Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Pielgrzym, który serca parafian zdobywał w siodle

19.12.2017 00:00 red

Był początek 1964 r. W Pietrowicach Wielkich panowała gorąca atmosfera. Chodziło o proboszcza, ks. G. W 1954 r. usunięty został z Pietrowic bardzo zasłużony dla parafii ks. radca Henryk Weidler, który zawiadywał nią od 1922 r. Miejsce ks. Weidlera zajął ks. Józef G. Niektórzy parafianie początkowo obciążali, bezpodstawnie zresztą, nowego proboszcza winą za spowodowanie usunięcia ks. Weidlera. 

Młody proboszcz dość szybko zdobył względy wiejskiej młodzieży. Na początku lat 60. w parafii powstała jednak grupa opozycyjna dążąca do usunięcia ks. Józefa z parafii. Organizowano demonstracje, wysyłano nawet petycje do kurii w Opolu. Ale zwolennicy proboszcza urządzali kontrmanifestacje i kierowali do władz kościelnych wnioski w obronie proboszcza. Pewnego dnia funkcjonariusze Wydziału Bezpieczeństwa Komendy Wojewódzkiej w Opolu aresztowali ks. G. Postawiono mu dość mgliste zarzuty kolaboracji z tzw. wrażymi siłami. Do tego rozgorączkowanego pietrowickiego środowiska w 16 lutego 1964 r. przybył ks. Ludwik Dziech. Wieś była rozdyskutowana i poróżniona. Jedni byli zwolennikami dotychczasowego proboszcza, ks. Józefa G., inni jego przeciwnikami. Zwolennicy ks. G. nie chcieli wpuścić nowego duchownego na plebanię ani do kościoła. Ks. Dziech okazał nominację administratora apostolskiego Śląska Opolskiego, ks. biskupa Franciszka Jopa (1897/1956 – 1976). Ks. Ludwik tłumaczył, że biskup przysłał go jedynie na zastępstwo proboszcza, zatrzymanego przez Służbę Bezpieczeństwa, i że jest tu tylko przejściowo.

Droga do stanu duchownego

Ludwik Dziech urodził się 3 sierpnia 1930 roku w Ligocie koło Bielska. W 1945 r. jego ojca, kolejarza, przeniesiono do Gliwic a za nim podążyła rodzina. W Gliwicach Ludwik został uczniem zasadniczej szkoły zawodowej o kierunku elektromechanicznym. Pracował ponadto ciężko w piekarni, imał się także innych zajęć. W 1951 r. zdobył maturę w opolskim liceum dla pracujących. Później zdecydował się wstąpić do Seminarium Duchownego w Nysie. 17 czerwca 1956 r. Ludwik Dziech otrzymał święcenia kapłańskie w grupie 72 neoprezbiterów. W tej grupie byli m.in. późniejszy ks. dr Jan Bagiński, opolski biskup pomocniczy, ks. Wolfgang Globisch, wieloletni duszpasterz mniejszości narodowych diecezji opolskiej, czy ks. prałat Stefan Pieczka, zmarły w 1991 r. proboszcz raciborskiej fary. Już w sierpniu 1956 r. ks. Ludwik został skierowany na pierwszą placówkę duszpasterską do parafii św. Józefa w Zabrzu, którą kierował ks. proboszcz Jan Dolla. W styczniu 1957 r. przywrócono naukę religii w szkołach. Młody wikary miał po 30 lekcji religii tygodniowo. Pracy było zatem bardzo dużo. Już w 1960 r. miał przyjść pierwszy awans na administratora nowo utworzonej parafii w Domecku w dekanacie prószkowskim. Jednak ks. Dolla, chcąc zatrzymać u siebie dobrego wikariusza, swoimi wpływami spowodował cofnięcie nominacji.

W czerwcu 1961 r. ks. Dziech został skierowany do Chróściny w dekanacie grodkowskim, do bardzo trudnej parafii. Poprzedni proboszcz został z niej usunięty przez wiernych. Wikarego, przysłanego w celu przygotowania dzieci do Pierwszej Komunii, parafianie uwięzili na plebanii. Ks. Ludwika trzykrotnie odprowadzili z powrotem do dworca kolejowego, pilnując aż odjedzie pociągiem. Dopiero ks. Rutyna z Koźla, „swojak”, ich były proboszcz na Wschodzie, spowodował, że ks. Dziech został dopuszczony do objęcia parafii. Trudne warunki, a także konieczność obsługi dwóch parafii spowodowały, że ks. Ludwik zachorował na płuca i przez kilka tygodni leczył się m.in. w Zakopanem. 14 lutego 1964 r. ks. Dziech został telegraficznie wezwany do kurii. Biskup Franciszek Jop prosił go o przerwanie urlopu zdrowotnego i udanie się na kilkutygodniowe zastępstwo do Pietrowic Wielkich – „gdzieś za Raciborzem”. Tamtejszy proboszcz został bowiem aresztowany.

Początki w Pietrowicach Wielkich

Zatem w sobotę, 16 lutego 1964 r. ks. Ludwik Dziech przybył do rozgorączkowanych Pietrowic Wielkich. Po okazaniu nominacji biskupiej ks. Ludwik, choć z ociąganiem, został jednak wpuszczony na plebanię, aby mógł się przynajmniej przespać. Klucze do kościoła znajdowały się wtedy akurat w rękach przeciwników aresztowanego ks. Józefa G., dlatego nowy duchowny mógł bez specjalnych przeszkód następnego dnia odprawić niedzielną mszę św. Była to niedziela przed Wielkim Postem. Po kilku dniach wrócił proboszcz, ks. Józef G. Szybko spakował najważniejsze swoje rzeczy i wyjechał, na zawsze zresztą. Nie dokonał nawet formalnego przekazania parafii. W ten sposób kilkutygodniowe zastępstwo przedłużyło się i przekształciło w trwałą nominację. Stosunkowo młody, bo 34–letni, ks. Ludwik Dziech został proboszczem dużej parafii pod wezwaniem św. Wita, Modesta i Krescencji w Pietrowicach Wielkich. Swoją pobożnością i pięknymi kazaniami, wygłaszanymi wyraźnym i modulowanym głosem, nowy „pasterz” wnet zdobył uznanie swojej „owczarni”.

Procesje na koniach

Od wieków w Wielkanocny Poniedziałek w Pietrowicach Wielkich były organizowane tradycyjne procesje i to, co niezwyczajne, procesje konne. Starsi mieszkańcy Pietrowic nie pamiętali, aby duchowni uczestniczyli w tych procesjach jadąc na koniu. Z rzadka tylko przed wojną któryś z wikarych dosiadł wierzchowca. Jednak poprzedni proboszcz, wspomniany ks. Józef G., przez kilka lat na koniu uczestniczył w procesach wielkanocnych. Zbliżała się Wielkanoc. Ks. Ludwik bardzo lubił zwierzęta, jednak nigdy nie dosiadał konia. Jeden z rolników, dobry kawalerzysta, nauczył proboszcza jeździć konno. Parafianie z uznaniem przyjęli, że ich nowy proboszcz, odziany w nieszpornik, na kasztance uczestniczył w procesji wielkanocnej. Dla wszelkiej pewności instruktor jazdy konnej towarzyszył księdzu Ludwikowi. Parafianie z satysfakcją mówili: – „Ale ten nasz farorz fajnie wyglądo”… Zatem już był „nasz”. Trzeba przyznać, że ks. Dziech był wyśmienity w organizowaniu i celebrowaniu różnych uroczystości. Także procesjom konnym nadał odpowiednią oprawę. Zapraszał do udziału w procesji wielkanocnej gości nawet z odległych parafii.

Ks. proboszcz umiał także nakłonić hierarchów kościelnych do udziału w procesji konnej. Byli zatem w Pietrowicach ordynariusz opolski, ks. arcybiskup Alfons Nossol, metropolita katowicki, ks. arcybiskup Damian Zimoń, ordynariusz gliwicki, ks. biskup Jan Wieczorek, biskupi pomocniczy Opola i Gliwic – ks. biskupi Antoni Adamiuk, Jan Bagiński, Jan Kopiec czy Gerard Kusz. Formalnie do 1972 r., choć praktycznie tylko do roku 1945, Pietrowice należały do archidiecezji w Ołomuńcu na Morawach. Te okoliczności historyczne ks. Dziech wykorzystał, aby zaprosić na parafialne uroczystości także czeskich hierarchów. Przyjechali do Pietrowic zarówno ks. arcybiskup Jan Graubner, metropolita ołomuniecki, jak i ks. arcybiskup František Lobkowicz, ordynariusz diecezji ostrawsko–opawskiej.

Msze przy śpiewie ptaków

Zbliżała się 300. rocznica wybudowania kościoła św. Krzyża. Najpierw ks. Dziech zainicjował przeprowadzenie kapitalnego remontu tego zabytkowego kościoła, stojącego samotnie wśród pól i łąk. We wrześniu 1965 r. grupa górali z Chyżnego rozpoczęła prace remontowe. Okazało się, że konstrukcja budowli, belki wypełniające ściany a także więźba dachowa są w nadspodziewanie dobrym stanie – mimo upływu trzystu lat. Trzeba było jedynie wymienić podwaliny, zrobić betonowy fundament, wyprostować dach, nadając mu jednolity kształt i pokryć go gontami. W czerwcu 1966 r. zdołano remont zakończyć. Jest oczywiste, że proboszcz codziennie wizytował budowę, doglądając czy wszystko jest w porządku.

Jubileusz 300–lecia rozpoczął się mszą pontyfikalną, odprawioną 4 maja 1967 r., w uroczystość Znalezienia św. Krzyża, przez ks. biskupa Wacława Wyciska, biskupa pomocniczego diecezji opolskiej. Uroczystości jubileuszowe skończyły się 14 września 1967 r., w święto Podwyższenia św. Krzyża. Ks. Ludwikowi Dziechowi udało się ściągnąć na tę uroczystość cały areopag okolicznego duchowieństwa. Mszę jubileuszową celebrował dziekan raciborski, ks. Alojzy Spyrka od Matki Bożej w Raciborzu, wraz z dziekanem kietrzańskim, ks. Joachimem Kubiczkiem, urodzonym w Pietrowicach Wielkich proboszczem w Nowej Cerekwi, i ks. Zygfrydem Pyką od św. Mikołaja w Dzielowie.

Na uroczystości jubileuszowe przyjechała po raz pierwszy grupa pątników z czeskich Kobierzyc (Kobeřice w powiecie opawskim) i oficjalna delegacja byłych mieszkańców Pietrowic mieszkających w Niemczech. Przywieźli ze sobą dary jubileuszowe – ornat, nieszpornik i urządzenie nagłaśniające. Zaraz po uroczystościach ks. Dziecha wezwano do siedziby Służby Bezpieczeństwa, gdzie został przesłuchany na okoliczność, czy aby tych Niemców nie zaprosił oficjalnie do przyjazdu.

Ogromną zasługą ks. Ludwika Dziecha było „ożywienie” kościoła św. Krzyża. Był to kościół pątniczy. W dwa odpusty – na Znalezienie św. Krzyża, 3 maja, i na Podwyższenie św. Krzyża, 14 września, odbywały się dwudniowe uroczystości pielgrzymkowe. Poza tym dawniej w kościele nic się nie działo. Proboszcz pietrowicki, ks. Dziech, starał się nadać kościołowi św. Krzyża charakter czynnej świątyni. Najpierw latem w każdy pierwszy piątek miesiąca u św. Krzyża odbywały się wieczorne msze święte. Później wprowadzono w okresie letnim raz w miesiącu msze polowe na zewnątrz kościoła św. Krzyża. Z czasem ustaliła się zasada odprawiania w każdy piątek wieczornej mszy św. – przez cały rok. Podobnie było z niedzielnymi mszami św. Dzięki swoim umiejętnościom organizatorskim ks. Ludwik Dziech przy pomocy parafian urządził w bezpośrednim pobliżu kościoła dwa parkingi, z których jeden mieścił ponad 300 pojazdów. Po drugiej stronie szosy, naprzeciw kościoła, stoi kapliczka ze studnią, oferującą wyśmienitą w smaku wodę. Najpierw koło kapliczki zorganizowano miejsce biwakowe, później wyposażono je w palenisko, stoły i miejsca do siedzenia. Na kilku hektarach wokół urządzono strefę ekologiczną.

Jednak główną troską ks. Ludwik Dziech otaczał kościółek. W 1990 r. ordynariusz diecezji opolskiej, ks. prof. dr Alfons Nossol, wygłosił swoją homilię o potrzebie umożliwienia wiernym jego diecezji modlenia się w „języku serca”.

Ks. Dziech podjął to hasło i w maju 1991 roku wprowadził zasadę odprawiania mszy odpustowych w trzech językach – polskim, czeskim i niemieckim. Trzeba powiedzieć, że w istocie stanowiło to przywrócenie starej tradycji, kiedy w czasie pielgrzymek przy św. Krzyżu nabożeństwa odprawiano po niemiecku, po polsku i po morawsku.

Duszpasterz

Rozliczne były obowiązki wiejskiego proboszcza. Jeszcze nie skończyły się uroczystości jubileuszu kościoła św. Krzyża, kiedy należało przygotować 700–lecie kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Wita. Modesta i Krescencji, przypadające także na rok 1967. Do odprawienia pontyfikalnej mszy jubileuszowej udało się ks. Dziechowi skłonić ordynariusza opolskiego, ks. biskupa Franciszka Jopa.

Uroczystości jubileuszowe były bardzo okazałe i zostały dobrze przyjęte przez parafian. Dlatego po ćwierćwieczu, w 1992 roku, obchodzono 325–lecie kościoła św. Krzyża a jesienią tego roku 725–lecie kościoła parafialnego. Obie uroczystości były okazją do ukazania się skromnych wydawnictw o obu kościołach, czego inspiratorem był oczywiście proboszcz. Na barkach ks. Dziecha, jako proboszcza, ciążyły także liczne dalsze obowiązki. Należy tu wymienić choćby naukę religii, która była szczególną pasją ks. Ludwika. Ponadto trzeba było dzieci przygotowywać do komunii itd. Także obowiązki administracyjne obciążały proboszcza. Za przejaw skuteczności działania proboszcza uznaje się powołania kapłańskie i zakonne. W czasie działalności ks. Dziecha zostali wyświęceni: ks. Edward Wąsowicz i ks. Robert Wiktor a także werbista o. Józef Wycisk oraz franciszkanie – o. Joachim Dyrszlag i o. Adrian Manderla. Również trzy parafianki w tym czasie wybrały życie zakonne: s. Brygida Weiss i s. Maria Błachut stały się członkiniami Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi a Patrycja Czerniak wstąpiła do Zgromadzenia Córek Matki Bożej Bolesnej.

Kroniki z życia parafii

W parafii dużo się działo. Na proboszcza spadły rozliczne obowiązki związane z zamówieniem i sfinansowaniem czterech nowych dzwonów, które uroczyście poświęcono 28 kwietnia 1970 roku. W 1985 roku przeprowadzono udaną rekonstrukcję wieży kościoła farnego. Później otynkowano z zewnątrz cały kościół parafialny. Nie można nie wspomnieć o przywiązaniu ks. Dziecha do utrwalania w pamięci zdarzeń z życia parafii. Od samego początku przystąpił do opracowania kroniki parafialnej. Udało się zebrać obszerne materiały archiwalne, z czego powstała część historyczna kroniki. Także na bieżąco rejestrowano istotniejsze zdarzenia z życia parafii. Całość wzbogacono materiałami ikonograficznymi. Tak powstały trzy grube tomy dużego formatu, ważące po kilkanaście kilogramów. Kroniki, stanowiąc kopalnię wiedzy o parafii, wsi, jej ludziach i różnych zdarzeniach, były wielokrotnie wykorzystywane do prac dyplomowych i magisterskich.

Ks. Dziech cieszył się zapewne uznaniem swoich konfratrów, skoro księża objęci dekanatem w Kietrzu, do którego należy także parafia Pietrowice Wielkie, wybrali go na swojego dziekana i to dwukrotnie.

Dużą wagę proboszcz pietrowicki przywiązywał do ruchu pielgrzymkowego. Kościół św. Krzyża był nie tylko miejscem dwukrotnych odpustów patronalnych, ale tu odbywały się w drugi dzień Zielonych Świąt pielgrzymki rolników, którzy przybywali z całej południowej części diecezji opolskiej. Przygotowania obciążały miejscowego proboszcza, choć na główną uroczystość przybywał zazwyczaj któryś z biskupów.

Dekretem z 26 sierpnia 1990 r. ordynariusz opolski, ks. biskup Alfons Nossol powołał dekanat Pietrowice Wielkie, do którego przyłączono ponadto parafie Borucin, Cyprzanów, Gamów, Krowiarki, Krzanowice, Maków, Pawłów, Samborowice i Wojnowice. Księża nowego dekanatu wybrali oczywiście swoim dziekanem pietrowickiego proboszcza. Dodajmy, że na tę funkcję ks. Dziech został wybrany dwukrotnie; prawo kanoniczne nie pozwala na dłuższe pełnienie tej funkcji. Ojciec św. Jan Paweł II dekretem z 24 grudnia 1994 r. powołał ks. Ludwika Dziecha do grona Kapelanów Jego Świątobliwości.

Ze śpiewem na ustach

Ks. Ludwik lubił śpiewać. Nieraz plebania rozbrzmiewała jego pięknym i donośnym barytonem. Miał zasadę, że codziennie odwiedzał swój ulubiony kościół św. Krzyża. Czasami udawał się tam pieszo, jednak najczęściej rowerem. Zła pogoda nie była przeszkodą. W czasie jazdy rowerem pozdrawiał przechodniów i modlił się, najczęściej odmawiał różaniec. Od pewnego czasu używał dużego, drewnianego różańca. Któregoś dnia różaniec zaplątał się w przednim kole i rowerzysta się przewrócił. – To z pychy! Przecież ludzie nie muszą widzieć, że odmawiam różaniec – skomentował. Jednak opuszczając zabudowania wsi, w szczerym polu, jeżeli nie było nikogo w pobliżu – śpiewał. Również w swoim kościółku modlił się, a jeżeli był sam, to śpiewał. Gromadził dzieci w kościele albo w salce katechetycznej i odbywał z nimi naukę śpiewu. Wnet stworzona została schola. Dzieci swoim śpiewem urozmaicały uroczystości kościelne.

W związku z uroczystościami pątniczymi u św. Krzyża ułożył kanon: „Tu przy świętym Krzyżu padnę na kolana”…, który wykonywano jako śpiew międzylekcyjny. I nikt nie zaśpiewał go lepiej, jak ks. Ludwik. Nawet kiedy przeszedł w stan spoczynku, kanon u św. Krzyża donośnym, klarownym głosem śpiewał ks. prałat.

Dusza towarzystwa

Pietrowicki proboszcz miał ogromne poczucie humoru. Z uśmiechem opowiadał dykteryjki. Szczególne umiejętności ks. Ludwik wykazywał przy tak zwanym humorze sytuacyjnym. Znajomi odwiedzający pietrowicką parafię zostali zaproszeni na kawę. Proboszcz zaprosił do stołu także świeżo mianowanego wikarego. Goście pytali jak się wikaremu podoba na nowej placówce i jaka tu jest jego rola. Na to ks. Dziech: „Wikary ma uprawnienia do wykonywania pewnych funkcji kościelnych, za które proboszcz pobiera opłaty”…

Ks. Ludwik był zagorzałym przeciwnikiem alkoholu, nie pijał nawet wina. Jednak swoim gościom alkoholu nie skąpił. Wznosząc toast, mawiał: „Wasze zdrowie, bo mojego mi szkoda”. W czasie jakiejś podróży zagranicznej ks. Dziech zjadł w pewnej restauracji skromny obiad, za który wystawiono mu słony rachunek. Po uregulowaniu należności spytał, czy może dostać plaster. Kelner wyraził zaniepokojenie, czy gość jest może zraniony? Na to ks. Dziech: „Nie, ale obdarty ze skóry”.

Któregoś dnia ks. proboszcz wracał z salki katechetycznej, w której przygotowywał dzieci do Pierwszej Komunii, na plebanię śmiejąc się do rozpuku. Gospodyni, nieoceniona pani Genia, spytała, co to się stało? Ks. Ludwik opowiedział, że sprawdzał u dzieci wiadomości religijne. Jeden z chłopców pytany o 10 przykazań wymienił jedno: „Nie pożądaj żadnej żony bliźniego swego.” Kiedy próbował prostować, że się chyba pomylił, chłopak odpowiedział zdecydowanym głosem: „Nie pożądaj żony bliźniego swego nadaremnie”.

Ks. Dziech był bardzo bezpośredni i towarzyski. W pewien sobotni wieczór zjawił się w mieszkaniu swoich znajomych. „Szczęść Boże! Wróciłem z mojej podróży rekolekcyjnej w Kanadzie i przyjechałem się przywitać”! Serdeczne powitano miłego gościa i zaproszono go do pokoju. Wokół stołu siedziało kilkanaście osób – gości urodzinowych. Prawie wszyscy zesztywnieli, kiedy ks. Ludwik w czarnym ubraniu, ale z koloratką pod szyją, usiadł przy stole. Mitygował się, że wstąpił tylko na piętnaście minut, żeby się pokazać po powrocie zza oceanu i nie będzie przeszkadzał. Nawiązała się rozmowa. Przybysz dzielił się wrażeniami ze swojego pobytu w Kanadzie, co okraszał dykteryjkami. Wspominał, że podczas ostatniej kolędy dał małemu chłopakowi święty obrazek. Chłopak obejrzał obrazek i spytał: „A nie masz więcej?”. – Wybrałem jeszcze trzy obrazki i dałem malcowi. Ten obejrzał jeszcze raz i zapytał: „A z dinozaurami to nie masz?” – kończył miły gość z głośnym śmiechem. Atmosfera przy stole zrobiła się luźniejsza. Wreszcie ks. Dziech wyciągnął z kieszeni pudełeczko, a z niego maleńką harmonijkę ustną i zaczął grać. Przy kolejnych melodiach niektórzy goście zaczęli pod nosem podśpiewywać. Ks. Ludwik zachęcał wszystkich do śpiewu. Ruchem ręki dyrygował, modelując w odpowiednim miejscu piana i doprowadzając, tam gdzie trzeba, do mocnego forte. Po dwóch godzinach niespodziewany gość serdecznie się pożegnał i zaprosił wszystkich na plebanię do wysłuchania relacji z Kanady i obejrzenia zdjęć i filmów zza oceanu. Goście urodzinowi byli urzeczeni bezpośredniością nadzwyczaj sympatycznego ks. Dziecha, którego dotychczas znali tylko ze słyszenia albo z niedzielnych mszy u św. Krzyża.

Odpoczynek w eremie

Na Boże Narodzenie 1994 r. ks. Dziech otrzymał dokument powołujący go do grona Kapelanów Jego Świątobliwości Ojca Świętego Jana Pawła II. Widoczna była satysfakcja ks. prałata, kiedy pokazywał instrukcję odpowiedniej dykasterii watykańskiej traktującą o tym, jak i co prałaci mają nosić: – Zobacz, oni o wszystkim pomyśleli.

W 2004 roku ks. prałat obchodził uroczyście czterdziestolecie swojej posługi duszpasterskiej w Pietrowicach Wielkich. Wśród gości byli konfratrzy jubilata, oczywiście władze gminne, z którymi „od zawsze” był w bardzo dobrych stosunkach, i małe grono świeckich znajomych. Otrzymał małą księgę pamiątkową, wydaną z tej okazji. Z nieskrywanym zadowoleniem pokazywał zamieszczony tam wykaz duchownych posługujących w Pietrowicach Wielkich, sięgający 1582 roku. Okazało się, że to jubilat ma najdłuższy staż posługi u św. Wita, Modesta i Krescencji, bo 40 lat. W wykazie obejmującym ponad cztery stulecia, jeszcze tylko dwóch duchownych proboszczowało ponad 30 lat: ks. Henryk Weidler – 32 lata (1922 – 1954) i ks. Karol Buron – 35 lat (1843 – 1878).

Nadszedł czas przejścia w stan spoczynku. Trwały przygotowania do przekazania parafii następcy, którym został dotychczasowy wikary, ks. Damian Rangosz. Powstał problem, gdzie ks. prałat będzie mieszkał? Oczywiście w Pietrowicach!

10 czerwca 2006 r. ks. prałat obchodził swój Złoty Jubileusz Kapłaństwa. Nowy proboszcz urządził piękną uroczystość w kościele, który był zapełniony do ostatniego miejsca. Przybyło wielu księży. Moc gratulacji i jeszcze więcej wzruszeń. Od czasu do czasu dawał znać o sobie stan zdrowia. Coraz częściej niezbędne stawały się wizyty pani doktor Jadzi. Zdarzały się także pobyty w szpitalu. Kiedy tylko zdrowie pozwalało, ks. prałat zasiadał w konfesjonale i odprawiał mszę św.

Pietrowicki proboszcz, ks. Damian Rangosz, 19 marca 2008 roku przekazał smutną wiadomość o nagłej śmierci ks. prałata. Pocztą elektroniczną od zaprzyjaźnionego franciszkanina o. Joachima D., którego ojciec przez kilkadziesiąt lat był organistą w Pietrowicach Wielkich otrzymałem wiadomość: „W zadumie nad śmiercią Prałata. Zrobiłeś mu ostatnie, dzisiaj już historyczne, zdjęcie na pogrzebie ks. Achima w Nowej Cerekwi. Ale dziwny zbieg okoliczności: Prałat żył tak długo, jak jego organista, a mój ojciec – 77 lat, 7 miesięcy i 17 dni”. Zaiste dziwny zbieg okoliczności. „Wiadomości Urzędowe Diecezji Opolskiej” podały informację o śmierci ks. Kubiczka i ks. Dziecha. Wzmianki o odejściu obu przyjaciół sąsiadowały ze sobą.

We wtorek po Wielkanocy, 25 marca 2008 roku, parafia Pietrowice Wielkie towarzyszyła swojemu wieloletniemu proboszczowi w jego ostatniej drodze na przykościelne miejsce wiecznego spoczynku. Zmarłego pożegnał ks. biskup Jan Bagiński, jego kolega kursowy. A mszę św. odprawił ks. biskup Jan Kopiec. Obecnych było ponad 100 księży, wiele zakonnic. Pozostał z tej uroczystości pewien niedosyt. Parafianie nie pożegnali swojego prałata jego ulubionym kanonem Krzyż i Wiara… Nie miał nimi kto pokierować. Bo dyrygent, nieoceniony

ks. prałat, leżał na katafalku przed głównym ołtarzem.

Paweł Newerla


Ks. prałat Ludwik Dziech (1930 – 2008) proboszcz Parafii pw. św. Wita, Modesta i Krescencji w Pietrowicach Wielkich

  • Numer: 51/52 (1331/1332)
  • Data wydania: 19.12.17
Czytaj e-gazetę