Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Uśmiechnięta pani Ewa z niebieskiego autobusu. Mam to w genach

14.03.2023 00:00 red

Zaczynała w transporcie publicznym. Już na starcie usłyszała: „Kobiety do garów!”. Potem było jak u Hitchcocka... Z czasem zaczęła marzyć o kierowaniu niebieskim autobusem Eko-Okien.

– Czy widok kobiety za kierownicą autobusu dziwi jeszcze kogokolwiek?

– W tej chwili już się z tym nie spotykam. Czasem, gdy wiozę nową osobę, czuję jej spojrzenie na plecach. Kiedyś było inaczej. Przygodę z autobusami zaczynałam w 2009 roku w Rybniku. Wtedy w komunikacji miejskiej było nas tylko 11 dziewczyn. Pamiętam, że przyszedł pasażer, popatrzył na mnie i powiedział: „Ja z babą nie pojadę”. No jego wybór. Pamiętam też pasażera, który w Dzień Kobiet, ale już wychodząc z autobusu, powiedział: „Kobiety? Kobiety to do garów!”. Ciekawe, że powiedział mi to dopiero jak wyszedł z autobusu. Przez całą drogą jechał ze mną i nic nie mówił.

– Czekał całą drogę żeby to powiedzieć. Teraz już się to nie zdarza?

– Nie, nie zdarza się. W Eko-Oknach mam fajnych pasażerów. To stała ekipa z linii Kornice – Rybnik, Rybnik – Kornice. Znamy się po imieniu, nie jesteśmy anonimowi.

– Powiedziała pani, że zaczynała w transporcie publicznym. Dlaczego przeszła pani do Eko-Okien?

– Pamiętam, że podobało mi się to, jak na dworzec autobusowy w Rybniku podjeżdża piękny, nowoczesny autobus. Wchodzili do niego ludzie ubrani na niebiesko. Wiedziałam, że autobus jedzie do Eko-Okien. Podobało mi się, że firma dba o swoich pracowników – zapewnia im bezpłatny transport.

– Z jednej strony transport pracowniczy, z drugiej komfortowe warunki pracy kierowców.

– Nikt tu nie kupuje starych aut. Wszystko jest nowe, serwisowane na bieżąco. Marzyła mi się ta praca. Zadzwoniłam, dostałam zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, no i jestem. Tu jest rozwój.

– Ma pani duże doświadczenie. Czy w czasie tych spędzonych za kierownicą autobusu lat zdarzyło się coś niebezpiecznego?

– Jeszcze gdy pracowałam w komunikacji miejskiej było tego sporo. Miałam pasażera z atakiem padaczki, któremu musiałam udzielić pomocy. Była pani z demencją, którą się zgubiła, nie wiedziała jak się nazywa. Raz palił mi się autobus. Ugasiłam go. Pasażerów zabrał autobus zastępczy, ale ja musiałam nim zjechać na bazę. Wtedy koledzy powiedzieli: „Tyś go nie miała gasić, tyś go miała podlać benzyną!”.

– Łatwo żartować, jak się przy tym nie było. Trzeba umieć zachować zimną krew, bo to sytuacje, w których nie każdy potrafi działać prawidłowo.

– Trzeba mieć predyspozycje, dystans do tego, poczucie odpowiedzialności, podzielność uwagi, bo kierowca autobusu musi patrzeć nie tylko na drogę, ale też na to, co dzieje się w autobusie. Trzeba umieć przewidywać sytuacje na drodze. Piesi bez odblasków, zwierzyna przebiegająca przez jezdnię. Skupienie jest bardzo ważne, dlatego gdy ruszam, z nikim już nie rozmawiam.

– A jak została pani kierowcą autobusu?

– Prowadzenie autobusu mam w genach. Mój ojciec był zawodowym kierowcą, przejeździł ponad 40 lat. Już jako mała dziewczynka jeździłam razem z ojcem w kabinie razem z bratem. Moja mama też była aktywna, też jeździła. Także jak mama wracała z pracy do domu, to na placu stały: tarpan, żuk, czy syrenka, a jak tato był, to jeszcze ciężarówka lub autobus. Teraz mój brat jeździ zawodowo tandemem, a ja autobusem.

– Czy już wtedy, jeżdżąc jako dziewczyna w kabinie razem z tatą, myślała pani: „Kiedyś ja też będę jeździć!”?

– Tak, zawsze mi się to podobało. Pamiętam jak raz tato przyjechał nową ciężarówką, czerwoną tatrą. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam o pneumatyce – fotel poszedł w dół, potem w górę. Potem opanowaliśmy z bratem wszystkie przyciski... Nauczyliśmy się zawodu.

– W takiej rodzinie chyba nie ma problemów ze zdaniem egzaminu na prawo jazdy?

– Żadnych problemów nie było. Zastanawiałam się, czy iść na ciężarówki czy na autobusy. Względy rodzinnie zaważyły na autobusach. Mam w domu trójkę fajnych dzieci, szkoda byłoby mi się rozdzielać z nimi. Kierowca autobusu jest w domu zawsze tego samego dnia. Jednocześnie chciałam pracować, żeby być niezależną kobietą.

– Tata popierał wybór swojej córki?

– Tak, oczywiście. W naszym domu to jest norma, że kobiety jeżdżą. Zresztą to jest zawód, który wszystkim polecam. Płeć nie ma żadnego znaczenia, to jest bardziej kwestia predyspozycji. Trzeba to czuć. Poza tym... dużymi samochodami lepiej się jeździ.

– Jak to lepiej się jeździ? Rozumiem, że widać trochę więcej, ale manewry...

– Czasem trzeba zająć drugi pas ruchu, ale inni kierowcy raczej puszczają. Sporadycznie zdarza mi się, że ktoś mnie otrąbi. Jednak ogólnie mamy już w Polsce kulturę jazdy – wpuszczą, zostawią miejsce, żeby wykonać manewr.

– Jak na jakość dróg w naszym regionie patrzy zawodowy kierowca?

– Jakość dróg poprawia się systematycznie. Kiedyś łatano drogi tak doraźnie, po zimie, teraz po kolei robią te drogi, jakość poprawia się na lata. Jest jeszcze kilka dróg w regionie, gdzie przydałby się porządny remont, ale ogólnie jest coraz lepiej.

Wywiad przeprowadził Wojciech Żołneczko

  • Numer: 11 (1610)
  • Data wydania: 14.03.23
Czytaj e-gazetę