Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

25 najlepszych na 25-lecie Nowin Wodzisławskich artykułów historycznych

06.02.2024 00:00 red

Ciepły, słoneczny dzień. Kilka minut po 13.00. Siostry właśnie skończyły niedzielny obiad. „Patrz, patrz” – wskazywała palcem na niebo służąca Karolina. „Jeden, dwa, trzy” – liczyła samoloty. „Znów lecą. Chodź zobacz”. Ale Helence nie chciało się wstać z łóżka. Huk był przeraźliwy. Karolinę znaleziono w kawałkach. Ręka z wyciągniętym wskazującym palcem zawisła na drzewie. Helenka ocalała. Jedyna. To był prawdziwy cud. Czwartego lutego 1945 r.„ czyli krótko przed wyzwoleniem, Rydułtowy zostały zbombardowane. Zginęło wtedy 25 osób. To „nic” powie ktoś, w porównaniu z liczbą poległych mieszkańców z innych miejscowości, w trakcie bombardowań.

W tym roku mija kolejna rocznica tego tragicznego w skutkach wydarzenia. Nalot był niespodziewany, praktycznie nikt nie ukrył się w schronie. Bomby spadły na niektóre obiekty w mieście i domy prywatne. Najbardziej ucierpiała „organistówka”, czyli stara szkoła, w której dawniej mieszkał organista. W czasie wojny zamieszkały tu przeniesione z klasztoru siostry zakonne, zajmujące się administracją kościelną. Mieszkała tu przełożona siostra Henrietta – zakrystianka, siostra Benitia oraz siostra Briolana. W przyklasztornym szpitalu pozostały jedynie siostry, pielęgnujące pacjentów chorych na gruźlicę.

Masakra

Pamiętnego dnia, po skromnym obiedzie, siostra Briolana położyła się na kanapie, by trochę odpocząć. Niech się siostra położy, a ja pójdę pomóc pozmywać w kuchni – powiedziała jej siostra Benitia. Słoneczko uśmiechało się z nieba, aż chciało się wyjść. Przełożona siostra Henrietta postanowiła więc pójść do kościoła zobaczyć czy czasem chrzty „nie przyszły”. Gdy stanęła w progu rozległ się przeraźliwy huk. Na dom spadła bomba. W kilka minut kilkanaście ofiar.

To co zobaczyli mieszkańcy w miejscu gdzie stała „organistówka” zgodnie oceniali jako masakrę. Pod gruzami „organistówki” zginęło 9 osób: 3 wspomniane siostry zakonne, służąca Karolina Pinior, 2 osoby z zamieszkujących tam rodzin. Najbardziej rozpaczała wdowa Polokowa. Pod gruzami zginęła jej trójka synów: 16-letni Jerzy, 14-letni Franek i 6-letni Stefan. Inne bomby spadły na część głównego pawilonu szpitala, w którym zginęło 7 robotników. Bomby spadły również na domy prywatne, m.in. na posesję rodziny Karnówka. Zginęli wszyscy jej mieszkańcy.

Ciała zabitych w „organistówce” porozrzucane zostały w promieniu kilkudziesięciu metrów. Ich strzępy wisiały na wierzchołkach 20-metrowych drzew, znajdujących się na pobliskim, starym cmentarzu. Przybyłe osoby kawałki ciał zbierały do drewnianej skrzynki, leżącej gdzieś między gruzami. „Po całym cmentarzu, ulicy można było znaleźć kawałki różnych ubrań. Wnet znaleźli się chętni ludzie, którzy przyszli z łopatami, aby spod gruzów wyszukiwać czy cząstki ciał czy jakieś przedmioty (...). Po południu pogoda się popsuła, zaczął padać deszcz. Mimo deszczu ludzie ofiarnie do wieczora pracowali. Cząstek ciała, które razem składano, było bardzo mało, mniej więcej półtora wiadra” - napisano w kronice Zakładu św. Antoniego.

Kiedy znaleziono ciało siostry Henrietty skórę na głowie miała zdartą i na twarz przerzuconą. Okulary tkwiły na oczach, nie stłuczone (!), zegarek nadal odmierzał czas. Pogrzeb ofiar odbył się w czwartek 8 lutego 1945 r. Zmarłych pochowano we wspólnej mogile, na cmentarzu parafii św. Jerzego. Świadkowie wspominali, że widok wozów z poukładanymi jak klocki trumnami był przerażający. W mogile tej nie znalazły się szczątki sióstr zakonnych, które pochowano w osobnym miejscu. Na nagrobku umieszczono nazwiska trzech sióstr, chociaż ciała siostry Briolany nie odnaleziono, udało się to dopiero po 2,5 roku!

Ówczesny organista, potrzebując piasku i cegieł do swych prac, postanowił z zawalonej „organistówki" wybrać potrzebny materiał: Na głębokości ok. 60 cm zobaczył palce ludzkiej stopy. Okazało się, że były to kości z resztkami ciała nieodnalezionej dotąd siostry Briolany. Na nich znajdowały się jeszcze strzępy czarnego swetra. W klatce piersiowej tkwiła noga od stołu. Obok ciała leżał całkiem dobry, poskładany w kostkę obrus, w którym przeniesiono ciało do kaplicy. Włożono je do białej trumienki i urządzono nowy pogrzeb.

Ocalała

Czy to możliwe by z tej hałdy gruzów, która została po „organistówce”, ktoś cudem ocalał? A jednak. Helenka Jędrzejczyk, dziewiętnastoletnia miejscowa organistka, którą do Rydułtów z Brzezia sprowadził ówczesny proboszcz ks. Wojciech Urban. W ten sposób uniknęła wywózki na przymusowe roboty do Niemiec. Objęła stanowisko organistki, po powołaniu do Wehrmachtu jej poprzednika Izydora Brachmańskiego. – Miałam bardzo muzykalną rodzinę, szczególnie ojciec marzył bym grała na jakimś instrumencie. Od 11 roku życia rozpoczęłam naukę gry na organach u organisty w Brzeziu. Wojna sprawiła, że nie mogłam uczyć się w normalnej szkole. We wrześniu 1939 r. miałam rozpocząć naukę w raciborskim gimnazjum, niestety’ przygotowany fartuszek zawisnął w szafie na długie pięć lat. Grałam więc jako organistka w kościele na Starej Wsi. Stamtąd zabrał mnie ks. Urban – wspomina Helena Jędrzejczyk-Burek. To było wybawienie dla naszej rodziny. Byłam wtedy jedyną osobą pracującą w domu. Ojciec, wielki patriota, początkowo ukrywał się, później został aresztowany.

Poniosła ofiarę

Pamiętnego dnia, po obiedzie, położyła się na łóżku by odpocząć. Służąca Karolina wołała ją bym zobaczyła sunące po niebie samoloty, które nie były tu ostatnio rzadkością. – Uratowało mnie lenistwo. Nie chciało mi się wstać. Z niej zostały strzępy, a byłyśmy w jednym pokoju. Ja wyleciałam na hałdę gruzów. Z łóżka na ,którym leżałam zostały same strzępy – wspomina. Kiedy przywlokła się na parafię, nikt jej nie poznał. Farby, piasek i wapno z tynku, do tego krew, wszystko wymieszało się jej na twarzy. Była całkowicie przytomna, ale nie do poznania. – Bolała mnie głowa, miałam przez jakiś czas problemy z utrzymaniem równowagi, rozcięło mi skórę nad powieką. Ale cóż to było w porównaniu z ciałami zabitych. Do dziś dziękuję Bogu za życie – tłumaczy Helena Jędrzejczyk-Burek. Do dziś wydarzenie to wspomina bardzo boleśnie. Za każdym razem przeżywa rodzaj trwogi słysząc jakikolwiek, nawet najmniejszy wybuch czy grzmot. – Długo budziłam się ze strachem, nawet w środku nocy, jak tylko usłyszałam nawet małe grzmoty – wspomina.

Nie została organistką, choć do dziś grywa w wolnych chwilach. – Czasu miałam bardzo dużo. By mi się nie nudziło siostry zadbały o wykształcenie mnie. Pobierałam naukę u pana Wójcika z rybnickiego gimnazjum. Przerobiłam z nim dwie pierwsze klasy, kiedy wojna się skończyła poszłam od razu do trzeciej klasy Liceum Humanistycznego w Raciborzu. Później podjęłam studia na Śląskiej Akademii Medycznej – tłumaczy. Została lekarzem internistą. Bombardowanie nie jest jednak najgorszym wspomnieniem mojego życia. Najgorsze co może być dla rodzica to przeżyć śmierć własnego dziecka, iść za jego trumną. A już być lekarzem i stać bezsilnie obok łóżka własnego dziecka? Basia, moja córeczka, zmarła na epidemię grypy w 1962 r. W czwartek zachorowała, w sobotę już nie żyła. Miała osiem lat. To był dla nas szok. Ocalałam, ale poniosłam za to ogromną ofiarę. Córka zmarła 2 lutego... znów len luty. Na szczęście miała jeszcze dla kogo żyć. Dla męża i czteroletniej córki Oli, która już dziś ma trójkę własnych dzieci. Dwie wnuczki i wnuczek, którego nazywamy „król prince” – śmieje się babcia. Po tragicznych przeżyciach nie chciała już być lekarzem, w końcu jednak zrobiła drugą specjalizację. Została radiologiem. Przepracowała w tym zawodzie 50 lat. Właśnie dziś, kiedy pani dzwoni, przepracowałam ostatni dzień. Teraz nareszcie odpocznę - tłumaczy.

Spór blednie

Jeszcze niedawno żywy był spór kto faktycznie zbombardował w tym dniu Rydułtowy: Rosjanie czy Amerykanie. Mam nadzieję, że za sprawą odkrytych przeze mnie źródeł i podjęcia już wcześniej tego tematu spór trochę ucichł. Z zebranych źródeł wynika, że sprawcami bombardowania były samoloty radzieckie. Potwierdza to większość naocznych świadków oraz niezależne od siebie źródła: „Dzienniki” Karola Kupki oraz Kronika Parafii Rydułtowy, w której czytamy: „4 lutego po południu (...) nalot rosyjskich bombowców wyrządził prafii straszne spustoszenia. Rosyjski wywiadowca spostrzegł był dzieci, przedtem dużo żołnierzy niemieckich przy kościele. Przypuszczając, że wojska niemieckie zakwaterowały się w kościele bombowce rosyjskie miały za główny cel kościół zniszczyć”. Argument o przypadkowym zbombardowaniu Rydułtów przez lotnictwo amerykańskie, w trakcie nalotów na Kędzierzyn jest niesłuszny, ponieważ naloty na znajdującą się tam fabrykę trwały do końca grudnia 1944 r. W ostatnich dniach stycznia Kędzierzyn był już wyzwolony, a wspomniane bombardowanie miało przecież miejsce 4 lutego kilkanaście minut po 13.00. Ta godzina utkwiła pani Helenie w pamięci na zawsze. Do dziś o pamiętnej 13.20 odmawia wieczny odpoczynek za dusze zmarłe w to niedzielne popołudnie. Klęka i ręce do tej modlitwy składa każdego dnia. Od 58 lat.

Aleksandra Matuszczyk-Kotulska

Tekst ukazał się na łamach Nowin Wodzisławskich 5 lutego 2003 roku


Z ksiąg parafialnych

Pamiętnego 4 lutego zginęło 23 mieszkańców, jeden żołnierz niemiecki i obca dziewczynka.

Zginęli:

• Siostra Benitia – Katarzyna Szebesta (46 lat)

• Siostra Henrietta – Katarzyna Wawrzyczek (46)

• Siostra Briolana – Ludwika Włodarkiewicz (37)

• Karolina Pinior (37) – służąca

• Zofia Krzywik (50)

• Ludwik Łukoszek (55) – górnik

• Jerzy Polok (16)

• Franciszek Polok (14)

• Stefan Polok (6)

• Antonia Czyż (87) – wdowa

• Juliusz Karnówka (50) – górnik

• Emilia Karnówka (44)

• Florentyna Kapłon (61)

• Eugenia Kowalska (15)

• Henryk Wojtaszek (12)

• Jadwiga Jeleń (8)

• Ryszard Rzytki - ?

Chorzy z lecznicy brackiej

(rosyjscy jeńcy wojenni):

• Piotr Karaśkiewicz (34)

• Feliks Krzemiński (42)

• Stanisław Gołębiowski (27)

• Stanisław Bachar (20)

• Aleksander Dymarski (33)

• Aleksander Fithulin (30)

• Wasyl Ignatow (29)

  • Numer: 6 (1211)
  • Data wydania: 06.02.24
Czytaj e-gazetę