Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Emerytura na... rowerze

07.08.2002 00:00
Jeżeli chcesz żyć, to kup sobie rower - powiedział mu lekarz. Miał złamany kręgosłup, pękniętą miednicę i problemy z sercem. Posłuchał tej rady i dziś czuje się świetnie.

W tym roku mija 65 rocznica jego urodzin, a od 15 lat Jan Gumiński praktycznie nie rozstaje się z rowerem. Na dwóch kółkach pokonał już kilkadziesiąt tysięcy kilometrów a drogi w promieniu kilkudziesięciu kilometrów są mu dobrze znane. Jeździ codziennie.

Nigdy nie opracowuję dokładnie trasy, którą pojadę. Jadę tam, gdzie mnie oczy poniosą. Czasem żona pyta - dokąd jedziesz? Odpowiadam zwykle, że nie wiem. Raz, gdy zadzwoniła do mnie z tym pytaniem, powiedziałem, że jestem na Górze Św. Anny, żona wykrzyknęła - chłopie gdzieś ty tam pojechał! - ze śmiechem opowiada pan Jan.

W zeszłym roku zamarzyło mu się objechać Polskę dookoła, niestety zła pogoda przeszkodziła mu w realizacji tego marzenia. Wyruszył 14 maja 2001 r. Przejechał przez: Prudnik, Nysę, Rzeszotary obok Legnicy, Jarocin, Licheń, Inowrocław i dotarł do Borów Tucholskich. Tam został przez dwa tygodnie. To są rodzinne strony pana Jana. Wychowałem się w lesie i do lasu mnie ciągnie. Uwielbiam przyrodę, mogę ją obserwować godzinami. W lasku, który rośnie niedaleko mojego domu, mam zaprzyjaźnioną sarenkę, ona już przede mną nie ucieka - opowiada. Jego marzenia o wielkiej wyprawie ziścił w tym roku wnuk Rafał, który obszedł Polskę na piechotę (z pomocą autostopu). Nadal jednak pan Jan marzy o tym by dokonać tego rowerem.

Jego dzień zaczyna się bardzo wcześnie. Wstaje o 3.00, potem śniadanie i wyrusza do lasu. Wschody słońca są tak piękne - mówi. Poranny spacer to około 12 - 13 km. A potem, jeżeli to tylko możliwe, zabiera rower i rusza przed siebie. Długość trasy trudno mu określić, czasem jest to 50 km, a czasem 290 km, co już jest prawdziwym wyczynem. Pozostawia w tyle nawet młodzież. Raz wybrałem się na wycieczkę z wnukiem Rafałem. Jechaliśmy z Olzy do Piotrowic Wielkich, potem odwiedziliśmy Szczebniki. Ja chciałem już wracać do domu, ale wnuk chciał jechać dalej. Pojechaliśmy więc przez Łany w stronę Kędzierzyna Koźla, potem do Kuźni Raciborskiej i do domu. W sumie przejechaliśmy około 250 km. Mój wnuk jest honorowy, nie zostawał w tyle, ale po tej wyprawie spał przez dwa dni, a ja następnego dnia przejechałem znów 150 km - wspomina pan Jan.

Problem pojawia się w czasie zimy, wtedy nie można jeździć na rowerze, więc pan Jan chodzi na dłuższe spacery, dziennie pokonuje od 15 do 30 km. Na spacer wybiera się niezależnie od pogody. Mróz, czy odwilż, to dla niego żadne powody by zostać w domu.

Ja tyle jeżdżę, a jeszcze włos mi z głowy nie spadł - odpowiada pan Jan na pytanie o zachowanie kierowców wobec rowerzystów. Czasem zdarzy się ktoś złośliwy i wpycha mnie do rowu, ale ja się tym nie przejmuję. Zdecydowanie więcej jest ludzi dobrych. Ludzie są chętni do pomocy. Kiedy byłem w drodze i prosiłem o pozwolenie na rozłożenie namiotu, to nie spotkałem się z odmową. Gospodarze częstowali mnie nawet jedzeniem.

W drogę wyrusza głównie sam, powodem jednak jest nie tylko brak kompana, który miałby równie dobrą kondycję. Jeżdżę sam, bo wtedy mogę się skupić na przyrodzie. Jak jadę z kimś, to rozmawiamy i tracimy wiele pięknych widoków, nie czuję wtedy satysfakcji z tej jazdy - mówi. Nigdy nie zbłądziłem, punktem orientacyjnym jest dla mnie słońce czy mech na drzewie. Zawsze też mogę zapytać o drogę. Odwiedziłem wiele miejsc. Zawsze staram się wysłać widokówki znajomym i rodzinie. Raczej nigdy nie robię zdjęć. Mam dwa, które zrobiła mi moja siostra, kiedy byłem w Borach Tucholskich, bo chciała mieć pamiątkę po bracie, który dotarł tam na rowerze.

Mój pierwszy rower zniszczył się podczas przewożenia na nim boazerii. Potem w latach 1984 - 85 kupiłem sobie rower na Kartę G. Na rowerze, który mam obecnie, przejechałem już ponad 20 tys. km - tłumaczy. Poprzedni wymieniłem po przejechaniu 30 tys. km, teraz jeździ na nim mój wnuk.

Beata Palpuchowska

  • Numer: 32 (152)
  • Data wydania: 07.08.02