Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Naszym największym sukcesem są pracownicy

22.12.2015 00:00 red

– Kiedy zaglądam do naszych sklepów i widzę uśmiechnięte i życzliwe dziewczyny, to wiem, że właśnie dzięki temu utrzymujemy się na rynku pełnym konkurencji supermarketów. Pracownicy Społem zawsze byli największym dobrem spółdzielni, bo właśnie dzięki nim mogliśmy budować naszą markę, która towarzyszy raciborzanom od 70 lat – mówi prezes Alfons Goleczka.

Nie ma jak u Mamusi

Pan Alfons kieruje spółdzielnią od 1982 roku, ale pracę zaczynał tu jako 14-latek. – Pracowałem w ciastkarni przy ul. Przejazdowej, której kierownikiem był wtedy Franciszek Cwołek. Uczyłem się od mistrzów Halszki i Hittera, pracując na trzy zmiany. Oprócz ciastek robiliśmy wtedy cukierki: krówki, irysy, miodowe i miętowe, które trzeba było potem ręcznie pakować – opowiada o początkach swej drogi zawodowej prezes, który po trzech latach zdał w Opolu egzamin czeladniczy, a po odbyciu służby wojskowej – mistrzowski.

– Kiedy zaczynałem, prezesem spółdzielni był Franciszek Florkiewicz, dyrektorem produkcji Józef Koczy, a za gastronomię odpowiadała Maria Pawłowska. Miałem w życiu dużo szczęścia, bo zawsze spotykałem na swej drodze ludzi mądrych i odpowiedzialnych – dodaje. Pierwszą z tych mądrych osób była Marcjanna Pomagajbo, która kierowała spółdzielczą świetlicą. – Zwracaliśmy się do niej Mamusiu, bo wszystkich nas traktowała jak swoje dzieci. Prowadziła kółko teatralne, do którego należeli pracownicy spółdzielni i zespół młodzieżowy, w którym znaleźli się wychowankowie świetlicy. Wystawialiśmy jednoaktówki, z którymi występowaliśmy przed wiejskimi potańcówkami. Pani Marcjanna przekazywała nam wiedzę dotyczącą literatury i teatru, ale także zachowania się przy stole. Uczyła nas też tolerancji, bo do świetlicy trafiali autochtoni, którzy nieraz nie znali języka polskiego, kresowiacy i przyjezdni z całego kraju, a ona wszystkich traktowała jednakowo i na równi – tłumaczy prezes.

Świetlica gromadziła sporo młodych ludzi, których przyciągał pierwszy w mieście odbiornik telewizyjny, korzystali z biblioteki, albo po prostu spotykali się, by porozmawiać. – Mamusia zaczynała pracę o 9.00 rano, a o 21.00 jeszcze siedziała w świetlicy. Dołączał do niej też mąż Atanazy, który był zawodowym aktorem i jednocześnie dyrektorem domu kultury. Nie mieli dzieci i cały swój wolny czas poświęcali nam – podsumowuje pan Alfons, który właśnie w świetlicy zrozumiał, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to na realizację marzeń nigdy nie jest za późno. – Zawsze chciałem się dalej uczyć, ale warunki materialne zmusiły mnie do szybkiego podjęcia pracy. Już jako cukiernik zacząłem wieczorowo szkołę średnią, a gdy tylko zrobiłem maturę postanowiłem iść na studia. Moim marzeniem było zostać sędzią, więc wybrałem studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim – dodaje. Naukę musiał łączyć z rodziną i pracą zawodową, bo był już wtedy kierownikiem Ciastkarni nr 2 przy ul. Londzina. – Kiedy dostałem się na upragnioną aplikację sędziowską, musiałem poświęcić swój urlop i brać dyżury w spółdzielni, żeby mieć więcej wolnego i móc chodzić do sądu. Zaraz po mnie ten sam kierunek, tylko że na Uniwersytecie Śląskim, zaczęła studiować moja żona. Wtedy wszystkie obowiązki domowe, które wcześniej spoczywały na niej, musiałem przejąć ja. Na szczęście z wychowywaniem synów nigdy nie było żadnych kłopotów. Najlepiej wychodziło mi jednak gotowanie i lubię to robić do dziś – śmieje się pan Goleczka.

Niczego w życiu nie żałuję

Przyszłą żonę Marię pan Alfons poznał na zabawie w jej rodzinnych Tarnowskich Górach. Skromny ślub odbył się w Raciborzu, a zamiast wesela był obiad dla nowożeńców i świadków w restauracji „Raciborskiej”. Przez pewien czas młodzi małżonkowie mieszkali w Tarnowskich Górach, gdzie pan Alfons pracował również w ciastkarni PSS Społem. Po powrocie do naszego miasta został kierownikiem „Dwójki” przy ul. Londzina, którą kierował przez osiem lat. W 1974 roku Franciszek Wycik powierzył mu szefowanie działowi kadr, co skłoniło świeżo upieczonego prawnika do pozostania w spółdzielni. Po pięciu latach pan Goleczka znalazł się w zarządzie. – Byliśmy wtedy oddziałem Wojewódzkiej Spółdzielni Spożywców w Katowicach. Jerzy Mendrela był jego dyrektorem, ja zostałem wicedyrektorem do spraw handlu, a Janina Durajczyk wicedyrektorem ds. gastronomii i produkcji. W 1981 r. dołączył do nas Erwin Majnusz, który był głównym księgowym i jednocześnie wicedyrektorem ds. ekonomii – wyjaśnia prezes. O swoich obu szefach – Wyciku i Mendreli wyraża się jak najlepiej. – To byli ludzie mądrzy i wykształceni. Franciszek Wycik od 1946 roku był członkiem zarządu, a Jerzy Mendrela wcześniej pełnił funkcję naczelnika Urzędu Gminy w Krzanowicach i miał za sobą spore doświadczenie w handlu – dodaje pan Alfons.

Kiedy Jerzy Mendrela przeszedł na emeryturę, prezes WSS w Katowicach Henryk Żabiński mianował w 1982 roku Alfonsa Goleczkę na dyrektora oddziału w Raciborzu. Funkcję prezesa, którą dzierży niezmiennie od 33 lat, zaczął pełnić dopiero w styczniu 1983 roku, po usamodzielnieniu się spółdzielni, która powróciła do starej nazwy Społem PSS. Sędzią nigdy nie został, ale w swojej pracy zawodowej wiedzę prawniczą wykorzystywał na co dzień. – Cały czas muszę rozstrzygać sprawy, które mają ogromny wpływ na rozwój naszej spółdzielni. Nigdy nie przestałem czytać prawniczych książek i czasopism, a drzwi do mojego gabinetu są dla wszystkich otwarte – tłumaczy prezes i dodaje, że zawsze dobrze mu się pracowało z kobietami. – One są bardzo pracowite, lepiej niż mężczyźni zorganizowane i zawsze zdyscyplinowane. Nigdy nie było z nimi tyle problemów, co z mężczyznami – podsumowuje.

Synowie pana Alfonsa zawsze byli bardzo samodzielni. Dziś, razem z rodzinami, mieszkają w Niemczech. Starszy Aleksander skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim, a młodszy Piotr ekonomię na Uniwersytecie w Hagen. Obaj, podobnie jak rodzice, jednocześnie pracowali i studiowali. – Gdybym mógł jeszcze raz zdecydować jak pokierować swoim życiem, niczego bym w nim nie zmienił. Brakowało mi tylko czasu dla żony i choć przez 53 lata naszego małżeństwa była dla mnie zawsze wyrozumiała, to chciałbym jej to wynagrodzić, gdy odejdę na emeryturę. Wiem, że to nie będzie łatwa decyzja, bo będzie mi brakowało codziennego kontaktu z moimi pracownikami, ale mam szczęście, że zostawiam w firmie godnych następców – podsumowuje prezes Goleczka.

Kobieta, która finanse trzyma mocną ręką

Do miana jednego z następców prezesa na pewno pretenduje członek zarządu Urszula Wawrzyk, która do spółdzielni trafiła w 1981 roku z wodzisławskiej filii Centrum Komputeryzacji Rynkowej w Katowicach. – Obsługiwaliśmy PSS-y w Wodzisławiu, Raciborzu i Jastrzębiu-Zdroju. Główny księgowy raciborskiej spółdzielni – Erwin Majnusz, który przyjeżdżał do nas często z Krystyną Rufert, chciał otworzyć podobny dział u siebie. Przyglądał się temu co robię i w końcu zaproponował mi przejście do nich – opowiada o początkach pani wiceprezes i dodaje, że pamięta pokój 22, w którym zaczynała pracę razem z Teresą Zając i Lilką Zagrobelną. – Pierwsze miesiące na zawsze utkwiły mi w pamięci. Byłam kierowniczką sekcji analizy i rozliczeń i dostałam kiedyś telefon ze szpitala, że nasza Lilka nie żyje. Ledwo odłożyłam słuchawkę, a zjawiła się niczego nieświadoma mama Lilki z jej zwolnieniem lekarskim. Nie wiedziałam jak mam przekazać tę wiadomość, ale uznałam, że w takiej chwili nie mogę jej zostawić samej. Poszłam z nią do szpitala, a potem do domu i siedziałam tak długo, aż wrócił z pracy jej mąż. Sama byłam wtedy młodą dziewczyną i nie mogłam uwierzyć w to, że taki los może spotkać kogoś równie młodego – wspomina pani Urszula. Na szczęście w spółdzielni pracowali ludzie, dzięki którym udało jej się szybko wrócić do codzienności. – Mój bezpośredni przełożony – Erwin Majnusz – był bardzo dobrym człowiekiem. O takich jak on mówiło się kiedyś, że to ludzie starej daty, trochę staroświecki, ale jednocześnie bardzo uprzejmy i kulturalny. Wszyscy odnosili się do niego z ogromnym szacunkiem – mówi pani Wawrzyk, która po jego odejściu na emeryturę, w 1996 roku została główną księgową spółdzielni. – To było dla mnie duże wyzwanie i nie ukrywam, że podjęłam je ze strachem – tłumaczy pani Wawrzyk.

Początki okazały się naprawdę trudne, bo powódź zniszczyła doszczętnie największą piekarnię PSS-u przy ul. Siwonia, której nie udało się już uruchomić, zalała też sporo sklepów i barów. W wielu miejscach trzeba było zaczynać wszystko od początku. – Przyjechałam do pracy rano, a zostałam tu na tydzień, bo wszystkie drogi wyjazdowe były nieprzejezdne. Pod wodą znalazło się osiem naszych placówek, ale na szczęście byliśmy ubezpieczeni, więc większość z nich udało się wyremontować – podsumowuje pani Wawrzyk, która od 2004 roku pełni też funkcję członka zarządu. – Objęłam tę funkcję po Jadwidze Ginalskiej, która przeszła na emeryturę. Jeśli chodzi o samą pracę to niewiele się zmieniło, ale odpowiedzialność jest o wiele większa. Cały czas jeżdżę na szkolenia z zakresu podatków, płac i zmian w prawie – przyznaje.

Poza pracą, całą energię pani Urszuli pochłaniają czterej wnukowie, którzy, jak sama mówi, są radością jej życia. Zakochana w chłopcach babcia, kiedy trzeba potrafi jednak być surowa. – Oboje z mężem pracowaliśmy, więc nasze córki musiały się szybko nauczyć samodzielności i odpowiedzialności. Wnukom też chciałabym przekazać te wartości. Córki nie poszły w ślady mamy. Starsza Ewelina skończyła germanistykę i jest nauczycielką w Rybniku. Młodsza Aleksandra pracuje w firmie Prewag. – Rodzina jest dla mnie bardzo ważna, dlatego nigdy nie robiłam problemów, jeśli ktoś polecał swoich najbliższych do pracy w spółdzielni. Mamy tu wiele pokoleń takich pracowników i jesteśmy z nich zadowoleni – podkreśla pani prezes.

Dziś PSS zatrudnia w Raciborzu 155 pracowników, zrzesza 100 członków i dysponuje czternastoma sklepami. Ma własną piekarnię, ciastkarnię, brygadę remontowo-budowlaną, transport a także gastronomię: restaurację „Raciborską” i bar „Ekspres”. – Chciałabym, żeby nasze wszystkie placówki kwitły, a zatrudniony w nich personel, w czasach konkurencji z supermarketami, potrafił udowodnić, że dobrych relacji z klientami, którzy do swojego osiedlowego sklepiku przychodzą nie tylko po zakupy, ale i po to by z ekspedientkami porozmawiać, niczym nie da się zastąpić. Bo dzięki tym wartościom, które towarzyszą naszej pracy od samego początku istnienia spółdzielczości, jesteśmy z raciborzanami niezmiennie od 70 lat – podsumowuje Urszula Wawrzyk.

Katarzyna Gruchot


Prezesi i dyrektorzy PSS Społem:

Marian Kruszyński (1945 – 1946)
członkowie zarządu: Karol Wdówka i Józef Kubica

Władysław Blak (1946 – 1951)
członkowie zarządu: Franciszek Wycik i Stefan Paliga
(za niego od 1948 roku Stanisław Pasternak)

Arka Bożek (1951 – 1953)
członkowie zarządu: Franciszek Wycik i Stanisław Pasternak

Franciszek Florkiewicz (1953 – 1961)
członkowie zarządu: Franciszek Wycik i Stanisław Pasternak (za niego od 1959 roku Maria Pawłowska)

Edmund Szczepański (1961 – 1971)
członkowie zarządu: Franciszek Wycik i Maria Pawłowska
(za nią od 1963 roku Jan Indeka)

Gerard Ceglarek (1971 – 1972)
członkowie zarządu: Franciszek Wycik i Jan Indeka

Franciszek Wycik (1972 –1976)
członkowie zarządu: Janina Durajczyk (od 1972 roku) i Jan Indeka

Jerzy Mendrela (1976 – 1982)
członkowie zarządu: Janina Durajczyk i Arnold Stuchły
(za niego od 1979 roku Alfons Goleczka), Erwin Majnusz (od 1981 roku)

Alfons Goleczka (1982 – nadal)
członkowie zarządu:
do 1990 roku Janina Durajczyk i Ginter Przybyła
do 1996 roku Erwin Majnusz
od 1990 – 2004 roku Jadwiga Ginalska
od 2004 roku – nadal Urszula Wawrzyk

  • Numer: 51/52 (1231/1232)
  • Data wydania: 22.12.15
Czytaj e-gazetę