Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Wspomnienia ze stanu wojennego

14.12.2021 00:00 red

W 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego zwróciliśmy się do przedstawicieli środowisk kulturalnych i politycznych Raciborza z prośbą o refleksję na temat tego wydarzenia. Oto, jak wspominają go Marek Rapnicki, dr Janusz Nowak oraz posłanka Gabriela Lenartowicz.

To była niedziela

To była niedziela. Koło ósmej rano usłyszeliśmy pukanie. Otworzyłem drzwi, a na słomiance stał kolega z pracy z butelką mleka w ręku (wtedy jeszcze korzystało się z usług roznosicieli mleka) i na moje zdumione spojrzenie odpowiedział: – Panie Marku, wojna! I po chwili: – Niech pan włączy telewizor! Z ekranu w kółko przemawiał gen. Jaruzelski. Po kilku chwilach wszystko stało się jasne. Dolegliwości stanu wojennego przychodziły stopniowo – godzina policyjna, puste półki, żywność na kartki, milczące telefony, legitymowanie na ulicach i w autobusach, zakaz przemieszczania się, rosnąca nieufność, obawa o bliskich – ale od początku towarzyszyła, myślę, że nie tylko mnie, dojmująco gorzka świadomość, że oto naród po raz kolejny został przez władze komunistyczne oszukany! Podeptano porozumienia gdańskie, co więcej, rychło okazało się, że PZPR knuła i przygotowywała się do przewrotu praktycznie od początku istnienia „Solidarności”.

Zaczęły dochodzić przerażające wieści o pacyfikacji kopalń w Katowicach i Jastrzębiu, o pierwszych ofiarach śmiertelnych z „Wujka”; mnie szczególnie dotykała wiadomość o zdobyciu przez czołgi i ZOMO strajkującego WSK w Świdniku, w którym mieszkały nasze rodziny. Aresztowany został pochodzący z Turza pod Raciborzem dyrektor zakładu Jan Czogała, który pozostał ze strajkującą załogą tego zbrojeniowego zakładu.

Tak się złożyło, że stan wojenny zbiegł się z moimi pierwszymi dorosłymi latami po zamieszkaniu w Raciborzu. Śnieg i srogie mrozy tamtej zimy potęgowały jeszcze poczucie opresji i bezsilności. Pociechę dawała wspólnota wiary: raz w miesiącu, w farze u ks. Pieczki odprawiano mszę za Ojczyznę; kończyła się gromkim „Boże, coś Polskę”, śpiewałem, stojąc w starych oficerkach ojca z ręką uniesioną w geście „V”. Tych ramion podniesionych wysoko było w Raciborzu kilka, może kilkanaście… Wyrzucano z pracy najlepszych (i jednocześnie najdzielniejszych) nauczycieli, znaliśmy listę kilkunastu internowanych z raciborskich zakładów; w muzeum, gdzie wówczas pracowałem, od czasu do czasu pojawiał się oficer SB, któremu nasza instytucja zaczęła „podlegać”…

Dziś, kiedy wspominam tamten czas, wyobrażam sobie szklarnię pełną pięknych i różnorodnych, pnących się do światła roślin (tzw. karnawał „Solidarności”), które nagle w jednej chwili zostały brutalnie i podstępnie zmrożone i pozbawione słońca. Soldateska Jaruzelskiego (junta juje – jak mawiali wtedy Polacy) zatrzymała Polskę w rozwoju, odgrodziła ją od wolnego świata, a społeczeństwu na długie lata odebrała nadzieję na zmiany. Niestety, myślę z goryczą także o tym, że w Brukseli Rzeczpospolitą, jak się mawia – wolną Polskę, reprezentują dziś, z woli G.Schetyny z PO, tacy spadkobiercy gen. Jaruzelskiego jak Miller, Cimoszewicz, Belka czy Rosati.

Marek Rapnicki

Marek Rapnicki pochodzi z Lublina. Z wykształcenia jest archeologiem. W Raciborzu, z którym związał się w 1980 roku, znany jest przede wszystkim ze swojej działalności kulturalnej, jako poeta, eseista, ale też animator kultury. Jest redaktorem naczelnym „Almanachu Prowincjonalnego”.


Dwie Polski

Każda rocznica grudniowej nocy sprzed czterdziestu lat oznacza dla mnie i dla osób z mojego pokolenia powrót fali wspomnień i emocji. Spośród mnóstwa reminiscencji wybijają się te, które silnie się wiążą z osobistymi i rodzinnymi doświadczeniami. Mam takich wspomnień niemało, ale nie o nich pragnę dzisiaj – w czterdziestą rocznicę tamtego grudnia – mówić. To prawda, dotknęły mnie w czasie stanu wojennego pewne szykany, znalazłem się wśród niespełna dwudziestu raciborskich nauczycieli, których na celownik wzięli komisarze WRON-y, byłem poddany inwigilacji. Jednak z perspektywy czterech dekad dostrzegam wyraźnie, że epatowanie własną „martyrologią” byłoby niestosowne. Ważne jest podtrzymywanie pamięci o dziewięciu poległych na „Wujku”, o ponad stu ofiarach śmiertelnych (to dane oficjalne, zapewne zaniżone), o tysiącach internowanych, setkach więzionych, bitych, upokarzanych, skazanych na banicję.

Ale trzeba też pamiętać o sprawach gorzkich i bolesnych. Trzeba, jak chciał Stefan Żeromski, „rozdrapywać narodowe rany, aby nie zabliźniły się błoną podłości”.

O czym myślę? O tym, że operacja pod nazwą „stan wojenny” – starannie przygotowana i perfekcyjnie przeprowadzona – miała przede wszystkim na celu przetrącenie kręgosłupa wielomilionowego ruchu „Solidarności”, będącego kolejną polską insurekcją, walką o niepodległość, o zrzucenie sowieckiej opresji. I, niestety, reżyserzy tej operacji osiągnęli sukces. „Solidarność” została jeśli nie całkowicie złamana, to mocno osłabiona, a osiem lat później okazało się, że niektórzy jej liderzy po prostu zbratali się z komunistycznymi aparatczykami, zawarli z nimi szemrany deal, ku wielkiemu rozczarowaniu milionów Polaków.

Na szczęście testament „Solidarności” nie został zapomniany. Nie brakuje zdeterminowanych osób i środowisk – w obozie rządowym i poza nim – które wbrew wszystkiemu umacniają suwerenność Polski. To jest obecnie najważniejsze zadanie, bo gołym okiem widać siły – wewnętrzne i zewnętrzne – źle się czujące z polską niepodległością, odczuwające dyskomfort z powodu odzyskiwania przez Polskę podmiotowości na arenie międzynarodowej.

To nie jest nic nowego, tak jest od dawna, od blisko trzystu lat. Jarosław Marek Rymkiewicz, odwołując się do diagnozy Adama Mickiewicza, tak zdefiniował to zjawisko: „istnieją oraz istniały dwie Polski […], istnieją (i może zawsze będą istnieć) Polacy, którzy kochają Polskę i są jej wierni – i jeszcze jacyś inni Polacy, którym Polska nie jest do niczego potrzebna”.

Janusz Nowak

Janusz Nowak pochodzi z Wodzisławia Śl., jednak od młodości jest związany z Raciborzem. Jest nauczycielem, krytykiem literackim, poetą i animatorem kultury. Uczył w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Raciborzu, a także wykładał na Uniwersytecie Opolskim oraz Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu. Wspólnie z Markiem Rapnickim tworzy „Almanach Prowincjonalny”.


Mróz, samotność i strach

Zawsze będę pamiętała ten dzień. Noc, mróz, moje urodziny a ja sama z kilkumiesięcznym dzieckiem i ... strach bo mąż był aktywnym działaczem opozycji od 68 roku, od studiów. Mieliśmy świadomość, że władza czuwa i nigdy nie jesteśmy sami.

W Solidarności Staszek był jej przewodniczącym w ówczesnym Wojewódzkim Zakładzie Weterynarii w Katowicach i członkiem krajowego sekretariatu weterynaryjnego. Mieliśmy świadomość, że nigdy nie jesteśmy sami.

W noc z 12 na 13 grudnia był przy umierającej mamie w Opolu, o czym jednak nikt nie wiedział, więc smutni panowie odeszli spod naszych drzwi z kwitkiem.

W tę noc nie było w naszym raciborskim mieszkaniu nikogo bo ja odwoziłam malutkiego Wojtka do rodziców by rano ruszyć do męża. O stanie wojennym dowiedziałam się z komunikatów w drodze.

Potem jednak Staszka skutecznie zatrzymano w komendzie wojewódzkiej MO w Katowicach ale też nękano jeszcze przez wiele miesięcy m.in. wielokrotnie przesłuchiwano i de facto pozbawiono nas źródeł utrzymania odbierając mężowi prawo do wykonywania ukochanego zawodu i leczenia zwierząt.

Pozwolono jedynie na słabo płatne zajecie konsultanta w stacji unasieniania zwierząt...

Po euforii Solidarności, wybuchu entuzjazmu i nadziei na normalność przyszła długa i mroźna noc stanu wojennego i gorzka świadomość, że uczciwość i ludzka solidarność nie dla wszystkich to samo znaczy. Czas opadania z oczu łusek ale i doświadczenia prawdziwej przyjaźni.

Przetrwaliśmy, choć, niestety, już od 20 lat mąż nie żyje... Jednak to doświadczenie uczy, że i wolność i demokracja nie jest stanem – jest czynem. Nie można jej więc oprawić choćby w najdroższe ramki i odstawić do gabloty bo nigdy nie jest bezpieczna.

Gabriela Lenartowicz

Gabriela Lenartowicz pochodzi z Krzanowic. W 2015 roku została posłanką, a w 2019 ponownie zdobyła mandat poselski. Wcześniej była m.in. prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, a także członkiem zarządu województwa śląskiego i wicewojewodą śląskim.

  • Numer: 50 (1545)
  • Data wydania: 14.12.21
Czytaj e-gazetę