Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Szlaban strachu

23.01.2002 00:00
Wprowadzenie nowych przepisów celnych spowodowało spadek ruchu na dwóch największych przejściach granicznych w Chałupkach oraz Pietraszynie. Ludzie się mocno wystraszyli - przyznają wprost celnicy i śląska Straż Graniczna. Alkohol leje się coraz mniejszym strumieniem.

Nowe przepisy egzekwujemy bardzo rygorystycznie i nadal do sprawy kontroli ruchu mieszkańców strefy nadgranicznej podchodzić będziemy surowo - powiedziała nam Elżbieta Gowin, rzecznik prasowy Urzędu Celnego w Cieszynie. Od nowego roku obywatele gmin leżących w pasie granicznym mogą przewieźć jedynie raz w miesiącu pół litra alkoholu. Zgodnie z interpretacją urzędów celnych do alkoholu zalicza się również piwo. Resztę obywateli naszego kraju obowiązują nieznacznie zmodyfikowane stare przepisy.

Dziś raz w miesiącu, a nie jak wcześniej dwa razy, mogą przewieźć litr wódki, dwa litry wyrobów winiarskich i pięć litrów piwa. Mieszkańcy strefy przygranicznej co prawda również mają takie prawo, ale alkohol trzeba nabyć poza czeską stroną strefy i udowodnić to np. fakturą. Któż jednak będzie jechał na zakupy daleko poza Opawę lub Ostrawę, gdzie ceny trunków nie są już tak atrakcyjne, jak w budkach tuż za szlabanem granicznym.

W styczniu ruch znacznie zmalał - przyznaje kpt. Grzegorz Klejnowski, rzecznik prasowy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej w Raciborzu. W stosunku do stycznia 2001 r. spadek ten, w zależności od przejścia, wynosi do 20 do 30 proc. W opinii pograniczników przyczyna tkwi właśnie w celnych obostrzeniach. Ludzie coś o tych przepisach słyszeli, dokładnie ich nie znają, ale się boją - dodaje kpt. Klejnowski. Celnicy twierdzą co prawda, że powodem spadku ruchu może być również fatalna aura, ale Śląski Oddział Straży Granicznej rozwiewa te wątpliwości; w grudniu do przejścia w Pietraszynie z powodu śniegu trudno było dojechać, a i tak kolejki sięgały prawie Samborowic. Ruch przedświąteczny był o 10 proc. większy niż przed Bożym Narodzeniem 2000. Chodzi więc wyłącznie o zakupy alkoholu. Ci, którzy korzystali z oferty południowych sąsiadów wiedzą, że nowe przepisy - jak nowa miotła - dobrze spełniają swoją rolę, a i gorliwości celników nic nie można zarzucić.

Wbrew temu, co sugerowano na granicy wcale nie ma kłopotu z ustaleniem adresu przekraczającego, którego nie ma co prawda w paszporcie, ale znajduje się w bazie danych Straży Granicznej. Ta zaś, współpracując z celnikami, pozwala z niej korzystać. Od turystów możemy też żądać przedstawienia innych dokumentów, które pozwalają ustalić ich miejsce zamieszkania. Przy wyjeździe z Polski o takiej ewentualności lojalnie uprzedzamy - dodaje Elżbieta Gowin. Swój renesans przeżywają deklaracje, które funkcjonują już od dawna, ale teraz stały się w rękach celników biczem na osoby, które z własnej autopsji znają jako tzw. mrówki, czyli ludzi żyjących z przenoszenia wódki. Jeśli wpisze się do niej maksymalną ilość alkoholu dopuszczoną w przepisach, to przy kolejnym przekroczeniu granicy w danym miesiącu można być cofniętym nawet za posiadanie małej piersiówki Beherowki.

Nowe przepisy bulwersują władze przygranicznych gmin. Rada Miejska Krzanowic podjęła uchwałę w sprawie podjęcia działań zmierzających do ich zmiany. Na kolejnej sesji poparcie dla Krzanowic ma wyrazić Rada Powiatu. Mocnym argumentem obu samorządów jest Konstytucja RP, a dokładnie zasada równości obywateli. Tych w strefie autor przepisów, czyli minister finansów Marek Belka pokrzywdził, resztę rodaków potraktował ulgowo. „Zapis w sposób rażący dyskryminuje część mieszkańców powiatu raciborskiego, którzy ze względu na swoje miejsce zamieszkania potraktowani zostali jako obywatele niższej kategorii, podejrzani o przemyt" - czytamy w uzasadnieniu do projektu Rady Powiatu. Mówi się wprost, że krzanowiczanin czy raciborzanin jadący okazjonalnie po koniak czy wódkę zazwyczaj dobrej marki, to nie to samo, co mrówka narażająca swym działaniem na straty skarb państwa.

Służby graniczne patrzą na problem dwojako. Mrówki, o czym przekonuje rzecznik E. Gowin, to zjawisko charakterystyczne przede wszystkim dla Cieszyna. Dużo mniej takich osób jest w Chałupkach, prawie wcale w Pietraszynie, gdzie jeździ się samochodami. Jeśli jednak zliczyć, że wszystkie polsko-czeskie przejścia przekracza miesięcznie około 100 tys. osób, z których większość wiozła flaszkę, to łatwo policzyć, że polski fiskus rzeczywiście na tym traci i to niemało.

Przepis, mocniej lub mniej krytykowany, jednak istnieje i w sprawie o wiele ciekawsza jest lista gmin, których dotyczy. W strefie nadgranicznej znalazły się: Racibórz, Krzyżanowice, Krzanowice, Pietrowice Wielkie i Rudnik. Nie ma: Nędzy, Kornowaca i Kuźni Raciborskiej. Oznacza to, iż mieszkaniec Szonowic w gm. Rudnik, który do granicy ma około 30 km może przewieźć jedynie pół litra alkoholu, a obywatel Nędzy jadący do przejścia znacznie mniej kilometrów może już wwieźć litr wódki, dwa litry wina i pięć litrów piwa. Nietrudno oprzeć się wrażeniu, iż dla każdego z nich kieliszek czystej ma teraz zdecydowanie inną cenę. Zróżnicowanie widać jeszcze bardziej w przypadku Kornowaca i Lubomi, które ze sobą graniczą. Mieszkaniec Pogrzebienia może jechać po większą ilość mocnych trunków, jego sąsiad na rzut beretem z Lubomi tylko po pół litra. Lista jest więc ewidentnym bublem i to właśnie samorządy jak i sami mieszkańcy mogą mieć żal do ministra finansów.

Zróżnicowanie dotyczy zresztą nie tylko alkoholu. Mieszkaniec strefy nadgranicznej może przewieźć w bagażu osobistym towar warty nie więcej, jak 80 euro (około 280 zł). Taką maksymalną wartość mogą mieć np. zakupy w czeskim hipermarkecie. Mieszkaniec spoza strefy może już sobie pozwolić na większe szaleństwo. Przepisy celne pozwalają mu na bagaż zakupów wartych 175 euro (630 zł).

Grzegorz Wawoczny

  • Numer: 4 (124)
  • Data wydania: 23.01.02