środa, 25 grudnia 2024

imieniny: Anastazji, Piotra, Eugenii

RSS

Sikorówka – dom polskich patriotów

13.08.2024 00:00 red

W okresie 20-lecia międzywojennego dobra, w skład których wchodziły ziemie i lasy ciągnące się aż do Rzuchowa, dawne czworaki, budynki gospodarcze i park ze stawami zakupił od państwa polskiego Ignacy Sikora – poseł na Sejm Śląski I, II i III kadencji II RP. Właściciel sprowadził się tu pod koniec swojego życia i zmarł w Łańcach w 1969 roku. Majątek, a raczej to co z niego zostało, przejął jego syn Władysław, który jeszcze za życia podzielił go między swoje dzieci. Sikorów już w Łańcach nie ma, ale mieszkają tu ich potomkowie, a wnuczka Ignacego – Barbara Jucha każdego roku organizuje im zjazd rodzinny.

Polska ponad wszystko

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, w imię Boga otwieram pierwsze posiedzenie rady – tymi słowami, wypowiedzianymi po polsku w 1929 roku Herman Sikora (rocznik 1857), jako najstarszy radny, ale co ważne, jedyny Polak w Radzie Miejskiej w Gliwicach, otworzył jej obrady. Nie brakowało mu odwagi ani wtedy, gdy występował w magistracie, ani wtedy, gdy po powstaniach śląskich, podczas których agitował za Polską, Gliwice przypadły Niemcom. Został i próbował na wszelkie sposoby walczyć o polskość dalej, choć Niemcy zmusili go do złożenia mandatu.

Jego syn Ignacy (1882) wyniósł z rodzinnego domu wzorce, którymi kierował się przez całe życie. Pracę społeczną rozpoczął w Polskim Towarzystwie „Harmonia”, a następnie tajnej organizacji „Eleusis”, która stawiała sobie za cel wychowanie kadry działaczy polskich. Jej członków Niemcy oskarżyli o przynależność do tajnego związku, zdradę stanu i działalność zmierzającą do oderwania części ziem od Rzeszy. W styczniu i listopadzie 1905 roku osądzono i skazano 47 członków towarzystwa za działalność wywrotową i propolską. Wśród nich znalazł się Ignacy Sikora.

Więzienie nie złamało w nim woli walki o polskość Śląska. Po powrocie od razu włączył się w życie społeczne i patriotyczne. W 1912 roku został członkiem rady nadzorczej, a następnie prezesem Banku Ludowego w Gliwicach, a w 1918 roku delegatem do Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu, gdzie współpracował z Wojciechem Korfantym. Brał udział w akcji plebiscytowej i II powstaniu śląskim, a kiedy Gliwice włączono do Niemiec wyjechał wraz z rodziną do Królewskiej Chuty (dzisiejszy Chorzów). Tam włączył się w prace nad organizacją struktur administracyjnych, a od 1922 roku był posłem do Sejmu Śląskiego I, II i III kadencji. Podczas okupacji niemieckiej został delegatem rządu RP na uchodźctwie na Śląsk. Ukrywał się pod pseudonimem „Gliwicki”, a od 1942 roku przebywał w Warszawie. Po klęsce Powstania Warszawskiego wyjechał do Tarnowskich Gór gdzie od 1945 roku był kierownikiem drukarni „Papirus”, a potem dyrektorem Bytomskich Zakładów Graficznych z siedzibą w Tarnowskich Górach. W 1993 roku Rada Miejska Gliwic podjęła uchwałę o nadaniu jednej z ulic miasta jego imienia.

Łanieckie dobra, którymi nikt się nie nacieszył

Ignacy ożenił się w 1906 roku z Jadwigą zd. Więcek, z którą miał sześcioro dzieci. Dwoje zmarło w wieku niemowlęcym, a jego żona w 1923 roku, zaraz po urodzeniu najmłodszego Stanisława. Synowie otrzymali gruntowne wykształcenie. Władysław został radcą prawnym, specjalizującym się w prawie handlowym, Wincenty – farmaceutą, Stefania dostała posag, a Stanisław – uczył się w szkole rolniczej i w zamyśle ojca to on miał dostać kiedyś dobra w Łańcach, które Ignacy kupił w latach 20. XX wieku. – Obydwaj dziadkowie znali się z Sejmu, gdzie byli posłami i ze swojej działalności politycznej. W tym samym czasie kupili dwa sąsiednie majątki. Alojzy Kot w Pstrążnej, a Ignacy Sikora w Łańcach. Pstrążna przeznaczona była dla brata mojej mamy – Władysława, zwanego w rodzinie „Bobem”, a Łańce dziadek Ignacy zamierzał zostawić swojemu najmłodszemu synowi Stanisławowi – opowiada Barbara Jucha. Los jednak zdecydował inaczej. 17-letni Stanisław został przez Niemców aresztowany i wywieziony do obozu w Mauthausen. Zmarł w nim po półrocznym pobycie, we wrześniu 1941 roku. Zamiast niego, do Łańc, tuż po wojnie wprowadził się najstarszy Władysław z rodziną.

– Rodzice pobrali się w 1934 roku. Moja mama – Lubomira zd. Kot właściwie nie miała zawodu, bo była typową panienką z dobrego domu, która haftowała, grała na pianinie, była uzdolniona artystycznie i malowała piękne obrazy. W 1936 roku przyszła na świat moja siostra Krystyna, dwa lata później urodził się Janusz. Mieszkali w Katowicach przy dzisiejszej ulicy Andrzeja w 6-pokojowym mieszkaniu w kamienicy z nianią, służącą i gosposią. Tato pracował w Związku Kopalń Górnośląskich Robur w Katowicach jako radca prawny – tłumaczy pani Barbara.

Gdy wybuchła wojna Sikorowie dostali 24 godziny na opuszczenie mieszkania. Znajomi załatwili im samochód ciężarowy, na który spakowali rzeczy i wyjechali do Sosnowca, gdzie w listopadzie 1942 roku urodziła się ich najmłodsza córka Barbara. – Kiedy tato dostał od kogoś cynk, że następnego dnia rano Gestapo ma zamiar go aresztować, mama spakowała mu walizkę i do końca wojny się ukrywał. Potem zaczęły przychodzić od ojca pocztówki z różnych miejsc Polski, raz z Gdańska, innym razem z Białegostoku lub Poznania żeby nie było wiadomo gdzie on naprawdę jest. Pod koniec wojny mama zdecydowała, że przeprowadzi się z dziećmi do swojej matki, czyli babci Gertrudy, która mieszkała w Pstrążnej. Jej mąż Alojzy w 1939 roku dostał się z dokumentami na granicę z Rumunią, a potem się dowiedzieliśmy, że zmarł 16 września w Podhajcach – mówi pani Barbara. Gertruda Kot zmarła w marcu 1946 roku. Jej syn Władysław, spadkobierca majątku w Pstrążnej, wrócił z Anglii w sierpniu 1946 roku. Rok później Ignacy Sikora ożenił się drugi raz, a w 1957 roku przeniósł się ze swoją żoną Różą na stałe do Łańc, gdzie zmarł 4 kwietnia 1969 roku.

Jak właścicielowi sprzedać jego majątek

Po wojnie w czworaku, który zachował się w całości, jedno z mieszkań zajmował kowal Józef Stojer z żoną Gertrudą, w drugim przez pewien czas mieścił się sklep. Kiedy Władysław Sikora przyjechał tu z żoną i dziećmi, najmłodsza Basia miała cztery latka. – Ojciec tu absolutnie nie pasował, bo był zbyt wykształcony, na dodatek jeszcze za sanacji. Władza ludowa tępiła inteligencję i tato nie potrafił nigdzie znaleźć pracy. Żyliśmy z tego, co dała ziemia, ale jak państwo dołożyło nam podatki to musieliśmy posprzedawać wszystkie wartościowe rzeczy, jakie mieliśmy od pokoleń w rodzinie, łącznie z dywanami. W końcu rodzice wszystko zostawili i wyprowadziliśmy się do Grabówki, gdzie ojciec dostał pracę księgowego. I dopiero wtedy odbiliśmy się od dna. Najlepsze jest to, że dziadek Ignacy dostał w 1956 roku propozycję wykupienia swojego majątku. I on to jeszcze raz zrobił. Zapłacił i zamieszkał tu ze swoją drugą żoną Różą. Tylko to nie był już cały majątek z ziemiami i stawami, ciągnący się aż do Rzuchowa, tylko to co po nim zostało – tłumaczy Barbara Jucha, która od tej pory przyjeżdżała tu na wakacje. Na początku lat 60. wróciła do Łańc razem z rodzicami, którzy przebudowali strych na pokoje mieszkalne i zmienili układ mieszkań, dzieląc budynek na trzy części. Władysław Sikora pod koniec swojego życia podzielił dobra między trójkę dzieci. Najmłodsza Barbara dostała czworak, w którym wraz z synem i córką mieszka do dziś, a raz w roku organizuje zjazd rodzinny Sikorów.

Katarzyna Gruchot

  • Numer: 33 (1684)
  • Data wydania: 13.08.24
Czytaj e-gazetę