Miłość z gołębnika
Maków w gminie Pietrowice Wielkie może pochwalić się obecnie siedmioma gołębiarzami. Na dzisiejsze warunki to całkiem sporo, ale kiedyś było ich dużo więcej. Chociaż pasjonatów ubyło, to ci co zostali poświęcają ptakom całe życie.
Do najlepszych i najbardziej doświadczonych hodowców gołębi należy czterokrotny mistrz oddziału Henryk Nowak. Rodowity Makowianin, ma 57 lat, jest przedsiębiorcą w branży melioracyjnej i leśnej. O swoich licznych osiągnięciach mówi: to już nie są żarty. W domu ma już ponad 130 pucharów za zwycięstwa w zawodach. Jak brzmi jego recepta na sukces? By go osiągnąć nie wystarczą dobre gołębie. Trzeba umieć je poprowadzić, tak jak trener prowadzi swoich zawodników.
Nowak zaczynał z gołębiami jako trzynastolatek, pomagając ojcu. – On przelotowywał gołębie, a ja byłem młodym chłopakiem i nie wiedziałem co należy robić żeby było dobrze, ale z czasem wszystko opanowałem – wspomina. Pan Henryk nie wyobraża sobie życia bez swojej pasji. Byłoby jakieś puste. Praca, wolne, praca i tak w kółko. Pracowałem kiedyś w Rafako. Po robocie koledzy szli do baru i tam siedzieli. Ja musiałem jechać autobusem o trzeciej do gołębi. Nie żałuję tego wyboru – podkreśla.
Wakacje tylko z ptakami
Ostatnich 17 lat, okres największych sukcesów, Nowak określa mianem zawodowstwa. Bo jak mówi, to normalne, że „gdy się dobrze leci, to chce się więcej”. Zna również gorycz porażek. Przyczyną wielu była zła pogoda, bo w deszczu gołąb błądzi i nie dolatuje do celu. Często w trudnych warunkach trafia do innego gołębnika i od uczciwości hodowcy zależy czy odda ptaka. Na nóżce gołębia jest obrączka z numerem telefonu właściciela. – Ostatnio odbieram połączenie, dzwoni hodowca z Jeleniej Góry i mówi, że ma mojego gołębia. To ja proszę by go puścił dalej i on mówi, że sam jest mistrzem okręgu i cudzych ptaków nie bierze. Nie zawsze tak dobrze to się kończy – przyznaje pan Henryk.
Hodowca wstaje o piątej rano. Robi dwa loty i dwie godziny później jedzie do pracy. Wieczorem powtarza takie dwa loty. – Wakacji nie mam, bo trzeba być z gołębiami. Czasem żona pomoże, wypuści je, ale karmieniem zajmuję się osobiście. Wszystko jest poukładane czasowo. Nie można raz nakarmić o tej porze, a potem o innej – wyjaśnia.
Czy to kosztowne hobby? Nasz rozmówca przyrównuje je do wydatków na paczkę papierosów. – Jedna na dzień kosztuje niewiele, ale jak się zsumuje te pieniądze w całym roku to moje zainteresowania wcale więcej nie kosztują – uważa H. Nowak.
Miss Polonia niepotrzebna
Sporo emocji związanych jest z przywiązaniem do podopiecznych z gołębnika. Rozstania bywają trudne, bo właściciel przywiązuje się do swoich wychowanków. Pokazuje nam samiczkę, która w ciągu 9 lat zaliczyła 80 konkursów. To rekordzistka. Nawet na dopingu nie zrobiłaby takiego wyniku, bo padłaby z wyczerpania. Ta gołębica nie ma imienia, ale Nowak czasem je nadaje ptakom. Pamięta np. Smerfetkę. – To nie są jakieś piękności, bo w rywalizacji sportowej uroda się nie liczy. Irena Szewińska nie była Miss Polonią, a jakie wyniki w bieganiu osiągała – porównuje bohater artykułu. Wspomina pewnego kolegę, który wpierw wyśmiewał się z jednej gołębicy Nowaka, ale kiedy ta osiągnęła znakomite wyniki w lotach, to spokorniał i prosił o jej młode.
Środowisko hodowców gołębi niepokoi się brakiem następców. Nowego pokolenia praktycznie nie ma, bo młodzież nie za bardzo się garnie do gołębników. – Te komputery i nowoczesne telefony zabijają nasz sport – narzeka H. Nowak. Starsi hodowcy powoli odchodzą i hodowca boi się, że jego grono podzieli los LZS-ów, które kiedyś były prawie w każdej wsi, a dziś zostało po nich wspomnienie. – Mam syna, ale też go nie ciągnie do gołębi. Może to przyjdzie z wiekiem? – zastanawia się mistrz okręgu.
Mariusz Weidner
Naszych gołębi nikomu nie sprzedamy
Rzadko się zdarza, by do gołębnika zaglądało małżeństwo. – My te gołębniki razem budujemy, sprzątamy i naprawiamy – śmieją się Ewa i Wiesław Wilmanowie z Nasiedla. Spotkaliśmy ich w Makowie na wystawie Oddziału PZHGP Głubczyce. Małżonka jest wielokrotną mistrzynią Polski w badmintonie. – Swoje sportowe emocje ulokowała w hodowli gołębi – mówi mąż. Gdzie kryją się te gołębiarskie emocje? W pracy z ptakami. Była sportsmenka ma bogatą wiedzę o właściwym przygotowaniu zawodnika do startu w zawodach. Ważne jest odżywianie z właściwymi proporcjami białka i węglowodanów. – Korzystam z porad żony w układaniu zróżnicowanej diety – przyznaje pan Wiesław. On jest emerytowanym policjantem z Raciborza. Zdradza nam tajniki ptasiego treningu. – Wypuszczamy je na 2 godziny i pilnujemy żeby nigdzie nie usiadły. One widzą, że my robimy taki ogląd. Wszystko odbywa się na dużym tempie, wokół gołębnika. Rano lecą samczyki i samiczki i to samo dzieje się wieczorem – opowiada W. Wilman. Z żoną mają 40 gołębi do lotów, 10 w rozpłodzie i około 30 młodych. Nie kupili ich. W większości to prezenty od starych hodowców. Dlatego też nie sprzedają gołębi, najwyżej darują je „od serca”. Wilmanowie są już 34 lata po ślubie. Wspólna pasja cementuje związek. – Gołębiarze kiedyś kojarzyli się z bywalcami baru, ale teraz przekrój zawodów i ról społecznych jest w tym środowisku ogromny – zaznacza pan Wiesław. Jego zdaniem największe emocje w lotach gołębi są związane z momentem ich spodziewanego powrotu. – Człowiek czeka na podwórku i jest adrenalina. 100 telefonów się wykonuje, żeby wiedzieć kto ma lepszy wynik. To jest cały rytuał, na ostatniego czekamy jak na pierwszego, bo my je po prostu kochamy – kończy W. Wilman.
Wystawa i puchary
W Makowie odbyła się na początku grudnia wystawa PZHGP Oddziału Głubczyce 0251. Organizowała ją miejscowa sekcja, którą tworzą tutejsi gołębiarze z kolegami m.in. z Pawłowa, Modzurowa i Żerdzin. Swoje ptaki zaprezentowało na niej ponad 50 członków, w klatkach znalazły się 182 gołębie. Oprócz wystawy zorganizowano w Makowie podsumowanie sezonu lotowego i rozdanie nagród dla najlepszych. W pracy nad organizacją pracował Leon Musioł (na zdjęciu).
Najnowsze komentarze