Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Józef Buzek – doktor z zasadami

05.12.2017 00:00 red.

Do Raciborza przyjechał jako dojrzały mężczyzna i doświadczony lekarz z doktoratem. Na miejscu okazało się, że czeka go praca u podstaw i codzienne zmagania z Urzędem Bezpieczeństwa. Do wszystkiego podchodził ze stoickim spokojem i wiarą, że człowiek z zasadami  wszystkiemu podoła.

Ziemie utracone

Na Zaolziu rodzina Buzków znana była od pokoleń. Józef urodził się 8 listopada 1907 roku w Bystrzycy, gdzie jego ojciec Paweł, wójt gminy, prowadził razem z żoną Zuzanną gospodarstwo rolne. Paweł był mocno związany ze swoim bratem bliźniakiem Jerzym i starszym o trzy lata Janem. Pierwszy został profesorem Akademii Górniczej w Krakowie i dyrektorem Odlewni w Węgierskiej Górce. Drugi był doktorem medycyny i znanym na Zaolziu działaczem polskich organizacji i stowarzyszeń, który zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau. Po przedwczesnej śmierci swojej żony Zuzanny Paweł ponownie ożenił się, a Józef i jego młodsza siostra Helenka mieli jeszcze trójkę rodzeństwa.

Po ukończeniu pięciu klas szkoły podstawowej w Bystrzycy, Józef kontynuował naukę w Gimnazjum im. A. Osuchowskiego w Cieszynie, gdzie w 1926 r. uzyskał świadectwo dojrzałości. W swoich wspomnieniach tak pisał o tym okresie: „Po śmierci mojej matki ojciec zaproponował mi, żebym został na gospodarstwie. Byłem rok w domu, ale ciężka praca na roli mi nie odpowiadała”. Rozpoczął studia na wydziale lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego, gdzie 5 lipca 1933 roku otrzymał dyplom lekarza. Staż w Szpitalu Śląskim w Cieszynie przerwało mu powołanie do odbycia obowiązkowej służby wojskowej w Szkole Podchorążych Rezerwy dla Lekarzy w Warszawie. Po jej ukończeniu służył w Korpusie Ochrony Pogranicza na Wileńszczyźnie. Tam odwiedził pochodzącego z jego rodzinnych stron znanego profesora chirurgii Kornela Michejdę, który namówił go, by po odbyciu stażu przeniósł się do Wilna i podjął pracę w Klinice Chirurgicznej Uniwersytetu Wileńskiego.

Wyruszył w maju 1935 roku. – Jego ojciec dał mu trochę pieniędzy, ale to wystarczyło tylko na podróż do Wilna. Na miejscu okazało się, że etatu dla niego już nie ma, więc postanowił zostać w klinice jako wolontariusz. O pomoc finansową zwrócił się do swojego stryja Jerzego. Ten udzielił mu pożyczki, którą tato musiał spłacić wraz z należytymi procentami – mówi córka doktora Ewa Buzek–Niemiec.

Pobyt w Wilnie zaowocował stopniem doktora medycyny, który Józefowi Buzkowi przyznano na podstawie pracy „Znaczenie kliniczne krwiomoczu w schorzeniach chirurgicznych układu moczowego na podstawie materiału klinicznego”. – Młodsza siostra taty chorowała na nerki, a on oprócz chirurgii zaczął też robić specjalizację z urologii, którą miał kontynuować od września 1939 roku w Wiedniu. Wybuch wojny przekreślił jego plany – dodaje córka doktora.

30 października 1938 roku, na prośbę władz polskich, przeniósł się do Karwiny, gdzie objął funkcję dyrektora Szpitala Górniczego, w którym pracował do rozpoczęcia wojny. Tam poznał swoją przyszłą żonę Martę Ofiok. – Mama pochodziła ze Śląska Cieszyńskiego. Skończyła seminarium nauczycielskie i przez pewien czas uczyła w szkole. Rodzice pobrali się 8 listopada 1938 roku, a dwa lata później urodziłam się ja – wspomina córka, która została stomatologiem.

Podczas kampanii wrześniowej pan Józef został przydzielony do Szpitala Polowego jako chirurg. 13 września dostał się do niemieckiej niewoli i trafił do Stammlagru I B w Prusach Wschodnich. Od jesieni 1940 roku kierował izbą chorych w obozie jenieckim, gdzie zajmował się głównie jeńcami polskimi, francuskimi i radzieckimi. – Przebywałyśmy wtedy z mamą na Zaolziu u jej rodziców, gdzie tato przysyłał nam listy. Źle znosił obóz. Chorował na dur brzuszny i zapalenie mięśnia sercowego i w następstwie poważnych powikłań musiał w przyszłości zrezygnować z pracy w zawodzie chirurga – relacjonuje córka Józefa Buzka, który w maju 1945 roku powrócił na Śląsk Cieszyński, gdzie pracował jako chirurg w Szpitalu Hutniczym w Trzyńcu. Tam, 8 lutego 1946 roku, przyszedł na świat jego syn Jan, późniejszy absolwent AGH w Krakowie. Ponieważ ziemie te należały do Czechosłowacji, a pan Józef nie miał obywatelstwa tego kraju, 1 lipca został zwolniony.

Ziemie odzyskane

We wrześniu 1946 roku osiadł na stałe w Raciborzu, gdzie najpierw pracował jako lekarz, a od 1948 do 1975 roku pełnił funkcję ordynatora oddziału wewnętrzno–zakaźnego, a potem wewnętrznego. Przez pierwsze półtora roku mieszkał w szpitalu. Rodzina

dołączyła do niego dopiero latem 1948 roku. – Miał swój pokój, a ponieważ był wtedy sam, opiekowała się nim najstarsza salowa, pracująca tu jeszcze przed wojną pani Augusta z Kuźni Raciborskiej, na którą wszyscy mówili Gusti. Najpierw była salową na jego oddziale, a później pomagała w pralni. Doktor miał zawsze czyste i wyprasowane koszule, przygotowywała mu również ciepłe posiłki – wspomina szpitalna laborantka Helena Porydzaj.

Na początku, oprócz pracy na oddziale, Józef Buzek prowadził też mieszczącą się na I piętrze w budynku naprzeciw szpitala poradnię ginekologiczną. – W szpitalu mówiłyśmy o nim Tatuś, bo zachowywał się wobec nas jak ojciec. Miałyśmy wtedy po 19, 20 lat, a on był wobec nas bardzo troskliwy. Pamiętam, że jak zaczął za mną biegać jeden chłopak, to od razu mu się przyjrzał i ocenił, że powinnam na niego uważać. Gdy zaczynał pracę, był lekarzem od wszystkiego: internistą, chirurgiem i ginekologiem, bo odbierał porody, a jak trzeba było to operował wyrostki. Pracowałam z nim w poradni jako rejestratorka i muszę przyznać, że był lekarzem z zasadami. Nie znosił kombinatorstwa i skrupulatnie rozliczał nas ze wszystkich zakupów co do grosza – mówi Helena Porydzaj i dodaje, że z dyrektorem szpitala Walentym Brodziakiem doktor Buzek nie miał zbyt dobrych relacji, bo od początku na niwie zawodowej mocno ze sobą rywalizowali.

Specjalizację z interny robił w Warszawie w klinice profesora Hartwiga. Pierwszy stopień z zakresu chorób wewnętrznych uzyskał w 1953 roku, a drugi trzy lata później. Od 1 stycznia 1976 roku był także kierownikiem poradni reumatologicznej, a przez kilka lat prowadził zajęcia w Liceum Medycznym im. M. Skłodowskiej–Curie w Raciborzu.

Na oddziale doktora Buzka pracowały wykwalifikowane pielęgniarki – siostry boromeuszki Hildeberda i Aniela. Później zaczęli pojawiać się asystenci, którzy robili u niego specjalizacje z interny. Do pierwszych należeli doktor Kryska, który został potem zastępcą ordynatora, po nim przyszli Emanuel Jaszczołd, Regina Drożyńska, Paweł Prach, Helena Burek i Antoni Żwaka. Gdy siostry zakonne usunięto ze szpitala, pierwszą oddziałową na oddziale wewnętrznym została Franciszka Zolich. – Dla nas, młodych stażystów, doktor Buzek był lekarzem starej daty, ale uczciwym i z zasadami. Bardzo dobrze mi się z nim pracowało. Cenił pracowitość i punktualność, ale nie znosił przekupstwa, cwaniactwa i kłamstw. Gdy ktoś popełnił błąd to musiał się do niego przyznać. To był bardzo wartościowy człowiek. Całe życie bardzo wysoko go ceniłam – podsumowuje doktor Helena Burek.

Po przyjeździe do Raciborza Józef Buzek został oskarżony o kolaborowanie podczas wojny z Niemcami. Murem stanęli za nim byli więźniowie, którym pomagał, gdy sam był jeńcem. Przysyłali listy, których autentyczność musiała być potwierdzona notarialnie, zaświadczające o jego niewinności. „Dr. Józefa Buzka, byłego lekarza, jeńca polskiego znamy osobiście i z całą stanowczością stwierdzamy, że Dr. Józef Buzek był w latach od 1940 – stycznia 1945 w Mohrungen (w stalagu I B), gdzie pełnił funkcję lekarza w Izbie Chorych dla jeńców polskich, francuskich i sowieckich” – napisali Tadeusz Pietruszka i Józefa Zakrzewska. Genowefa Zakrzewska podkreślała: „Do nas, Polaków pracujących przymusowo w Prusach Wschodnich Dr. Buzek Józef odnosił się zawsze bardzo życzliwie, a w razie potrzeby pomagał, jak również i mnie leczył na oczy, co mu było wzbronione, gdyż jako polski jeniec wojenny miał zakaz spotykać się z cywilnymi Polakami w Prusach Wschodnich. Dr Buzka Józefa widziałam zawsze w mundurze wojskowym, nigdy po cywilnemu”. Za doktorem wstawił się nawet oficer śledczy Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Krakowie kpt. Edward Jaśko, który w swym oświadczeniu pisał: „Twierdzenie jakoby wymieniony w okresie okupacji niemieckiej miał przebywać w okolicy Lwowa i współpracować z okupantem na szkodę ludności polskiej jest z gruntu fałszywe. Oświadczenie powyższe mogę w każdej chwili złożyć w formie zaprzysiężonych zeznań sądowych”. Listy przychodziły nawet z Francji. Mimo to, przez wiele miesięcy każdego ranka przed pracą doktor Buzek musiał się zgłaszać do raciborskiego Urzędu Bezpieczeństwa, gdzie składał zeznania. – W szpitalu wszyscy wiedzieli, że on codziennie przed pracą chodzi na te przesłuchania. Zawsze się zastanawialiśmy, czy wróci i było nam przykro, bo dla niego to było bardzo upokarzające, ale jakoś to znosił – tłumaczy Helena Porydzaj.

Jak nie wiesz, zajrzyj do książki

W 1948 roku rodzina Buzków zamieszkała w wyremontowanym przez doktora mieszkaniu w budynku, w którym mieści się obecnie Urząd Stanu Cywilnego – Mieliśmy tam ogród, który tato bardzo lubił. Było w nim dużo owoców, z których rodzice robili potem kompoty, marmolady, dżemy i soki. Tradycyjnie do obiadu musiał być zawsze kompot. Jak przenieśliśmy się do kamienicy na rogu dzisiejszej ulicy Wojska Polskiego i Wileńskiej nie mieliśmy już ogrodu, ale tato zawsze zaopatrywał dom w owoce – wspomina pani Ewa. Po przeprowadzce Buzkowie zajęli mieszkanie na drugim piętrze, gdzie w pokoju na rogu znajdował się gabinet doktora. – Tato przyjmował pacjentów głównie przyjeżdżających z okolicznych wsi. Sam też często jeździł do chorych na Starą Wieś. Po pracy rodzice przyjaźnili się z Hoffmannami, Skoczkowskimi i Ścibor–Rylskimi, którzy bywali zawsze u nas na imieninach – opowiada córka. Wspomina też wyjazdy do rodzinnej Bystrzycy, z której zachowało się wiele zdjęć i wakacje, które w latach 50. rodzina spędzała u wujostwa w Wiśle. – Jeździliśmy tam całą rodziną najpierw pociągiem, a potem samochodem. Łowiliśmy w rzece pstrągi, spacerowaliśmy, robiliśmy sobie wycieczki do Ustronia, Cieszyna i w góry. Tato potrafił się wtedy w pełni zrelaksować, ale bywało i tak, że my zostawaliśmy z mamą na dłużej, a on wracał do swoich obowiązków w Raciborzu – dodaje. Z rodzinnych stron zachowały się potrawy, które gościły na wigilijnym stole. – Zawsze musiał być karp podawany z sałatką selerowo–ziemniaczaną na zimno i groch z suszonymi śliwkami na ciepło. Pamiętam też, że tato, zanim skosztował rosół, sypał do niego dużo soli i pieprzu. Wszystko musiało być ostre – mówi pani Ewa.

Jako ojciec pan Józef był zawsze wymagający i skrupulatny. – Jak zadawaliśmy mu z bratem jakieś pytania to nie było prostych odpowiedzi. Zawsze odsyłał nas do książek – wspomina pani Ewa i pokazuje mi bogaty księgozbiór, jaki pozostał po ojcu. Sam był autorem wielu opracowań dotyczących dziejów Ziemi Cieszyńskiej, interesował się historią Polski, Śląska i Ziemi Raciborskiej, której był zasłużonym działaczem. Pasjonował go rozwój techniki, zbierał znaczki i monety. –

Wciąż kupował jakieś książki, prenumerował czasopismo „Mówią wieki” i „Problemy” – miesięcznik poświęcony popularyzacji różnych dziedzin wiedzy, w którym znajdował opisy najnowszych wynalazków – wspomina pani Ewa. Udzielał się w kościele ewangelickim, którego był członkiem i przez kilka kadencji pełnił funkcję kuratora zboru. Dbał również o to, by rodzinnej historii nikt nie zapomniał. – Wnuki dostawały zadanie opisania ze zdjęciami i rysunkami jego rodzinnej Bystrzycy, do której cała rodzina bardzo często wracała – podsumowuje córka.

Józef Buzek zmarł 20 marca 1991 roku. Został pochowany na cmentarzu ewangelickim w Bielsku–Białej obok żony Marty, która odeszła dziewięć miesięcy wcześniej. Doktor Stanisław Hoffmann tak żegnał swojego przyjaciela: „Twoje wartości humanitarne i zawodowe zjednały Ci ogromne rzesze pacjentów. Pomagała Ci w tym Twoja głęboka wiara w Boga i Jego pomoc. Postępowałeś według zasad wiary w życiu. Nie byłeś zachłanny, rozumiałeś potrzeby bliźnich, chorych i ubogich. Nie znane Ci było to aby nie podzielić się z potrzebującymi pomocą lekarską i finansową. (…) Fachowe przygotowanie poparte przykładem człowieka na wskroś uczciwego – jest wskazówką dla tych wszystkich, z którymi pracowałeś, jak mają postępować”.

Katarzyna Gruchot

Fot. Arch. E. Buzek-Niemiec


Józef Benedykt Buzek (1907 – 1991) lekarz chorób wewnętrznych, chirurg, dr med. ordynator oddziału wewnętrznego raciborskiego szpitala.

  • Numer: 49 (1329)
  • Data wydania: 05.12.17
Czytaj e-gazetę