Czy można było zapobiec podtopieniom w Krzanowicach?
Zwykle spokojny potok Biała Woda znów napsuł sporo krwi mieszkańcom Krzanowic. Choć wybudowany w gminie polder przeciwpowodziowy miał uspokoić ich przed wodą, ulewne deszcze udowodniły, że siła żywiołu jest nieposkromiona i rzeczka wystąpiła z koryta. Mieszkańcy Krzanowic pytają lokalną władzę, czy nie można było zapobiec tej sytuacji?
Gmina Krzanowice znów musiała zmierzyć się z wodą, która zaczęła zalewać ulice oraz nieruchomości prywatne – głównie piwnice, choć według szacunków burmistrza Andrzeja Strzedulli w jednym lub dwóch przypadkach woda wdarła się również do części mieszkalnej. To efekt wezbrania w środę 14 października polderu przeciwpowodziowego. Zbiornik mający chronić mieszkańców przed wylewami potoku Biała Woda niestety nie był w stanie pomieścić szybkiego przyboru wody i w efekcie potok wydostał się z koryta. Zagrożeniem okazała się również woda spływająca z pól. Do wydostania się rzeczki z jej koryta doszło popołudniem. Jednak już przed południem burmistrz Strzedulla mówił wprost, że sytuacja nie jest ciekawa.
Mieszkańcy oburzeni
Choć stan przy ogromnej pracy strażaków ochotników kilka godzin później zaczął się poprawiać, to wśród mieszkańców pozostał niesmak i wcale nie ma się temu co dziwić, bo przeżyli już kilka powodzi. – Po to był budowany zbiornik, aby nas uchronić przed tego typu zdarzeniami – usłyszeliśmy od krzanowiczan. Z redakcją Nowin skontaktował się również mężczyzna, który ucierpiał podczas ostatniego wezbrania potoku. Szczęście w nieszczęściu, bo woda wdarła się do jego piwnicy, a nie części mieszkalnej, jednak chciałby, aby już nigdy nie doszło do sytuacji, że przed swoim domem zamiast drogi widzi rzekę, która zalewa jego nieruchomość. Nie potrafi zrozumieć postępowania lokalnej władzy. Argumentuje, że już dwa lata temu rozmawiał z burmistrzem Strzedullą o problemie wezbrania wody i jak zaznacza, jego obawy potwierdziły się ostatnio. – Każdy ma to w nosie – uważa. Wskazuje na brak oczyszczania zbiornika, bo w nim podczas opadów deszczu gromadzi się ziemia spływająca z pól. – Wystarczyło raz na jakiś czas puścić tam małą koparkę, oczyścić to – radzi krzanowiczanin.
Kolejny mieszkaniec, z którym rozmawialiśmy, również ucierpiał podczas ostatniego wezbrania. – Wodę przez całą noc pompowałem. Potem syn przyjechał i mnie podmienił – relacjonuje smutne dlań wydarzenia. Dodaje, że gdyby nie zadziałał od razu, to pojawiłaby się obawa, że woda dotarłaby do części mieszkalnej. Wyjaśnia, że najgorsza w tym wszystkim jest teraz wilgoć. – To ewidentne zaniedbania, zarośnięte rowy. Ta sytuacja odsłoniła niedbalstwo – nie szczędzi gorzkich słów starszy mężczyzna. Stwierdza, że kiedy on podejmował pracę zawodową, liczył się z odpowiedzialnością, jaka spada na niego, a w tym przypadku nie widzi, że ktoś się przejmuje tym problemem.
Andrzej Strzedulla: kwestie przeciwpowodziowe to dla nas priorytet
Co na to burmistrz? – Kwestie związane z zabezpieczeniem przeciwpowodziowym mieszkańców są zarówno dla mnie, jak i wszystkich pracowników urzędu miejskiego oraz radnych priorytetowe – mówi Andrzej Strzedulla. Wskazuje, że wszystkie uwagi, wnioski dotyczące rzeki Biała Woda wpływające do urzędu są niezwłocznie analizowane i realizowane bądź przekazywane do instytucji odpowiedzialnych za utrzymanie cieku w stanie niezagrażającym bezpieczeństwu mieszkańców.
Burmistrz Strzedulla przypomina, że polder, jak i cały ciek Biała Woda jest własnością Skarbu Państwa i zarządzany przez Państwowe Gospodarstwo Wodne „Wody Polskie” nadzór wodny w Głubczycach. – Od momentu zakończenia inwestycji pojawiły się u mieszkańców, jak i przedstawicieli gminy wątpliwości co do sposobu regulacji piętrzenia wody w polderze. Zbiornik został zaprojektowany jako „bezobsługowy” ze stałą średnicą przepływu wody mającą nie powodować występowania Białej Wody z koryta za polderem. Wątpliwości wzbudza głównie sposób zamknięcia kolektora serwisowego (drewniane szandory bez możliwości otwarcia w trakcie piętrzenia wody w polderze) – nadmienia. Włodarz argumentuje, że gmina wielokrotnie interweniowała, w sprawie montażu zamknięcia serwisowego wnosząc o przebudowę w sposób dający możliwość otwarcia w sytuacji np. uszkodzenia kolektora podstawowego uniemożliwiającego normalną pracę zbiornika podczas piętrzenia wody. – W sprawę zaangażowała się ówczesna wicewojewoda Gabriela Lenartowicz, pisma były także kierowane do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji jak i parlamentarzystów oraz zarządcy polderu. W sierpniu tego roku Wody Polskie ogłosiły przetarg na zadanie pod nazwą „Zakup i montaż zamknięcia wlotu do rurociągu upustu dennego Zbiornika Krzanowice, m. Krzanowice” (montaż zasuwy z możliwością otwarcia w warunkach piętrzenia wody na kolektorze serwisowym), wykonawca został już wyłoniony – wskazuje. I dodaje, że w tym samym terminie ogłoszono także przetarg na konserwacje m.in. cieku Biała Woda i Psina polegający na usunięciu wiatrołomów oraz drzew w skarpach rzek.
Andrzej Strzedulla zapewnia, że kwestie związane z bieżącym utrzymaniem koryta rzeki, odmuleniem, konserwacją, a także uwagi zgłaszane przez mieszkańców, jak i interpelacje radnych są na bieżąco przekazywane do zarządcy cieku. – Dowodem tego jest liczna korespondencja prowadzona z Wodami Polskimi – argumentuje burmistrz i na poparcie swoich słów przedstawia jedno z pism. Burmistrz podaje, że gminne służby komunalne często interweniują przy udrażnianiu i usuwaniu zatorów na rzece. – W trakcie piętrzenia wody podczas ostatniego wezbrania występowaliśmy do zarządcy o zgodę na podwyższenie poziomu przelewu górnego zbiornika w celu zwiększenia jego pojemności. Niestety kategorycznie odmówiono wydania zgody, powołując się na względy bezpieczeństwa budowli i jej parametry techniczne – stwierdza włodarz i dodaje, że zarządcy Białej Wody jest znana także pilna potrzeba odmulenia i pogłębienia rzeki zwłaszcza w okolicach newralgicznych, przy przepustach mostowych oraz przy zakolach Białej Wody, która jest na bieżąco podnoszona przez przedstawicieli gminy podczas przeglądów, spotkań, jak i w korespondencji. Andrzej Strzedulla wskazuje również, że na październikową sesję rady miejskiej został zaproszony kierownik Wód Polskich nadzoru wodnego w Głubczycach w celu wyjaśnienia zasady funkcjonowania zbiornika, instrukcji eksploatacji oraz możliwych do podjęcia działań, które zapobiegną występowaniu podobnych zdarzeń w przyszłości.
Jan Długosz: z wodą jeszcze nikt nie wygrał
W akcję strażacką zaangażowanych było szereg jednostek. Wśród osób, które pomagały był również Jan Długosz, prezes OSP Krzanowice, sołtys Moravii (stolica Krzanowic) oraz przewodniczący rady miejskiej. Pan Jan rozmowę z nami rozpoczyna od przypomnienia podejmowanych wówczas działań przez strażaków. Te dla OSP Krzanowice rozpoczęły się o 7.40, kiedy otrzymali zgłoszenie, że w jednym z budynków należy wypompować wodę z piwnicy (pomóc tam jednak nie mogli, bo jak słyszymy, zalanie było niewielkie). – To było na Srebrnej Górze, patrzyłem wtedy na rzekę i widziałem już jej wysoki poziom – był taki, jaki widzieliśmy już podczas powodzi w 2010 roku – relacjonuje. Jan Długosz zadzwonił wówczas do burmistrza Strzedulli informując o swoich obserwacjach. Wówczas od włodarza usłyszał o, że około 7.00 rano brakowało już tylko 20 centymetrów do przelania polderu. – Takiego stanu nigdy nie było – mówi. Kiedy pojawił się na miejscu, wspólnie z innymi strażakami z jednostki do przelania było już 15 cm. Woda wystąpiła kilka chwil później, bo o 8.40. – Wtedy podjechał też tam burmistrz. Pierwsze, o co zapytałem, to: czy Wody Polskie wiedzą, czy ktoś się z nich pojawi na miejscu. Burmistrz odparł, że poinformowano zarządcę o problemie i ktoś od nich ma się pojawić – streszcza nam tamte wydarzenia. Następnie strażacy pojechali obserwować stan potoku przy kościele św. Mikołaja w Krzanowicach (tzw. Mikołaszek). Tam podjęta została decyzja o sypaniu piasku do worków i w ten sposób ratowaniu się przed nadchodzącym wylewem potoku, który – jak już przewidywano – będzie nieunikniony. – Do godzin popołudniowych woda była już wysoko. Później przyjechali strażacy z PSP i przejęli dowodzenie nad całą akcją – wspomina Jan Długosz. Jednocześnie mówi, że mieszkańcy ciągle mogli liczyć na pomoc strażaków. Ci, oprócz ciągłego dyżuru i podejmowanych działań, odwiedzali najbardziej narażonych mieszkańców, pytając m.in. czy należy już podnosić meble, aby – w najgorszym scenariuszu, kiedy woda wdarłaby się do domu – ich nie podmyła. – O 8.00 rano następnego dnia woda zaczęła już schodzić, wówczas podjęliśmy decyzję, że o 12.00 rozpoczniemy pompowanie wody z domów, gdzie było to potrzebne – dodaje J. Długosz. Wyjaśnia, że strażacy działania rozpoczęli w środę 14 października o 8.00, a zakończyli o 20.00 dnia następnego. – Według mnie akcja została przeprowadzona dobrze, ale zawsze będzie jakieś „ale”. Z wodą jednak jeszcze nikt nie wygrał – akcentuje.
Jan Długosz nie kryje swojego oburzenia względem Wód Polskich, bo mimo zapewnień, nikt do Krzanowic nie przyjechał. – Mam o to ogromne pretensje – mówi wprost. Narzeka również na współpracę z zarządcą. Przypomina sytuację, kiedy na szerokość rzeki leżała kłoda i mimo zgłoszenia tego faktu, ta przez zarządcę została wyciągnięta dopiero po pół roku. – Następna kłoda została przecięta w minione żniwa, ale została w rzece i prawdopodobnie z czasem zabrała ją woda. Tak dbają o to Wody Polskie – rozkłada ręce. Wskazuje na liczne interwencje podejmowane przez gminę, ale mimo tego nie pojawia się oczekiwana pomoc. Ponadto wskazuje również na fakt, że mimo ogromnych chęci, miejscowy samorząd nie może w żaden sposób ingerować w potok i polder, bo nie jest tego właścicielem.
Przewodniczący pokłada nadzieję w nadchodzącej sesji. Korzystając z obecności przedstawiciela Wód Polskich, chce zadać szereg pytań o ile – jak zaznacza J. Długosz – „gość się pojawi”. – Ja im tego nie daruję, ileż można prosić o interwencję? – pyta retorycznie.
Gabriela Lenartowicz: ten polder od początku nie miał szczęścia
O komentarz do ostatnich wydarzeń poprosiliśmy również posłankę ziemi raciborskiej, krzanowiczankę Gabrielę Lenartowicz. Polder był budowany za czasów, kiedy posłanka Lenartowicz pełniła funkcję prezesa zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, a to właśnie WFOŚiGW wsparł finansowo tę inwestycję, kiedy pojawiły się problemy finansowe.
Gabriela Lenartowicz przypomina, że polder budowany od 2009 roku od początku nie miał szczęścia. – Inwestorem był Śląski Zarząd Melioracji i Inwestycji Wodnych. Były kłopoty z finansowaniem i obawa, że przerwana zostanie budowa. W 2012 roku w trybie awaryjnym inwestycję wsparł Fundusz – wspomina posłanka. Później, jak dodaje, po jego uruchomieniu ujawniły się problemy ze sterowaniem zasuwami. – Zgłaszał te kwestie i burmistrz Krzanowic, a także ja osobiście – ale trudno było przekonać ŚZMiIW, który był i inwestorem i zarządzającym, do zmiany projektu w tym zakresie. Finalnie dopiero teraz rozstrzygnięty został przetarg na zakup i montaż zasuwy umożliwiającej obsługę zamknięcia wlotu do upustu dennego – zauważa. Przypomina, że „podobno jednak nie to było, zdaniem fachowców, bezpośrednią przyczyną przelania polderu i wylania potoku”. – Obawiam się, że tak jak i w przypadku całej zlewni górnej Odry, gdzie mieliśmy analogiczne zjawiska, powodem są skutki wynikające ze zmian klimatycznych i w związku z tym takie gwałtowne zjawiska jak ulewne deszcze na dużym obszarze w nietypowej dla nich porze roku – wskazuje, akcentując jednocześnie, że kwestie te powinny być przeanalizowane i dostosowywany do nich stan zabezpieczeń i sposób zarządzania w takich kryzysowych stanach. – Tego nie ma. Nie widzę też skutecznej współpracy transgranicznej w zarządzaniu budowlami i urządzeniami hydrotechnicznymi – mówi.
Zdaniem posłanki zmienione prawo wodne nie sprawdza się, a scentralizowane Wody Polskie, które przejęły całość zadań dotyczących gospodarki wodnej, są ciągle w fazie organizacji i reorganizacji i nie radzą sobie nawet z bieżącym funkcjonowaniem. – Mają też władze bardziej zaangażowane w bieżące uprawianie polityki niż kierowanie tak wielką instytucją i tak ważną dla bezpieczeństwa obywateli – wskazuje pani poseł. Ponadto dodaje, że „właśnie teraz nadzór na tym molochem z uwagi na reorganizację rządu przechodzi od ministerstwa do ministerstwa, tak, że w obecnie formalnie nie wiadomo, jaki minister nadzoruje Wody Polskie i jakże istotny dla analiz i monitoringu zjawisk atmosferycznych Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. W tej sprawie wystąpiłam ze stosowną interpelacją”.
Posłanka Lenartowicz, podsumowując swoją wypowiedź, wskazuje, że potrzebny jest gospodarz, który przeprowadzi analizę zagrożeń w zlewni i ewentualnie dostosuje system urządzeń – w tym polderu – oraz zarządzania nimi, do aktualnych i rzeczywistych prognoz. – Tak by mieszkańcy nie cierpieli, a pieniądze wydane na tę inwestycję miały sens – puentuje posłanka ziemi raciborskiej.
Dawid Machecki
*Pytania w sprawie ostatnich zdarzeń w Krzanowicach wysłaliśmy również do Wód Polskich. Przed zamknięciem numeru nie otrzymaliśmy odpowiedzi
Najnowsze komentarze