Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Do pieca z tym

06.03.2002 00:00
Jedni chodzą na siłownię, inni pracują w zakładzie ceramicznym - śmieje się Zbigniew Mura, dźwigając 15-kg formę z zawartością porcelitu. Dobrze, że formy zwykle nie dźwiga się, tylko delikatnie przechyla, mimo to i tak można się tu nieźle nagimnastykować.

Od kulinariów też zresztą daleko nie odbiegamy. Trzeba się dobrze wał-kiem namachać, wałkując masę porcelitową - dodaje. Niejedna śląska gospodyni tylu sie nudli w życiu nie nakulała co my masy. Jedyna różnica, że naszego wyrobu nie można zjeść.

Najpierw zwiedziłam przydomową galerię autora, później znalazłam się w warsztacie. W nim pełno misek, zapraw, figurek, a pachnie jak w drogerii.

Zawód jest bardzo ekologiczny. Głowa nie boli, ręce w wodzie można umyć, a nie w rozpuszczalnikach, a wodę po umyciu nie wylewa się, tylko wykorzystuje do upłynniania mas - dodaje.

Przygotowanie masy porcelitowej to najbardziej skrywana tajemnica zakładu. Sztuka polega na tym, by przy jak najmniejszej ilości wody masa była jak najbardziej lejna. By ją rozrzedzić dodaje się więc elektrolity, np. sodę. Po wyjęciu z formy produkt trzeba wysuszyć, wycyklinować, wygąbkować i wypalić w piecu na pierwszy biskwit.

Piece robią tu największe wrażenie. Są aż trzy. Każdy z nich zbudowany jest aż z ok. 400 cegieł oraz waty, która wytrzymuje temperaturę1300 stopni Celsjusza, używana jest m.in. w statkach kosmicznych.

Pierwszy z pieców rozpala się do temperatury 600 stopni, dwa następne do 1200 stopni. Jedzą tyle prądu, że głowa boli. Pierwszy z nich wypala wyrób na tzw. biskwit. Po nim naczynie nie rozpuszcza się już w wodzie, można nakładać nań szkliwo i włożyć do drugiego pieca na 1200 stopni. Jeśli na wyrób nakładana jest dekoracja, kalka, złocenia, itp. to naczynie wędruje do trzeciego pieca na 600 - 800 stopni - tłumaczy. Najgorsze, że człowiek wie co włożył do pieca, ale nigdy nie wie co z niego wyciągnie. Zarówno w ceramice jak i rzeźbie nie można się spieszyć. Fachowcy mawiają, że ceramika to sztuka ognia. Wiele zależy od materiału i temperatury.

ZŁOTO ŚMIERDZI

Temperatura ważna jest zwłaszcza przy złoceniach, musi być wtedy ciepło. Złocenie to praca bardzo misterna i droga. Jedna maleńka, nieprzyjemnie pachnąca, 50 g buteleczka 15 % złota kosztuje 800 zł!

Nerwy można stracić kiedy rzeźbię, wykonuję, dłubię, a w piecu mi się to zdeformuje. Piekarz gdy jest zły na swoją pracę, to nie wypiecze dobrego chleba, dlatego staram się jak najmniej denerwować. Ta praca uczy mnie cierpliwości - tłumaczy.

Strasznie dużo pracy kosztują go plakietki. To misterna dłubanina - mówi. Dużo musi się także napracować, kiedy produkt wypalany jest w kilku formach. Trzeba go później skleić. Aniołkowi ręce przymocować, „Jastrzębiowi" pałkę bejsbolową, słoniowi trąbę. 

Formy zrobione są z gipsu modelarskiego. Sam rzeźbi model w porcelicie czy kamionce, co jak mówi uwielbia, a ktoś według tego wykonuje mu formę. Tylko ok. 60 sztuk można uzyskać z jednej formy, później nadaje się do wyrzucenia. Forma bowiem wypłukuje się i trudno przy takim zużyciu uzyskać małe szczegóły. Niektóre formy są tak cenne, że używa ich tylko raz w roku, np. wykonując statuetki na konkursy.

Na brak pomysłów nie narzeka, te rodzą się u niego na biletach, pudeł-kach od zapałek, skrawkach papieru. Gdy tylko pojawi się ciekawa myśl od razu stara się ją utrwalić.  Wykonuje przeróżne wyroby od zwykłych motywów roślinnych do akwarium, kufli piwa, przez misterne plakietki do... modelu serca wołu! Wykonał je na prośbę studentki medycyny. Ale najbardziej lubi tworzyć maski. Jego złotą maskę Chopina zakupił burmistrz Hamburga, zresztą wiele z nich znajduje się w prywatnych kolekcjach na całym świecie.

Pierwsza maska powstała na początku lat 90-tych, a praca nad nią trwała miesiąc. Dziś w dorobku ma już ich ponad 1000! Każda inna. Na oryginalnej ścianie ogrodzenia jego domu wisi ich już 120.

Oryginalne są również narzędzia, jakimi pracuje. Komplet instrumentów dentystycznych kupił by kształtować i wykańczać rzeźby. Skalpel potrzebny jest do wycinania płatków porcelitu. Używa zapałek, patyczków, gwoździ, śrubokrętu jubilerskiego, wspomnianego wałka do ciasta, a nawet noża do pizzy.

W dzień zajmuje się produkcją, załatwia papierki, surowce, w nocy nie pada szybko w objęcia Morfeusza: rozmyśla i tworzy. Cierpię na pracoholizm - mówi, o czym sama mogłam się przekonać. W czasie wywiadu zrobił aniołka, misę, powkładał wyroby do pieca i nie usiadł ani na chwilę. 

Aleksandra
Matuszczyk - Kotulska

  • Numer: 10 (130)
  • Data wydania: 06.03.02