W sporcie najważniejsza jest pasja
– Pierwszą pasją były modele latające, czy żużel?
– Zdecydowanie modelarstwo, które pojawiło się w moim życiu w 1959 roku. Na poddaszu legendarnego Bombaju działała modelarnia, do której trafiłem razem z innymi młodymi chłopakami z Rybnika. Wtedy było tak, że każdy z nas chciał coś robić, miał swoje cele... Na moją wyobraźnię działały sukcesy moich instruktorów w modelarstwie, też chciałem budować takie udane modele, wygrywać zawody.
– Chłopcy zazwyczaj wybierają sporty, powiedzmy, bardziej siłowe. Dlaczego pan postawił na modelarstwo?
– To nie do końca tak, bo wcześniej byłem piłkarzem. W czasie mojej nauki w technikum zostałem nawet powołany do reprezentacji Śląska Juniorów. Byłem bramkarzem, chyba nawet nie najgorszym (śmiech – dop. red.) Potem jednak zacząłem studia i tak właściwie musiałem wybierać – nauka, albo piłka. Wybrałem naukę i postawiłem na... modelarstwo.
– A kiedy pojawił się w pana życiu żużel?
– Mniej więcej w tym samym czasie, dzięki mojemu koledze ze szkoły podstawowej, Andrzejowi Tkoczowi. On był świetnym zawodnikiem ROW–u Rybnik, tak jak jego starszy brat. Chodziłem na stadion regularnie, oglądałem, kibicowałem. Poznałem Antka Skupienia i Andrzeja Skulskiego. Oni cały czas powtarzali, że trzeba zacząć szkolić młodzież wcześniej, a nie tak jak to było u nas od 14–15 roku życia. W ten sposób zaczęły się Rybki...
– Zliczy pan wszystkie medale, które zdobyli pana podopieczni z modelarni i minitoru?
– Wybaczy pan, ale nie mam pojęcia ile ich było. W tym roku na pewno nasi modelarze zdobyli ich osiem w imprezach mistrzowskich, a miniżużlowcy byli mistrzami polski drużynowo, a Kamil Cieślar indywidualnie. Ale ile było w ostatnich latach, nie pamiętam.
– W jednej i drugiej dyscyplinie ma pan do czynienia z młodymi ludźmi. To dwa różne światy, ale być może jest coś, co ich łączy?
– Na pewno pasja. Bez niej, nie będzie zwycięstw, sukcesów i medali. Rola działaczy w obu przypadkach jest podobna – trzeba pomagać, stwarzać warunki do uprawiania sportu. Bez tego, bez pomocy i dobrych rad, młody chłopak mający nawet wiele dobrych chęci, może się zagubić. No i jeszcze jedno – staramy się pomóc w kwestiach finansowych...
– Łatwiej chyba o pieniądze dla miniżużlowców, bo ten sport jest zdecydowanie popularniejszy i medialny...
– Oczywiście. Tu zapewniamy możliwość treningu, opiekę lekarską i pomagamy w przygotowaniu i dojeździe na zawody. Sprzęt i jego utrzymanie jest na głowie rodziców zawodników, a nasze środki pochodzą m.in. z imprez, które organizujemy. W modelarstwie też szukamy pieniędzy sami – budujemy na przykład w Rybniku silniki do modeli latających. Korzysta z nich cała nasza kadra narodowa, kupują je też modelarze z innych krajów, bo w Europie jest tylko trzech producentów. Mówiąc krótko – szukamy możliwości zarobku. Pomaga nam też w obu dyscyplinach miasto. Ale równie ważne jest coś innego – są sponsorzy, czyli ludzie widzący, że robimy coś fajnego. I chcą pomóc. To znak, że idziemy w dobrym kierunku...
Rozmawiał
Tomasz Nowakowski
Najnowsze komentarze