O prezydencie, stajniach i gnoju słów kilka
Muszę dobitnie stwierdzić, że zbulwersowały mnie niewybredne słowa prezydenta Raciborza Mirosława Lenka, które skierował pod adresem radnej Małgorzaty Lenart w odpowiedzi na jej interpelację dotyczącą ruin stajni ułańskich i huzarskich na Ostrogu. „…Szuka się gnoju, nie ma już nic fajnego w tym mieście…”, Nowiny Raciborskie, nr 44, 2009, s. 5.
Prezydent może zapomniał, że radni, szczególnie opozycji, są od zadawania takich właśnie pytań. Podobne, niewygodne pytania zadają prezydentowi mieszkańcy Raciborza, którzy przychodzą na organizowane przez niego spotkania. Nie wiem nawet, jak nazwać owe organizowane na kilka miesięcy przed kolejnymi wyborami samorządowymi spotkania – chyba już przedwyborcze, bo prezydent może na nich wysłuchać tylko skarg mieszkańców i solennie obiecać, że postara się coś w krótkim czasie zrobić. Wskazywanie na przeprowadzone remonty to mało. Remonty dróg i chodników to podstawowe zadania gminy, nam brakuje wizji rozwoju, aby prezydent nie był wkrótce burmistrzem. Gdyby prezydent owe spotkania oraz wyborców traktował poważnie, to na obecnych spotkaniach powinien informować, co spełnił ze swego programu wyborczego sprzed ponad 3 lat oraz jaką ma strategię rozwoju miasta, nie tylko remontów. Tak to wygląda w krajach z funkcjonującą demokracją, szczególnie na płaszczyźnie samorządowej.
Radna Lenart jest od zadawania pytań o zaniedbane, niebezpieczne, skandaliczne, wołające o pomstę do nieba sprawy. Zdaniem wszystkich osób, z którymi w tej sprawie rozmawiam, radna ma rację i jest to rzecz oczywista, stajnie są zaniedbane skandalicznie.
Dzieje włodarzom nieznane
Swoją drogą nasze miasto nie ma szczęścia do dbałości o starą infrastrukturę wojskową. Racibórz był przecież przez 180 lat miastem garnizonowym, jest nim w zasadzie, nie wiadomo niestety jak długo jeszcze, do dzisiaj. Koszary na Ostrogu niszczeją, stajnie garnizonowe przy ul. Podwale również, cegły wylatują tam już z muru, będąc poważnym zagrożeniem dla przechodniów, strzelnica na Ostrogu zarasta, jej mur ochronny się wali. Jedynie starą ujeżdżalnię ułanów uratowało to, że urządzono tam swego czasu halę targową.
Mam nieodparte wrażenie, że większa część naszych dziejów, w tym te związane z wojskowością (prócz przemarszu wojsk Sobieskiego) są naszym włodarzom może już nie ideowo czy też narodowo, ale emocjonalnie bardzo obce. Jakiż to kontrast z większością innych miast, regionów, gdzie dzieje wojskowe, zainteresowanie nimi, są żywe, odkrywane na nowo, cieszą się żywiołowym wprost zainteresowaniem szerokich rzesz pasjonatów historii – i to niezależnie od tego, czy owe dzieje dotyczą historii militarnej Polski, Niemiec, Austrii, państwa krzyżackiego czy też innej nacji.
Ne chcę państwa zanudzić, ale podam kilka przykładów. Na byłych terenach państwa krzyżackiego roi się od lat od stowarzyszeń i innych organizacji zajmujących się historią tych ziem, historią zakonu. Zapaleńcy organizują spotkania, sesje, widowiska historyczne, uganiają się w krzyżackich zbrojach po polach bitew czy turniejach. Nikomu nie przeszkadza, że pielęgnują tradycje obce, często, nie jednak tak często, jak podaje wiele opracowań, wrogie kiedyś dla państwa polskiego. Takie są bowiem losy historyczne tamtych ziem.
W Kaliningradzie młodzi, rozsądni i świadomi historii ziemi, na której mieszkają Rosjanie tworzą stowarzyszenia braci zakonnych, krzewią tradycje historyczne państwa zakonnego, są dumni, że w ich mieście działał, wykładał na uniwersytecie i jest pochowany Immanuel Kant, noszą się nawet z zamiarem przeprowadzenia kampanii mającej na celu przywrócenie starej nazwy ich miasta – Königsberg. Nie dziwię się im, Michał Kalinin, na cześć którego, w roku 1946 zmieniono nazwę miasta, był aparatczykiem komunistycznym i mordercą.
Wojskowość w modzie
Na Pomorzu, także u nas na Śląsku, roi się w ostatnim czasie od miłośników dawnych dziejów wojskowości, głównie tej nowożytnej – austriackiej, pruskiej i niemieckiej. Masowo poszukuje się materiałów archiwalnych, powstaje mnóstwo opracowań o historii wojskowości, o dawnych pułkach pruskich, które stacjonowały w śląskich miastach, odnawia się stare koszary, zachowane fragmenty śląskich twierdz, bunkrów, podziemnych umocnień i innej infrastruktury wojskowej.
Historyczność koszar i stajni
A w Raciborzu? Nawet raciborski zamek jest w stanie fatalnym. Nie zmieniły tego dotacje unijne. Kilka miesięcy temu z niedowierzaniem patrzyłem, jak robotnicy po rozbiórce starego dachu kładli na zmurszałe mury tony nowych cegieł – i stało się, co musiało się stać – budowla się rozlatuje. Kto winny? Może cegły? Albo klimat?
Warto dodać, że koszary i stajnie na Ostrogu mają ciekawą, przebogatą historię. Zostały one wybudowane w latach 1868 – 1877. Budowę wsparł finansowo, udostępniając także teren pod budowę, książę raciborski Wiktor I Maurycy. Początkowo stacjonowała tutaj 1. kompania 2. śląskiego pułku ułanów. W roku 1894 ułani zostali przeniesieni do Gliwic a na ich miejsce przybyła 3. kompania (eskadron) 2. śląskiego pułku huzarów nr 6 „Graf Goetzen”. Reszta pułku, składająca się z 4 eskadronów i dowództwa, stacjonowała w Głubczycach. Kompania raciborskich huzarów liczyła ok. 125 żołnierzy oraz ponad setkę koni.
Malowidła i walki
Obydwa pułki miały wspaniałą historię i walczyły w wielu konfliktach zbrojnych. We wspomnianej ujeżdżalni zachowały się do dzisiaj wspaniałe malowidła opisujące miejsca bitew zarówno ułanów, jak i huzarów. Kilkadziesiąt miejscowości, które są na malowidłach wymienione, to miejsca bitew różnych wojen – od napoleońskich do wielkiej wojny 1914 – 1918, w których uczestniczyli zarówno ułani, jak i huzarzy. Nad drzwiami wejściowymi widnieje krzyż żelazny. Nie sposób dociec, w jakim czasie powstało to malowidło i który oddział się nim szczycił. Wiadomo nam, że te dwa oddziały otrzymały od cesarza krzyże żelazne za udział w wojnie z Francją w latach 1870 – 1871 i w pierwszej wojnie światowej.
Koniecznie należy wspomnieć, że obydwa pułki kawaleryjskie walczyły w wielkich wojnach napoleońskich. 2. śląski pułk ułanów, który zwany był jeszcze wtedy Towarzysz – Regiment (Pułk Towarzyszów), w którym służyli w przeważającej liczbie polscy szlachcice, walczył przy boku Rosjan w strasznej bitwie pod Pruską Iławą w lutym 1807 roku. Ten sam pułk walczył także z armią Napoleona w słynnej bitwie pod Waterloo w roku 1815. Ułani zdobyli w tej bitwie 12 francuskich dział. Oddziały tegoż regimentu walczyły także w innych wielkich wojnach – prusko-austriackiej 1866 roku, prusko-francuskiej 1870/71 roku, wielkiej wojnie 1914 – 1918.
Równie ciekawa jest historia 2. śląskiego pułku huzarów nr 6 „Graf Goetzen”. Jego oddziały także walczyły w sławnej batalii pod Waterloo. Rozbiły tam kilka pułków jazdy francuskiej, atakowały i niszczyły stanowiska artylerii. We wspomnianej bitwie pułk poniósł ciężkie straty: 1 oficer, 7 podoficerów, 76 jeźdźców zginęło, padło 90 koni. Wśród oficerów i żołnierzy znajdowali się też z pewnością raciborzanie, bowiem wspomniany wyżej pułk przejął dużą liczbę rozwiązanego wcześniej 12 „raciborskiego” pułku kirasjerów starej armii pruskiej.
Mające ponad 100 lat wspomniane malowidła w ujeżdżalni przetrwały zdobycie Raciborza przez Sowietów, epokę komunistyczną, ale jak widać, nie przetrwają chyba czasów dzisiejszych.
Życie w koszarach
Zarówno ludzie, jak i zwierzęta mieli w raciborskich koszarach komfortowe warunki życia, pracy i żołnierskich ćwiczeń. Żołnierze mieszkali w dużych, nowoczesnych salach, konie przebywały w obszernych i funkcjonalnych stajniach. Znajdującą się w środkowej części stajni ujeżdżalnię wykorzystywano w czasie ciężkich mrozów. Zwykle ćwiczono, tak pieszo jak i konno, na obszernym, przykoszarowym placu, na strzelnicy lub poligonie w Kobyli. W ujeżdżalni odbywały się także apele, bale i przeróżne uroczystości. Ozdabiano ją wtedy odświętnie wstęgami, girlandami, sztandarami i świeżymi kwiatami.
Huzarzy pozostali w naszym mieście do 1919 roku. Przed I wojną światową Racibórz był dumny ze swoich, jak ich potocznie nazywano, „Spinathuzaren” (szpinakowych huzarów). Nosili oni bowiem zielone surduty na modłę węgierską, zwane attila. Spodnie były koloru niebieskiego, sznury i naszywki żółtego. Zawadiackie czapki miały kolor czarny zaś czerwony „kolpak”, czyli długi na około 20 cm środek zwisał na lewą stronę.
Czas konnej policji
Po I wojnie światowej w roku 1919 raciborski eskadron huzarów, tak jak i cały pułk, został ostatecznie rozwiązany. W koszarach jednak życie nie zamarło. W latach 1922-1933 stacjonował tutaj oddział konnej policji. Policjanci organizowali na placu ćwiczeń coroczne otwarte konkursy hippiczne połączone z kiermaszem i zawodami sportowymi. Były one dla raciborzan wielką atrakcją. Odwiedzały je tysiące ludzi. Zarówno huzarzy, jak i policjanci byli świetnymi jeźdźcami, zgodnie ze swym popularnym zawołaniem: „Schnell aufs Pferd und festgesessen, dann kannst du dich mit dem Teufel messen”, co w wolnym przekładzie znaczy mniej więcej tyle: „wskocz na konia, ściśnij go nogami, wtedy możesz ścigać się z diabłami”.
Nie skazujmy zabytków na zagładę
Nie mam pojęcia, dlaczego wszystkie zabytki dawnej infrastruktury wojskowej są w Raciborzu skazane na zagładę. Wystarczyłoby nieco pomyśleć, dopracować koncepcję na przyszłość, napisać projekt lub kilka, aby uzyskać fundusze unijne. Z zamku, koszar, stajni, strzelnicy i łąk, które leżą za strzelnicą nad Odrą można by zrobić dużej klasy kompleks hotelowo-sportowo-historyczno-nostalgiczny z salami konferencyjnymi, stałą wystawą militariów, hotelem i kompleksem gastronomicznym na zamku, w koszarach i stajniach zaś z końmi, szkółką jeździecką, terenami jeździeckimi, basenami, małym polem golfowym, strzelnicą sportową, innymi atrakcjami. Wydać też kilka opracowań (w kilku podstawowych językach) tyczących historii militarnej miasta i jego oddziałów, rozpropagować umiejętnie sprawę.
Amatorzy dziejów militarnych i nie tylko z wielu krajów zjeżdżaliby się niechybnie do Raciborza. Dla raciborzan też byłaby to nie lada atrakcja. I jeszcze byłby pożytek, bo końskie łajno można by sprzedawać rolnikom i działkowcom. I wtedy byłby to pożyteczny gnój. A nie jakiś wyimaginowany, który powoduje niezbyt eleganckie reakcje prezydenta.
Piotr Sput
Na foto.nowiny.pl prezentujemy pełne wyjątkowego klimatu zdjęcia starych stajni huzarskich na Ostrogu w Raciborzu. Sesja zdjęciowa została zrobiona jesienią w ciepłych promieniach popołudniowego słońca.
Na foto.nowiny.pl prezentujemy pełne wyjątkowego klimatu zdjęcia starych stajni huzarskich na Ostrogu w Raciborzu. Sesja zdjęciowa została zrobiona jesienią w ciepłych promieniach popołudniowego słońca.
Zobacz zdjęcia na foto.nowiny.pl
Najnowsze komentarze