Piątek, 27 grudnia 2024

imieniny: Jana, Żanety, Fabioli

RSS

Moskwa Gałczyńskiego cz. 5

18.04.2023 00:00 red

Ze wspomnień Józefa Grabowskiego Moskwa roku 1915 wyłania się jako bardzo szary konglomerat ponurych refleksji. Nędza podpierana rozpaczą tysięcznych rzesz biedoty, a na jej tle tu i ówdzie olśniewający blask złota bogatej arystokracji i finansowych oligarchów. Hektary walących się ruder i niedostępne pałace plutokracji.

Opowiadał po latach: „To, co widziałem w Moskwie, i w Rosji w 1915 roku, w państwie od dwunastu miesięcy krwawiącym w bezsensownej, wyniszczającej, zwłaszcza najbiedniejsze warstwy narodu, głównie chłopstwo, żyjące ciągle w poddaństwie mimo dawno już zniesionej pańszczyzny, w państwie, które przystąpiło do wojny bezsensownie zubożywszy uprzednio własnych karmicieli, przygotowało mnie do nowego przestudiowania wydarzeń z 1915 roku i do zrozumienia tego, co się w Rosji stało dwa lata później...”.

Grabowski nie tylko rozumowo analizował zastane w Rosji spektrum uwarunkowań socjologicznych. Doktor filozofii, filolog klasyczny, z prozaicznych powodów, istnieje bowiem konieczność jedzenia i potrzeba jakiegoś dachu nad głową, mocno zakasał rękawy. Otrzymał posadę... brukarza. Zaczął przenosić tysiące „kocich łbów” i układać je według narzuconego przez majstra analfabetę porządku. Poznawał Rosję z pozycji klęczącej i od wyglądu butów przechodniów dochodził charakteru mieszkańców tego kraju.

Nie cierpiał, nie odczuwał poniżenia, wszak był filozofem. Zyskał, z racji tego swojego przygodnego zawodu, wielu przyjaciół wśród robotników analfabetów, dzielących się z nim nie tylko wysiłkiem mięśni, ale i chlebem. Podczas przerw w pracy Grabowski recytował im wiersze Lermontowa i Puszkina, także Mickiewicza. Zrazu, nim poznał rosyjski, czynił to po polsku. A jego prości towarzysze brukarskiego zajęcia, w zasadzie nawet nie posiadający elementarnych szkół, potrafili słuchać go z zapartym tchem. Podobieństwo słowiańskich języków, mimo wszelakich niezrozumień, choćby onomatopeją, impresją fraz wymawianych zwrotek, zbliżało. Szybko jednak Grabowski poznał język kraju, do jakiego został internowany.

Kazia z kolei wędrowała po suterenach, poddaszach i pielęgnowała chore dzieci. Na ogół sieroty po wojakach przepadłych gdzieś na frontach w środkowej Europie za chwałę dwugłowego orła. Przyjmowała porody (po ukończeniu biologii zdążyła odbyć kurs felczerski), obmywała ropiejące wrzody, karmiła niemowlęta o wyłupiastych oczach, sterczących żebrach i wielkich brzuchach. W głębokich oficynach, piwnicach i na gnijących poddaszach trwoniła resztki zasobów materialnych przywiezionych z Litwy, wypruwanych zza podszewek coraz bardziej wytartych szub, karmiąc głodnych, odziewając półnagich. W Moskwie, obok niewyobrażalnego zbytku niewielu, postępowała przeraźliwa nędza.

Pod koniec sierpnia 1915 roku Grabowski zdjął skórzane nagolenniki i przywdział, na bardzo krótki zresztą okres, zarękawki magazyniera w jakiejś miejskiej instytucji. Ale już od 10 września stanął przed tablicą w polskiej szkole. Od tego dnia, razem z Kazią, znowu byli nauczycielami.

W Moskwie zaczęli pracować w założonym przez Giżyckiego gimnazjum, przekształconym wkrótce w szkołę słynnego Polskiego Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny dla dzieci uchodźców z Królestwa Polskiego. Innym nauczycielem w szkole był matematyk Stanisław Leśniewski, zaledwie cztery lata starszy od Grabowskiego, znakomicie się zapowiadający logik, członek SDKPiL. Leśniewski z Grabowskim bardzo się zaprzyjaźnili. Znajomość ta, nie tylko na gruncie towarzyskim trwała do śmierci jednego z twórców warszawskiej szkoły logicznej w 1939 roku.

Znakomitym uczniem Grabowskich w szkole Giżyckiego był Jerzy Liebert, późniejszy, świetny poeta, zbliżony do Skamandra, autor przejmujących liryków i wierszy religijnych, tych ostatnich pisanych już w obliczu zbliżającej się śmierci, która zamknęła mu oczy w jakże przedwczesnym dla niego 1931 roku.

Z kolei niezbyt wybitnym, jeśli chodzi o pozytywne wyniki z przedmiotów, dość niesfornym w zachowaniu był niejaki Konstanty Ildefons Gałczyński. Uroda i osobowość, nowej wówczas w szkole, młodej nauczycielki Kazi Grabowskiej wywarła na 10-letnim, bardzo wrażliwym z natury chłopcu, obdarzonym wielką wyobraźnią, spore wrażenie. Pierwsze próby poetyckie, jakie wyszły spod ręki przyszłego wielkiej miary poety, podyktowała mu gorąca, chłopięca miłość do „pięknej pani od przyrody”, czyli Kazimiery Grabowskiej.

Jego „Sonet do miłości” nosił już cechy pełnej dojrzałości poetyckiej i dużej umiejętności posługiwania się słowem i techniką w uprawianiu tego rodzaju twórczości. Kazimiera Grabowska, ze względu na te wartości, nie przeczuwając wtedy, co wyrośnie z tego wielce zdolnego, ale leniwego w nauce i nieznośnego w zachowaniu chłopca, zachowała podarowany jej rękopis.

Z opowiadań członków rodziny Grabowskich wynika, że rękopis tego wiersza był w posiadaniu jego właścicielki na pewno do czasu jej śmierci w 1969 roku. Jak oficjalnie wiadomo, debiut Gałczyńskiego nastąpił w kilka lat później, w „Rzeczpospolitej”, pod auspicjami Kornela Makuszyńskiego. Dla rodziny Grabowskich objawienie się poety nastąpiło „Sonetem do miłości” w 1915 roku. Potwierdzeniem istnienia tego wiersza i jego rodowodu są własne słowa Gałczyńskiego zawarte w słynnym życiorysie z roku 1951: „Pierwszy wiersz, pt. „Sonet do miłości” ułożyłem w Moskwie w roku 1915, z tworzywa uczuć miłosnych. Nauczycielka botaniki miała na imię Kazimiera. Wiersz pozostał w rękopisie”.

Jaką rolę odegrał w kształtowaniu umysłowości wybitnie uzdolnionego chłopca Józef Grabowski, jego nauczyciel łaciny, historii, języka polskiego i ojczystej literatury? Bo to, że był jego nauczycielem w tych przedmiotach przez okres trzech lat jest pewne. Potwierdzenie wynika z historii szkoły Giżyckiego, z zasobów archiwalnych ówczesnego Komitetu Oświaty N. Krupskiej i ds. bezpieczeństwa, kierowanego w Rosji bolszewickiej przez Dzierżyńskiego, ze wspomnień niektórych współpracowników Grabowskiego z lat po II wojnie światowej.

Grabowski, wtedy w Moskwie, w latach pracy w szkole Giżyckiego, mimo młodego wieku, mimo stosunkowo krótkiego doświadczenia życiowego i zawodowego, charakteryzował się nie tylko gruntownym wykształceniem humanistycznym, ale i wybitnymi zdolnościami erudycyjno-psychologicznymi. W tamtych latach dojrzałość umysłowa pospolitego inteligenta, a co dopiero wyjątkowego, obdarzonego wysokim ilorazem inteligencji, postępowała szybciej, niż w naszych czasach, w sposób bardziej sprawny i przystępniejszy, zwłaszcza w przesłankach traktowanych moralnością – w kierunku oczekującej z jego strony pomocy ogólnie postrzeganego społeczeństwa.

Umiał stosownie oddziaływać, zawsze bardzo dyskretnie, swoją wiedzą i inspirować optymistycznie, pozytywnie nastawione do bieżących, wielokierunkowych socjologicznie zjawisk otoczenie. Warto zastanowić się, ile i co zachował i przeniósł młody Gałczyński w późniejsze życie, także twórcze, z idei swojego nauczyciela – humanisty w ciągu trzech lat styczności z nim.

Czy to nie po wykładach Grabowskiego o teatrze greckim, o Mickiewiczu i Słowackim, o Eischylosie i Wyspiańskim trafił Gałczyński najpierw do amatorskiego teatru, prowadzonego przez Kazimierę w moskiewskiej szkole Giżyckiego, a po latach do zawodowego? Jak widać, początek drogi Gałczyńskiego – poety rozpoczął się w Moskwie. Zaczyn moskiewskiej gleby jakże bujnie zaowocował w jego dorosłym życiu. Warto powtórzyć pytanie: jaką rolę spełnili dla dalszego życia Gałczyńskiego Grabowscy? Czy uda się na nie jeszcze kiedykolwiek odpowiedzieć?

Józef Grabowski – doktor filozofii, filolog klasyczny, znawca kultury łacińskiej, historyk, publicysta, społecznik, przyjaciel polityków, naukowców, artystów i raciborskiej młodzieży. Dyrektor Męskiej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego nr 9 im. Jana Kasprowicza. Sylwetkę profesora przybliża nam jego uczeń – Andrzej Markowski-Wedelstett.

  • Numer: 16 (1615)
  • Data wydania: 18.04.23
Czytaj e-gazetę