Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Kto wskrzesi czarownice i utopka?

30.01.2002 00:00
Biegali po wsi od starki do starzika i zbierali legendy. Mieli po kilkanaście lat. Dziś są już dorosłymi ludźmi, mają rodziny i własne dzieci. Ze szkołą mają tyle wspólnego, że chodzą na wywiadówki swych pociech, a jednak w szkolnym muzeum pozostały po nich wspaniałe albumy, etnograficzne perełki. Ponad 100 stron legend, klechd i bojek. Do dziś nikt ich nie wydał.

Piętnaście lat temu nauczycielka języka polskiego Irena Musioł rzuciła hasło zbierania starych legend we wsi. Dzieci połknęły bakcyla od razu. Cóż ciekawszego może być od bojek o utopcach, diabłach z długimi ogonami, morach i strzigach? Spisały wszystko w przygotowanych przez siebie albumach, a wszystko okrasili kolorowymi obrazkami. Najpierw za wszystko wzięli się czwartoklasiści, ale niedługo później pozazdrościły im dzieci z innych klas i do dzieła zabrała się prawie cała szkoła. Jako, że do syryńskiej szkoły chodziły dzieci nie tylko z Syryni ale i z Bukowa, o tej miejscowości również w albumach znalazły się opowieści.

W Syryni było niegdyś mnóstwo stawów. Wyobraźnia ludzka pracowała. Z wody, kiedy wieczorem szło się wąską ścieżką między stawami, wyskakiwały utopce, a niejeden, który wykąpał się w stawie, przypisywał to złośliwości małego utopka - tłumaczy Irena Musioł, dziś opiekunka szkolnego muzeum. Utopek to zresztą główny bohater spisanych przez dzieci legend i bojek. Większość z nich dzieci spisywały z opowieści starek.

Wśród młodych autorów znaleźli się m.in.: Helena Zaiczek i Lorenc Grażyna, Hania Rzadkiewicz i Bogusława Bryndza, Krzysztof Kruppa, Marcin Ciuberek, Stanisław Adamczyk, Anita Skatuła, Krystian Musioł, Mirosław Rus, Anita Dzierżęga, Bogumił Krakowczyk, Katarzyna Wieczorek, Róża Glenc, Anita Kretek, Mirosława Manderla, Jarosław Prusowski, Jakub Leks, Justyna Adamek, Stefania Leśnik, Jolanta Szydło, Krzysztof  Wierzbicki oraz piękna praca zbiorowa „Klechdy syryńskie zebrane przez dzieci z kl. IVa". Wśród opowieści są te o bordenowskiej pani, o odrzańskim utopku, bukowski czarownicy, o tym jak powstała wieś Buków, dwóch bańkach krwie, bracie niedźwiedzia, zmorze, córce utopca, sutej zapłacie, Kotówce, o zbójniku, Kopcu, Sieroczce, Leśniczówce, rokitku z Sieroczki a nawet o biednym, samotnym zajączku. Jedne znane inne mniej.

Dominuje motyw utopca, który nie tylko płata figle ale nawet potrafi zaprzyjaźnić się z młynarzem. Interesujące są opowieści o powstaniu nazw dzielnic Syryni i Bukowa. Wiele legend i klechd, z niewielkimi zmianami, powtarza się. Warto jednak by większość opublikować, bo leżą zapomniane w szkolnym muzeum, prawie nikt ich już dzieciom nie czyta, nie pokazuje obrazków, a w domach też już się ich nie opowiada. Wprawdzie Maria Hildelbrand, była dyrektorka szkoły w Lubomi, przy pomocy Gminnego Ośrodka Kultury w Lubomi, postarała się o kserowanie i powielenie kilkunastu legend, ale dziś istnieją o wiele lepsze możliwości druku, które warto wykorzystać na potrzeby wiedzy o „małej ojczyźnie" Materiał jak znalazł.

 

, „Klechda ta zawiązana jest z utopcem i napisałem ją w gwarze. Szła roz staro Czajkula na suszki do lasa, pod parzom niosła chwastula. Musiała iść przez Szpluchów kole starej piyły, z kierej zostoł już yno stary kamiyń, bo piyła downo zgorała. Naokoło były same stawy i krzykopy. Już się trocha ściymniało, a tu na kamiyniu z piyły siedzi mały chłopek w zielonym kabotku, czerwonej czopce i woło: "Marianna pódź na sznurki, Marianna pódź na sznurki". Staro Czajkula ciepła chwastula i poleciała do domu. A utopek yno się rozśmioł i plusk do wody. Był to utoplec, kiery miyszkoł we stawie kole piyły. Czajkula była tak wystraszono, że dwa dni leżała nimocno, a w doma jedli yno rzepa, bo nie było czym ognia zrobić. Bajkę tę słyszał mój tatuś, gdy był jeszcze malutki, a opowiedziała ją mu jego starka przy szkubaniu piyrza."

, „Kiedyś stał domek drewniany naprzeciwko pana Michała Jęczmionki, a obecnie znajduje się tam ogródek pana Bortla. W tym domku mieszkała Waleska, a pracowała w leśniczówce na Światłowcu. Po skończonej pracy wracała bardzo późno i za każdym razem odprowadzało ją jakieś świateł-ko, aż do samego domu, a ona mu za to dziękowała. Aż któregoś razu zapomniała podziękować, wtedy światełko ją uderzyło i już nigdy nie odprowadzało."

, „O babie co woziyła utopca na kotuczu".
„Roz jedna baba zbiyrała miyndzy stawami trowa. Naroz dziwo się, a tu tako wielko ryba leży na grobli  żywo. Porwała ta ryba i styrczyła jom miyndzy trowa na kotucz. Baba była ogromnie rada, bo dziecek w doma moc, a do garca wrazić nic. Ale jak ta trowa wiyzła, to była coroz ciynżejszo, że ledwa tyn kotucz na plac do chałupy przywiozła. Jak go postawiyła, to z tej trowy wyskoczył chłopek i w śmiych. Baba zaglondo, co się to robi, ryby ni ma, chłopek się z ni śmieje, że go powoziyła. Bo to był utoplec."

, "Jak Konsztanie pokozoł się jaroszek".
Pewnego razu moja ciotka Konsztana poszła na grzyby. Była bardzo piykno pogoda, ani jedyn liść się nie poruszoł, wlazła dość głymboko w las i tak se te grzyby zbiyro. Jak miała już peł-ny koszyk, to wroz zawioł okropny wiater i w takiej dolinie pokozoł się mojej ciotce jaroszek. Był obleczony cały na czerwono i zaczon skokać. Jak go ciotka uwidziała, pociepła tyn koszyk z grzybami i zawołała: Acha mechecheche i w nogi i już wiyncyj do tej doliny na grzyby nie szła."

, „Za dawnych czasów przebywał utoplec na Wielikącie na stawach. Szoł Sobol Jan ze Syryni z kolegami z Lubomi o północy i na stawach rozłączył się z nimi i szoł przesypką między stawami, jak był w połowie drogi, znalazł się przed nimi mały chłopiec i droga się mu straciyła i szoł za tym chłopcem. Księżyc świecił, a chłopiec go wprowadził do stawu i jak już był po pas we wodzie, to się dopiero zorientował, że jest we wodzie i trąbkę muzyczną miał ze sobą. Wtynczas zaczął grać na trąbce: „Pod Twoją Opiekę Uciekamy się" i grał do świta - rana, dopóki się nie zorientował, że stoi w wodzie. Zobaczył przed sobą groble i udał się do domu i kobiecie mówił, że go utoplec smykoł po stawie. Od północy do świta - rana."

, „Do jednego młynorza przychodziył kożdy dziyń utopek. A było to zawdy pod wieczór. Siodoł na ławie i kurzył fajka. Młynorz też był rod, że mioł z kim pogodać. Ale jak tak dość długo siedzioł, to mu z roga kabota ciykła woda. Młynorzowi to coś podpadło i roz się go spytoł, czamu mu tak ta woda z tego kabota ciecze. No i chłopek mu to wszystko opowiedzioł. A był to utoplec i mioł małe dziecka, a w doma u niego było zawdy takie larmo, że woloł się wynieść do młyna. I tak se z młynorzym kożdy wieczór pogadowali, utoplec mu też pomogoł. A za to suszył pranie we młynie bo tam było ciepło."

, „Opowiedzioł mi to mój dziadek, a on to wiedzioł od swojego taty. Było to downo tymu. Pewnego razu mój pradziadek szoł po mlyko na drugi koniec biołej cesty. Szoł se tak, a już było ku cimokowi. Nagle ktoś woło: „Alojz pódź ku mie". Obejrzoł się, ale szoł dali. Ale za pora minut zaś ktoś woło „Alojz pódź ku mie". Pomiarkowoł cosik i ciepnył tym mlykiym, a tu zamiast mlyka sama krew. Uciekoł wiela umioł. Potym wszystkim to opowiadoł ale żodyn nie chcioł mu uwierzyć."

, „Kiedyś dawno temu, między wioską Lubomią i Syrynią, mniej więcej tam gdzie później Szwedy usypały kopiec, zbierały się czarownice, mówiono, że spotykały się z diabłami. Przyjeżdżały czarownice z Rogów, Kornowaca, Lubomi i Syryni na swoich miotłach. W Syryni czarownice spalili na Pastuszyńcu".
, „W Syryni na „Buglowcu" dawno temu były duże stawy. Niedaleko tych stawów jeździły konne furmanki, niektóre puste, a niektóre napełnione różnymi materiałami. Przejeżdżając obok stawów działy się z nimi różne rzeczy. Podobno wychodzące ze stawów utopce utrudniały ruch przez wieszanie się na wozach. Niektóre konie bardzo powoli ciągnęły wozy. Woźnice przy tym bardzo bili konie, ale nadarmo. Pobożniejsi zaś zaczęli się modlić i po chwili konie jak na początku ciagnęły wóz bez oporu, a utoplce wskakiwały do wody ze śmiechem".

, „Przed powstaniem „Leśniczówki" na jej miejscu (Światłowcu) znajdowała się oberża,a na polach mieścił się wielki targ. Na targ ten zjeżdżali kupcy nawet z Austrii. Miejsce to było kilka razy spalone. Do oberży tej zjeżdżał  ze swymi ludźmi rozbójnik z Kotówki. Kupców grabił, zabierając wszystkie cenniejsze rzeczy, słabszych mordował, a silniejszych zabierał z sobą i robił z nich zbójców."

, „Dawno dawno temu nasza wioska Buków należała pod władzę księżniczki, która mieszkała w zamku. Pewnego razu do zamku przybył hrabia. Po przyjęciu hrabiego zaproponowała grę w karty. Po skończonej grze wynikło, że księżniczka przegrała. Księżniczka nie dała za przegraną i proponowała dalszą grę o ziemie teraźniejszego Bukowa. W tej grze znowu przegrała i obiecała hrabiemu, że mu obiecane ziemie oda po zbiorze żniw. Księżniczka była bardzo łakoma na ziemie, w szybkim czasie zasadziła młode drzewa buki. Od nich powstała nazwa".

, „W Bukowie na taki wyspie, na starej Odrze zjeżdżały się czarownice, jeździły na mietłach. Jedna czarownica, a była to ta bukowsko, przyjechała na gęsi.
„Co to mosz za gęś? - powiedziała ta z Nieboczów.
„Latająco" - odpowiedziała ta bukowsko."

, „W Bukowie w każdą sobotę odbywały się zabawy, a po każdej takiej zabawie zaczynała się bójka o dziewczynę. W tej samej chwili muzykanty z Lubomi zapakowali swoje instrumenty i wybiegli na gościniec. Zastała ich ciemna noc bezgwiezdna. Po krótkiej chwili znajdowali się obok wielkich stawów grabowskich. Zastawiła im droga elegancka pani prosząc ich usilnie aby poszli na chwileczkę zagrać jej do domu, bo najstarszy syn ma wesele i dostaną sutą zapłatę. Gdy weszli do środka byli zdumieni. Panowie w czarnych frakach, a panie w pięknych sukniach ozdabianymi klejnotami. Najbardziej interesowało ich państwo młodzi. Zaczęli grać. Po każdym zagranym kawałku do stołu podchodził jeden z panów i dawał im garść złotych talarów. Po pewnym czasie grali coś wolnego, ale jeden z panów podskoczył wyżej niżeli to było konieczne i jedna z nogawic podniosła mu się. Jeden z muzykantów zauważył, że ma owłosione nogi i końskie kopyto. Nic nie rzekł kolegom w jakim są niebezpieczeństwie tylko się po cichu pomodlił i wnet wszystko znikło. A zamiast siedzieć wytwornie za stołem, siedzieli na drzewie, a w każdej kieszeni zamiast talarów, mieli koński nawóz. Od tego czasu nigdy nie przystawali żadnemu na drodze".

 


Aleksandra Matuszczyk Kotulska

Rysunki wykonane
przez dzieci w zbiorach legend

  • Numer: 5 (125)
  • Data wydania: 30.01.02