Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Misjonarz z pokolenia „Kolumbów”

19.12.2017 00:00 red

11 listopada 2004 roku w Święto Niepodległości ks. Alojzy Niedziela osobiście odebrał Medal i Dyplom Honorowy Kawalera Orderu Polonia Mater Nostra Est. W uzasadnieniu przyznania zaszczytnego odznaczenia przez Społeczną Fundację Pamięci Narodu Polskiego, czytamy: „Za szczególne zasługi dla narodu i państwa polskiego w dziedzinie historii, kultury i oświaty i wychowania oraz postaw i działań patriotycznych.” Nikt z obecnych na uroczystościach nie pomyślał wówczas, iż jest to ostatni w życiu księdza Alojzego Antoniego Niedzieli medal, który dołączony został do wielu innych, które przeglądamy już w pośmiertnej kolekcji.

Niesforny ministrant

– Niedziela, wstań! – gromki głos brzeskiego proboszcza ks. Feliksa Borzuckiego niejednokrotnie, podczas lekcji katechizmu przywoływał do porządku ruchliwego, bystrego uczniaka, a jednocześnie ministranta. Ministranta, którego równocześnie wyróżniał zabierając często, jako jednego z najmłodszych, do pobliskich Nieboczów – miejscowości przynależnej do brzeskiej parafii. O tych wyprawach bryczką, polnymi, wyboistymi drogami, prowadzonych rozmowach ks. Alojzy Niedziela często wspominał po latach.

Ks. Niedziela, w reportażu radiowym Krystyny Lasoń i Edwarda Miszczaka nagranym w Krakowie, o swoim dzieciństwie, mówił: „Jestem Ślązakiem, synem śląskiego robotnika, powstańca śląskiego. Urodziłem się 12 kwietnia 1919 roku w Raciborzu. Było nas sporo w rodzinie, żadnej dziewczyny, sami chłopcy, ośmiu – prawie cała drużyna piłkarska. W czasie plebiscytu Racibórz, jak wiadomo, przypadł Niemcom. Ojciec Jan był powstańcem, grożono mu śmiercią, więc przenieśliśmy się na drugi brzeg Odry, na stronę mamy Anastazji, w powiat rybnicki – Brzezie n/Odrą, leżało ono na samej granicy polsko–niemieckiej. Naukę rozpocząłem w brzeskiej podstawówce, ale już jako chłopaczek, mający zaledwie lat niespełna jedenaście przywiozła mnie mama tutaj do Krakowa do Instytutu, raczej Małego Seminarium Księży Misjonarzy, Zgromadzenia od św. Wincentego a Paulo. Płakała kiedy mnie przyjęto i kiedy mnie tutaj zostawiła, a ksiądz wtedy tak mówi: „Niech pani nie płacze, my z tego kłapoucha coś zrobimy”. I tak w latach 1930 – 1934 przebywał w Krakowie kończąc małe seminarium. Potem rozpoczął naukę w gimnazjum w Wilnie, które w 1938 roku zakończył maturą i ślubami zakonnymi. Studia teologiczne i filozoficzne kontynuował w Instytucie Księży Misjonarzy w Krakowie, kończąc dyplomem magisterskim Uniwersytetu Jagiellońskiego. Święcenia kapłańskie przyjął 18 lipca 1943 roku.

Droga kapłańska ks. Alojzego Niedzieli z pozoru wydawałaby się prosta, bo związana tylko z kilkoma stałymi miejscami pobytu. Od grudnia 1943 do listopada 1960 roku pełnił obowiązki wikarego przy Kościele św. Krzyża w Warszawie. Po 17. latach powołany został na nową placówkę we Wrocławiu. Władze administracyjno–polityczne zmusiły go jednak do opuszczenia Wrocławia, skierował się więc do sióstr szarytek w Przytkowicach, gdzie przebywał do 1961 roku. Stamtąd skierowany został do parafii św. Rodziny w Tarnowie, gdzie pracował do 1967 roku. W tym roku też rozpoczął służbę duszpasterską w Krakowie, gdzie doczekał emerytury, tu również zmarł i został pochowany. Być może, wnikliwszy autor biogramu, dodałby jeszcze fakt, że jako misjonarz, w latach 1961 – 1998, w służbie rekolekcyjno–misyjnej objechał 792 parafie, nie licząc „prywatnych” odwiedzin zaprzyjaźnionych parafii, w tym również rodzinnej parafii św. Apostołów Mateusza i Macieja w Raciborzu – Brzeziu n/Odrą.

Pierwsze warszawskie miesiące

6 grudnia 1943 r., cztery miesiące po święceniach kapłańskich, ks. Alojzy Niedziela skierowany został do pracy duszpasterskiej do kościoła św. Krzyża w Warszawie. W okresie okupacji uczył w szkołach warszawskich, m.in. w znanej wówczas szkole zawodowej na Chmielnej. Szukał również kontaktów z tajnym Uniwersytetem Warszawskim. W krótkim czasie udało mu się skontaktować z wybitnymi naukowcami – księżmi profesorami – Chojnackim, Kozubskim, Kwiatkowskim.

Był to okres przygotowań i udanego zamachu na generała Kutscherę. Jako jeden z kapelanów grupy harcerzy, był poniekąd uczestnikiem akcji, jego zadaniem było czuwanie nad tym, co może się zdarzyć. Wiadomo, skończyło się tragicznie, część zginęła od razu w nurtach Wisły zastrzelona przez Niemców, a część dostała się na Pawiak.

W odwecie również wszystkich księży, misjonarzy, braci zakonnych, księży salezjanów zabrano na Pawiak. W kaplicy Pawiaka odbyło się coś na wzór przesłuchania. Ślązaków po pewnym czasie zwolniono. Jedno z wydarzeń tego okresu utkwiło jednak mocno w pamięci księdza Niedzieli. – Będąc w łaźni pod prysznicem podszedł do mnie człowiek, który powiedział „Jestem Żydem, jestem dyrektorem „Pohulanki” („Pohulanka” – znaczy teatr wileński), wiem, że pan jest księdzem, niech mnie pan ochrzci.” – Wziąłem więc tej wody płynącej z góry i wymówiłem te słowa „Ja Ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”; ale ktoś to zauważył, doniesiono władzom Pawiaka i prawie do dwóch godzin zostałem postawiony pod sąd wojskowy – wyrok miał być wykonany na dziedzińcu. Prowadził mnie oficer, chyba w randze kapitana i dwóch żołnierzy niemieckich. Widząc, że mnie prowadzą na rozstrzelanie, odezwałem się po niemiecku do tego oficera: „Co, przecież mam Ojca w Werhmachcie (w owym czasie ojciec tylko przejeżdżał przez Niemcy – już był u Amerykanów)… i mówię, że pochodzę z Raciborza. „Jak to? Co?” – oficer tak się zdumiał, że kazał mi zaraz wracać do celi – okazało się, że pochodził z Raciborza, a potem przez dwa tygodnie robił wszystko, żeby mnie zwolniono – relacjonował.

Ksiądz „Alek” – kapelan oddziałów AK w powstaniu warszawskim

Skończyła się msza św. w warszawskim kościele św. Krzyża, kiedy rankiem, 1 sierpnia 1944 roku, o godz. 8.00, na plebanię wszedł ks. „Stefan” – zastępca generalnego kapelana AK, pytając obecnych tam księży: „Jesteście odważni, idziecie do powstania”? – i jako kapelan odebrał od zdecydowanych przysięgę.

Ks. Niedziela, jako ks. Alek został skierowany na godz. 17.00 na Kredytową 2 – Towarzystwo Ziemskie. O godz. 16.00 w kościele św. Krzyża odbywał się ślub. Ślubu udzielał ksiądz, który również miał iść do powstania, ks. Niedziela grał na organach, zastępował niedysponowanego organistę (nie myślał jeszcze wówczas, że ta funkcja przylgnie do niego w kolejnych latach wraz z prowadzeniem Chóru Świętokrzyskiego „Sursum Corda”, o czym świadczą kroniki i pamiątkowe zdjęcia, które udało się wykorzystać z okazji jubileuszu 50–lecia kapłaństwa zacnego księdza na łamach pisma historyczno–religijnego „Brzeski Parafianin”).

Już w czasie ślubu wybuchła wokół kościoła strzelanina. Na Krakowskim Przedmieściu, ulicach Traugutta, Czackiego – nie było możliwości dojścia na Kredytową. Zarówno księża, jak i około 30 osób przebywających w pobliżu kościoła, schroniło się w piwnicach plebanii, zwanej księżówką. Po krótkim czasie parter i piętra obsadzili Niemcy.

Przejmujące sceny z tamtych dni opisał ks. Leopold Petrzyk na łamach „Roczników parafii św. Krzyża”. Na wielu stronach „roczników” spotykamy nazwisko ks. misjonarza Niedzieli, który wpisał się na stałe w historię parafii świętokrzyskiej, historię stolicy, historię ojczyzny. Smutne były losy parafii św. Krzyża podczas powstania warszawskiego. 23 sierpnia 1944 roku kościół został doszczętnie zniszczony. Niemcy bowiem przekonawszy się, że powstańcy umocnili się na tej pozycji, zaczęli obsypywać ją gradami pocisków.

Ks. Niedziela ranny w głowę odłamkiem rozbitej od wybuchu szyby, czołgając się kanałem centralnego ogrzewania łączącym kościół z plebanią, zdołał ostrzec zmierzających w tym kierunku powstańców. Na plebanii byli już pierwsi powstańcy, opatrzono księdzu rany.

Po zburzeniu kościoła i domu mieszkalnego księża rozproszyli się (ks. Niedziela znalazł schronienie u życzliwych ludzi na ulicy Tamka 48). Księża dochodzili w ciągu dnia odprawiając jedną mszę dziennie dla powstańców w dolnym kościele.

W kościele, między gruzami pozostała masa cennych rzeczy, dzielni księża nie dali za wygraną. Nocami przewożono rzeczy do oddalonego o 35 km od stolicy Grodziska, gdzie założono tymczasowy Dom Misjonarzy.

9 września rozproszeni księża zaczęli wracać do gruzów świętokrzyskiej świątyni – wśród pierwszych był ks. Niedziela. Obraz zniszczeń opisany przez ks. Pietrzaka budzi grozę: „Nigdy nie będę zdolny wypowiedzieć, co się we mnie dziać zaczęło na ten niesamowity widok. Do wnętrza zaczęliśmy się piąć po cegłach i kamieniach, ani śladu schodów (…). A wnętrze kościoła. Jak opisać? Jeden stos rumowiska.” W takich warunkach rozpoczęli księża misjonarze życie parafialne. Ks. Niedziela objął w tym czasie funkcję organisty, a po krótkim czasie na zlecenie kurii rozpoczął także wykłady w gimnazjach technicznych.

W latach powojennych pełnił funkcję sekretarza audycji religijnych przy Polskim Radiu. Sprawował ponadto pieczę nad sprawami organistostwa w Warszawie.

Ks. profesor Karol Mrowiec, wybitny badacz dziejów polskiej muzyki kościelnej, zaprzyjaźniony z ks. Alojzym od czasów Małego Seminarium w Krakowie, poprzez Wilno, okres studiów oraz wspólny dzień święceń kapłańskich, podczas spotkania ze mną przed laty, w niezwykle ciepły sposób wspomniał znajomość z ks. Alojzym. Łączyły ich wspólne lekcje muzyki pobierane w Krakowie i w Wilnie. Jako członek Zgromadzenia Księży Misjonarzy wspólnoty świętokrzyskiej od 1975 roku, podkreślał również fakt, że ciągle żywe są, wśród chórzystów warszawskich, wspomnienia pierwszego dyrygenta – księdza Alojzego.

Nie możemy milczeć

W 1948 roku ks. Niedziela został powołany przez ks. kardynała Wyszyńskiego do pracy w wydziale duszpasterstwa przy kurii warszawskiej. Został kierownikiem duszpasterstwa dla świata artystycznego – muzyków, malarzy, pisarzy. Pamiętam wizytę w Warszawie, gdy w kościele św. Anny, zastałam księdza w otoczeniu wspaniałych, młodych ludzi, studentów, artystów. Czuło się ożywioną dyskusję a jednocześnie przyjacielską, rodzinną atmosferę.

Będąc po wojnie w Warszawie u Świętego Krzyża, trzeba się było w wielu wypadkach narażać. Ksiądz Niedziela znany z mocnych kazań był niestety nagrywany. A sprawa była poważna, chodziło o prymasa Wyszyńskiego.

Pamiętamy dokument biskupów polskich z 8 maja 1953 roku. Być może jeden z najsłynniejszych dokumentów, w którym padły słowa „Non possumus” – „Nie możemy” – nie możemy dalej tak iść milcząc wobec szykan i prześladowań, bo to już jest zdrada Kościoła.

W tym okresie przygotowywany był proces wobec biskupa Baraniaka, którego ciężkim śledztwem i więzieniem chciano doprowadzić do załamania i oszkalowania prymasa.

Tej samej nocy, gdy aresztowano ks. prymasa został również aresztowany jego sekretarz, właśnie biskup Baraniak. Ks. Niedziela miał być świadkiem w tym procesie. Jak zaznaczono, proces wobec biskupa Baraniaka „montowano” długo przed aresztowaniem. Wiemy, że ks. Alojzy Niedziela zatrudniony był w wydziale duszpasterskim przy ks. prymasie. W czerwcu 1953 roku ks. prymas wygłaszał kazanie w kościele św. Krzyża, po kazaniu ks. Niedziela żalił się, że nie stać go na nowy brewiarz. Prymas Wyszyński powiedział: „Przyjdź do mnie

27 czerwca, biskup Baraniak da ci nowy brewiarz” – i tu padło oskarżenie, że była to zorganizowana akcja, podczas której wraz z brewiarzem przekazano ks. Niedzieli materiały szpiegowskie, które tenże przekazał ambasadzie argentyńskiej.

23 listopada 1953 roku, dwa miesiące po aresztowaniu prymasa Wyszyńskiego i biskupa Baraniaka, aresztowany został ks. Niedziela. Po śledztwie, które trwało przeszło 10 miesięcy został skazany na 12 lat więzienia. Po trzech dniach odtransportowany został do więzienia – Warszawa Rakowiecka, Wronki, Rawicz. W więzieniu było około 80 księży. Nie można się było doprosić chociażby różańca czy brewiarza, nie mówiąc już o mszy świętej. Ks. Niedziela wspominał, że w więzieniu był również wspaniały ks. Dąbrowski z kieleckiego. „Zgadali się” i na Wielkanoc 1955 roku, potajemnie o trzeciej nad ranem, odprawiono mszę św. dla prawie 300 osób. Wprawdzie drogo ich to kosztowało – szykany, przesłuchania, ale pouczono ks. Alojzego, by nie przyznawał się do rzeczy popełnionych i niepopełnionych.

Ks. Niedziela wspominając pobyt w więzieniu powtarzał: – Trzech rzeczy brakowało mi tu najbardziej – właśnie mszy świętej, młodzieży, którą uczyłem i muzyki. W więzieniu w Rawiczu na izbie chorych spotkał Andrzeja Ciechanowskiego, znanego historyka sztuki, który ratując więźniów, fałszował wyniki badań chorych, dając podstawę do warunkowych zwolnień. Na tej podstawie ks. Niedziela został warunkowo zwolniony w 1955 roku. Potem objęła go amnestia.

Serce Chopina

Dla wielu z nas kościół św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie kojarzy się przede wszystkim z charakterystycznym posągiem Chrystusa pochylonego pod ciężarem krzyża, osobom starszym, schorowanym z pewnością zaś jako świątynia, skąd w niedzielę dzięki transmisji radiowej słuchają mszy świętej, jednocząc się w wielką wspólnotę parafialną. Innym zaś kościół św. Krzyża kojarzy się ze znajdującym się tam „Sercem Chopina”.

11 listopada 1996 roku, w świąteczne popołudnie TVP emitowała film dokumentalny pod takim właśnie tytułem „Serce Chopina”. Film produkcji austriacko–japońsko–polskiej w reżyserii Piotra Szalszy nawiązywał do 70. rocznicy złożenia serca Fryderyka Chopina w kościele św. Krzyża. W filmie występuje, między innymi, ks. misjonarz Alojzy Niedziela, jako jedyny wówczas, żyjący świadek relacjonujący niewyjaśniony przez lata fakt, w jaki sposób urna z sercem kompozytora uratowana została w okresie powstania warszawskiego.

W nawiązaniu do filmu, Kazimierz Radwański w 2003 roku, z okazji jubileuszu 60–lecia kapłaństwa przeprowadził w Krakowie wywiad z dostojnym jubilatem, ks. misjonarzem Niedzielą. Oto jego fragmenty: „Między 8 a 10 sierpnia pojawił się w kościele, gdy był tam ks. Niedziela z dwoma kolegami, oficer niemiecki, przedstawił się jako kapitan Wermachtu nazwiskiem Schultze. Mówił, że jest miłośnikiem muzyki Chopina. Wie, że w filarze nawy głównej kościoła jest zamurowana urna z sercem Chopina. Przestrzegał, w rejonie kościoła dojdzie niewątpliwie do walk i ta relikwia Polaków może ulec zniszczeniu. Pytał, czy może wyjąć urnę, zobowiązał się przekazać ją polskim władzom kościelnym – arcybiskupowi (…). W rozmaitych powojennych publikacjach pojawiały się odmienne wersje uratowania urny z sercem Chopina. Ks. Niedziela prostował te doniesienia m.in. w „Ekspresie Warszawskim”, narażając się na denerwujące przesłuchania służb bezpieczeństwa. Niepotrzebny był wtedy przyzwoity Niemiec.” Film Piotra Szalszy potwierdza świadectwo ks. misjonarza Alojzego.

Odwiedziny jak rekolekcje

Znajomość mojej mamy Emilii z niesfornym ministrantem z okresu wspólnych lekcji katechizmu, przerodziła się po latach w przyjaźń ks. misjonarza Niedzieli z całą moją rodziną. Jego fenomenalna pamięć, czasem drobnych epizodów, dowcip – jak chociażby wspomnienia moich wierszyków, w stylu „Ja mała dziecina, nikomu nic nie winna”… z okazji jego jubileuszy, uroczystości przyprawiały mnie o, muszę przyznać, miłe zakłopotanie.

Ks. Alojzy w Brzeziu bywał często. Uczestniczył prawie we wszystkich ważnych uroczystościach religijnych parafii. Tradycyjnie zaś bywał w lipcu, w okresie małego odpustu ku czci św. Anny. We wspomnieniach parafian pozostała również jedna z najliczniejszych powojennych, pieszych pielgrzymek do Pszowa. W strugach ulewnego deszczu pielgrzymował również ks. Niedziela, dziękując wraz z parafianami Matce Bożej za szczęśliwy powrót z więzienia.

Każdy pobyt w rodzinnej parafii był okazją do spotkań z księdzem misjonarzem, był także okazją do odwiedzin zaprzyjaźnionej rodziny państwa Zofii i Tadeusza Szczygielskich w Raciborzu. To właśnie pani Zofia wspominając dwudziestoletnią znajomość z ks. Niedzielą, użyła słów: „Każde Jego odwiedziny to były prawdziwe rekolekcje”. Bogaty w przeżycia, wszechstronnie oczytany a jednocześnie wspaniały gawędziarz potrafił zauroczyć towarzystwo. Stąd też odwiedziny stawały się wydarzeniem dla znajomych państwa Szczygielskich, którzy przy tradycyjnej kawie mogli się spotkać z ks. Niedzielą.

Panią Zofię, od dłuższego czasu martwiła ledwo trzymająca się sutanna, pełna prześwitów, którą trudno było już naprawiać. Postanowiono zrobić księdzu niespodziankę. Wręczono mu pieniądze, prosząc, by poszedł do pobliskiego Veritasu i kupił sobie wreszcie nową sutannę. Ksiądz, po namowie, zgodził się i wyszedł na zakupy. Wrócił po jakiejś godzinie z paczuszką. Już od progu zaczął przepraszać i tłumaczyć, że przypadkiem wszedł do księgarni – okazało się, że zamiast sutanny kupił książki – niezwykłe nowości wydawnicze. Książki zresztą były jedynym majątkiem misjonarza w przetartej sutannie. Żył skromnie, rzec można, biednie.

Przysłowiowe mocne kazania ks. Niedzieli, wspaniałego mówcy, erudyty, misjonarza bezkompromisowego wobec prawd wiary, spraw Kościoła katolickiego, przesycone patriotyzmem, odbierane było kontrowersyjnie.

Do końca życia jednak, mimo wielu szykan, trudnych a nawet tragicznych przeżyć z podziwu godną odwagą jako kapłan, głosił swoje poglądy. Często w ten sposób narażał się – burząc fascynację małą stabilizacją – poruszając sumienia.

Ostatni kapłan z brzeskiej parafii

Wiadomość o śmierci zacnego parafianina, ostatniego z księży pochodzących z brzeskiej parafii św. Apostołów Mateusza i Macieja, dotarła do wiernych w niedzielę rano podczas sumy. Zmarł w szpitalu w Krakowie późnym wieczorem 27 listopada 2004 roku. Mimo 85 lat, które ukończył, mimo wielu operacji, które przeszedł w ostatnich latach, jego śmierć zaskoczyła wszystkich.

Pogrzeb ks. misjonarza Alojzego Antoniego Niedzieli odbył się w Krakowie 1 grudnia 2004 roku. Wzięło w nim udział ponad pięćdziesięciu księży, w tym grono młodych kleryków. Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył ks. biskup Albin. Ze szczególnym wzruszeniem odebrano mowę pogrzebową, która nawiązywała do czasów warszawskich i do lat młodości księdza misjonarza.

W pogrzebie wśród licznych delegacji z Krakowa, Warszawy, Żor, Lubomi, Rybnika i Raciborza nie zabrakło parafian z Brzezia n/Odrą, wśród których z pewnością budziły się dodatkowo smutne refleksje; odszedł ostatni kapłan wywodzący się z brzeskiej parafii, czy aby uczyniliśmy wszystko wobec żegnanego księdza? Pozostała dziwna pustka, od pół wieku w parafii nie było nowych powołań kapłańskich. Ks. Niedziela pochowany został w Grobowcu Księży Misjonarzy na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Małgorzata Rother–Burek


Ks. Alojzy Niedziela (1919 – 2004) misjonarz, uczestnik Powstania Warszawskiego ps. Alek

  • Numer: 51/52 (1331/1332)
  • Data wydania: 19.12.17
Czytaj e-gazetę