Złośliwy komentarz tygodnia: Gołe kostki ministra, czyli nuda
W polityce nuda kompletna. Politycy i urzędnicy jeżdżą z jednego festynu na drugi, z „dni czegośtam” na inne dni, rocznice, koncerty. Wszystko po to, żeby jeszcze przed wakacjami nastrzelać sobie fotek i filmików. Wiadomo, raz że mogą się przydać do kampanii wyborczej, dwa – żeby ostatni zapamiętany przez naród obrazek przed wakacjami był pozytywny dla partii czy konkretnego polityka. Nie zawsze jednak wszystko wychodzi. I wtedy kasa i wysiłek idą w błoto bo ktoś ukradnie szoł. Albo od meritum odwrócą uwagę… gołe kostki.
Na przykład w sobotę (24 czerwca) nie na wiele się zdało zwożenie tysięcy ludzi do Wrocławia (Platforma) i Bogatyni (PiS) na wiece poparcia. Jakiś drań wymyślił sobie bunt w Rosji i cała ta krajowa naparzanka partyjna w ogóle się nie przebiła w mediach. Inna rzecz, że nie miało się nawet co przebić, bo nikt nic nowego nie powiedział. Tak na marginesie i po ludzku, to najbardziej mi żal Czarzastego z Lewicy oraz Hołowni i Kosiniaka, którzy mają wystartować w wyborach wspólnie jako „Trzecia droga” i którzy też w sobotę jakieś konwencje organizowali. Bo jeśli tacy giganci jak Tusk i Kaczyński nie przyciągnęli uwagi narodu, to co ci mali mają powiedzieć?
Wracając do Raciborza i zaanonsowanych gołych kostek, to był u nas niedawno wiceminister aktywów Jan Kanthak, oczywiście w towarzystwie kolegi partyjnego Michała Wosia, skądinąd też wiceministra. Panowie otworzyli uroczyście drukarnię pism sądowych, pokręcili się trochę po budowie dworca kolejowego (piszemy o tym na s. 11 i 22), jednym słowem trochę fotek i filmików pykło. No i tu uwaga! Spotykam na ulicy znajomą, gadka-szmatka, trochę o czerwonym pasku syna, trochę o upałach, to znów że psa nie ma z kim zostawić w czasie urlopu. Już mieliśmy się żegnać, a tu nagle, ni z gruszki, ni z pietruszki, wypaliła: a podobno u nas jakiś minister bez skarpetek był? Nie wiedziała jaki minister i po co, ale ktoś jej tam mówił, że bez skarpetek paradował.
Szczerze mówiąc, nie słyszałem. Wiesz – mówię jej – może i Racibórz to prowincja, ale żeby jakiś minister miał tu bez skarpetek przyjechać, to chyba nie, chyba by się nie odważył. Dla świętego spokoju pytam jednak kolegę, który w lokalnych kręgach władzy się obraca, czy coś słyszał. No i owszem, mówi że nie tylko słyszał, ale nawet widział. I nie tylko on jeden zwrócił uwagę, że ten wiceminister od aktywów paraduje z gołymi kostkami. Ale za to bezdyskusyjnie miał buty na stopach. I nie były to japonki tylko bardziej solidne, chyba mokasyny. Z drugiej strony, jak potem wyczytałem w naszych mediach, takie solidne to one też chyba nie były, bo budowlańcy nie chcieli ministra wpuścić na plac budowy dworca. No, co się to wyrabia…
Pokazałem zdjęcie podejrzanego o brak skarpetek ministra mojej żonie, jako wyroczni w sprawach garderoby. Orzekła, że mógł mieć rzeczywiście bose stopy, albo tzw. stopki, których nie widać. I że mam się nie czepiać, jak jakiś zapyziały dziaders z prowincji. No też przecież się nie czepiam. Może minister sobie to piarowo skalkulował, zgodnie ze starą zasadą, że nie liczy się, co mówią i co piszą, byle nie przekręcali nazwiska. A poza tym uprzedzałem, że nuda i nie ma o czym pisać.
bozydar.nosacz@outlook.com
Najnowsze komentarze