Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Stulatekz Mariańskiej

07.12.2010 00:00 red
Andrzej Bronder obchodził setne urodziny. – Od zawsze lubi kawę i do lekarza nie chodzi – mówią o nim bliscy. On twierdzi, że „dopiero chce żyć”.
W dniu urodzin pana Andrzeja o godz. 10.00 do drzwi państwa Bronderów zapukał prezydent Mirosław Lenk i Katarzyna Kalus kierownik Urzędu Stanu Cywilnego. Przyszli z życzeniami urodzinowymi i prezentem. Pan Andrzej ucieszył się tą wizytą. – Panu prezydentowi życzę ze swojej strony silnej i zdrowej ręki – odwzajemnił się włodarzowi.
 
Młodość i wojna
 
Andrzej Bronder urodził się w Katowicach – Bogucicach jeszcze gdy miastem rządzili Niemcy. Jako chłopiec był świadkiem przejmowania miasta przez wojska polskie w 1922 r. Wcześniej pamięta zamieszki z 1921 r. Języka polskiego, jak wspomina, nauczył się „po drodze”. Jego ojciec był jednym z dwóch żandarmów w ówczesnych Katowicach. – Ojciec jako młody chłopak zapisał się do klubu piłkarskiego FC Katowice. Tam się jakoś wybił i dostał pracę w banku – opowiada Norbert Bronder, syn pana Andrzeja. Stulatek piął się w karierze, aż został głównym kasjerem. Tak dobrze szła mu praca, że zaproponowano mu posadę głównego księgowego przy prezydencie miasta. – Ojciec był skromny i miał wątpliwości. Sam prezydent zapewniał go, że jest najlepszą osobą na to stanowisko. W końcu przyjął tę pracę – mówi syn Norbert. W 1938 r. Andrzej Bronder ożenił się.
 
Nastała wojna. Pan Andrzej został powołany do wojska. Wyjechał walczyć w Jugosławii. – Dziadek wspominał jak kilka razy Bóg mu uratował życie. Jego kompani na froncie padali od kul a on jakimś cudem zawsze dobiegał do bunkra lub unikał wybuchu granatu – opowiada Helena, wnuczka pana Andrzeja. Na Bałkanach trafił do niewoli i przewieziono go z powrotem do kraju.
 
Do emerytury
 
Po wojnie podjął pracę w chorzowskich zakładach gastronomicznych. Objął kierownictwo w dziale finansowym. – Zawsze się chwalił, że pomimo tego, że nie ma ani studiów ani matury, potrafił piastować tak ważne stanowiska – przywołuje słowa ojca Norbert Bronder.
 
Katowicka Ligota była w tamtych czasach dzikim terenem. W pierwszym budynku mieszkalnym, który zbudowała organizacja Służba Polsce, zamieszkał pan Andrzej z żoną. Wkrótce pojawiły się dzieci: Teresa, Norbert i Joachim.
 
Pan Norbert przeprowadził się do Raciborza gdyż poznał tu uroczą żonę Reginę. Zaczęli układać swoje życie. On dostał pracę w Rafako. Urodziły im się trzy córki Helena, Maria i Małgorzata. Zaczęli też zawodowo prowadzić rodzinę zastępczą.
 
Andrzej Bronder poszedł na emeryturę w 1975 r. W tym czasie zaczął dorabiać sobie jako palacz. Jego żona zmarła 7 lat później. Od tej pory mieszkał sam. Z dwoma kotami. – Zawsze był samodzielny i trochę uparty. Nie chciał niczyjej pomocy. Bardzo długo dawał sobie radę sam. Pomimo próśb nie chciał zamieszkać tu, z nami – wspomina syn Norbert.
 
Trzy lata temu
 
Katowicka Ligota podobała się samotnemu Andrzejowi Bronderowi. Nie miał ochoty opuszczać starych śmieci. W wyniku upadku musiał przejść skomplikowany zabieg, po którym nie był już w stanie poruszać się samodzielnie. Trafił do raciborskiego szpitala skąd zabrał go syn z rodziną. Do dziś mieszkają razem. – Zawsze mówił, że chce dożyć stu lat – mówi Regina Bronder, synowa pana Andrzeja. Pomimo kłopotów ze zdrowiem, pan Andrzej chętnie opowiadał o swoim życiu synowi. – Zapisałem wszystkie jego wspomnienia. Jest z tego długa historia. Ojciec pamięta np. nazwiska wszystkich sąsiadów z domu w Bogucicach, albo gdzie był postój dorożek w Katowicach – mówi.
 
Dziś rodzinę wspiera siostra Urszula. Codziennie przychodzi pomagać rodzinie przy ojcu i dziadku.
 
30 listopada od prezydenta Raciborza Andrzej Bronder otrzymał w prezencie bukiet kwiatów i ciepłą kołdrę z poduszkami. – Mam sto lat a dopiero chcę żyć – mówił jubilat do obecnych na urodzinach. Według rodziny pan Andrzej w młodości palił papierosy i od zawsze lubił kawę, którą pije do dziś. Nie zwykł chodzić do lekarzy. – Trzeba było go końmi ciągnąć bo tak się wzbraniał – uśmiecha się pan Norbert. Jubilat nie przepadał za piwem, do toastu wznosił za to kieliszek wódki. – Zawsze dużo biegał, był aktywny. Nigdy dużo nie jadł a dziś przepada za słodyczami – kończy syn Andrzeja Brondera.
 
(woj)
  • Numer: 49 (968)
  • Data wydania: 07.12.10