MAŁE JEST PIĘKNE: Skansen u Józefa Wilczka
Pan Józef miał za życia skromne marzenie: stworzyć miejsce, w którym znajdą się strażackie pamiątki przypominające o historii tej formacji. A ponieważ z zawodu był mechanikiem i przez wiele lat służył w OSP Gamów jako kierowca, szczególnie bliskie jego sercu były samochody i pompy. Kiedy przygarnął pod swój dach pierwszą z nich, poczuł że właśnie w jego zagrodzie jest ich miejsce. Od tej pory zaadaptowane na potrzeby muzeum budynki gospodarcze stały się pierwszym w powiecie zalążkiem strażackiego skansenu.
Brama przy budynku naprzeciw szkoły prowadzi do miejsca, po którym oprowadza nas naczelnik OSP Gamów Bernard Kampik. Jeszcze do niedawna w domu obok mieszkał jego właściciel Józef Wilczek, który nie mając swojej własnej rodziny czuł, że ta strażacka trochę ją zastępuje. – Co roku gmina organizowała tu półkolonie dla dzieci i zawsze było co robić. Oglądały sprzęt, miały poczęstunek i ognisko, a Józef Wilczek szedł do sklepu i fundował wszystkim dzieciakom lody. On całe serce wkładał w remont pomp, które ratował przed złomem i miał marzenie, żeby w tym naszym muzeum pokazać po kolei wszystkie pompy produkcji polskiej: dwusetkę, czterechsetkę, osiemsetkę i szlamową. Brakuje nam takiej, której nie da się już teraz odzyskać. Znalazłem jeszcze dwie sztuki w Internecie, ale chcą za nie kosmiczne pieniądze, więc nie jesteśmy w stanie tego zdobyć, ale reszta stoi – mówi pan Bernard i pokazuje ich sporą kolekcję.
Oprócz nich są też prądownice, węże i hełmy strażackie, ale mój wzrok przykuwa przedwojenna sikawka konna. Podobną oglądaliśmy w Strzybniku a jej zdjęcie znalazło się nawet w I części książki „Małe jest piękne”. – Myśmy już z prezesem ustalili, że jak nasze muzeum się rozrośnie to weźmiemy ją ze Strzybnika w depozyt, żeby wszystko było w jednym miejscu. Wtedy będziemy mogli tu przyjmować wycieczki ze szkół, które będą zainteresowane obejrzeniem sprzętu strażackiego – wyjaśnia pan naczelnik.
Sikawka trafiła do Gamowa ze Starej Wsi, która już jej nie potrzebowała i podarowała zaprzyjaźnionej jednostce. Gdy w 1970 roku paliła się stodoła przy szkole, to właśnie przy pomocy ręcznie pompowanej sikawki konnej strażacy ją gasili. Przez wiele lat stała nieużywana i zaniedbana. – Trzy lata temu, przy pomocy finansowej gminy, w czynie społecznym ją rozmontowaliśmy do części pierwszych, wyczyściliśmy, pomalowaliśmy i złożyliśmy od nowa. Dzięki tabliczce znamionowej udało się odczytać numer seryjny i ustalić, że sikawka została wyprodukowana w 1922 w niemieckim Goerlitz. Ta fabryka wciąż istnieje, choć się przebranżowiła. Ponieważ sikawka wciąż działa, każdego roku Herbert Czekała daje nam swoje konie i jeździmy na zawody sikawek konnych, które odbywają się w Łanach albo w Miejscu Odrzańskim. To są takie stałe imprezy, w których uczestniczymy – tłumaczy pan Kampik i zabiera nas w głąb podwórka, gdzie stoją strażackie samochody.
Najstarszy z nich jest lublin 51 z 1953 roku. To pierwszy pojazd pożarniczy, który trafił po wojnie do jednostki w Gamowie. Został zezłomowany w latach 70. i od tej pory czekał na swoje drugie życie. – To jest polska produkcja na licencji radzieckiej, wtedy produkowanej w Lublinie, dlatego wszystkie napisy są jeszcze w języku rosyjskim, choć to produkcja polska – tłumaczy pan Bernard.
Obok Lublina stoi nyska, którą Roman Dąbek, kilkanaście razy objechał dookoła Polskę uczestnicząc w rajdach rowerowych. – Robiłem nią pięć i pół tysiąca kilometrów rocznie i nadal jest sprawna. Do Anglii by dojechała – tłumaczy. Magirusa przekazała nieodpłatnie gmina Kuźnia Raciborska z OSP w Rudzie Kozielskiej, a mercedes benz z 1980 roku jednostka z Krowiarek.
Perełką jest przyczepa pożarnicza, w środku której znajdował się agregatem oddymiający. – To była polska myśl techniczna, która się jednak w strażach pożarnych nie sprawdziła, przez co nigdy nie była używana. W czasach komunistycznych wyprodukowano serię takich przyczep. Jedna z nich stała przez 30 lat w Raciborzu w magazynie i w końcu przekazali ją OSP Cyprzanów. Oni wyzłomowali agregat a przyczepę wzięliśmy my, żeby ją pokazać w muzeum – wyjaśnia pan naczelnik i dodaje, że wszystkie samochody w kolekcji są sprawne i czekają na swój powrót do życia jako eksponaty gamowskiego skansenu.
Katarzyna Gruchot
Najnowsze komentarze