Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Spokój w szpitalu wisi na włosku

02.10.2007 00:00
W rybnickim szpitalu narasta konflikt pomiędzy lekarzami a nowym dyrektorem.

Lekarze są przerażeni, ponieważ w szpitalu brakuje lekarstw, materiałów medycznych, a nawet środków czystości.

Dyrekcja Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku szuka oszczędności. Co chwilę na biurku dyrektora Bolesława Gębarskiego odzywa się telefon. Dzwonią firmy, którym rybnicki szpital jest winien pieniądze. Niektóre niezapłacone faktury pochodzą jeszcze z marca i zostały po poprzednim dyrektorze. Wyciąganie szpitala z długów rodzi konflikty pomiędzy lekarzami a dyrekcją.

To jakiś anonim!

Od pamiętnego strajku głodowego, którym lekarze wywalczyli sobie podwyżki, atmosfera w szpitalu stale się pogarsza. 130 lekarzy podpisało się pod prośbą o odwołanie ze stanowiska obecnego dyrektora. Pismo zostało wysłane między innymi do marszałka województwa śląskiego, parlamentarzystów, władz Rybnika oraz sąsiednich miast, z których rybnicki szpital przyjmuje pacjentów. Kilka dni temu Krzysztof Potera, przewodniczący oddziału terenowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, otrzymał odpowiedź od wicemarszałka województwa śląskiego, Grzegorza Szpyrki. W liście marszałka czytamy, że prośba o odwołanie dyrektora jest bezzasadna, bo za krótko zajmuje swoje stanowisko, a pod pismem są nieczytelne podpisy i dlatego ma ono charakter anonimu.

Kto buntuje, kto zastrasza

Dyrektor Gębarski przyznaje, że atmosfera jest napięta. – Mam sygnały ze strony lekarzy, że to kilku członków związku podburza pozostałych lekarzy i próbuje preparować różnego rodzaju zarzuty przeciwko mnie, tak naprawdę nie mając żadnych argumentów. To manipulacja lekarzami. Na szczęście wielu lekarzy rozumie moje argumenty – mówi Bolesław Gębarski. Szef szpitala powątpiewa również w wiarygodność podpisów pod pismem do marszałka. – Doszły mnie słuchy, że cześć podpisów pod prośbą o moje odwołanie pochodziła z innej akcji zbierania podpisów, jeszcze z czasu strajku głodowego. Osoba, która złożyła podpis na takiej liście poinformowała mnie dziś o tym – mówi dyrektor.

Krzysztof Potera zapewnia, że każdy lekarz wiedział pod czym się podpisuje, bo każda lista była czytelnie oznaczona. Dodatkowo lekarze potwierdzili to podczas głosowania na jednym ze spotkań. Zdaniem szefostwa związku dyrekcja próbuje ich zastraszyć. – Zamykanie oddziałów, zwalnianie części ludzi i likwidacja stanowisk to temat stały w rozmowach z dyrektorem. Tak mają wyglądać oszczędności w tym szpitalu – mówi Potera.

Albo szkolenia albo praca

Konfliktowanie grup zawodowych, zaniżanie standardu usług szpitala oraz utrudnianie wyjazdów na szkolenia – to w dużym skrócie główne argumenty za odwołaniem dyrektora, jakie trafiły do marszałka. – Każdy lekarz ma obowiązek dokształcania się i podnoszenia swoich kwalifikacji. Gdzie ma to robić, jeśli nie na szkoleniach? Niestety, dyrektor utrudnia nam to. Każdy stażysta, który chce wyjechać na szkolenie, jest wzywany do dyrekcji. Tam, jeśli chce wyjechać na szkolenie, a niektórzy czekają na taki wyjazd nawet półtora roku, musi podpisać nową umowę stażową. W nowej umowie dyrektor zastrzega sobie prawo do rozwiązania umowy o staż z trzydniowym wyprzedzeniem. Dla lekarza przerwanie stażu to najgorsza rzecz, jaka może się mu przytrafić. Czy to nie jest szukanie haków na stażystów? – pyta Krzysztof Potera. Stażystom cofnięto również zwroty za dojazdy na szkolenia. – Sytuacja jest ciężka, ale przez te wyjazdy czasem brakowało mi tylu lekarzy, ilu liczy jeden oddział – wyjaśnia dyrektor Gębarski.

Nie ma czym leczyć

Ostatnim argumentem lekarzy jest obawa utraty przez szpital certyfikatu jakości ISO. Na oddziałach kupowane są minimalne ilości lekarstw i materiałów medycznych, brakuje też środków czystości. – Jeśli tak dalej pójdzie, dyrektor zrówna nas do poziomu miejskiego szpitaliku. Dla niego certyfikat jakości nie jest specjalnie ważny – mówi szef związku. Dyrektor broni się, że oszczędności trzeba gdzieś szukać. – Naprawdę liczymy każdy spinacz i każdą pinezkę. Kupujemy tylko to, co jest niezbędne. Nie robimy żadnych zapasów. Dziś zastanawiam się, czy ostatnie kilka tysięcy z kasy przeznaczyć dla dostawcy, który chce przerwać dostawy sprzętu medycznego, czy dla dostawcy prądu. Wierzę, że wyciągnę ten szpital z długów – nie upada na duchu dyrektor Gębarski.

Adrian Czarnota

  • Numer: 40 (47)
  • Data wydania: 02.10.07