Wtorek, 7 maja 2024

imieniny: Gustawy, Ludmiły, Sawy

RSS

Pytania kierowane do Marka Śledzia przez uczestników spotkania

23.05.2023 00:00 Ania

Do książnicy przy Kasprowicza przyszło na spotkanie z trenerem liczne grono fanów piłki nożnej

– Jeden z uczestników spytał, czy rodzic powinien karać dziecko dostające słabe oceny w szkole zakazem treningów piłkarskich.

– To jest połączenie nauki z piłką nożną. Jeśli są jedynki w szkole, to trzeba je poprawić. Zagrasz w piłkę, jak poprawisz wyniki. Wpierw wykaż się, zrób coś więcej.

– Czy wyjątkowy talent był dostrzegalny u przyszłych reprezentantów Polski od początku ich przygody z piłką? Już wtedy, kiedy zajmował się ich rozwojem trener Śledź? Takie pytanie skierowaliśmy do gościa biblioteki.

– Każdy z tych chłopców miał to coś, a największym talentem dysponował Dawid Kownacki. Kamil Jóźwiak miał dużą chęć toczenia indywidualnych pojedynków. Koledzy mówili mu: Józiu, nie kiwaj, ale ja brałem go na bok i mówiłem, żeby ich nie słuchał i kiwał. Do dziś wygrywa większość toczonych pojedynków na boisku – odpowiedział M. Śledź.

– Komu kibicował Śledź w meczu o Puchar Polski pomiędzy Rakowem, a Legią?

– Ja unikam takich prowokacji, bo często proszą mnie o podobne wypowiedzi. Przed meczami z Lechem jest podobnie. Co bym nie powiedział, to znajdą się przeciwnicy. Ja staram się być zawodowcem. Legia to jest taka moja nagroda zawodowa, po tym co wypracowałem wcześniej. Jednak gdybym pracował gdzie indziej, to tak samo bym pracował, z takim samym zaangażowaniem jak w Legii. Uczciwie. Bo oczywiście mam sympatie i antypatie, jednak serducho nie jest podzielone. Kiedy Lech walczył w pucharach, to nie życzyłem mu źle. Skóraś, Marchwiński, czy Szymczak to są moi wychowankowie. Im kibicowałem przede wszystkim.

– Jaką widzi modelową współpracę między pierwszym zespłem, a akademią? Bo są różne podejścia, nie każdy trener jest chętny do dawania szansy młodym. Pozytywnym przykładem jest AS Roma i trener Mourinho, który wprowadza do Serie A młodych zawodników.

– Podejście jest różne. W Romie gra Jordan Majchrzak, którego transferowaliśmy jako zawodnika Akademii Legii. On jest ze Śląska, z Zawiercia. W różnych momentach pracy trenera determinant wprowadzenia zawodnika jest różny. Piłkarz musi być gotowy wejść na boisko. Między młodzieżową, a seniorską piłką jest duża różnica – np. jeśli chodzi o tempo gry, o dynamikę działań. Wprowadzenie od piłki juniorskiej do seniorskiej, nie dla każdego jest łatwe, nie każdy trener ma taki dar, ale to nie jest wada. Ci trenerzy mają inne wartości i potrzebują gotowych graczy.

W Legii ważną funkcję w kontakcie między pierwszym zespołem a akademią pełni dyrektor sportowy Jacek Zieliński. To wiedza, kultura, tolerancja. On wie, że wychowanek jest tą wartością dla klubu, na której najwięcej się zarabia. W żadnym innym przypadku – praw marketingowych, awansu do Ligi Mistrzów, tyle się nie zarobi co na wychowanku.

Teraz w klubach Ekstraklasy działacze ścigają się, kto wprowadzi do gry młodszego zawodnika. Chodzi w tym o marketing. Ostatnio wszedł piłkarz z rocznika 2007. Pograł 30 minut i miał 2 kontakty z piłką. Gdyby zamiast z pierwszą drużyną zagrał w rezerwach, to miałby 2000 razy piłkę. W tym wieku, to dla niego znacznie lepsze niż bezowocne funkcjonowanie w meczu Ekstraklasy. Później taki talent wyjedzie za granicę i system piłki zawodowej go wypluje. Taki zawodnik potrzebuje nie tylko gotowości piłkarskiej, ale również mentalnej, jak również odpowiedzialności. Jak Jordan Majchrzak wyjechał do Romy, to 2 miesiące nie trenował z pierwszym zespołem, bo musiał być przygotowany do rywalizacji na tym poziomie.

Piłka nożna jest tu podobna do boksu. Jak bokser wyjdzie nieprzygotowany do dostanie nokaut, a jak będzie przygotowany to może go spotkać porażka, ale na punkty, zupełnie inaczej honorowana w tej dyscyplinie. Dlatego warto być przygotowanym, a tymczasem istnieje deficyt przygotowania do piłki seniorskiej. Według mnie Raków dopiero z rocznikiem 2006 powinien wchodzić do etapu piłki seniorskiej. A Legia? Marzę, żeby kiedyś była oparta na wychowankach? Oni powinni stanowić pewną istotę zespołu.

– Czy spośród pana wychowanków więcej osiągali w karierze ci co mieli talent, czy ci, co mieli determinację i dużo pracowali?

– Tu jest koniunkcja, bo trzeba i talentu i katorżniczej pracy. Jest taka książka „Kopalnie talentów” Duńczyka Ankersena. Autor zwiedził ośrodki olimpijskie, te, gdzie narodzili się zdobywcy złota olimpijskiego. Okazało się, że nigdy złotym medalistą nie zostawał ten najlepszy, tylko ten, co go gonił; taki, który musiał coś udowodnić. I byli lepsi od tych, których wychowałem – ale głowa, mental u nich zawodził. Za szybko robili sobie tatuaż, farbowali włosy, a życie chcieli spędzać w galeriach. Nie pracowali nad sobą, nad swoim talentem. Kto kocha piłkę, poświęci się dla niej, a pieniądze same przyjdą. Ronaldo zarobił 87 mln euro w jeden rok. Żartowałem, że nie dostawał wydruku z bankomatu, bo tam w maszynie się ciągle kręciło, jak chciał sprawdzić saldo. Mimo tych wielkich pieniędzy to miał łzy w oczach, gdy Portugalia przegrała na mistrzostwach, odpadła, on nie grał, bo on przede wszystkim chciał grać i wygrać.

– Dlaczego kazał pan płacić adeptom akademii za posiłki w Legia Training Center? Bo ta sprawa obiła się szerokim echem w mediach.

– Media kreują swoją rzeczywistość. Ja zrobiłem audyt, jak zacząłem pracę. Stałem sobie i patrzyłem jak działa kantyna akademii. Tam jedzenie jest ekskluzywne, zawodnicy mają do wyboru dania i desery. Piłkarz może przyjść i wziąć co chce. No i oni nakładali sobie, co im się spodobało, ale nie zjadali wszystkiego. Marnowało się to jedzenie. Tymczasem dzieci na świecie umierają z głodu. Teraz płacą i jedzenie się nie marnuje. Regularność i kultura odżywiania wzrosły. Miesięczne wyżywienie zawodnika kosztuje klub 2500 zł, a rodzice płacą 500 zł. Bo chodzi o element wychowawczy. Dodatkowo kogo nie stać, to zwalniamy z opłaty, jak są argumenty.

– Kto był pańskim idolem w wieku, w którym są dziś chłopcy, co przyszli na spotkanie z trenerem z Legii Warszawa?

– Idolem piłkarskim był oczywiście Diego Maradona. Ja też grałem

w środku pola, moją mocną stroną była głowa, nie motoryka. Jak zobaczyłem, że nie przegonię sędziego liniowego, to dałem sobie spokój. Byłem taki mały, ale Robert Lewandowski jak zaczynał, to też był mały, tak mały, że miał ksywę Bobek. Z polskich piłkarzy ceniłem Dariusza Dziekanowskiego, on był elegancki w grze, kreował grę. Poza tym: Henryk Miłoszewicz i Mirek Okoński. Świetni piłkarze, ale poza boiskiem niekoniecznie stanowili wzorzec.

– Marek Hanzel opowiedział, że agenci piłkarscy szukając utalentowanych piłkarzy, dzwonią do niego i miał ostatnio telefon z zapytaniem o rocznik 2007.

– Ten menadżer prosił o telefony do rodziców dzieci. Nawet się porządnie nie przedstawił. Na co rodzice mają zwrócić uwagę w takich kontaktach? – Proszę zwrócić uwagę, że nawet nie chciał się przedstawić. Według mnie jedyny agent dziecka to jego rodzic. On może nie znać przepisów, ale kocha dziecko i chce dla niego jak najlepiej. Oczywiście nie może ingerować nadmiernie, zwłaszcza w kwestie szkoleniowe. Jednak w sprawach wychowawczych, edukacyjnych jest partnerem dla trenera. Na pewno rodzic nie może oddać dziecka osobie, której nie ufa. Pamiętajmy, że agent żyje z prowizji zawodnika, jemu chodzi o to, żeby dobrze go sprzedać. Po meczu ja mówię zawodnikowi, gdzie i kiedy słabo zagrał, a agent przekazuje mu, że świetnie grał. No i kogo chętniej posłucha dziecko?

– Piotr Ziętek: Komu by pan kibicował, gdyby w przeciwnych drużynach grali pana wychowankowie?

– To jest chyba najtrudniejsze pytanie, jakie dzisiaj usłyszałem. Nie jest łatwo wybrać w takich okolicznościach. Myślę, że wspierałbym obu, bo ja jestem dumny kiedy grają moi chłopcy. Zastrzeliłeś mnie na koniec tym pytaniem, jakbyś w meczu strzelił najpiękniejszą bramkę.

– Jaka była najważniejsza książka w pana życiu?

– Ta o Simonie Kossak autorstwa Anny Kamińskiej biografistki, która po śmierci tych ludzi, zbiera informacje o nich od innych. Dla mnie postać pani Kossak jest kultowa; powstał film dokumentalny. Z zawodowych to „Pułapki myślenia” Kahnemana;

trylogia Carla Louisa Zafona, a w niej Cień wiatru – historia starej Barcelony.

Serce i pazur Simony Kossak – o relacjach zwierząt i ludzi. Z tego można się uczyć, np. jak funkcjonuje wataha wilków, a jak to wygląda w małych grupach społecznych.

– Dyrektor Małgorzata Szczygielska: czy pod wodzą nowego selekcjonera Santosa Polska będzie grała lepiej niż na mundialu?

– Zmiana powinna zaistnieć. Przypuszczam, że będzie tworzyła lepsze widowiska, ale czy osiągnie lepsze wyniki? Trener Michniewicz osiągnął sukces, ale styl gry się nie podobał.

Jestem jednak przekonany, że utopią jest myślenie, że Santos sprawi, że dzieci i młodzież w Polsce będą lepiej szkoleni. Ja podglądam europejskie szkolenie na tym poziomie. Nigdy nie byłem kopistą, bo nie da się skopiować tych modeli. Mamy inne warunki w Polsce niż w innych krajach.

– Bartosz Kozina: czy dokonuje się periodyzacja taktyczna, gdy treningi polegają na bieganiu zimą po skarpie?

– W Polsce lubimy grać w tzw. dziadka, w rondo, najlepiej za bramką, w narożniku, żeby trawy nie zniszczyli. To złe podejście, bo piłkarze muszą móc zniszczyć tę trawę, muszą ćwiczyć na przestrzeni adekwatnej do gry. Jak słyszę o grze na ćwiartki w Legii, to się sprzeciwiam. Ja w ogóle nie rozumiem, jak można ćwiczyć grę w piłkę za bramką. Takie rzeczy to w hokeju obowiązują, nie w futbolu.

Na koniec Marek Śledź złożył najmłodszym uczestnikom spotkania życzenia: Wam młodzi życzę, żebyście spełnili się w pasji, z uporem trenowali, cieszyli się piłką, i trafili na ludzi, którzy te pasje będą wspierali i rozwijali. Pamiętajcie: to głowa decyduje o graniu, a nie nogi.

  • Numer: 21 (1620)
  • Data wydania: 23.05.23
Czytaj e-gazetę