Utopiono autorytet trenera pływania
Piotr Generalczyk trener pływacki klasy mistrzowskiej w ZSOMS Racibórz wspomina początki i późniejsze dzieje placówki o 40-letniej historii. Rozmawiał z nim Mariusz Weidner.
– Skąd wzięła się szkoła mistrzostwa sportowego? Raciborska placówka była pierwszą taką w Polsce w 1977 roku.
– W latach 70. ubiegłego wieku popularne stały się szkoły mistrzostwa sportowego w NRD. Niemcy doszli do wniosku, że trzeba dołączyć naukę do szkolenia sportowego. To były tzw. centra, ośrodki. U nas nazwa szkoła jest bardzo myląca. Kojarzy placówkę z edukacją. Tymczasem nie ma to nic wspólnego z oświatą, bo był to program sportowy. Dzięki tym ośrodkom szkolenia NRD stało się światową potęgą pływacką. Wygrywali wszystko co się dało.
– Teraz mówi się, że osiągali to dzięki niedozwolonemu dopingowi.
– Wtedy o tym się nie mówiło, nie znano pojęcia „koks”. Jednak wszyscy zapominają o tym jak było zorganizowane szkolenie pływackie i o bogatej wiedzy naukowej, jaka została wprowadzona do tego sportu. Ustalono wtedy jak zawodnika prowadzić, jakie są cykle treningowe. Wówczas to była wiedza tajemna. Gdy pracowałem na AWF we Wrocławiu czerpaliśmy z tamtych niemieckich źródeł. Nie było o to łatwo, bo NRD trzymało nad swymi metodami szczelny klosz. Kiedy byłem w końcu lat 70. w Poczdamie to polskim trenerom niewiele pokazano. Nigdzie nie można było wejść na basenie.
– Czyli SMS importowaliśmy z NRD?
– Podpatrywano w Polsce tęniemiecką potęgę. Był taki Jan Jaworski w Polskim Związku Pływackim. On zaproponował utworzenie takiej właśnie szkoły w ówczesnym Urzędzie Kultury Fizycznej. W te starania włączył się Wojciech Nazarko z Raciborza, wtedy trener Victorii Racibórz. Pokazał, że nasze miasto byłoby dobre do stworzenia ośrodka szkoleniowego. Jego zasługi dla narodzin SMS są tu ogromne. Obserwowałem ten proces z pozycji trenera Śląska Wrocław, a później pracownika wrocławskiej uczelni. Byłem wtedy w Raciborzu na stażu w SMS, bo taki obowiązek mieli ówcześni trenerzy.
– Jakie były początki tej placówki?
– Nie każdemu podobało się utworzenie takiego ośrodka, bo Racibórz drenował wtedy całą Polskę z najlepszych zawodników. Akces do kadry narodowej dawało trenowanie właśnie w SMS Racibórz. Ściągnięto znanego trenera, wysoko notowanego – Mitrofanowa z ZSRR. Był głównym trenerem i kierował zespołem szkoleniowym (m.in. Urcinowicz, Sylwestrowicz, Muzyka, Wiederek). Do tego powstał zespół najlepszych w kraju specjalistów od odnowy biologicznej (Olszewska, Grochowscy, Piekarski). Zrobiono to by wypracować lepsze wyniki polskich pływaków na arenie międzynarodowej. Zbliżała się olimpiada w Moskwie (1980). Szkoła powstała na trzy lata przed igrzyskami. Ten start zakończył się sukcesem, bo Leszek Górski wszedł do finału olimpijskiego. To był skok jakościowy polskiego pływania dzięki pracy w szkole. W pierwszym dziesięcioleciu istnienia szkoły powstawały w kraju kolejne SMS-y: Poznań, Kraków czy Oświęcim. Podpatrzono, że to działa. Wielkie miasta przejęły prym. W Poznaniu trenował słynny Artur Wojdat.
– Pan dołączył do kadry SMS w drugiej połowie lat 80. Co pana skłoniło do przenosin z Wrocławia?
– Mija właśnie 40 lat istnienia SMS, a ja w niej pracuję 29 lat. Trafiłem tu, bo w Polsce mówiło się o niej w kategoriach zjawiska nadzwyczajnego. Że tu dzieje się prawdziwy sport, że tu można coś osiągnąć. Tutaj była kuźnia przyszłych olimpijczyków. Stworzono trenerom i zawodnikom szansę wejścia do sportu profesjonalnego. Ja widziałem tę szansę. Nie żałuję tej decyzji. Bo w wielkich bólach, ale mogłem tu realizować to, co mnie pasjonowało. Pobyt w Raciborzu przyniósł różne sytuacje. Nie było zmiłuj się.
– Co konkretnie tu pana zabolało?
– Różne były okresy w tej szkole. Wpierw euforia, ale później ona zaczęła topnieć. Miał na to wpływ m.in. stan wojenny. Przyhamował pewne rzeczy. Czas przemian spowodował, że wielu miało pod górkę. Ja też do takich należałem. Mnie zwolniono, sąd pracy mnie przywrócił. W latach 90. osiągnęliśmy jako SMS chyba największe sukcesy. Wygraliśmy ligę SMS-ów w 1997 roku. Nadeszła powódź. Odra przepłynęła przez nasz basen. Trzeba pamiętać, że był to basen specjalistyczny, treningowy. Sprowadzono w tym celu m.in. sprzęt z Niemiec, tzw. trenażery. Były tam salki, siłownie. Wiele rzeczy się zniszczyło w powodzi. W lipcu była powódź, a w listopadzie wróciliśmy na basen. Szybko. Powódź z 2010 roku, ta co w sumie jej u nas nie było, a woda pojawiła się ledwie w piwnicach, spowodowała zamknięcie basenu na 1,5 roku! Bezmyślnie wycięto osprzęt służący procesowi treningowemu.
– Jak współpracowało się panu z dyrektorami SMS?
– Najlepiej zapamiętałem człowieka z zewnątrz, pana Krajewskiego. On naprawdę kochał sport. Przeprowadził rewolucję w 1995 roku. Za niego się działo. Ze Śląska ściągnął wszystkich najlepszych zawodników. Niestety krótko pracował, donosy do kuratorium go wykończyły i sam zrezygnował. Następca, pan Zbroja, człowiek przyzwoity, do sportu się nie wtrącał. Jak przyszedł dyrektor Tylka to szkoła zmieniła charakter. Potraktował sport pływacki jak słonia, na którym pasożytuje wiele innych gatunków. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Do statutu szkoły wpisywano nowe dyscypliny, ale w nich nie szkolono. Myśl szkoleniową traktowano jak żart. Stało się to właśnie za kadencji dyrektora Arkadiusza Tylki.
– Wkrótce będzie się pan żegnał z pracą trenerską w Raciborzu.
– Mój czas w szkole powoli się kończy, kalendarz o tym mówi. Jednego nie mogę darować. Że w ostatnim czasie obniża się potwornie autorytet trenera. Dziwi mnie także, że miasto nie interesuje się szkołą na tyle, na ile ona zasługuje. Rozmywa się też współpraca na trzech etapach szkolenia pływackiego – SP 15, SMS i PWSZ. Myślę jednak, że szkoła sportowa ma przyszłość, bo jako publiczna placówka będzie państwu polskiemu potrzebna do tworzenia uczestników zmagań na arenach międzynarodowych. Szkoła musi być jednak podporządkowana sportowi. Niestety o tym się zapomniało w dzisiejszych czasach.
Najnowsze komentarze