Co z tym PKS-em?
Coraz częściej do naszej redakcji dzwonią osoby, które narzekają na nocne kursy raciborskiego PKS-u. Czy kierowcy rzeczywiście chcą sobie skrócić dniówkę?
Zbigniew Miedziak od lat dojeżdża z Kuźni Raciborskiej do Raciborza, gdzie pracuje. Nie posiada auta, więc od lat podróżuje PKS-em. W środę, 12 listopada, spotkała go przykra niespodzianka. – Jak zwykle chciałem wracać do Kuźni kursem o godz. 22.17. Byłem na przystanku 10 minut przed czasem. Po 30 minutach zacząłem tracić cierpliwość, bo autobus się nie pojawiał – wspomina mężczyzna. Pasażer odczekał jeszcze kilka minut i zadzwonił do raciborskiego PKS-u, pytając, dlaczego odwołano kurs. – Usłyszałem, że autobus jest w trasie i normalnie jechał. Wariata ze mnie robią czy co? Przecież byłem na przystanku o wiele wcześniej przed kursem i wiem, że bus nie podjechał. Na PKS czekały również osoby, które chciały dojechać do Bieńkowic – denerwuje się Miedziak.
Irytacja pana Zbigniewa jest tym większa, że to nie pierwszy raz, gdy autobus nie podjechał pod przystanek przy Świńskim Rynku. Kilka tygodni wcześniej, około godz. 13.00 też bezowocnie czekał na swój kurs. – Wtedy po prostu poczekałem na następny kurs. 12 listopada takiej możliwości nie miałem. Nie stać mnie na taksówkę, wiec poszedłem do domu pieszo. Przymusowy spacer zajął mi ponad cztery godziny – mówi rozgoryczony pasażer.
Następnego dnia Zbigniew Miedziak pojawił się w dyrekcji raciborskiego PKS-u. – Chcieliśmy pokazać temu panu zapisy tachografu świadczące o tym, że taki kurs się odbył. On jednak nie przyjmował tego do wiadomości – mówi Kazimierz Kitliński, prezes raciborskiego PKS-u. – Przeprosiliśmy tego pana, jednak on żądał odszkodowania i chyba mojej głowy – dodaje prezes. Jak tłumaczą władze spółki, taka sytuacja nie mogła mieć miejsca, bo od lat stawiają na jakość. Tylko dzięki temu raciborski PKS ma najlepsze wyniki finansowe w regionie. – W ubiegłym roku kupiliśmy kilkanaście autobusów a w przyszłym chcemy kupić 12 kolejnych. Posiadamy 56 autobusów i niektóre mają po 35 lat, ale dążymy do całkowitego odnowienia taboru – tłumaczy Kitliński.
Innego zdania jest pan Zbigniew. Uważa, że część kierowców „odbębnia” ostatnie kursy. – Rozmawiałem z innymi pasażerami i często ostatni bus podjeżdża szybciej na przystanek. Kierowcom się chyba śpieszy do domu. O punktualności też lepiej nie wspominać. Ta jakość, o której mówią, niech sobie w buty wsadzą – nie przebiera w słowach Miedziak.
Adrian Czarnota
List do redakcji - Wspomnienia z nocnego kursu
Dziesiątego listopada, o godzinie 22.35 bus relacji Racibórz – Pietraszyn wyjeżdża z dworca. Podróż przebiega bez zarzutów. Autobus skacze, skrzypi, coś trzeszczy lecz po dwóch latach codziennego dojazdu do szkoły wiele już ze strony lini PKS nie może zdziwić.
Około godziny 23.00 autobus wjeżdża do Bojanowa. Mijając miejscowy bar i zbliżając się do ostrego zakrętu, autobus zwalnia. Ja zapatrzony w lewe okno autobusu nagle czuję wstrząsy, co specjalnie mnie nie zdziwiło, ponieważ fatalny stan autobusów i zawyżane ceny za marną jakość przewozów są tutaj codziennością. Patrząc w okno, widzę lewe przednie koło pojazdu, które mija mnie w oknie. Szok i zdumienie zarazem. Następnie autobus mocno orze o asfalt, po czym nagłym szarpnięciem staje. Kierowca z góry informuje, że lepiej iść z buta. Pasażerka siedząca centralnie na lewym przednim kole obraca się do mnie i ze strachem w oczach pyta czy to nie jej wina… Strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby nie felerny na co dzień zakręt w Bojanowie, który dziś okazał się być aniołem stróżem nocnego kursu PKS-u na trasie Racibórz – Pietraszyn. W takich właśnie chwilach pojawia się pytanie: Jak długo jeszcze będziemy musieli znosić okropne warunki raciborskiego PKS-u? Czy stan autobusów jest odpowiedni i czy za zawyżane ceny opłaca się wsiadać do niebiesko -białych „trumien“ ?
Gdyby usterka pojawiła się 3 min wcześniej, gdy autobus pędził z prędkością 60km/h, mogłoby się nie skończyć jedynie na dowcipnych wspomnieniach. Gdyby to w środę autobus robił podobny kurs na podobnej drodze i wyładowany byłby dziećmi wracającymi szczęśliwie ze szkoły, gdyby wówczas doznał podobnej usterki a warunki na jezdni nie zmusiłyby kierowcy do ściągnięcia nogi z gazu, skutki mogłyby być tragiczne. Tymczasem zostają mi 3 km prostej, dłużącej się drogi do domu oraz ciągle chodzące po głowie pytanie – co by było gdyby...
pasażer
Najnowsze komentarze