Poniedziałek, 18 listopada 2024

imieniny: Klaudyny, Romana, Filipiny

RSS

Do Warszawy i Shanghaju...

03.11.2009 00:00
– Zdarzył się taki tydzień, że 6 godzin spędziłam w pociągu do Warszawy, by być na 6 godzinach prób, a następnie 6 godzin wracałam do Raciborza, i drugi dzień wyglądał tak samo – wspomina Anna Jegerska-Michalska, która wraz z Grażyną Tabor wystąpi w spektaklu w warszawskim teatrze. Przedstawienie, w którym oglądać będzie można raciborzanki, wykupione zostało przez Warszawę jako wizytówka kulturalna na Expo w Shanghaju.
Obie na co dzień pracują w Raciborskim Centrum Kultury. Mają sporo obowiązków, pracę i rodziny, a jednak znajdują czas na realizację swojej wielkiej pasji, którą jest teatr. Zagrają w spektaklu zatytułowanym „Tańcz”, który w najbliższym czasie będzie miał swoją premierę w Warszawie.
 
Zaproszone do tanga
 
Reżyserem przedstawienia opartego na tangu argentyńskim, a dokładnie na utworach Chopina zaaranżowanych na tango przez Jacka Hałasa, jest Dariusz Skibiński, założyciel Teatru A3 Kolekcjonerzy Wzruszeń i Stowarzyszenia Kulturalnego Pocztówka.
 
Jak doszło do tego, że raciborzanki zagrają w Warszawie w spektaklu, w który zaangażowanych jest 11 aktorów? – Znałyśmy przedstawienia teatru Cinema i bardzo chciałyśmy współpracować z Darkiem. Podobnie Darek obserwował pracę naszego Tetraedru i gdy spotkaliśmy się na warsztatach, na którym dobierał aktorów, ciepło mówił o naszym teatrze – wspomina Grażyna Tabor. 
 
– Darek Skibiński ma już na swoim koncie realizację m.in. takich sztuk jak: „Plan lekcji”, „Zmysł”, „Bilard” czy „Mazovia” – wyliczają. – Nasze myślenie o teatrze jest podobne, nasze myśli się zbiegają, używamy podobnego języka teatralnego – wyjaśnia Grażyna. – Ważne jest to, że Darek nie narzuca nam pewnych rzeczy, wychwytuje to, co interesujące, co powstaje spontanicznie – czerpie z nas i wplata to w spektakl. A my możemy poczuć, że jesteśmy współkreatorami. Cała struktura spektaklu podszyta jest naszą emocjonalnością i pomysłami z improwizacji – kontynuuje.
 
Ciągle w drodze
 
Większość prób odbywała się w Warszawie. – Około 150 godzin mieliśmy warsztatów samego tanga – informuje Anna Jegerska-Michalska. – Część prób odbyła się w Hajnówce. Tam było nam łatwiej pracować, odciąć się od codzienności – kontynuuje.
 
Raciborzanki wiele godzin spędziły w pociągach, jeżdżąc na próby. – W tym zawodzie w obecnych czasach chyba nie da się inaczej – stwierdzają. – Nie wyobrażam sobie innego życia, bez wyjazdów, możliwości pracy teatralnej i muzycznej. Mam taką naturę, że nie mogę usiedzieć na miejscu – mówi Jegerska.
 
– Dzieje się to trochę kosztem naszego życia prywatnego, ale z drugiej strony taka praca daje nam dużo pozytywnej energii, dystansu do świata i do samych siebie. W związku z tym nasi najbliźsi i przyjaciele mogą pełnymi garściami czerpać z naszego potencjału.Trzeba się konfrontować z innymi artystami i stawiać sobie nowe wyzwania, aby nadal się rozwijać– dodaje Grażyna.
 
Ani musical, ani teatr muzyczny
 
O czym jest spektakl „Tańcz”? – Trudno mówić w nim o poszczególnych rolach, ponieważ tango oparte jest na relacjach damsko-męskich. Nie ma postaci określonych z imienia i nazwiska – informują aktorki.
 
Mimo że tytuł wskazuje na silny związek z muzyką, nie jest to ani musical, ani teatr muzyczny. – Jest to bardzo plastyczna forma, oparta na plastyce ciała, obrazu. W spektaklu nie ma historii. Są rytmy i pauzy, taniec, ruch i uderzenia. „Tańcz” doszukuje się w ruchu zatrzymań, w rytmach ich załamań, pęknięć. Tango wykorzystuje jako formę. Zawiesza aktorów w przestrzeni i czasie, ograniczonych i zniekształconych żelazną konstrukcją, deformuje ich odbicia. Wrzuceni/porzuceni w teraz i tu i w nigdzie, istnieją wobec siebie. Drążą trwanie w czasie, samotności, upadku, śmieszności. Nie szukają efektowności gestu, ale jego nie-efektowności, symbolu, istoty. Zbliżenie chopinowskiej sfery do struktury rytmów tanga stało się podstawą do budowania spektaklu na osi tango-spotkanie-taniec. Spektakl powstał w ramach projektu Inspiracje Chopinowskie – „Tańcz nokturny – tańcz” – opowiadają.
 
Premierowe spektakle zaplanowane zostały na 13 i 14 listopada w Centralnym Basenie Artystycznym w Warszawie. – W innych miejscowościach też pewnie będzie grany. Na premierę zaproszeni są ludzie z całego świata. Spektakl zakupiony został przez Warszawę jako wizytówka kulturalna na Expo w Shanghaju na przyszły rok. Poza tym jest rok Chopinowski i to może być również powód zaproszenia nas w parę miejsc – wyjaśniają.
 
Z przekory
 
Jak zaczęła się teatralna pasja raciborzanek? Anna Jegerska-Michalska przyznaje, że jej pierwsze sceniczne doświadczenie nie należy do przyjemnych. – Można nawet powiedzieć, że miałam pewną traumę po tym, jak musiałam powiedzieć kilka zdań na akademii szkolnej, była to zwrotka tekstu dotycząca rzeki Odry. Po tym występie pani mi powiedziała: Dziecko, ty recytować dobrze nie będziesz. I nie wiem, czy to, co się stało, to na zasadzie przekory – opowiada.
 
Na zainteresowania raciborzanki wpływ mięli też z pewnością rodzice. – Tata muzyk, a mama umiała mnie przekonać, że warto korzystać z różnych grup zainteresowań. Tak trafiłam do pani Tereni Adamskiej, do kółka recytatorskiego. Tam się dużo nauczyłam, ale w pewnym momencie było to niewystarczające. Na scenie czułam się osamotniona. Okazało się, że w DK działa grupa teatralna Grażynki i spodobało mi się – mówi raciborzanka o tym, w jaki sposób trafiła do Tetraedru. – To może się wydać dziwne, ale moje zainteresowanie teatrem wypłynęło z mojej nieśmiałości. W teatrze można założyć maskę i to początkowo może wydawać się bezpiecznie – wyjaśnia.
 
Nie ma rzeczy niemożliwych
 
– Na poważnie z teatrem zaczęło się, gdy rozpoczęłam pracę w Tetraedrze. Zostałam niejako postawiona pod murem, bowiem przejęłam Tetraedr po przyjaciółce, która wyjechała. To właśnie wtedy jego członkowie przyszli do mnie, bym zajęła jej miejsce. A jeszcze wcześniej była Scena M, czyli teatr kobiecy. Tetraedr postanowiłam poprowadzić, bo żal mi było tych ludzi, że zostają sami. Wtedy właśnie pomyślałam, że skoro biorę tę odpowiedzialność, muszę się w tym kierunku rozwijać – wyjaśnia Grażyna Tabor.
 
– Marzyło mi się, żeby ten teatr nie spełniał tylko funkcji edukacyjnych, by powstała grupa skupiająca się nad pracą nad stałym spektaklem. Po pewnym czasie człowiek się wypala. Warto wejść w projekt, w którym jesteśmy aktorami i zweryfikować swoje myślenie. Nie można dać się uśpić, trzeba być czujnym – tłumaczy instruktorka.
 
Obie panie stwierdzają, że nie ma w życiu rzeczy niemożliwych. – Jak się wie, kim się jest i bardzo czegoś chce, to się musi udać. Do udziału w tym przedstawieniu namówiła mnie Ania. Obawiałam się, że będą same młode kobiety, ale okazało się, że moja dojrzałość i osobowość zostały docenione. Reżyser wybierał osoby z pewnymi życiowymy doświadczeniami i to jest widoczne, to się czuje na scenie. Ważne jest, aby aktor nie był pusty – kończy instruktorka.
 
Joanna Jaśkowska
  • Numer: 44 (916)
  • Data wydania: 03.11.09