Wspomnienia o ks. Ludwiku Dziechu – śp. proboszczu z Pietrowic Wielkich
ks. Jan Szywalski przedstawia
Pierwsze spotkanie z Ludwikiem Dziechem miałem w 1951 r. w Opolu. Jako 14–letni młodzian, byłem przyjęty do Niższego Seminarium Duchownego w Opolu, a on, jako kleryk, wprowadzał nas w życie konwiktu, zapoznawał nas z regulaminem i zasadami życia w nim.
Zapamiętałem jego wysoką urodziwą postać, było coś namaszczonego w jego zachowaniu. Miał u nas autorytet, choć był dla nas, młodych adeptów gimnazjalnych, bardzo życzliwy. Po kilku dniach zmienił go właściwy dyrektor.
Gdy po dziewięciu latach, jako młody ksiądz, zostałem wikarym w Zabrzu w parafii św. Anny, w sąsiednim kościele św. Józefa wikarym był, już z czteroletnim stażem, ks. Dziech. Były to czasy gomułkowskiej odwilży, ale walka o dusze młodych ludzi trwała nadal. Zabrze miało wtedy dwóch księży „młodzieżowców” o wielkim wpływie: byli to ks. Stefan Pieczka – dla młodzieży męskiej, oraz ks. Dziech – dla młodzieży żeńskiej. My, początkujący wikarzy, z podziwem i pewną zazdrością patrzyliśmy na tych przywódców młodych ludzi. Przyjaźń tych dwóch charyzmatycznych rówieśników w kapłaństwie, ks. Pieczki i ks. Dziecha, trwała aż do przedwczesnej śmierci pierwszego z nich w Raciborzu w 1991 r. Jako proboszczowie obydwaj zawsze byli blisko siebie: ks. Dziech w Pietrowicach Wlk., a ks. Pieczka wpierw w Kietrzu, potem w Raciborzu. Rozumieli się i współpracowali.
Bieg życia
Ludwik Dziech urodził się 3 sierpnia 1930 r. w Ligocie Bielskiej jako syn kolejarza. Do szkoły podstawowej uczęszczał w Dziedzicach. Gdy ukończył drugą klasę, po wybuchu wojny, w czasie okupacji chodził do szkoły niemieckiej. Kiedy był w szóstej klasie, ich tereny wyzwoliła Armia Radziecka. Już w maju 1945 r. zgłosił się Polskiej Publicznej Szkoły w Czechowicach. Po podstawówce jego rodzina, z powodu pracy ojca przeprowadziła się do Gliwic. Tutaj zapisał się do Publicznej Szkoły Zawodowej. Ucząc się, równocześnie pracował, najpierw jako piekarz, a następnie jako uczeń w dziale elektromechanicznym.
U podstawy jego dojrzewającej osobowości musiała leżeć głęboka religijność, skoro jako 16–letni młodzian, wstąpił do Rycerstwa Niepokalanej O. Maksymiliana Kolbego, a od grudnia 1948 r. należał do Sodalicji Mariańskiej.
Od września 1948 r. zaczął uczęszczać do Państwowego Liceum dla Dorosłych w Opolu, jednak świadectwo maturalne uzyskał w 1951 r. w Niższym Seminarium Duchownym również w Opolu. W tymże roku rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Nysie; święcenia kapłańskie otrzymał w 1956 r. w Opolu z rąk ks. bpa częstochowskiego Zdzisława Golińskiego. Neoprezbiterów było wtedy 72, najwięcej w historii diecezji.
Kapłan
Wikarym był tylko na jednej parafii św. Józefa w Zabrzu, gdzie pracował sześć lat. Biskup opolski Franciszek Jop musiał mieć do niego wielkie zaufanie, skoro posłał go (dwukrotnie) do „gaszenia” parafialnych konfliktów. Najpierw do Chróściny Nyskiej, gdzie parafianie usunęli proboszcza, a wikarego więzili na plebanii, a później do Pietrowic Wielkich.
Zbuntowani parafianie w Chróścinie trzy razy odprowadzili ks. Dziecha z powrotem na dworzec kolejowy, ale on był uparty i ciągle wracał, aż przybył mu na pomoc ks. Rutyna z Koźla, który był proboszczem tych ludzi na wschodzie i swoim autorytetem wprowadził spokój.
Po dwóch latach ks. Dziech zachorował na astmę i biskup posłał go na leczenie do Zakopanego. Niedługo jednak odpoczywał; po paru tygodniach biskup wysłał go do Pietrowic Wlk. Tutejszy proboszcz Gołębiowski został uwięziony. Sprawa dotychczas pozostała niejasna. Po trzech miesiącach jednak ks. Gołębiowski niespodziewanie został zwolniony i chciał na powrót objąć parafię. Jednak duża część parafian sprzeciwiała się temu; młody ksiądz Dziech był już przez lud akceptowany i bronił nawet dawnego proboszcza, aby mu umożliwić odprawienie mszy św. Po tych zajściach biskup zadecydował, że proboszczem w Pietrowicach będzie ks. Dziech, a ks. Gołębiowski otrzyma inną parafię. On jednak zniknął, prawdopodobnie wyjechał za granicę. Powiadają, że tam objął parafię.
Proboszcz w Pietrowicach Wielkich
Ks. Dziech jako nowy proboszcz pietrowicki szybko zdobył sobie serca parafian. Pięknie mówił – jego kazania miały coś z kwiecistego baroku, ładnie też śpiewał i był autentycznie pobożny. Atutem było też to, że pielęgnował tradycje parafialne. Na procesje konne w II święto wielkanocne zapraszał znakomite osobistości; sadzał ich do bryczki, sam zaś dosiadał konia.
Przede wszystkim jednak zajął się pątniczym kościółkiem św. Krzyża. Drewniany budynek był w bardzo złym stanie, a jako cel pielgrzymek prawie zapomniany. Tymczasem zbliżała się 300–letnia rocznica tego zabytku, na odrestaurowanie pozostały zaledwie trzy lata. Poradził sobie. Sprowadził górali z Chyżn, którzy fachowo i szybko przeprowadzili kapitalny remont: wymienili podgniłe belki, na dach założyli nowe gonty, a ściany oparli o suchą podmurówkę.
Na odpust Znalezienia Krzyża Świętego, 4 maja 1967 r., wszystko było gotowe: ks. bp Wacław Wycisk mógł odprawić pontyfikalną sumę odpustową. Odtąd w każdy piątek i w każdą niedzielę odprawiano tu msze św., a miejsce stało się znowu atrakcyjnym punktem pielgrzymkowym i turystycznym. Od 1991 r. ks. Dziech mógł wznowić trójjęzyczność modlitw na tym miejscu. Słowo Boże czyta się w języku polskim, niemieckim i czeskim (dawniej morawskim). Pod koniec swej działalności ks. Dziech postarał się o to, by teren obok kościoła obsadzić drzewami, tak, że wokół jest liściaste arboretum.
Maryjność jego duszy, w której tkwił od młodości, objawiła się znowu, gdy związał się jako kapłan z ruchem szensztackim. Od 1985 r. należał do Szensztackiej Ligi Kapłanów, był nawet przez jakiś czas jej przewodniczącym w Polsce. Sprowadził do Pietrowic Szensztackie Siostry Maryi, które niestety z powodu braków personalnych, musiały zlikwidować placówkę.
Kapłani obdarzali ks. Dziecha wielkim zaufaniem. Był dziekanem kietrzańskiego dekanatu, a po utworzeniu pietrowickiego dekanatu, pełnił tudzież tę funkcję przez dwie kadencje. W uznaniu zasług Ojciec Święty Jan Paweł II odznaczył go w 1994 r. godnością prałata.
Emeryt
W 2004 r. zwrócił się do biskupa z prośbą o przejście na emeryturę. Uzasadnił to stanem zdrowia, mógł bowiem jeszcze rok być na stanowisku. Pragnieniem jego było, by mógł nadal pozostać w Pietrowicach, gdzie przecież przeżył 40 lat. Zamieszkał w odremontowanym domu, który kiedyś służył siostrom szensztackim. Dnia 19 sierpnia 2004 r. przekazano zarządzanie parafią ks. Damianowi Rangoszowi, który od dwóch lat był tu wikarym. Ks. Dziech nadal był angażowany przy kościele, poważany przez parafian, szanowany przez swego następcę. W 2006 r. uroczyście dziękował za 50 lat kapłaństwa.
W dniu wspomnienia św. Józefa, 19 marca 2008 r., a była to środa Wielkiego Tygodnia, po odprawieniu Mszy św. porannej i śniadaniu na plebanii, umarł w swoim domku.
Mówił mi kiedyś: „Wiesz, myślałem, że gdy wychowam moich parafian od dzieciństwa, to będę ich miał przy kościele jako młodzież i dorosłych. Niestety nie zawsze się to udało”. Pomyślałem: „mnie też nie”. To jego pokorne przyznanie się do pewnych niepowodzeń, było mi pociechą. Przeżywaliśmy te same rozterki.
Najnowsze komentarze