Marzenie na święta? Chcę się obudzić w wolnej Ukrainie
Miało być o świątecznych wypiekach kuchni ukraińskiej podczas Bożego Narodzenia. Rozmawiałem z trzema Ukrainkami. Dwie z nich mieszkają na terenie powiatu raciborskiego. Uciekły z dziećmi prosto z terenów walk. Trzecia mieszka w Horiszni Plawni w Ukrainie, mieście partnerskim Powiatu Raciborskiego. Temat kulinarny stał się drugorzędny, a wręcz kłopotliwy.
– Jakie będą te święta? Piszę tekst o ukraińskich świętach Bożego Narodzenia, tych w Polsce i tych na Ukrainie – mniej więcej tak rozpoczynałem rozmowę. Ukrainki zgodziły się na publikację swoich wypowiedzi, ale bez podawania nazwisk. W jednym przypadku zmieniłem też imię rozmówczyni. Ich synowie i mężowie są nadal na terenie Ukrainy i walczą.
Olga z Nikopola
Olga to wykształcona ekonomistka ze specjalizacją bankową. Mieszka w Raciborzu z synem i córką studentką. Pochodzi z miasta Nikopol leżącego na lewym brzegu rzeki Dniepr, a właściwie nad Zbiornikiem Kachowskim. Na przeciwległym brzegu, 7 km dalej, widać wśród zieleni białe obiekty Zaporowskiej Elektrowni Atomowej. I gdzieś tam, po drugiej stronie są też rosyjskie wojska.
Na początku rosyjskiej agresji Nikopol nie był nawet atakowany. Wszytko zmieniło się 3 marca. Olga wraz z synem uciekli z ostrzelanego miasta. Uciekali do Polski, do Raciborza, bo tu była już od kilku lat rodzina Olgi. W przedziale wagonu, którym się ewakuowali, stłoczone były 22 osoby. Gdy notuję sobie tę wiadomość, Olga z uśmiechem dopowiada: „Nie licząc noworodka, psa i chomika”. To jest jedyny moment, kiedy widziałem pogodny wyraz twarzy tej bardzo opanowanej kobiety.
W Raciborzu mieszka w wynajętym mieszkaniu wraz z dorosłą córką i dziewięcioletnim synem. Córka studiowała wzornictwo przemysłowe w Kijowie. Mieszkała na obrzeżach stolicy, dosłownie parę kilometrów od Buczy. Do matki w Polsce dotarła przez Połtawę i Kraków. Obie panie pracują. Jedna pensja nie wystarcza na opłacenie czynszu. Do zniszczonego domu na Ukrainie nie mogą wrócić.
Północ pod wielką choinką
Miasto jest ostatnio systematycznie równane z ziemią przez rosyjską artylerię. Miejsce pracy Olgi jest teraz ruderą. Prowadziła studio urody, gdzie specjalistki wynajmowały stanowiska. Ona też jest dyplomowaną ekspertką od robienia „pazurków”. Manicure zawsze był jej powołaniem. Uczelnię skończyła, bo obiecała mamie, ale na Ukrainie żyła z własnego biznesu kosmetycznego.
W Raciborzu robi także „pazurki”. Pracuje w uznanym i profesjonalnym salonie urody. Wracając do głównego tematu rozmowy, do pytania o nadchodzące święta i te minione, nie wywołuje emocji. W jej mieście święta nie rozpoczynają się 24 grudnia. Wielka uroczystość rodzinna, a właściwie rodzinno-przyjacielska jest dopiero 31 grudnia.
– Prezenty układane są pod choinką i dopiero o północy można je otworzyć. Zwyczajem jest, że mieszkańcy miasta idą po północy na rynek i tam świętują pod wielką choinką. Oglądają na wielkim telebimie m.in. orędzie prezydenta Zełenskiego. Tak było. Teraz to miasto jest zrujnowane – słyszę od Olgi.
Kutia na stole
Niezmiennie na świątecznym stole znajdą się galaretki, sałatki warzywne, kurczak, może ryby. Olga kończy swoją wypowiedź, że barszczu z uszkami, takiego jak znamy w Polsce, nie będzie; a kutia i owszem, ale 6 stycznia, w czasie prawosławnych Świąt Bożego narodzenia, które obchodzi się już w mniejszym rodzinnym gronie.
Pytam o plany po wojnie. Olga mówi, że ma nadzieję, że wszystko skończy się do lata, tak przynajmniej mówi się na Ukrainie. Po zwycięstwie Ukrainy, ona chce wracać. Dzieci już zadomowiły się w Polsce. Zdarzyło się synowi powiedzieć, że jak będzie można, to pojedzie na Ukrainę, a potem wróci, tu, do domu.
Tu, w ciągu 9 miesięcy nauczyli się języka polskiego. Córka już nawet nie ma akcentu, z dumą mówi mi Olga, bardzo dobrą polszczyzną. W stosunku do swoich zdolności jest bardziej krytyczna. Niesłusznie.
Prawniczka z Zaporoża
Oksana jest natomiast prawniczką. Pochodzi z okolicy Zaporoża. Miasto leży na prawym brzegu Dniepru i też jest na okrągło atakowane przez artylerię rosyjską, tak jak wspomniana wcześniej, leżąca obok, elektrownia atomowa. W Polsce pracuje ona w fabryce branży automotive. Z „ruskim mirem” życie Oksany w jednej chwili wywróciło się do góry nogami. Bardzo obrazowo przedstawia to tak: Była rodzina, stabilna praca, plany na przyszłość. A potem niesamowity strach, gdy widzisz z okna wieżowca, jak płonie sąsiednia wieś. Słychać lecące i spadające rakiety, a twoje dzieci krzyczą ze strachu i proszą, by pojechać gdzieś daleko.
Relacja jest pełna emocji. Trochę mi niezręcznie, że wskrzeszam przykre wspomnienia. W zasadzie każdy Ukrainiec mieszkający na terenie powiatu ma zapisaną w sercu swoją tragedię.
Oksana kontynuuje: Wyjechaliśmy 9 marca z Zaporoża do miasta Dniepr na Ukrainie, z dala od tego horroru, ale tam też nie było spokojnie. Postanowiłam pojechać do Polski, bo moi znajomi już wcześniej tam pojechali. Jak tylko przyjechałam do Polski, szukałam jakiejkolwiek pracy. Oczywiście ludzie starali się mi pomóc rzeczowo i pieniędzmi. Ale jest to uczucie, kiedy było się kimś, a teraz jest się nikim. Posiadam wyższe wykształcenie prawnicze, duże doświadczenie zawodowe w tej specjalności. Na początku znalazłam pracę przy sprzątaniu domów, myciu okien, sprzątaniu w ogrodzie, myciu naczyń w restauracji. Potem znalazłam bardziej stabilną pracę na trzy zmiany w Raciborzu. Moje dzieci od razu poszły do szkoły. Mój syn (14 l.) ukończył szkołę podstawową w Kornowacu. Zdał egzamin końcowy. Moja córka (16 l.) ukończyła kurs przygotowawczy w liceum w Raciborzu. Od nowego rok szkolnego oboje są w liceum w Raciborzu w klasie I i II.
Spokojne i ciche
Uchodźcy z Zaporoża dotarli 19 marca do Pogrzebienia. Od lipca mieszkają w Kornowacu w domu u polskiej rodziny, bo w kościele u księży z Pogrzebienia nie wypadało już dalej gościć. Z Pogrzebienia bardzo ciepło wspominają panią Katarzynę i jej rodzinę. Rodzinę niesamowicie inteligentnych, wierzących, utalentowanych ludzi, którzy wychowują niepełnosprawne dziecko i mają siłę, by pomagać Ukraińcom i wszystkim innym potrzebującym. Oksana wspomina, że do tej pory są przyjaciółmi i w każdej chwili mogą zostać wpuszczeni za próg jej domu.
Jak wyglądały święta Bożego Narodzenia w ubiegłym roku? – Spokojne, ciche święto, trochę inne niż to, jak świętują w Polsce. Zbieraliśmy się przy rodzinnym stole, gotowaliśmy świąteczne potrawy, kutię. Dzieci przychodziły, opowiadały wiersze, otrzymywały słodycze – wspomina.
Jak będziemy obchodzić Boże Narodzenie w Polsce? – Szczerze mówiąc, nie wiem. Pustka w środku. Jest wiara, w Jezusa Chrystusa, w zwycięstwo Ukrainy nad złem. Może pójdziemy do kościoła katolickiego, pomodlimy się o pokój na świecie i na Ukrainie; o zdrowie Polaków, którzy nas schronili jak krewnych. Od tego roku będziemy obchodzić Boże Narodzenie według obrządku katolickiego. Ukraina podjęła taką decyzję i moim zdaniem jest ona słuszna. Oto cały mój wywiad, w skrócie – podkreśla.
Chudy barszcz i pączki
Zapytałem jeszcze Oksanę o ukraińskie potrawy świąteczne. I usłyszałem, że głównie na święta Bożego Narodzenia przygotujemy: kutię, „uzvar” – kompot z suszonych owoców i malin , pierogi z ziemniakami lub kapustą, winegret z fasolą i kapustą kiszoną, ryby z warzywami, śledź, chudy barszcz, smażoną lub pieczoną rybę, grzyby marynowane, kapustę kiszoną z grzybami, pączki.
Kutia może już być robiona nowocześnie. Zamiast pszenicy ryż.
Pytam o plany po wojnie. Oksana przedstawia sytuację z punktu widzenia polskiego prawa. Zgodnie z prawem, na dzień dzisiejszy, my, Ukraińcy, którzy uciekliśmy przed wojną, możemy przebywać w Polsce do sierpnia 2023 r. Jeśli do tego czasu wojna się skończy, musimy wrócić na Ukrainę lub ubiegać się o legalny pobyt z innych powodów jak np. praca, małżeństwo.
Ciemno na ulicach
Trwa wojna. Federacja Rosyjska nęka suwerenny kraj. Z polskiej telewizji dowiadujemy się o postępach militarnych ukraińskiej armii. Niedawno Rada Powiatu Raciborskiego podjęła uchwałę o pomocy rzeczowej dla Horiszni Plawni leżącym za Dnieprem na wschodzie Ukrainy. Uchodźcy z Charkowa znajdują schronienie na terenie Horiszni Plawni. Oddalone o 15 kilometrów duże miasto Krzemieńczuk kilkakrotnie było ostatnio bombardowane rakietami.
Wolontariuszkę Natalię zapytałem o Boże Narodzenie w Horiszni Plawni, w nawiązaniu do przerw w dostawach energii elektrycznej na terenie Ukrainy i problemami z ogrzewaniem.
Natalia pisze mi etapowo na WhatsApp na zadane pytania: – W naszym mieście nie mamy dużych problemów z produktami spożywczymi w sklepie. Mamy przerwy w dostawie prądu, światła na ulicy są stale wyłączone. Jest to oczywiście niewygodne i trudne, ale ciągle myślę o żołnierzach, którzy obecnie bronią naszej ziemi i tłumaczę sytuację swoim dzieciom. Mi trudno zrozumieć, że moje dzieci są świadkami wojny... To boli – przekazuje.
– Szczególnie teraz wraz z nadejściem chłodów, oczywiście narasta obawa przed atakiem rakietowym... Przeżyliśmy dzień bez światła, ciepła i wody... To było niepokojące, przerażające... Była rozpacz, gniew – to jej wiadomości. – Wiesz, chcę się obudzić któregoś ranka i usłyszeć komunikat o pokoju i naszym zwycięstwie! – dodaje.
– To moralnie trudne, ale trzeba wytrzymać. Wiara w nasze zwycięstwo daje nam nadzieję i chęć dalszego życia, nawet w czasie wojny. Moja babcia urodziła się w czasie II wojny światowej. Mówi, że nigdy nie pomyślałaby, że wojna znów zagości na naszych ziemiach.
Odporność naszych ludzi, pomaganie sobie i wspieranie się nawzajem jest imponujące. Jesteśmy silnym narodem! – czytam kolejne wpisy.
Kolędy przed ucztą
Pytam jeszcze o Boże Narodzenie. Natalia po chwili odpisuje, że Święta Bożego Narodzenia obchodzili zwykle 6 i 7 stycznia. Tak było do zeszłego roku. W naszej rodzinie istnieje wspaniała tradycja zbierania się na celebrowanie Narodzenia Pańskiego w gronie rodzinnym.
Teraz jest to dobra okazja do integrowania rodziny. Przed świąteczną ucztą śpiewamy kolędy. Tradycyjnie kutia i uzvar są obowiązkowymi daniami na naszym stole.
– Na pewno będziemy pamiętać o naszych bliskich i przyjaciołach, którzy żyją i tych, których już z nami nie ma. Wspominamy historie z naszej przeszłości i marzymy o spotkaniu za rok w tym samym ciepłym rodzinnym gronie. W tym roku również planujemy spotkać się tradycyjnie w styczniu, choć obchody Bożego Narodzenia w naszym kraju zostały ustanowione na 25 grudnia. Ale musimy się przyzwyczaić do nowego terminu i warunków, w jakich teraz żyjemy. Wierzę, że żadne kłopoty nie przeszkodzą nam w realizacji naszych planów. Bo już wspominamy i śpiewamy kolędy w oczekiwaniu na wielki świąteczny cud! – podsumowuje.
Artur Wierzbicki
Najnowsze komentarze