Malik widzi go, jak dyryguje lub w słoneczny dzień siedzi przy sztalugach.

Alikwoty dźwięku

O radosnym usposobieniu Szafrankow świadczy taka anegdota. Do szkoły przyjeżdżali wizytatorzy. Kiedyś jednego z nich pan Antoni zaprosił do swej górskiej chaty. Szafrankowie zapraszali tutaj zresztą wielu ludzi. Inspektorowi odstąpiono izbę, a małżeństwa Malików i Szafranków spały w drugiej, odzielone jedynie parawanem. Przed snem Antoni Szafranek zaczał opowiadać kawał. Tak się śmiali, że pod Malikami zawaliło się łóżko. Profesor Malik równie interesująco opowiada o trudnych począkach karie-ry Adama Makowicza, jak i o specjalistycznych kwestiach, np. etiudach Antoniego Szafranka, w których objaśniał, „jak wykorzystać wszyskie alikwoty dźwięku” i co zrobić, aby dźwięk wybrzmiał w pełni, „był soczysty do końca”. Po kilku latach – kończy swą opowieść pan Juliusz – milicja dostała wiadomość z amerykańskiej ambasady, że ktoś usiłje im sprzedać bezcenne skrzypce. I okazało się, że to skradziony Guarnieri Antoniego Szafranka! I w tym momencie wspomniani przeze mnie już w pierwszej cześci wspomnień „dżentelmeni” postawili sobie za punkt honoru, że tanio instrumentu nie sprzedadzą. Wiadomo jakie osiaga ceny. Ich „znawstwo” ocaliło bezcenny instrument.

Michał Palica

  • Numer: 1 (60)
  • Data wydania: 01.01.08