Poniedziałek, 6 maja 2024

imieniny: Judyty, Juranda, Benedykty

RSS

Motocykl, piłka nożna, akordeon o talentach księdza Szabonia

19.12.2017 00:00 red

W 2015 roku parafię Najświętszego Serca Pana Jezusa w Turzu objął ks. Marcin Szaboń. Nowy proboszcz szybko zjednał sobie mieszkańców wioski, ale jeszcze szybciej rozniosły się wieści o jego nietuzinkowych pasjach. W okresie Adwentu przybliżamy czytelnikom sylwetkę duchownego, który dzieli się również wrażeniami z nowej parafii oraz wspomina czasy młodości i święta w rodzinnym domu.

Ks. Marcin Szaboń urodził się w 1975 r. w Zabrzu na terenie parafii św. Anny. Do nyskiego seminarium duchownego wstąpił w 1994 r. W 2000 r. został wyświęcony przez biskupa Jana Wieczorka. Przez kolejnych 12 lat pełnił posługę w gliwickich parafiach, aby w 2012 r. objąć funkcję wikarego w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bytomiu Szombierkach. Przejście do parafii pod tym samym wezwaniem nie było przypadkowe. – Mój ojciec Joachim, z którym byłem mocno związany, śląskim zwyczajem brał moją dłoń, przytulał do serca i pytał: „Marcin, jak ci idzie?”. Był mocno zatroskany moją posługą – wspomina proboszcz. – Na pogrzebie ojca w 2011 r. moje ostatnie słowa brzmiały: „Dziś serce woła do serca”. Wkrótce po tym powołano mnie do parafii w Szombierkach, z której przeszedłem do Turza. Z serca do serca – uśmiecha się ks. Szaboń.

Turze

Oficjalne przejęcie parafii w Turzu nastąpiło 1 marca 2015 r. – Dziś, choć mija już trzeci rok mojej posługi, to wciąż poznaję ludzi i środowisko parafialne Turza. Tutejsza parafia wiele przecierpiała, szczególnie przez powodzie. Ludzie dużo przeszli, tracąc często cały dobytek. Chyba przez tę tragedię miejscowi parafianie są bardzo wrażliwi i ofiarni na potrzeby ludzkie. Akcje charytatywne np. pomoc po kataklizmie w Meksyku, spotykają się u nas z dużym zrozumieniem i współczuciem – tłumaczy ks. Marcin. Dodaje, że Turze jest parafią typowo rolniczą co się wiąże z zaradnością ludzi i ich przywiązaniem do kościoła. Widać to np. podczas organizacji kiermaszów czy festynów parafialnych.

Proboszcz zdradza, że w Turzu urzekły go spokój (choć nie zupełna sielanka), silne związanie człowieka z naturą i widoki nadodrzańskie. Gdyby miał jeden dzień na oprowadzenie gościa, to zacząłby od kościoła, przez nadbrzeże, po przedszkole i dom kultury.

Remont dachu

Tuż po przejęciu parafii ks. Szaboń wspólnie z radą parafialną ustalili, że najważniejszym zadaniem parafii jest wymiana pokrycia dachu kościoła. Inwestycję wyceniono na 700 tys. zł. Wymiana następuje etapami, gdyż całość zadania parafia finansuje bez pomocy z zewnątrz. Wpłaty sponsorów są sporadyczne, zaś większość uzbierali sami parafianie podczas kościelnych kwest. Obecnie dach jest już w ponad połowie wymieniony. Poza tym, na bieżąco odbywały się remonty sal parafialnych, upiększono teren wokół świątyni oraz odnowiono elewację wieży kościelnej z remontem okien i zegara. To ostatnie zadanie zakończyło się w październiku. Od tego czasu wieżę zdobi podświetlany krzyż. Gdy niedługo po tym okolice nawiedziła nawałnica, kościół w Turzu został nietknięty. – Gdyby wiatr zmienił kierunek, znów narażeni bylibyśmy na wielkie straty. To, że nasz dach ocalał z tej nawałnicy odczytuję to jako Opatrzność Bożą – komentuje i dodaje, że pomimo wszystko świątynia jest ubezpieczona.

Dwa koła

Gdy nowy proboszcz wprowadzał się do wioski, mieszkańcy szybko podpatrzyli, że jego głównym bagażem jest motocykl. Miejscowi motocykliści dobrze przyjęli zmotoryzowanego księdza i szybko proponowali wspólne przejażdżki. Na to jednak proboszcz w Turzu nie ma zbyt wiele czasu. Skąd jednak u księdza tak nietypowe zainteresowanie? – Zaczęło się w Łabędach, gdy jako młody ksiądz na kolędzie spotkałem instruktora jazdy. Zainteresował mnie tematem i pomimo wielu obowiązków odkryłem, że jazda motocyklem pozwala mi odpocząć i nabrać sił duchowych – wspomina ks. Marcin. Jego ulubione kierunki wycieczek wiodły do Czech. Na motocyklu Yamaha XJ6 często mijał wtedy Rudy, Racibórz i Pietrowice Wielkie. Najdalsze podróże na dwóch kółkach ks. Szaboń odbył do Medjugorie (gdzie spał na kempingu i pomagał franciszkanom odprawiać mszę św.), do Austrii na górę Großglockner, czy do Włoch nad jeziora Garda i Como. Podczas każdej wyprawy odwiedzał sanktuaria. – Na motocyklu jestem takim samotnym wilkiem. Podróżowałem głównie sam. Obecnie nie mam jednak możliwości wyjechać na dłużej niż tydzień w wakacje. Proboszcz sam na parafii ma sporo zajęć – tłumaczy. – Jazda na motocyklu wymaga wiele rozwagi, pokory oraz roztropności – dodaje przestrogę. Obecnie proboszcz Turza zamienił Yamahę na używany, nieco większy motocykl turystyczny.

Sport i muzyka

Znacznie wcześniejszą pasją ks. Szabonia była piłka nożna. – Jako młody chłopak grałem w klubach Górnika Zabrze i Walki Zabrze na pozycji napastnika i pomocnika. Później w seminarium przydzielono mi funkcję sportowego – wspomina. Po piłce zostały biegi, które ks. Szaboń uprawiał jeszcze w Gliwicach. Biegał wtedy po 15 kilometrów trzy razy w tygodniu. – Dziś już po mnie tego niestety nie widać, również z powodu braku czasu. Jednak polecam wszystkim aktywność fizyczną gdyż ,,serce kocha ruch” – radzi proboszcz.

Poza tym przez 9 lat młodości Marcin Szaboń uczył się w szkole muzycznej gry na akordeonie. Później śpiewał w chórach, a w seminarium był nawet solistą. – Zaznaczam, że już dawno nie grałem na instrumencie – uśmiecha się proboszcz, który nie wyklucza, że jeszcze kiedyś zagra na akordeonie.

Święta w domu

Śląska tradycja wyniesiona z domu nie różni się od tej, jaką zastał w Turzu. – Pamiętam, że święta Bożego Narodzenia zawsze miały bardzo rodzinny charakter. Mój ojciec był górnikiem i rozpoczynał modlitwę. Ja – ministrant czytałem fragment Pisma świętego. Moja siostra Monika przygotowała modlitwę wiernych za rodzinę. Potem wspólne kolędowanie i wieczerza. Co roku szliśmy na pasterkę do kościoła pw św. Anny. W drugi dzień świąt odwiedzaliśmy rodzinę, a z proboszczem szedłem w odwiedziny do domu opieki społecznej. Już jako nieco starszy jeździłem na świąteczne koncerty chóru – przywołuje obrazy z młodości. U Szaboniów w domu, na wigilijnym stole nie mogło zabraknąć karpia oraz makówek i moczki mamy. Są to nadal ulubione smaki świąt ks. Marcina.

– Dziś to parafia jest moją rodziną a zwieńczeniem Wigilii jest Pasterka. Radość daje Boże miłosierdzie i prostota tych świąt. Śpiewanie kolęd przypomina o prawdzie, że zostaliśmy stworzeni z miłości i powołani do miłości. Nawet jeśli pogubimy naszą drogę w życiu, to Bóg Ojciec przez swojego Syna Jezusa wskazał jak wrócić w jego ręce, ojcowskie dłonie – tłumaczy ksiądz. W tym roku na wigilię proboszcz będzie gościł w Turzu swoją mamę z siostrą i jej rodziną.

– W okresie świąt Bożego narodzenia nie lękajmy się przytulić do serca bezbronne dzieciątko Jezus. Jego małe rączki wypełnią nas pokojem i zgodą w rodzinie, przepełni chrześcijańską nadzieją – życzy ks. Marcin Szaboń.

Marcin Wojnarowski

  • Numer: 51/52 (1331/1332)
  • Data wydania: 19.12.17
Czytaj e-gazetę