Wacławczyk i Olejarnik: Parku Kulturowego chcieli mieszkańcy. To oni tracą na jego braku
W kwietniu Rada Miasta Racibórz nie przyjęła projektu uchwały o Parku Kulturowym „Serce Starego Miasta”. Przekonywała doń w przemowie na sesji miejska konserwator zabytków Maria Olejarnik, ale w głosowaniu padł remis. Rozmawialiśmy na ten temat z wiceprezydentem Dawidem Wacławczykiem, który przejął temat Parku po swoim poprzedniku – Michale Ficie. W rozmowie wzięła też udział M. Olejarnik.
– Czy Park Kulturowy jest pomysłem urzędników? W trakcie prac nad nim krążyły opinie, że urząd chce na siłę narzucić swoje pomysły raciborzanom.
Ja nie wymyśliłam Parku Kulturowego, na początku swojej pracy w urzędzie nie chciałam się angażować w ten temat, bo byłam „świeżym” urzędnikiem, a to było trudne zadanie. Jednak przekonałam się do tej idei. Mieszkańcy mnie przekonali. Również niektórzy pracownicy samorządowi tego chcieli. Rada podjęła uchwałę intencyjną w tej sprawie, a wszyscy radni ją wtedy poparli. To był grudzień 2019 roku. Przekonywał ich do tego ten sam Wojewódzki Konserwator Zabytków, który piastuje ten urząd obecnie – Łukasz Konarzewski.
Aktualny projekt uchwały o Parku dalece odbiega od tego, który był przedstawiony radzie w 2019 roku. Tamten był rozbudowany, zawierał więcej nakazów i zakazów niż obecny, wprowadzał ostrzejsze zapisy. Jednak rada zdecydowała, żeby rozpocząć pracę nad Parkiem i nie było głosów: po co?
Dlatego urzędnicy rozpoczęli prace i trwały one do 2023 roku, do kwietnia. Na trzech sesjach zajmowano się Parkiem, na przełomie lat 2022/23. W międzyczasie od 2019 roku zmagaliśmy się z pandemią, wybuchła wojna i doszło do zmian w radzie miasta oraz na stanowisku zastępcy prezydenta miasta.
– Park Kulturowy przeszedł w tym czasie wiele modyfikacji. Czy pozostało coś z pierwotnych założeń?
– M. Olejarnik: Tak, przede wszystkim pozostał cel. On ma charakter długofalowy. Miasto jest tu postrzegane jako organizm funkcjonujący od 800 lat. Racibórz ma pewne nawarstwienia w architekturze, kulturze i jest miastem doświadczonym przez II. Wojnę Światową. Został spalony przez Sowietów. W PRL-u stało się dużo złego, choć nie wyłącznie złego i nie tylko wtedy. Bo są mozaiki, jest ulica Długa, także ulica Nowa. Ta architektura jest pewną odbudową starego miasta. Było jednak wiele przypadku. Stąd niezadowolenie, które budzi północna pierzeja rynku. Bez Parku nie mamy gminnego narzedzia prawnego do przeciwdziałania dalszemu chaosowi i przypadkowości w historycznym centrum.
Uchwała o parku pokazuje naszą wolę i naszą wizję przyszłości miasta, bo to jest forma ochrony ustalana przez radę miasta, przez samorząd, a nie przez służby konserwatorskie, choć w zgodzie z nimi. Poprzez taką uchwałę manifestujemy to, że nie chcemy przypadkowości, nie chcemy destrukcji naszej historii. Chcemy kształtować nową zabudowę tak, żeby nie przyćmiła tej historycznej. A starówka jest jeszcze do zabudowy – możliwości takie dają: plac Długosza, ulice Mickiewicza, Szewska, czy Piwna.
– Park kojarzy się z regułami dotyczącymi umieszczania reklam na elewacjach, bilbordów, z dopasowanymi szyldami sieci handlowych.
– M. Olejarnik: Te szyldy, banery, czy reklamy to jest efekt rozwoju gospodarczego, którego nikt nie przewidział. One zasłaniają przestrzeń historyczną. Z jednej strony radni zarzucają, że coś jest brzydkie, że nie podobają im się zające czy donice, ale z drugiej strony chcą pozwolić na pełną dowolność w kształtowaniu przestrzeni. Tymczasem niekontrolowane reklamy zabijają historyczność Raciborza, a powinno się ją szanować. Reklamy nie mogą dominować, bo ich nadmiar zabija indywidualność miasta.
– Czy reklamy rzeczywiście przeszkadzają starówce? Dziś wszędzie nam towarzyszą, od internetu po zakupy w sklepach. Może nie są takie złe?
– Dawid Wacławczyk wiceprezydent Raciborza: W spojrzeniu na park kulturowy wykorzystuję swoje doświadczenia podróżnicze. Wystarczy pojechać do Czech, Austrii, Francji czy na Chorwację by przekonać się, jak w Polsce jesteśmy zaśmieceni reklamami, które są zbędnymi bodźcami wizualnymi w centrach miast. Kiedy nie umówimy się na jasne i równe dla wszystkich zasady, dzieje się to, co stało się także w Raciborzu: sklepy potrafią mieć po 5 różnokolorowych szyldów, a restauracje montują na rynku dziwne konstrukcje albo mają parasole w kilku różnych kolorach i o różnych wysokościach. Mieliśmy też wielkoformatowe reklamy na rynku, a nawet ekran LED. Ten chaos przestrzenny, buble reklamowe i nadmiar bodźców, który często obraca nam miasto w kicz i bezguście… to wszystko sprawia, że nie czujemy się dobrze w takim otoczeniu. Nie odpoczywamy w nim, nie widzimy piękna miasta.
Sięgnę po przykład Krakowa, miasta, które znam jako student i jako pilot wycieczek. Przez lata obserwowałem, jak pięknie wysprzątało się z śródmieście Krakowa, który skorzystał z narzędzia jakim jest Parku Kulturowy. Kraków był zaśmiecany szyldami, reklamami, potykaczami I tandetnymi budkami z plastiku. Ulica Floriańska sprzed 15 lat a dzisiejsza to dwie inne ulice. Wcześniej był szum reklam, a dziś porządek i wyeksponowanie architektury. I biznes się tam cały czas rozwija, nawet lepiej. To dowodzi, że Park Kulturowy ma sens, bo w ciągu dwóch, trzech lat miasto wygląda zupełnie inaczej. Nie chodzi o to, że Kraków ma więcej substancji historycznej, ale o to, że znika ten oczopląs, znika baneroza, szpetota. My chcemy, żeby w Raciborzu turysta skupił wzrok na wieży fary, na kościele świętego Jakuba, na Kolumnie Maryjnej, na brukowanym rynku, a nie na reklamach. I nie możemy mówić, że nie jesteśmy Krakowem, bo w Zakopanem Park Kulturowy też fenomenalnie zmienił Krupówki, a to przecież żaden cud architektury. Wielki jarmark zmienił się w ulicę o gustownym, podhalańskim charakterze. Jasne, że nie jesteśmy Krakowem, ale w Zakopanem czy Brzegu też to zadziałało. Te miasta sobie go chwalą.
– To było słychać na konferencji w ANS, którą zorganizowało Miasto, ale tam nie było radnych, którzy później zdecydowali się odrzucić Park.
– Zapraszaliśmy ich, ale nie przyszli. Robiliśmy co można i tych działań było bardzo dużo. Radni wpierw odsunęli swoją decyzję o 11 miesięcy i my ten czas wykorzystaliśmy na spotkania z samorządowcami z Brzegu, z Pszczyny.
Uzyskaliśmy opinię doktora Łukasza Dworniczaka, odbyliśmy szkolenia, jak Park dobrze wdrożyć. Bo do zmiany wizerunku miasta nie wystarczy uchwała, ale o ten Park trzeba stale dbać, ożywiać go, promować i wykorzystywać inne akty prawne, żeby nie stał się nic niewartą wydmuszką. Rolą urzędu jest budowanie pewnej świadomości oraz wskazywanie dobrych praktyk ze świata, ale to radni mają kompetencję do głosowania. Tego nie zmienimy. Uchwała o Parku to jest najbardziej przedyskutowany dokument jaki kojarzę w dziejach raciborskiego samorządu. Na jego temat wypowiedzieli się wszyscy kluczowi urzędnicy, wydział architektury ANS, WKZ, konserwatorzy zabytków z innych miastach. Jesteśmy bogatsi o ich doświadczenia. Rozmawialiśmy też z przedsiębiorcami, stowarzyszeniami i mieszkańcami, prowadzili naprawdę dobre warsztaty. Przeprowadziliśmy też ankiety wśród mieszkańców i zebrali ich wnioski. Mieszkańcy popierali ideę parku nawet w bardziej restrykcyjnej formie.
– Zastanawiali się państwo, dlaczego ostatecznie Racibórz wciąż nie ma Parku Kulturowego?
– D. Wacławczyk: Nie do nas to pytanie. Mieszkańcy powinni zapytać o to radnych, którzy zmienili zdanie I zagłosowali na „nie”. Moim zdaniem kwestie polityczne stanęły nad kwestiami merytorycznymi. Udało się nam niektórych radnych przekonać. Kilku radnych opozycji zagłosowało na „tak”. Po głosowaniu na sesji widać, że nie było dyscypliny klubowej. Ale myślę, że widać też gołym okiem, że opozycja stale blokuje ruchy dobre dla miasta, by nie były kojarzone z prezydentem Polowym oraz ze mną. Ci ludzie zablokowali już punkt widokowy na wieży kościoła farnego, odrzucili rzeźbę Krzysztofka na Długiej, sprzeciwili się kładce nad Odrą, wycinają imprezy kulturalne. Kompletnie niezrozumiała jest postawa Mirosława Lenka, bo on jeszcze jako prezydent rozpoczął prace nad wdrożeniem Parku. Michał Fita jako wiceprezydent też był przejęty tym tematem, sam nakłaniał do niego przedsiębiorcom, mówiąc, że coś zmienić. Mamy świadomość, że zwyciężyła polityka, a raczej takie małostkowe politykierstwo, choć biorę pod uwagę także podatność tych radnych na lobbing tych, którzy po przyjęciu parku stracą swoje uprzywilejowane pozycje wypracowane w czasach naszych poprzedników. Przez kilkanaście lat miasto udawało, że nie wie o tym, że rynek jest chroniony przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków i wynajmowało przestrzeń pod gastronomię mimo tego, że przedsiębiorcy nie mieli wymaganych prawem zgód służb konserwatorskich.
– M. Olejarnik: Występuje jakiś kompleks niższości dotyczący Raciborza. Widać go w internecie, a mieszkańcy pozwalają sobie wmówić, że „to jest tylko Racibórz”, małe miasto. Jednak te 50 tys. mieszkańców to jest wartość i wartością jest urbanistyczna skala Raciborza. Choć to nie Paryż, to wydobądźmy z Raciborza to, co dobre, bo my wyróżniamy się na Śląsku. Nie musimy mieć czegoś naj, ale zadbajmy o to, co mamy. Doceńmy to, że żyje się u nas spokojnie, że mamy bogatą historię, że w Raciborzu jest ładnie a może być jeszcze ładniej. Pokażmy, że jesteśmy dumni ze swojego dziedzictwa, które niewątpliwie jest ciekawe, także dla osób spoza miasta.
– D. Wacławczyk: To widać było już w czasie dyskusji nad strategią rozwoju miasta. „Raciborzanie nie lubią Raciborza” – taka uwaga pojawiła się z obserwacji z zewnątrz. Nam brakuje świadomości tego co mamy. Fakt, że niektórzy mieszkańcy tak myślą, to jest smutne, ale że radni też tak uważają, to już jest prawdziwy dramat, bo kompleksy nie pozwalają im dostrzec potencjału Raciborza.
– To, że nie ma Parku, nie oznacza, że nie wdraża się rozwiązań z nim związanych.
– D. Wacławczyk: Dużo udało nam się zdziałać, jeśli chodzi o ogródki gastronomiczne. Zmiany dotyczą ogrodzenia, wysokości podestów, koloru ich pokryć oraz ograniczenia wysokości do poziomu parteru. Słuchaliśmy tu radnych i przedsiębiorców. Co tylko można było zrobić po ich myśli, to wprowadziliśmy. Obowiązuje zarządzenie prezydenta miasta w sprawie wyglądu ogródków i widać, że zmiany postępują, choć są rozłożone w czasie. Zmieniliśmy w tym zakresie politykę miasta, bo poprzednie władze przymykały na to oko. Teraz jeśli przedsiębiorca nie ma zezwolenia WKZ, to my zrywamy z nim umowę i to już się niedawno zdarzyło.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Najnowsze komentarze