W pewnym momencie myślałem, że „dostanę do głowy”
O próbach złamania mieszkańców Nieboczów, niekompetencji urzędników, sukcesach w walce z Warszawą i straconych latach mówi Czesław Burek, wójt Lubomi, gminy, która mocno ucierpiała w powodzi tysiąclecia 15 lat temu. Tutaj także powstanie większa część zbiornika przeciwpowodziowego Racibórz Dolny.
– Jak pan jako mieszkaniec Syryni wspomina powódź sprzed 15 lat?
– Z przerażeniem, choć nas, mieszkańców Syryni powódź bezpośrednio nie dotyczyła. U nas były lokalne podtopienia, jedynie wylała Syrynka i zerwało mostek 400 metrów od mojego domu. Myślałem, co będzie dalej, jakie będą straty. Było to ogromne przeżycie, które odbierałem jako widz. Do zalanego terenu nie było dostępu. Nie byłem jeszcze radnym, ani nie pracowałem zawodowo w urzędzie gminy.
– Odkąd zaczął pan udzielać się w samorządzie, często pojawiał się temat powodzi?
– Od razu, kiedy zostałem radnym pod koniec 1998 roku. Pamiętam lata 1999–2000. Nieboczowy i Ligota Tworkowska się odbudowały, również psychicznie. Tymczasem państwo wciąż miało mglistą koncepcję – budować zbiornik, czy stosować inne rozwiązania zabezpieczające przed powodzią. Nie wykorzystano momentu zaraz po tragedii, aby oswoić mieszkańców zalanej Ligoty Tworkowskiej i Nieboczów z myślą o przesiedleniu w związku z budową zbiornika. Dopiero około 2003 roku państwo postanowiło, żeby zbiornik wybudować, co będzie się wiązało z przesiedleniami. Zaczęliśmy się zmagać z urzędnikami z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, którzy chcieli nas przekonać do tego przesiedlenia. Ja też mówiłem mieszkańcom Nieboczów, że może pójdziemy na koncepcję przesiedlenia. Pytali – skoro przetrwali taką powódź, to za ile lat może być następna? Stwierdzili, że nie ma już żadnego zagrożenia. Nieboczowy zaczęły protestować.
– Do protestujących Nieboczów na spotkanie z mieszkańcami przyjechał też wojewoda śląski Lechosław Jarzębski. Pamiętam, że próbowano wymusić na panu, aby reprezentował pan interes państwowy, a nie mieszkańców.
– Tak, przy czym zaszła pomyłka, bo państwo reprezentuje interes ogólnospołeczny, a ja też interes publiczny, ale lokalny. I tu nie doszło do uzgodnienia tych interesów. Ale niektórzy mieszkańcy, choć oficjalnie byli przeciwni, z czasem dali się przekonać RZGW do przesiedlenia. Mówił mi o tym sołtys Nieboczów Łucjan Wendelberger. Myślę, że decydowały pieniądze i zmęczenie sytuacją związaną z mglistą przyszłością wsi. W 2007 roku pojawiło się Stowarzyszenie Na Rzecz Przesiedlenia i Rozwoju Wsi Nieboczowy. Od tego czasu Nieboczowy są gotowe do przesiedlenia. Mówienie, że po tym okresie Nieboczowy protestowały, jest nieuprawnione. Tymczasem Nieboczowy obwiniano nawet za mniejszą powódź z 2010 roku. Podczas pamiętnego przyjazdu wojewody do Nieboczów, obiecał on mieszkańcom, że cena metra kwadratowego gruntów w Nieboczowach będzie zbliżona do cen stosowanych przy innych inwestycjach państwowych, np. przy autostradach. Wymienił konkretne kwoty – 13,15, a nawet 18 zł za m kw. RZGW w tym czasie płaciło 2–3 zł za m kw gruntu rolnego, aktualnie zaś cena ustabilizowała się na poziomie 5–6 zł za m kw. Przyjazd wojewody to był kompletny niewypał, który rozbudził wyobraźnię nieboczowian. Jednego dnia zostali milionerami, by na drugi dzień obudzić się w szarej rzeczywistości. Nie dziwmy się więc, że ludzie protestowali.
– Pan też spotykał się z zarzutami, że tkwicie w szkodliwym dla wszystkich uporze?
– Tak, zwłaszcza w Warszawie, w sejmie oraz w Ministerstwie Środowiska. Niezmiennie przekonywałem, że protestu nie ma. Tłumaczyłem, że chcemy przesiedlenia do odbudowanej wsi. Mówili „tak”, ale w szczegółach się różniliśmy. To były stracone lata. Dopiero w roku 2011 uzgodniliśmy stanowisko z RZGW. Obecnie ustalenia powoli stają się ciałem. Na przykład jeśli chodzi o remizę, świetlicę, kaplicę w Ligocie Tworkowskiej, zostaną odtworzone w sołectwie Grabówka. Pierwsze porozumienia w tym zakresie podpisaliśmy z RZGW w 2008 roku, ale były torpedowane. W 2011 roku zawarliśmy umowy, które z kolei nie były realizowane z powodu zmian kadrowych w RZGW. Temat odblokowany został zaledwie 3 miesiące temu. Tym samym udało się rozstrzygnąć przetarg na świetlicę za 3 mln zł. W ciągu 2 tygodni ogłosimy przetarg na kaplicę. Grabówka nie miała tych obiektów, ale około 100 mieszkańców Ligoty Tworkowskiej mieszka w promieniu 1,5 km od nich, więc mogą z nich korzystać. Kończymy budowę magistrali wodociągowej za około 6 mln zł, która dostarczy wodę z Raciborza dla całej gminy, bo nasze ujęcie znajduje się w czaszy zbiornika. Co do Nieboczów jest plan przesiedleń, który jasno precyzuje, że musi powstać co najmniej 35 domów w Nowych Nieboczowach, żeby gmina otrzymała pełną infrastrukturę.
– Jakie jest zainteresowanie nieboczowian działkami w Nowych Nieboczowach?
– Mamy jasną deklarację 43 osób woli zakupu 54 działek, w tym 2 inwestycyjnych. Nie jest tajemnicą, że niektóre osoby mają w Nieboczowach 2, 3 domy i chcą mieć tyle samo w nowym miejscu. Mamy więc pewien naddatek jeśli chodzi o próg 35 domów. Szacujemy, że nowa wieś może mieć około 150 – 170 ludzi. To tylko jedna trzecia tych, którzy mieszkali w Nieboczowach. Wielu nie wytrzymało tej ciągłej niepewności, życia bez perspektyw, na walizkach, dlatego już wyprowadziło się gdzieś indziej. Uważam, że to i tak sukces, że wieś nie zniknie. A może się rozwijać, bo nie ma tam terenów zalewowych, za to można się budować.
– Mówi pan o straconych latach. Pana zdaniem wynikły one z braku pieniędzy, niekompetencji urzędników, braku woli?
– Do 2007 roku nie było pieniędzy. 11 maja 2007 roku rząd podpisał umowę pożyczki z Bankiem Światowym i Bankiem Rozwoju Rady Europy na finansowanie zbiornika i związanych z nim przedsięwzięć, w tym na budowę nowej wsi. Od tego momentu nie ma uzasadnienia dla braku skutecznych działań w sprawie zbiornika. Patrząc na interes ogólnopaństwowy, spierano się z naszą gminą twierdząc, że za dużo chcemy. U nas chodziło o ustalenie warunków przesiedlenia 150–170 rodzin i ich majątków. Dla porównania przy budowie zbiornika w Świnnej Porębie przesiedlono mieszkańców 400 domów, realizując wszystkie uzgodnienia zawarte z państwem. Także w naszym przypadku był to brak woli i bezmiar niekompetencji. Nikt nie wiedział, jak się zabrać za ten zbiornik. On ma 2626 ha gruntów. Niektórzy dyrektorzy RZGW uważali, że wystarczy wykupić grunt pod wały, bo teren czaszy jest niepotrzebny. Przecież czasza jest integralnym elementem obiektu budowlanego. Mieszkańcy i ich domy żyjący na terenie czaszy mieli być pozbawieni prawa sprzedaży swojego majątku RZGW, oprócz domów, gospodarstw i siedlisk. To, że co jakiś czas byliby zalani, trudno. Do ubezpieczyciela. Tę koncepcję lansował zwłaszcza zastępca dyrektora RZGW ds. zbiornika Andrzej Markowiak. Podobnie wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski, odpowiadając na interpelacje naszych posłów twierdził, że kupowanie gruntów pod czaszę zbiornika jest marnowaniem publicznych pieniędzy. Mówił, że nie będzie ulegał naciskom pewnego wójta. Koszt wykupu gruntów w czaszy wg naszych szacunków może wynieść około 30–50 mln zł. To kropla w morzu całego budżetu inwestycji szacowanego na 1,7 mld zł, a szarpaliśmy się o to latami. Źle opłacani państwowi urzędnicy bali się cokolwiek podpisać, dlatego to tak długo trwało. Ustnie coś uzgadnialiśmy, a jak przyszło do konkretów, zawarcia umowy, to problem. Jak mieliśmy umowę, to nie realizowali. Pytałem dlaczego nie wywiązują się, skoro jest umowa, to mówili – to nie my ją podpisaliśmy, to poprzednicy. Pytałem czy reprezentują „firmę krzak” czy państwo. O mało co „do głowy” z nimi nie dostałem. Próbą obejścia tematu wykupu gruntów była specustawa powodziowa z lipca 2010 roku. W wersji sejmowej zapisano, że ludziom mającym grunty w zbiorniku należy się tylko 10 procent tego, co dostają ludzie sprzedający swój teren pod wał. Przepadło to w senacie. Za to przeszedł zapis, który uważam za swój osobisty sukces, że każdy, kto ma grunt na obszarze czaszy może złożyć w RZGW wniosek o wykup w ciągu 90 dni od 20 lipca br., kiedy to zostało wszczęte postępowanie o wydanie pozwolenia na realizację zbiornika. RZGW jest zobowiązane taki grunt wykupić.
– Miał pan chwile zwątpienia?
– Tak, w momencie, kiedy uchwalono specustawę powodziową. Myślałem, że już po nas. Wcześniejsza wizyta marszałka Komorowskiego, jeszcze kandydata na prezydenta, na naszych wałach nie była przypadkowa. Byli z nim Markowiak, władze z Raciborza. Chcieli go utrzymać w przekonaniu, że specustawa jest konieczna, a wykupy terenu w czaszy zbiornika zbędne. Starosty wodzisławskiego, ani mnie, gospodarza tego terenu, wójta jedynej gminy, która była objęta przesiedleniami w związku ze zbiornikiem, nie zaproszono, żebyśmy przypadkiem czegoś nie powiedzieli. Chciano na wielką skalę oszukać ludzi za kilkadziesiąt milionów zł. Dopiero po odejściu Markowiaka sprawy zaczęły się lepiej toczyć.
– Wszczęte zostało postępowanie o wydanie pozwolenia na budowę zbiornika. To dobra wiadomość.
– To zasadnicza sprawa. RZGW chce zbiornik wybudować do 2017 roku. Dziś już wierzę, że ten zbiornik powstanie. Na wiosnę ruszy budowa nowej wsi. Mamy więc happy end i to w skali ogólnopolskiej, bo rzadko się zdarza, by wieś przetrwała taką nagonkę. Z powrotem uwierzyłam w wiarygodność państwa polskiego i rząd, w co przez lata wątpiłem. Należą im się podziękowania od mieszkańców przesiedlanej Ligoty Tworkowskiej i Nieboczów, jak również od gminy Lubomia. Specustawę uchwalono po to, żeby nas złamać – postępowanie w trybie administracyjnym, odszkodowanie i wypad. Ale mieliśmy też istotnego obrońcę czyli Bank Światowy. W umowie pożyczki były zawarte również nakłady na naszą wieś. Jest to pierwsza interwencja finansowa Banku Światowego w proces przesiedleń w Europie. Wiem to na pewno, bo rozmawiałem z przedstawicielami banku. Pomagali nam też parlamentarzyści, a zwłaszcza senator Antoni Motyczka oraz posłowie Henryk Siedlaczek i Adam Gawęda. Szczególne podziękowania należą się sołtysowi i radnemu Nieboczów – Łucjanowi Wendelbergerowi, człowiekowi – instytucji. O Nieboczowy walczył na wielu frontach, krocząc ramię w ramię ze mną. Szkoda, że tego momentu nie doczekał. Teraz los nowej wsi Nieboczowy leży już tylko i aż w rękach samych nieboczowian. Wierzę, że przesiedlą się w odpowiedniej liczbie. To dla nich walczyliśmy i za nich. Gdyby teraz zlekceważyli przesiedlenie do nowej wsi, byłby to wielki chichot historii.
Rozmawiał Tomasz Raudner
Najnowsze komentarze