Doktor Meca „zjadł zęby” na stomatologii
Doktor Henryk Meca jest nie tylko stomatologiem, ale też technikiem dentystycznym, w zawodzie praktykował prawie pół wieku
Należy do pionierów raciborskiej stomatologii. W swym gabinecie dentystycznym, doktor Henryk Meca, a dziś syn Tomasz, przyjmują pacjentów już 51 lat. Wspominając początki powojennej stomatologii w mieście, pan Henryk przypomina, że lekarzy było wtenczas niewielu, a mieszkańców leczyli przede wszystkim uprawnieni do pracy z pacjentami technicy dentystyczni.
Na jego wybór zawodu w pewnym stopniu wpływ miała rodzinna tradycja. Krewni matki Henryka Mecy byli również uprawnionymi technikami dentystycznymi, co z pewnością mogło zainteresować młodego człowieka, który już w gimnazjum zdecydował się na stomatologię.
Pochodzący z Rydułtów pan Henryk na stałe osiadł w Raciborzu, gdzie poznał żonę, a wcześniej rozpoczął swą edukację w Państwowym Liceum i Gimnazjum, a obecnym I Liceum Ogólnokształcącym w Raciborzu.
Jeden z pierwszych gimnazjalistów raciborskiej „Jedynki”
Ze szkołą na Kasprowicza związany był od pierwszego dnia, a więc od 1 września 1945 r. Ponieważ jednak w końcowym okresie wojny pełniła rolę lazaretu najpierw niemieckiego, a potem sowieckiego, pierwsze zajęcia szkolne, które rozpoczęły się jeszcze w maju 1945 r., odbywały się w budynku nad Odrą, znanego raciborzanom przede wszystkim jako dawna Szkoła Podstawowa Specjalna nr 10, mieszcząca się niegdyś przy rondzie.
Pan Henryk pamięta swego pierwszego dyrektora Wiktora Kapauna, który był jednocześnie jedynym wykładowcą w szkole, a sekretarką jego siostra. W klasie uczyło się ok. 50 uczniów. Podział na roczniki nastąpił dopiero 1 września, kiedy szkołę przeniesiono do budynku na Kasprowicza. On sam wraz z rówieśnikami z roczników 1931 – 1933 znalazł się w klasie pierwszej, a młodzież starszą przeniesiono do klasy drugiej. Utworzona została też szkoła wieczorowa, do której trafiły osoby już pełnoletnie uzupełniające swą wiedzę.
Pan Henryk wspomina swych pierwszych, a często już zapomnianych profesorów gimnazjum na Kasprowicza: Pasa, Gadomskiego (historyka), Brzozowską, Niewiadomskiego (matematyka) Chanika, Górzyńską (nauczycielkę francuskiego), Dubiel, Wróbel, Mleczkę (łacinnika) i Grabowskich.
Na czas nauki zamieszkał w internacie męskim, który mieścił się w budynku obecnego starostwa przy pl. Okrzei. Ponieważ wcześniej znajdował się tam klasztor, nad kuchnią pieczę sprawowały zakonnice. – W początkowym okresie w internacie panowały spartańskie warunki, popękane szyby okien zostały prowizorycznie zaklejone, spaliśmy na piętrowych łóżkach, a w pierwszych miesiącach dowożono nam wodę. Naszymi wychowawcami byli profesorowie najpierw Mleczko, a potem Zontek – opowiada.
Za jego czasów, w szkole na Kasprowicza obowiązywał przedwojenny system kształcenia, który obejmował cztery lata gimnazjum i dwa lata liceum. Henryk Meca ukończył więc w Raciborzu gimnazjum, uzyskując tzw. małą maturę. Postanowił jednak zostać stomatologiem i zdał egzamin do trzyletniego Technikum Dentystycznego w Łodzi. – Nie było łatwo, do tej elitarnej szkoły z 240 kandydatów przyjęto zaledwie 40. Byłem tam jedynym uczniem z Górnego Śląska – wspomina raciborski stomatolog. Kończąc w 1952 r. technikum zdobył zawód technika dentystycznego, a przyznany przez ministerstwo zdrowia Dyplom przodownika nauki i pracy społecznej umożliwił mu wybór dowolnego kierunku studiów medycznych, na wybranej uczelni, bez egzaminu wstępnego.
Związany ze Śląskiem, Henryk Meca zdecydował się na Akademię Medyczną w Zabrzu Rokitnicy. Przez trzy lata studiował razem z medykami, a następnie dwa lata uczęszczał do Zabrza na praktyczne zajęcia m.in. ze stomatologii zachowawczej, protetyki, ortodoncji.
Stomatolog z 50-letnim doświadczeniem
Do Raciborza wrócił nie tylko z wiedzą zdobytą na uczelni medycznej, ale również z doświadczeniem zawodowym, które nabył pracując w klinice chirurgicznej w Zabrzu. W 1964 r. otworzył prywatną praktykę.
– Sprzęt i materiały dentystyczne z tamtych lat były nieporównywalne do tych obecnych. Pacjenci bardziej się wycierpieli. Nie było zwyczaju, żeby przy piłowaniu zębów pod koronki czy przy plombowaniu podawać znieczulenie. Teraz nieprzyjęte jest, aby nie dostać zastrzyku znieczulającego. Pierwsza wiertarka, której używałem, wykonywała 2500 obrotów, obecnie szybkoobrotowe Unity pracują z szybkością 300 tys. obrotów – wspomina doktor Meca.
Nie zmieniła się natomiast świadomość dbania o zęby, tak jak kiedyś, również dziś, kto chce ten je leczy. Ludzie nadal boją się dentysty. Doktor Meca jest pewien, że stosowane teraz znieczulenie jest prawie w stu procentach skuteczne, nawet kiedy trzeba usunąć ząb pod ropą. Dodaje jednak, że: – Medycyna polega na tym, że każdy pacjent jest inny i pomimo rozwoju techniki, musi być traktowany indywidualnie.
Pan Henryk ma za sobą prawie 50-letni staż w zawodzie stomatologa. Życie zawsze zajmowała mu praca. – Oprócz własnego gabinetu, przez kilka lat był kierownikiem protezowni przy ul. Zborowej, a następnie przez osiem lat szefował stomatologii w Raciborzu i w powiecie. Dziś czas na emeryturze upływa mu na pielęgnacji ogródka i obejścia domu, w którym życie prywatne łączył niegdyś z pracą zawodową.
(ewa)
Najnowsze komentarze