Poniedziałek, 3 czerwca 2024

imieniny: Klotyldy, Leszka, Tamary

RSS

Mój inny świat

16.08.2011 00:00 przy

Jest sierpień 2010 r. Granica polsko-białoruska. Igor Biskupski z żoną Heleną i 6-letnim synem Eliaszem opuszczają kraj. W Polsce chcą rozpocząć nowe życie.

Zanim wyjechał, uczestniczył we wszystkich strajkach w Mińsku. Uniknął więzienia, chociaż na biurku leżały sterty mandatów. Później ponad wszystko zaczął cenić spokój. Zrozumiał, że próba wprowadzenia zmian na Białorusi to walka z wiatrakami. –  Kiedy masz rodzinę, dziecko, nie decydujesz już tylko o sobie. To od ciebie zależy ich życie i bezpieczeństwo. Podstawowa zasada to nie wychylać się i nie mieszać w politykę. Wtedy jest się dobrym i porządnym obywatelem –  mówi pan Igor.

Krok do wolności

Teraz o sytuacji w kraju dowiaduje się głównie z telewizji i od znajomych. Minał już rok, odkąd  z rodziną przeprowadził się z Mińska do Raciborza. – Kocham to miasto. Człowiek czuje się tutaj naprawdę wolny. Ludzie są bardzo mili i uśmiechnięci. Mój ojciec i matka byli Polakami. Zawsze czułem, że powinienem wrócić tam, gdzie moje korzenie – dodaje.

Cudze chwalicie...

O Raciborzu wie więcej niż niejeden miejscowy. Podczas spaceru opowiada z uśmiechem o historii mijanych po drodze budynków. – Widzisz? W tym miejscu, o tam, była winiarnia. A tu stał ratusz. Został spalony i po wojnie już go nie odbudowano – mówi pan Igor. Dowiedział się o tym z przewodnika, który był jednocześnie drugą książką, zaraz po bajkach, jaką przeczytał w języku polskim. – Jest tutaj kilka zniszczonych budynków, które psują wizerunek miasta. W Białorusi to niedopuszczalne. Jeżeli nie zrobisz remontu, dostaniesz mandat. Na ulicach jest bezpiecznie, bo wszędzie pełno policji, ale z drugiej strony czujesz się tam jak niewolnik. W Polsce to nawet urzędnicy są przychylni człowiekowi. Jest też bardzo tanio –  mówi.

Nie ma tego złego

Będąc jeszcze na Białorusi przez pewien czas organizował obozy dla dzieci. Później swoją działalność kontynuował już poza granicami kraju. – Drugiego dnia zjechały się do nas wszystkie służby porządkowe z okolicy. Po powrocie w Mińsku na uczestników obozu czekało KGB i ludzie z ministerstwa edukacji – wspomina pan Igor. Pomyśleć, że to wszystko za sprawą 48 bezbronnych dzieci w wieku od 6 do 12 lat.  Rodzice pytali: dlaczego? Sprawa została nagłośniona. Pisały o tym gazety, nadawały rozgłośnie radiowe. Potem ucichło. To był ostatni turnus, który zorganizował na Białorusi. Władzom przeszkadzał fakt, że miał wymiar religijny. – Wtedy ustaliliśmy, że następny odbędzie się w Polsce. Dziś jako przedstawiciel Akcji Humanitarnej  „Życie” w Raciborzu, organizuje obozy dla dzieci i młodzieży z Łotwy i Białorusi na terenie miasta. –  Trzeba im pokazać, jak można żyć w wolnym kraju. Wiem, że to nie raj na ziemi. Ludzie często narzekają, ale tutaj też był komunizm i kryzys. Teraz jest już dużo lepiej Chcemy, żeby to dało im do myślenia – mówi.

Gosia

  • Numer: 33 (1005)
  • Data wydania: 16.08.11