Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Węgiel drogi i go brakuje, czyli jak na Śląsk zawitał kryzys energetyczny

03.11.2021 00:00 red

Węgiel, na którym od lat wiesza się psy, jako na najbrudniejszym paliwie kopalnym, stał się nagle towarem pożądanym i bardzo drogim. Ceny dla klientów indywidualnych sięgają 1600 zł za tonę, a w dodatku bardzo trudno go dostać.

Tradycyjnie na Śląsku węgiel kupowało się zazwyczaj bezpośrednio na kopalniach, bez pośredników. Bo wychodziło najtaniej, w dodatku można było zrealizować deputat kopalniany, którym dysponowali pracownicy kopalń oraz emeryci górniczy. Trzeba było jedynie wynająć transport. Do dziś wielu klientów właśnie w ten sposób próbuje kupić węgiel, bo to nadal najbardziej opłacalna opcja, zwłaszcza kiedy zamierza się go kupić więcej. Np. tona luźnego ekogroszku Pieklorz z kopalni Chwałowice kosztuje 733 zł. Tona luźnego orzecha z kopalni Jankowice to koszt 662 zł, a z kopalni Marcel 721 zł. Problem w tym, że na kopalniach węgla – dla klientów indywidualnych – zwyczajnie brakuje. Jeden z indywidualnych dostawców węgla, który kupuje go na kopalniach na zamówienie klientów, opisuje nam, jak wygląda załadunek węgla na kopalniach Polskiej Grupy Górniczej. – Na Chwałowicach przesiewacz ładuje ekogroszek na jeden samochód około 30 minut. Jeszcze z tego przesiewacza biorą węgiel na paczkowanie. Limit to 3 tony na auto. Twierdzą, że limit dobowy wynosi 90 ton, ale w to nawet wariat nie uwierzy. Średnio czeka tam w kolejce około 90 aut. Jeżeli chodzi o Marcel to średnio się oczekuje dwie doby. Limit na węgiel w sortymencie orzech to 3 tony, limit ekogroszku to 5 ton na samochód. Limit dobowy to 50 ton – mówi nam pan Damian. Twierdzi, że z tych limitów korzystają również ościenni sprzedawcy węgla.

Węgiel kupisz w markecie. Dwa razy drożej niż na kopalni

Ale okazuje się, że u tych ościennych sprzedawców ciężko o jakikolwiek węgiel. Pytamy jednego z wodzisławskich handlarzy czy jest ekogroszek. Ten odpowiada krótko: – Nie ma. A kiedy będzie? Tu też odpowiedź jest krótka. – Nie wiadomo. Może za dwa miesiące, może w styczniu. Nikt tego nie wie. Na jego składzie zostało trochę węgla w kostkach i trochę węgla w sortymencie orzech w workach. Ten ostatni zeszłej zimy kosztował 25 zł za 30 kg worek, a pod koniec zimy jego cena spadła nawet do 22 zł za 30 kg worek. Dziś to... 38 zł za 30 kg. Czyli jakieś 1250 zł za tonę. – I będzie raczej tylko drożej – mówi. Zresztą, w jednym z popularnych marketów budowlanych tona orzecha wychodzi w cenie 1560 zł za tonę. Rok temu tona tego samego sortymentu węgla w tym samym markecie wynosiła 1000 zł. W marketach można też bez większego problemu dostać workowane ekogroszki. W jednym z nich znaleźliśmy ceny od 1370 zł do 1600 zł za tonę, w zależności od kaloryczności. Nie jest znane pochodzenie tych ekogroszków. Na stronach internetowych producentów można znaleźć czasem informacje, że to produkty z węgla czeskiego, czasem rosyjskiego, czasem polskiego.

Podaż bez zmian, popyt w górę, efekt wiadomy

Największy producent węgla energetycznego w Europie, czyli Polska Grupa Górnicza zapewnia, że nie zmniejszyła produkcji ekogroszku. – Produkujemy go tyle samo, co w minionych latach. Nie zmniejszyliśmy ilości węgla dla klientów indywidualnych. Po prostu zapotrzebowanie jest większe i zmniejszyła się ilość węgla importowanego na rynku – wyjaśnia Tomasz Głogowski, rzecznik prasowy Polskiej Grupy Górniczej S.A. Co już w samo w sobie tłumaczy problemy. Bo skoro produkcja się nie zwiększyła, a zapotrzebowanie tak (choćby ze względu na uchwały antysmogowe, w wyniku których wielu ludzi kupiło kotły węglowe 5. klasy zasilane właśnie ekogroszkiem), to efekt jest jaki jest. A jest taki, że od wielu dni nawet w sklepie internetowym PGG można zapomnieć o zakupie workowanego ekogroszku w cenie od 795 do 825 zł za tonę. Przy każdym z rodzajów ekogroszku (pieklorz, retopal i karlik) widnieje informacja: „chwilowy brak towaru”. Przy czym chwilowy oznacza w praktyce, że nie ma go już od wielu dni i nie wiadomo kiedy będzie. Zdaniem Tomasza Głogowskiego klienci coraz częściej patrzą na kaloryczność węgla, a to sprawia, że zwracają się ku węglowi z PGG, który jest dobrej jakości. Stąd też być może obecne zapotrzebowanie i fakt, że na węgiel trzeba trochę poczekać – mówi Głogowski.

Dlaczego węgla nie ma, a jak jest, to dlaczego jest taki drogi? – PGG zapowiadała już dwa miesiące temu, że będzie drogo. Kiedy mówiłem klientom, że węgiel będzie po 1200 zł, to się śmiali. Dziś się nie śmieją. Tzn. można go kupić za 700 zł za tonę na słupku, czyli na kopalni. Ale trzeba swoje odczekać, czasem i tydzień. Wtedy może uda się trzy tony dostać. No i najlepiej mieć swój transport, bo który dostawca będzie czekał tyle czasu, żeby dostać trzy tony? Natomiast węgiel dla handlarzy, który sprzedawany jest na aukacjach, osiąga znacznie wyższe ceny. Jest go mało i handlarze licytują coraz wyższe kwoty, nawet 1200 zł za tonę. Generalnie węgla brakuje bo większość idzie na eksport, do Niemiec, Austrii, Słowacji. Całe składy wagonów jadą poza granice z naszym węglem – mówi nasz rozmówca.

Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla pytany o to, czy rzeczywiście znaczna część polskiej produkcji węgla trafia na eksport odpowiada, że nie może tego potwierdzić. – Nie dysponuję takimi danymi. Jednakże zważywszy na fakt wysokich cen węgla na rynkach światowych, to jest to rzeczywiście mocno prawdopodobne – mówi. – Tylko znikoma część naszej produkcji trafia na rynek zagraniczny. Eksportem głównie zajmuje się Węglokoks, natomiast węgiel PGG trafia prawie w całości na rynek krajowy – odbija piłeczkę Tomasz Głogowski.

Czynników wzrostu cen węgla jest znacznie więcej. – Spodziewaliśmy się, że ceny w sezonie będą wysokie już od początku roku. Od końca lipca systematycznie ostrzegaliśmy o rosnących cenach i zalecaliśmy jak najszybsze zrobienie zapasu opału na zimę – podkreśla Łukasz Horbacz, choć dodaje, że skala wzrostu cen zaskoczyła również samych sprzedawców.

Węgiel drożeje wszędzie. Przez brak gazu i zawodność OZE

Przy czym węgiel drożeje w całej Europie. Zdaniem prof. Władysława Mielczarskiego z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej, dzieje się tak, bo węgiel jest substytutem dla gazu, którego obecnie brakuje. Tymczasem węgla też wydobywa się coraz mniej. – By dostarczać energię elektryczną w sposób ciągły, 24 godziny na dobę i siedem dni w tygodniu, bo inaczej społeczeństwa nie są w stanie funkcjonować, mamy do dyspozycji trzy technologie: węgiel, gaz i atom. Od energetyki jądrowej Europa powoli odchodzi, gazu zabrakło, więc został nam węgiel. I tak będzie przez następne sto lat. Mogę to zagwarantować – mówi prof. Władysław Mielczarski, cytowany przez portal Nettg.pl. Dalej dodaje: – Wszystkie kraje zaczęły produkować energię z węgla. Nawet Niemcy, którzy oficjalnie twierdzą, że odchodzą od tego surowca, ale jak tylko coś się dzieje, to do niego wracają. Jest takie polskie powiedzenie: Jak trwoga, to do Boga, które w wydaniu niemieckim powinno brzmieć: Jak trwoga, to do węgla. Drugi powód to cykliczne wzrosty i spadki cen. Akurat jesteśmy we wzroście. Prof. Mielczarski wskazuje też na bezsens tzw. dekarbonizacji, której efektem jest stopniowy spadek produkcji węgla w Polsce i konieczność jego importowania z zagranicy. Z tym, że o ile import w latach poprzednich był pozbawiony przeszkód (choć był problemem politycznym, którym okładało się każdą kolejną rządzącą ekipę) to w tym roku jest inaczej. Zdaniem Tomasza Głogowskiego problemy z dostępem węgla podyktowane są m.in. ogromnym popytem na to paliwo, związanym z brakiem na rynku surowca importowanego. – M.in. tego z Rosji, która obecnie kieruje swoje dostawy głównie na rynek azjatycki – mówi Głogowski.

Artur Marcisz


Powody wzrostu cen węgla zdaniem Łukasza Horbacza, prezesa Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla:

Dekarbonizacja. Głównym trendem w energetyce w ostatnich latach była dekarbonizacja, czyli odchodzenie od węgla, zarówno w energetyce, jak i w ogrzewnictwie. Wielu twierdziło, że węgiel to samo zło: smog, emisja CO2, nie zważając zupełnie na jego zalety: dostępność w kraju, niską cenę oraz postęp technologiczny umożliwiający coraz czystsze jego spalanie. Producenci zmniejszali wydobycie, a w tym samym czasie zapotrzebowanie światowe na węgiel rosło. To nie mogło skończyć się inaczej niż znacznym wzrostem cen. Liczymy jednak na to, że w perspektywie kilku miesięcy wysokie ceny węgla zachęcą producentów do zwiększenia produkcji, co będzie skutkowało spadkiem cen

Geopolityka. Konflikt handlowy między Chinami a Australią spowodował, że największy światowy konsument węgla (miliard ton rocznie), przestał importować węgiel z Australii i zwrócił się w stronę krajów, które zwykle zaopatrywały rynki Europejskie. Dało to największy impuls do ograniczenia ilości węgla w Europie i w rezultacie drastyczny wzrost jego ceny. Jeżeli mówiąc kolokwialnie – Chiny „dogadają się” z Australią, ceny węgla zapewne spadną. Kiedy to się stanie? Nikt z nas nie potrafi tego przewidzieć.

Krajowe wydobycie. Wydobycie węgla w Polsce systematycznie spada. W rezultacie jest coraz mniej węgla opałowego krajowego. Producenci w zaledwie minimalnym zakresie wywiązują się z umów, a resztę sprzedają w aukcjach, w których dystrybutorzy przebijają cenę startową o nawet ponad 400zł na tonie netto. Czy wydobycie wzrośnie? Nie liczymy na to, natomiast mamy nadzieję na jego ustabilizowanie się.

Prąd z węgla najtańszy w Europie. Produkcja energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii jest wciąż bardzo droga. Po tym jak gaz ziemny – tzw. paliwo przejściowe popularyzowane przez UE, w krótkim czasie zdrożał na rynkach hurtowych 8 – 9-krotnie, a węgiel zdrożał „jedynie” 4 – 5 krotnie, polski prąd z węgla (najtańszy, mimo że obarczony sztucznym kosztem za emisję CO2) stał się bardzo atrakcyjny dla naszych europejskich sąsiadów, co doprowadziło do mocnego wzrostu eksportu energii elektrycznej z Polski. To z kolei wywołało ponadnormatywne zapotrzebowanie na węgle energetyczne w kraju i pociągnęło za sobą wzrosty cen.

Wąskie gardło – transport. Zapotrzebowanie na miały węglowe dla energetyki jest obecnie tak duże, że absorbuje większą niż zwykle liczbę węglarek. Nawet gdy węgiel jest dostępny, często nie ma go czym przewieźć lub przewóz ten jest znacznie droższy niż dotychczas.

Sezonowość. Ceny węgla o tej porze roku są zwykle najwyższe w roku, jednak w tym roku różnica między cenami wiosennymi, a jesiennymi sięga w niektórych przypadkach 35 – 45%, a nie jak to zwykle bywało 10 – 15%.

Prognozy pogody. Synoptycy przewidują kolejną mroźną zimę. Świadczy o tym coraz więcej sygnałów płynących z przyrody m.in. występujące już w tej chwili zaburzenia wiru polarnego oraz anomalia pogodowa „La Niña”, której prawdopodobieństwo wystąpienia tej zimy wynosi już około 90%. Każdy z Państwa czytając takie informacje, świadomie lub nie decyduje się na większy niż zwykle zakup opału, co zresztą zupełnie logiczne i rozsądne. To skutkuje większym niż zwykle popytem na węgiel i wzrostem jego cen.

Błędne koło. Media donoszą, że węgiel jest drogi i będzie jeszcze droższy. Nasi Klienci czytający takie newsy kupujecie więcej węgla niż potrzeba na sezon, co w dalszym stopniu przyczynia się do wzrostu cen. Wystarczy, że każdy użytkownik kotła węglowego kupi 250 kg węgla więcej niż zwykle, by wygenerować zapotrzebowanie na poziomie 1 mln ton węgla w skali kraju, co stanowi niemal 10% całego rynku węgla opałowego. To właśnie błędne koło – państwo czytacie, że będzie drożej, kupujecie więcej niż zwykle, w rezultacie ceny rosną.

Drukowanie pieniędzy. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w trakcie lockdownów covidowych, rządy większości gospodarek drukowały pieniądze niemal bez ograniczeń. Te pieniądze trafiły już na rynki giełdowe i nieruchomości, a teraz przyszła także i kolej na rynek surowcowy. Nie mamy na to żadnego wpływu.

  • Numer: 44 (1539)
  • Data wydania: 03.11.21
Czytaj e-gazetę