List do redakcji
Szanowni Państwo!
Minął już jakiś czas od ukazania się na łamach „Nowin Raciborskich” artykułu pt. „Pat” autorstwa redaktora Grzegorza Wawocznego. Przyznać muszę, iż to nie brak argumentów spowolnił moją odpowiedź, ani też strach przed społecznym pręgierzem – sprawcą był brak wiary. Nie wierzyłem w to, że pan redaktor będzie chciał opublikować moją odpowiedź. Nie wierzyłem a powinienem. Bowiem wiem, że nie jest mu obca etyka dziennikarska. Roztropność, sprawiedliwość, pokora i umiarkowanie to cechy, które pominąłem w ocenie postawy redaktora Wawocznego. A przecież to właśnie roztropność sprawia, że umiejętnie rozpoznaje on problem a sprawiedliwość, że oddaje każdemu co jemu należne. Pokora zaś chroni go przed jakże paskudną autokreacją. Sprawia, że nie wywyższa się i nikogo nie poniża. Na koniec zaś umiarkowanie każe mu uznać własne ograniczenia. Zapewne artykuł ten w zamyśle autora miał być przyczynkiem do szerszej dyskusji nad stanem kultury w mieście. Dlatego też pozwalam sobie na przedstawienie mojej „strony medalu” pod nazwą RCK.
A zatem Pif - pa(t)f i po sprawie, czyli obraz RCK wg redaktora Wawocznego.
Pat w nomenklaturze szachowej określa sytuację, w której jeden z graczy nie może wykonać żadnego posunięcia zgodnego z przepisami, ale jego król nie jest szachowany, tzn. nie jest atakowany przez żadną bierkę przeciwnika. Zgodnie z zasadami pat natychmiast kończy partię remisem. A więc gdzie ten remis?
Nie o grę słów tutaj jednak chodzi, ale... No właśnie, o co?
Nie wiem skąd czerpie pan Wawoczny swoje informacje, ale wiele z nich, w mojej ocenie, mija się z prawdą.
Po pierwsze: „RCK kojarzony jest jako rozpolitykowane siedlisko PiS-u (jeden z pracowników ubiegał się niedawno o mandat poselski z ramienia tej partii)”.
Kto kojarzy RCK z polityką – redaktor Wawoczny czy Prezydent? Niniejszym oświadczam, że nigdy nie dostałem na piśmie takiego zarzutu. Ze swojej strony dodam, co nie jest przecież tajemnicą, że owym pracownikiem jest Marek Rapnicki. Ustawa o prowadzeniu działalności kulturalnej nie zabrania pracownikom samorządowych instytucji kultury angażować się w politykę lokalną czy też ponadlokalną. Co jeszcze ważniejsze nie zabrania tego Konstytucja RP. Gdyby iść tokiem rozumowania pana Wawocznego, to należy przyjąć, że za sprawą pani Lenartowicz, rozpolitykowanym środowiskiem jest Starostwo Powiatowe, a za sprawą Jurka Staronia również firma, w której on pracuje.
Po drugie: „Kadra RCK-u tymczasem (ponoć tylko część), z odwołanym dyrektorem na czele, wysuwa pretensje do prezydenta i do Raciborzan. Ten pierwszy jest łajany za wprowadzanie permanentnego stanu niepewności, bezpodstawną krytykę (w RCK, jak zapewnia szef, wiele się dzieje) i nagonkę. Ludzie są zaś winni pustym fotelom w kinie „Przemko”, przez co zakończyło ono swoją chwalebną misję.”
„Ponoć tylko część” znaczy wiele, kiedy chce się zasugerować rozłam w firmie. Nic jednak nie znaczy w dalszej części wywodów redaktora Wawocznego, które nie są podparte konkretami, a wręcz insynuacjami. Swoje zastrzeżenia i wyjaśnienia przedkładałem na piśmie. Zarówno ja, jak i moi pracownicy swoje stanowisko, w obecności wiceprezydent Nowackiej, przedstawiliśmy na spotkaniu z członkami Komisji Oświaty, Kultury i Sportu UM w dniu 10 lipca br. Nigdy nie winiliśmy mieszkańców Raciborza za sytuację Kina „Przemko” – to jest nieprawda. Prawdą zaś jest prośba skierowana na piśmie do Prezydenta o pomoc w utrzymaniu kina gminnego. Do dzisiaj zresztą pozostała ona bez odpowiedzi.
Po trzecie: „Żadna z ekip rządzących nie zadbała bowiem o wprowadzenie mechanizmu chroniącego profil działalności placówki przed prywatnymi fascynacjami jej pracowników, jak i nie zażądała wprost, by ofertę kierować przede wszystkim do zwykłych raciborzan, a nie tylko wąskiej prowincjonalnej bohemy.”
Moim zdaniem tylko ignoranci i tyrani boją się ludzi samodzielnie myślących. To właśnie fascynacje instruktorów RCK są podstawą animacji kulturalnej tej placówki. To oni są jej solą. Bez nich byliby tylko urzędnikami kultury. A dom kultury to nie taśma produkcyjna, gdzie powtarza się cykliczne ruchy. Pasja i twórczość, a także fascynacja sprawiają, że do naszej instytucji garną się tacy właśnie nadwrażliwcy jak: Grażyna Tabor, Ania Jegierska-Michalska, Michał Fita, Irena Hlubek, Jola Dzumyk czy Marek Rapnicki. Osobną, niemal kultową postacią, jest pani Małgorzata Dziedzic, która w dziedzinie tańca towarzyskiego wykształciła dwa pokolenia Raciborzan. To oni właśnie sprawiają, że młodzi ludzie mają gdzie realizować własne marzenia i fascynacje. Grają w teatrze, śpiewają poezję bądź zapomniane już pieśni ludowe. Piszą wiersze, fotografują albo po prostu dobrze się bawią, grając na kongach. To właśnie tacy ludzie, a nie lokalni raciborscy dziennikarze, tworzą Stowarzyszenie Podróżników i Artystów Grupa „Rosynant” czy ASK. I to oni właśnie kierują swe działania do, jak to ujął pan Wawoczny, „wąskiej prowincjonalnej bohemy”. I dobrze, bo sztuka nie jest dla mas! Sztuka była, jest i mam nadzieję, że będzie – elitarna. A przecież tę „wąską prowincjonalną bohemę” współtworzą także dr Janusz Nowak, dr Joanna Maksym-Benczew, dr Adam Szecówka czy Jurek Dębina. Bez nich nie byłoby znanego w całej Polsce transgranicznego projektu pn. „Prowincja matecznik słowa”. Jego efektem są nie tylko warsztaty, spektakle czy koncerty, ale także spełnione marzenia i fascynacje. To wszystko ujęte jest w wielu fotografiach oraz w dwóch zwartych publikacjach : „Od słowa ke slovu” oraz „U źródeł sensu”. A WIĘC MOŻE PAN REDAKTOR POSZUKA SENSU U ŹRÓDEŁ? Niestety ten trwający dziewięć miesięcy projekt nie znalazł uznania u p. Wawocznego. Bardziej interesowały go zakulisowe rozgrywki finansowe wokół projektu, niźli same działania! A przecież to tylko wycinek pracy RCK, o czym będzie dalej.
Po czwarte: „Doszliśmy do sytuacji, że amatorski ruch taneczny na dużą skalę rozwija się w Stowarzyszeniu Kultury Ziemi Raciborskiej „Źródło”, które radzi sobie świetnie w starym więziennym domu kultury i spółdzielczym klubie „Cegiełka”, choć wymarzonym miejscem byłaby baza RCK-u, gdzie dziś wyróżniają się tylko grupy teatralne dla młodzieży o wyższych aspiracjach artystycznych.”
Nie jest tajemnicą, że red. Wawoczny nie był zainteresowany pisaniem o osiągnięciach zespołów dawnej „Strzechy”, nie dostrzegał organizowanych festiwali, mimo że odbywały się pod jego oknami. Wielkie zainteresowanie amatorskim ruchem artystycznym, w tym folklorem, przyszło wraz ze wstąpieniem córki w szeregi zespołów SKZR. I super, tak trzymać! Mimo że różnimy się w poglądach na wiele spraw, to szanuję i jestem pełen podziwu dla działalności Pani Prezes SKZR, jak i całego stowarzyszenia. Przyznam jednak, że nie da się porównywać działalności stowarzyszenia z działalnością samodzielnej instytucji kultury. Różni nas tak wiele, ale jednocześnie wiele nas łączy w sensie merytorycznym. Proszę jednak pamiętać, że działalność stowarzyszenia to zaledwie wycinek działalności takiej instytucji jak RCK. Nie będę się rozwodził nad szczegółami, bowiem wystarczy dobrze przeczytać statut RCK, by wiedzieć o czym piszę.
Po piąte: „O sukcesach i wojażach zespołu „Strzecha” nie słyszymy już od lat i na dobrą sprawę nie wiadomo, czy niegdysiejsza wizytówka raciborskiego folkloru w ogóle działa, choć formalnie istnieje”.
Gdyby pan redaktor chciał to dostrzegłby zarówno wojaże, jak i osiągnięcia Zespołu Pieśni i Tańca „Strzecha”. A jest ich troszeczkę. Oczywiście, że zespół boryka się z problemami. Jak w każdym zespole amatorskim tak i w „Strzesze” pojawiają się one w momencie matur. Wówczas wymianie podlega niemal cały skład zespołu. Obecnie działają cztery składy ZPiT „Strzecha”, które liczą łącznie 89 uczestników. Ósmego grudnia w „Strzesze” o godzinie 17.00 mógł pan Wawoczny obejrzeć „Jasełka” w wykonaniu części ZPiT „Strzecha”.
Po szóste : „Porównanie oferty zajęć wieczorowych dla dzieci i młodzieży Młodzieżowego Domu Kultury przy Stalmacha z RCK byłoby, mówiąc najoględniej, nietaktem w stosunku do MDK-u. Najgłośniejsze, udane imprezy przy ul. Londzina są przede wszystkim dziełem organizacji tzw. trzeciego sektora bądź prywatnej inicjatywy prowadzących pub „Koniec świata”.
Każdy kto zechce, sam oceni ofertę obu instytucji. Czy to poprzez wgląd w strony internetowe placówek bądź osobiście. Każda instytucja ma określony poprzez Statut zakres działalności. Statuty znajdują się w BIP-ie każdej placówki. Ilość i jakość zawsze jest odbierana subiektywnie. Prowadząc w placówce zespoły amatorskiego ruchu artystycznego, kieruję się, wraz z gronem instruktorskim, ideą animacji społeczno-kulturalnej. Tu własna aktywność człowieka jako jednostki, stałe ożywienie tej aktywności i tworzenie takich warunków, by mogła się ona realizować w różnych wymiarach – stanowi dobro najważniejsze. Fundamentalną ideą jest tutaj aktywność i uczestnictwo. W moim przekonaniu zespoły istnieją przede wszystkim po to, by zaspakajać potrzeby samorealizacji ich członków. Oni są podmiotem naszych działań i stanowią ważny element edukacji kulturalnej. Ilość i jakość zespołów dostosowana jest do indywidualnych potrzeb członków poszczególnych zespołów. Pracujemy z nimi i dla nich. Tutaj tzw. „wyścig szczurów” nie ma zastosowania. Nagrody i wyróżnienia to oczywiście istotny element w naszej pracy, ale nie najważniejszy. Od celu ważniejsza jest droga ku niemu. I to staramy się wpajać dzieciom i młodzieży.
Proces tworzenia uzależniony jest między innymi od wieku uczestników, ich predyspozycji oraz kompetencji instruktora prowadzącego. Dlatego też niektóre zespoły są w stanie pokazać efekt własnej pracy parokrotnie w skali roku, a inne dopiero po roku czy też dwóch. Trudno stawiać znak równości między pracą z uzdolnioną (wokalnie) młodzieżą a początkującymi tancerzami w wieku 5-6 lat. Zapewne prościej jest przyprowadzić na scenę 12-15 -osobową grupę młodzieżową niż liczący sto osób zespół folklorystyczny zbudowany z wielu grup, zróżnicowanych wiekiem i umiejętnościami. Trudno konkurować zespołom plastycznym czy też teatralnym z wokalistami bądź tancerzami.
Prezentacja dorobku zespołów zawsze nosić będzie znamiona subiektywnych spostrzeżeń. W mojej ocenie zarówno prezentacja wewnętrzna (w ramach placówki), jak i zewnętrzna (plener bądź inna placówka) zespołów RCK nie odbiega od średniej z ubiegłych lat.
Między styczniem a wrześniem br. zorganizowaliśmy 18 imprez artystycznych poza placówką przy widowni liczącej blisko 6,5 tys. widzów i 13 w placówce, gdzie widownie tworzyło ponad 5 tys. osób. Zespoły te, jak również ich uczestnicy indywidualni, prezentowali swoje umiejętności na różnego rodzaju festiwalach i przeglądach, gdzie zdobywali wyróżnienia i odpowiednie miejsca w kwalifikacjach. Tylko miedzy kwietniem a sierpniem tego roku uzyskaliśmy dwanaście wyróżnień i nagród z prestiżowym „Grand Prix” dla „Tetraedru” podczas XXXIV Tyskich Spotkań Teatralnych. Ten rok nie odbiega zresztą od pozostałych lat, gdzie zespoły również zdobywały wiele nagród i wyróżnień
Statut RCK zakłada organizację w instytucji animacji kulturalno-społecznej. Postanowiłem zatem udostępniać pomieszczenia DK „Strzecha”, jak i RDK pod działalność stowarzyszeń. Przyznaję, że szczególnie wspieram działalność Grupy „Rosynant”, ASK, Raciborskiego Centrum Badań Historycznych oraz Towarzystwa Uniwersytetów III wieku. Wiele imprez robimy zresztą wspólnie. Nie zawsze ta współpraca przebiega płynnie, zdarzają się zgrzyty, ale tylko tam nie ma problemów, gdzie nie ma ludzi. Kuriozalna to sprawa, bo kiedy chroniłem instytucję przed bezpłatnym użyczaniem sal, byłem krytykowany. Kiedy użyczam, to nagle działalność tych stowarzyszeń jest postrzegana jak „koń trojański” RCK.
Po siódme : „Pierwsze wielkie imprezy plenerowe z okazji Dni Raciborza RCK zrobił dopiero w tym roku i to na wyraźne polecenie ratusza. Niestety, dyrekcję przerósł montaż finansowy. Wyszło na jaw, że tak duża instytucja po prostu nie radzi sobie z takimi wyzwaniami.”
Myli się znowu pan redaktor, bo wielkie imprezy robiliśmy od dawna. To tylko on ich nie dostrzegał, mimo że działy się niemal pod jego oknami (kiedy rezydował na Podwalu). Myli się również w kwestii „wyraźnego polecenia”, bowiem tego nie było. To my namawialiśmy do tego, by powierzono nam organizację „Dni Raciborza” z odpowiednimi środkami finansowymi. To Prezydent Lenk podjął decyzję, iż UM nie będzie już organizatorem imprez, mając własną instytucję. I chwała mu za to! Tak było w styczniu tego roku. Myli się również w kwestii finansowej. Przypomnę zatem, że UM przekazało na organizację wspomnianej imprezy 90.000 zł. RCK dołożyło, podnajmując plac pod handel i od sponsora – 30.500 zł. Sama zaś organizacja koncertów kształtowała się na poziomie 81.000 zł. Przypomnę, że gościliśmy Golec uOrkiestrę, Arkę Noego, Oddział Zamknięty i Francesco Napoli. Być może „..organizatorzy sierpniowego Memoriału bądź każda „otrzaskana” w branży agencja zrobiliby to znacznie taniej”. Być może ! Ale przypominam, że cennik za występ danej gwiazdy obowiązuje w całej Polsce. Można oczywiście oszczędzać, ale kosztem gorszej sceny, czy też nagłośnienia. Można też udawać, że jest ochrona i opieka medyczna. Można, ale ja tak nie postępuję. Reklama imprezy, scena, nagłośnienie, przyłącz energetyczny, barierki ochronne, noclegi wykonawców, ZaiKS, obsługa medyczna, ochrona imprezy itp. zostały sfinansowane ze środków pozyskanych przez RCK. Nie miałem pojęcia, że organizując imprezę miejską, zostanę potraktowany jak „podmiot z zewnątrz” i będę musiał zapłacić za oznakowanie ulic, wywóz śmieci i odrestaurowany trawnik. I o te elementy „wiodłem spór” z UM.
Po ósme: „Sygnały nieporadności były już w styczniu, kiedy to zagrany z okazji Dni Patronów Raciborza koncert Łez okazał się finansową klapą, a sala, jak na tej miary gwiazdę, świeciła pustkami. Powód. Łzy grały w środku tygodnia.”
Każde zadanie w zakresie działalności kulturalnej nosi znamiona ryzyka. Tak też było z koncertem zespołu „Łzy”. To przykre doświadczenie nie ma jednak nic wspólnego ani z sesją egzaminacyjną w PWSZ ani tym bardziej z tym, że odbywał się „w środku tygodnia”. Tym niemniej ci, którzy w koncercie uczestniczyli, bawili się świetnie i to należy docenić.
Po dziewiąte: „Inne wielkie imprezy na deskach przy ul. Chopina odbywają się tylko za sprawą impresariatów bądź innych instytucji, które wynajmują salę widowiskową na swoje przedsięwzięcia – komercyjne koncerty, pokazy czy prezentacje.
Wystarczy wejść na strony okolicznych domów kultury, czy też Centrów Kultury, by przekonać się, że jest to praktyka powszechna. Chroni ona interes placówki, która nie tylko, że nie ryzykuje utraty środków finansowych, ale przede wszystkim zarabia na podnajmie sal. Z pozyskanych zaś środków realizuje swoją działalność statutową. W sensie dostępności mieszkańców do imprez kulturalnych nic się nie zmienia. Przecież (poza wąską grupą osób) nie ma to znaczenia, czy operetkę bądź imprezę estradową zorganizuje RCK czy też agencja. Odbiorca, że tak to ujmę, nie przychodzi na imprezę ze względu na jej organizatora. Odbiorcę interesuje WYKONAWCA. To z jego powodu kupuje bilet. Nie stoi to w sprzeczności z zapisami statutu RCK. Ale w tej kwestii nie jest aż tak źle, jak chciałby to widzieć pan Wawoczny. Bowiem RCK zorganizowało w tym roku koncerty m.in. takich zespołów i solistów jak : Keitha Thompsona z zespołem Strangebrew, Kałe Bała, Bogdan Hołownia & Jorgos Skolias, Grzegorz Turnau, Edyta Geppert & Kroke, TomQ, Expedice Apalucha, Maleo Reggae Rockers, Jose Torres y Salsa Tropical czy Septeto Nacional.
Po dziesiąte: „Kino „Przemko” zeszło ze sceny, bo przegrało z „Bałtykiem”. Puszczało za mało nowości i to na sprzęcie, który w końcu musiał paść. Dramatyczna kondycja projektora stała się powszechnie znana nie zawczasu, ale już u kresu działalności kina.”
Nowości gra tylko kino premierowe a Kino „Przemko” do nich nie należało. Zaś dramatyczna sytuacja nie tylko kina, ale całego obiektu RDK znana była od lat. Można oczywiście wyśmiać gminne (podkreślam: gminne ) Kino „Przemko”, ale czy pamięta ktoś, aby w ciągu ostatnich 6 lat pisano w „N.R” o dramatycznej sytuacji RDK, albo Kina? Przypomnę tylko wieloletnie zabiegi dotyczące dachu RDK, które zakończyły się przyznaniem środków na … budowę amfiteatru w „Strzesze”. Czy muszę przypominać, ile trzeba było zabiegów, aby tę sytuację „odkręcić”? Podobnie było z zakupem sprzętu nagłośnieniowego, zakupem okotarowania czy siedzisk do „Strzechy”!!! Tutaj jakoś pan redaktor nie był łaskaw się wypowiadać w obronie interesu instytucji kultury.
Po jedenaste: „Powinna hulać od rana do wieczora, przeszywana gwarem dzieci i młodzieży mogących tu znaleźć dla siebie ofertę pożytecznych zajęć pozalekcyjnych i to nie tylko z dziedziny kultury, ale i np. nauki. Teraz zaś to Muzeum czy Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna tworzą ofertę dla szerokiego grona uczniów, podczas gdy powinna ona w zasadzie uzupełniać działalność RCK”.
Gdybyż to zatroskany redaktor zechciał przyjść do budynków RCK, kiedy odbywają się spektakle w ramach Teatru Lektur Szkolnych czy też koncerty umuzykalniające. Gdyby przeszedł korytarzem, kiedy odbywają się próby „Bajtel Gali”, gdy trwa wystawa ptaków egzotycznych bądź zajęcia taneczne dzieci z gimnazjum, to „przeszyłby go gwar dzieci i młodzieży”! Gdyby po południu zajrzał do obu budynków kiedy odbywają się zajęcia amatorskiego ruchu artystycznego, to zapewniam, że tak by go „przeszył”, że zapamiętałby na całe lata. Prawdę powiadają starzy górale, że czasami „więcej widzi życzliwy ślepiec niż nieżyczliwy pon w binoklach”.
To prawda, że w RCK można wiele zmienić. Ale przede wszystkim należy zmienić stosunek decydentów do tej instytucji, która tworzy kulturę, a nie tylko jej konsumpcję czy dystrybucję (prostą sprzedaż i rozdawnictwo dóbr kultury). RCK nie jest placówką oświatową, nie jest nawet placówką działalności pozaszkolnej – jest samodzielną instytucją kultury, co do której wszyscy roszczą sobie prawa. Nikt zaś nie poczuwa się do obowiązku wspierania jej działalności. Krokodyle łzy, jakie wylewa red. W., są tego przykładem. Jego tekst pt. „Pat” to nie rzetelna diagnoza, lecz „przygotowanie artyleryjskie” pod nadejście „miotły”, na którą pan redaktor tak czeka. I to dopiero jest naprawdę smutne.
Leszek Wyka
Od redakcji
Człowiek broni błędów, które kocha – mawiał Seneka Młodszy. Dyrektor Leszek Wyka jest skłonny poświęcić kolejne doby swojego życia na płodzenie przydługawych listów, by przekonać niewtajemniczonych w sprawę raciborzan, że w RCK dzieje się dobrze. Otóż nie! Działo się i dzieje źle, ale by zrozumieć tę fundamentalną prawdę nie można sobie przypinać do klapy osiągnięć tych, którzy już w RCK znaleźli azyl i odnoszą sukcesy. Nikt przecież, Panie Wyka, nie chce ich stąd wyganiać i przekreślać dorobku. Bez Pana też zostaną. Czyż nie?
Sens jest inny. Obok ludzi z wyższymi ambicjami, swoje miejsce w RCK muszą także znaleźć ci, którzy chcą po prostu zagospodarować swój wolny czas i czas swoich dzieci. Oni nie chcą śpiewać poezji, uczestniczyć w poetyckich warsztatach, pisać do „Almanachu...”, kontemplować Hrabala czy grać na gongach. Wolą zwykłe, ciekawe, zajęcia pozalekcyjne i kółka zainteresowań, których w RCK po prostu nie ma. To na tym polu właśnie wykazał Pan swoją nieporadność. RCK stał się miejscem prowincjonalnej bohemy. Płacą z podatków wszyscy, a uciechę ma tylko elita dająca upust swoim pasjom.
Pisanie, że nie miał Pan pojęcia o dodatkowych kosztach Dni Raciborza, czy przyznawanie się do „przykrego doświadczenia z zespołem Łzy” (w końcu zapłacili podatnicy, a nie dyrektor RCK), to żałosny przykład niekompetencji. Szacunek jednak za to, że potrafi Pan się do tego przyznać. Z drugiej strony rozumiem prezydenta, gdy pozbywa się dyrektora, który nabija mu dodatkowe 100 tys. kosztów i na dodatek zamiast zakasać rękawy wpada w pretensjonalny trans.
Czy w RCK jest gwarno? Po lekturze listu odnoszę wrażenie, że nie częściej jak w moim domu. Pan ma ludzi na wystawie kanarków, Bajtel Gali i teatrach. U mnie jest gwarno na urodzinach moich, żony i córek, a do tego na kilku innych imprezach towarzyskich.
Wychodzi więc na to, że mamy podobne osiągnięcia, tyle że ja na przykład, jak nikogo nie ma w domu, zakręcam do południa kaloryfery, a w RCK cały boży dzień grzeją na całego w pustych salach.
A tak poważnie. To proszę wybrać się na rekonesans do rybnickiego klubu Energetyka czy do katowickiego Pałacu Młodzieży. Nabierze Pan pokory i zdrowego dystansu do swoich tak opiewanych osiągnięć. O taki właśnie model działania chodzi. O dom kultury powszechny, dostępny dla wszystkich, nie tylko dla pasjonatów.
Dodam też na koniec, skoro nie waha się Pan sięgnąć do wątków osobistych, że moja córka od kilku lat nie tańczy już w zespołach „Źródła”.
Grzegorz Wawoczny
Najnowsze komentarze