Piątek, 27 grudnia 2024

imieniny: Jana, Żanety, Fabioli

RSS

Nauka zawodu to lekcja życia

02.05.2023 00:00 sub

Wiktoria podziwia Roberta Makłowicza, Daria śledzi w Netfliksie kuchenne seriale, a Ola marzy o napisaniu własnej książki kulinarnej. Choć nie wszystkimi pomysłami dzielą się z opiekunkami praktyk, to na wsparcie Joasi Markiewki-Panuś i jej mamy Anidy, zawsze mogą liczyć. Na tym etapie ich życia wszystko jest jeszcze możliwe i choć nie każda z dziewczyn wie co będzie robiła w przyszłości, żadna nie żałuje decyzji o podjęciu nauki w szkole branżowej.

Każdy zasługuje na szansę

Całe życie pani Joasi kręci się wokół cukierni rodziców, którzy w 1988 roku przejęli od GS-u Racibórz markowicką piekarnię. A ponieważ pracowali i mieszkali w tym samym miejscu, rzadko kiedy udawało się rozgraniczać życie zawodowe od prywatnego. – Pracowałam w zakładzie od 16 roku życia i nawet gdy poszłam na studia, każdy weekend, wakacje czy święta spędzałam w cukierni. Przygotowywałam oferty, cenniki i grafiki dla wszystkich placówek, produkowałam lody, a jak trzeba było, to stawałam za ladą. Może dlatego decyzja o tym, że chcę się związać zawodowo z firmą rodziców była naturalna i nie stanowiła w naszym życiu żadnej rewolucji – mówi Joanna Markiewka-Panuś, absolwentka zarządzania i inżynierii produkcji Politechniki Śląskiej. Nawet firma Berger z Kędzierzyna-Koźla, która zaproponowała jej pracę w wyuczonym zawodzie, nie przekonała pani inżynier do zmiany planów. – W 2013 roku zaczęłam pracę na pełny etat, a dwa lata później zaangażowałam się w szkolenie uczniów. Zanim to jednak nastąpiło, musiałam zdać w Izbie Rzemieślniczej w Katowicach egzamin czeladniczy i mistrzowski, a potem zrobić kurs pedagogiczny. Na szczęście zaliczono mi staż i doświadczenie zdobywane przez lata w cukierni pod okiem mamy. Zajęło mi to trzy miesiące, a we wrześniu przyjęłam na staż pierwsze trzy uczennice. Do egzaminu wytrwała tylko jedna – tłumaczy pani Joasia.

W ciągu siedmiu lat praktyk zawodowych tylko podczas lockdownu uczniowie pozostali w domach, a w cukierni skrócono czas pracy. W najgorszym momencie, gdy rozchorował się prawie cały zespół, pani Anida wraz z córką i jedną z pracownic zdołały przygotowywać w trójkę tradycyjne rogale świętomarcińskie na 11 listopada. – W naszej branży bardzo ważna jest punktualność i obowiązkowość, której muszą się nauczyć wszystkie uczennice. Bo nauka zawodu to nie tylko przyswajanie wiedzy i zdobywanie umiejętności, ale przede wszystkim szkoła życia. My uczymy je podstawowych zwrotów grzecznościowych, takich jak „proszę”, „dziękuję”, czy „przepraszam”, szacunku do klienta i higieny. Do każdej z nich trzeba mieć indywidualne podejście. Są takie, które potrzebują autorytetu i takie, które należy dowartościowywać. W niektórych sytuacjach opiekun praktyk staje się bardziej psychologiem niż nauczycielem – podkreśla Anida Markiewka. Jej córka Joasia dodaje, że nikomu nie odmawiają pomocy. – Mieliśmy na praktyce chłopca z ośrodka wychowawczego w Kuźni Raciborskiej, dwie dziewczyny z domu dziecka i jedną uczennicę, która miała dozór elektroniczny. Każdy dostaje u nas szansę, ale nie wszystkim udaje się przejść przez trzyletni okres nauki. Jeśli jednak przystępują do egzaminu czeladniczego, to zawsze zdają go bez problemu. Dla mnie to potwierdzenie tego, że czas, który poświęcam każdemu uczniowi nie został zmarnowany, a wiedzę i umiejętności będą potrafili odpowiednio wykorzystać – podsumowuje Joanna Markiewka-Panuś.

Kiedy hobby staje się zawodem

Wśród trzydziestu pracowników cukierni jest w tym roku siedem uczennic „Gastronomika” Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 1 w Raciborzu. Czy dokonały świadomego wyboru i dualne kształcenie spełniło ich oczekiwania?

Pierwszym pomysłem Karoliny Silnej było technikum weterynarii w szkole TEB. Szybko przyszła jednak refleksja, że to nie jest zawód, w którym będzie się dobrze czuła. Ponieważ od dziecka lubiła piec, a jej zdolności kulinarne doceniała i mama i babcia, postawiła na szkołę branżową. Dziś jest już pewna, że to była dobra decyzja, a jej pierwszym cukierniczym marzeniem jest zrobienie tortu dla całej rodziny.

Wiktoria Jonecko zdradza, że do zawodu przekonał ją wujek, który od lat kupuje wyroby w cukierni Markiewki i zachwala ich jakość. Chciała się uczyć od najlepszych i trafiła tu na praktyki. Wśród kulinarnych sław największym autorytetem jest dla niej Robert Makłowicz, którego programy ogląda od deski do deski. W przyszłości chciałaby sprawdzać swoje umiejętności w konkursach.

W przypadku Angeliki Piperek, do wyboru szkoły branżowej namówili ją rodzice. Od lat robi torty z okazji urodzin domowników, więc połączenie zdolności kulinarnych z nauką zawodu wydawało się rozsądnym rozwiązaniem. Angelika jest jednak ciekawa życia i nie postanowiła jeszcze z jaką branżą zwiąże swoją przyszłość. Jedno jest jednak pewne – doświadczenie zdobyte podczas praktyki zawsze będzie mogła wykorzystać.

Kiedy ważyły się losy Darii Kowalskiej, w sukurs przyszła babcia Marysia, która w cukiernictwie widziała jej przyszłość. Wnuczka od dziecka towarzyszyła jej w kuchni, gdzie przygotowywały wspólne wypieki. Dziś jest fanką seriali kulinarnych Netflixa, a jej sernikami zachwyca się cała rodzina.

Zuzannie Węglorz pomysł na wybór szkoły branżowej podsunęła starsza siostra Magda, która wybrała fryzjerstwo. Pomaganie babci w domowych wypiekach było doskonałym początkiem przygody, którą Zuzia kontynuuje w cukierni pod okiem Joanny Markiewki-Panuś, gdzie dojeżdża z Kobyli.

Aleksandrze Dobkowskiej nikt nie musiał podpowiadać jaką drogę w życiu ma wybrać. Od zawsze wiedziała, że cukiernictwo to profesja, którą będzie wykonywała z pasją i miłością. A gdy dodamy do tego zdolności artystyczne, które przydają się w zdobieniu tortów oraz marzenie, by napisać kiedyś własną książkę kulinarną, to jest szansa, że właśnie rośnie nam polska Nigella Lawson.

Certyfikat na sukces

Po śmierci Adama Markiewki jego córka Joasia stała się zarządcą sukcesyjnym firmy, z którą związana jest cała rodzina. Jej mama Anida, która doświadczenie zawodowe zdobywała u dwóch ikon śląskiego cukiernictwa: Witolda Szytenhelma i Alojzego Kojzara, od początku kierowała cukiernią. Powstawały w niej niepowtarzalne wypieki, których receptury wymyślała sama, albo korzystała z przepisów lokalnych gospodyń. A że jest pracoholiczką, do dziś każdą wolną chwilę spędza w pracowni, gdzie powstają kolejne wypieki testowane najpierw przez członków rodziny. – Jak się robi to, co się kocha, to nie ma potrzeby od tego odpoczywać. Mam szczęście, że stworzyłam zgrany zespół, z którym świetnie się pracuje. Uwielbiam pracę z ludźmi i dobra atmosfera jest dla mnie bardzo ważna, dlatego gdy któryś z pracowników odchodzi, bardzo to przeżywam. Sporo razem przeszliśmy, a takie doświadczenia budują więź. Mam wokół siebie same anioły – podkreśla Anida Markiewka, która o swoim synu mówi, że to „elastyczny rolnik”, bo właśnie ten zawód podoba mu się najbardziej, ale na razie zaangażowany jest w rodzinną firmę.

Podczas pandemii Samuel zaczął eksperymentować w pracowni z ciastem na pizzę i ten pomysł tak rodzinie przypadł do gustu, że razem z siostrą pojechał na szkolenie do Gliwic i postanowili stworzyć pizzerię. Powstała w budynku po OSP Markowice, który Markiewkowie kupili pięć lat temu. Pomieszczenia na parterze przekształcono w pracownię, szatnie i łazienki pracownicze oraz pomieszczenie socjalne. Na górze wygospodarowano mieszkania na wynajem. Dziś pizzeria funkcjonuje w weekendy, dostarczając pizze na wynos, a gdy robi się cieplej, goście mogą korzystać na miejscu z letniego ogródka. – Naszym najlepszym sprzedawcą jest mój zięć. Michał to po prostu gwiazdor. Ma podejście do klienta i lubi każdemu poświęcić swój czas. Kiedy pracował w cukierni przy Długiej, skarżył się, że tam jest taki ruch, że nie ma czasu na rozmowę z kupującymi. W pizzerii jest w końcu w swoim żywiole. Lubi oprowadzać klientów po naszej pracowni i pokazywać im stary kaflowy piec, którego używamy do tej pory, bo upieczone w nim pieczywo ma swój niepowtarzalny smak – zachwala Anida Markiewka, a jej córka dodaje, że mąż zrobił włoski certyfikat na pizzę i jest teraz kucharzem przyrządzającym pizze zgodnie z życzeniami klientów. – Michał miał być tylko kierowcą, ale tak się zaangażował, że po skończonym w Poznaniu kursie i zdanym pozytywnie egzaminie, został „pizzaiolo”. Z jego wiedzy korzystają też nasze uczennice, które uczą się jak sprawnie pokroić paprykę, pomiodory czy cebule i się nie popłakać – tłumaczy Joanna Markiewka-Panuś.

Dziewczyny z klasy I dopiero zaczynają swoją przygodę z cukiernictwem, ale trzecioklasistki przygotowują się już do egzaminu czeladniczego, którego część teoretyczna odbędzie się w Izbie Rzemieślniczej w Katowicach, a praktyczna w piekarni i cukierni Adama Wyleżoła w Bieńkowicach. Zdany egzamin to furtka do dalszego kształcenia w szkole branżowej drugiego stopnia, albo zdobywania doświadczenia w pracy i przystąpienie do egzaminów mistrzowskich. To wiele możliwości, które zapewnia dualne kształcenie, cieszące się wśród młodych ludzi coraz większą popularnością.

Katarzyna Gruchot

  • Numer: 18 (1617)
  • Data wydania: 02.05.23
Czytaj e-gazetę