Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Zamiast naprawić popsuli

15.12.2009 00:00
Zamiast naprawionego samochodu pan Stanisław otrzymał w warsztacie silnik w skrzynkach a do tego wiaderko śrubek. Koszt naprawy, tego co popsuli mechanicy, to prawie piętnaście tysięcy złotych. Pan Stanisław zamiast jednego kredytu ma dwa a jeździ autobusem.
 
5 października pani Maria zauważyła, że w samochodzie świeci się kontrolka oleju. Dmuchając na zimne, pojechała do serwisu przy ulicy Rybnickiej. Fachowcy wymienili kobiecie olej w silniku oraz filtry. Po kilku dniach sytuacja powtórzyła się. Samochód jeździł bez zarzutu, ale kontrolka oleju co chwilę dawała o sobie znać. Specjaliści z Rybnickiej ponownie sprawdzili samochód, ale nie znaleźli usterki. Uspokoili właścicielkę, że to problem natury elektrycznej, a z olejem w samochodzie i silnikiem wszystko jest w porządku.
 
Auto zostało dostawione ponownie, tym razem do zakładu przy ulicy Starowiejskiej. Elektrykowi również nie udało się znaleźć przyczyny awarii. Fachowiec zaproponował naprawę u swojego znajomego, który prowadzi warsztat samochodowy. Tomasz K., właściciel firmy, 13 października przyjął samochód do naprawy.
 
To nie pompa
 
– Auto w momencie oddania do naprawy w warsztacie Tomasza K. było całkowicie sprawne. Jedyną wadą było chwilowe migotanie kontrolki oleju – mówi Stanisław Wojtaszewski, współwłaściciel samochodu.
 
21 listopada Wojtaszewscy dowiedzieli się, że w samochodzie najprawdopodobniej uszkodzona jest pompa olejowa. – Zgodziliśmy się na zakup nowej części. Po kilku dniach odebrałem kolejny telefon od szefa warsztatu, który stwierdził, że pompa olejowa jest sprawna, ale przy spuszczaniu oleju zauważono opiłki metalu. Usłyszałem, że silnik jest „przytarty” i trzeba go rozebrać. Zgodziliśmy się – wspomina pan Stanisław.
 
Kolejnego dnia okazało się, że sprawa jest poważniejsza, niż początkowo sądzono i konieczna będzie wymiana całego silnika. – Tomasz K. oświadczył mi wówczas, że silnik  uległ  „zatarciu” i potrzebna jest jego wymiana.  Równocześnie oprowadzał mnie i pokazywał kolejne części silnika, które walały się w różnych miejscach  warsztatu, twierdząc, że są  uszkodzone – mówi Wojtaszewski.
 
Silnik z internetu
 
Tomasz K. zaproponował, że może sprowadzić nowy silnik przez internet, potrzebna mu jest jednak zaliczka. Wojtaszewscy przekazali mechanikowi 5 tysięcy złotych. Nie ruszali się teraz bez kamery do warsztatu, gdzie stał ich samochód. Chciałem mieć wszystko na taśmie, bo bardzo bałem się o mój silnik. Poprosiliśmy o wydanie starego silnika w całości. Otrzymałem go w trzech skrzyneczkach, do czego dostałem wiaderko śrubek. Części zostały złożone w moim garażu. Dziwiło mnie, że silnik zajmuje tak mało miejsca. Poprosiłem znajomego, aby obejrzał to, co wydano mi z warsztatu. Okazało się, że brakuje sporej ilości części a w silniku brak śladów zatarcia – wspomina właściciel.
 
Na pytanie Wojtaszewskich fachowiec oświadczył, że wymontował turbinkę, a resztę śrub i innych drobiazgów dostarczy w wyremontowanym samochodzie.
 
Kontrolka znów świeci
 
16 listopada Wojtaszewscy udali się po raz kolejny do warsztatu Tomasza K. Ku swojemu zdumieniu okazało się, że nowy silnik nadal nie działa a w samochodzie świeci się kontrolka oleju. – Wiedziałem, że coś jest nie tak. Chciałem, aby mi pokazał  rachunek za sprowadzony  silnik. K. odmówił, twierdząc, że jeszcze go nie odmówił  również podania spisu, co  brał z poprzedniego silnika. Zaproponował nam, że może  złożyć pierwszy  silnik i oddać nam auto na chodzie. Odmówiliśmy   zdecydowanie.  Zapytałem pana K.,  czy chce sprawę  załatwić  polubownie, czy drogą sądową. Oświadczył, że polubownie  – mówi pan Stanisław.
 
Silnik w skrzynkach
 
Samochód trafił do serwisu opla w Rybniku. Gdy fachowcy zobaczyli silnik w skrzynkach złapali się za głowę. W ruch poszedł aparat fotograficzny. Serwisanci fotografowali każdy element i katalogowali go. – Pracuję już parę lat w tym zawodzie, ale po raz pierwszy widziałem coś takiego – mówi Zbigniew Żebrowski, kierownik serwisu rybnickiego opla.
 
Specjaliści przyjrzeli się elementom silnika. Okazało się, że części, które otrzymali Wojtaszewscy pochodzą co najmniej z dwóch silników. Opel wycenił naprawę na 14 tysięcy złotych. Tomasz K. jednak odmówił zapłacenia takiej sumy. – Zaliczka za silnik została nam zwrócona, jednak spodziewaliśmy się, że wycofując auto z naprawy otrzymamy komplet naszych części. Teraz musimy zapłacić praktycznie za nowy samochód – denerwuje się Wojtaszewski.
 
Co ciekawe podobnego zdania jest Tomasz K., który twierdzi, że to cena prawie nowego samochodu. – Lista części do wymiany jest, lekko mówiąc, zbyt wygórowana. Dlaczego mam płacić za wymianę części, których nie dotyczyła naprawa. Nadal chcę naprawić samochód, jednak ci państwo nie chcą go oddać do mojego zakładu – mówi mechanik.
 
Sprawie przygląda się również raciborska prokuratura, bo Wojtaszewscy już skierowali tam zawiadomienie. Małżeństwo będzie musiało teraz spłacać dwa kredyty, jeden za auto, drugi będą musieli wziąć na naprawę.
 
Adrian Czarnota
  • Numer: 50 (922)
  • Data wydania: 15.12.09